niedziela, 8 grudnia 2013

Nowy ruch liturgiczny

Przypominamy dzisiaj tekst Witolda Dziedzica opublikowany na naszym portalu 5 lat temu. Znajdujemy w nim wyjaśnienie pochodzenia nazwy naszego serwisu. 


Niektóre osoby odwiedzające naszą stronę mają pewne wątpliwości, czy tytuł portalu - "Nowy Ruch Liturgiczny" nie został przyjęty trochę na wyrost. Chodzi po pierwsze o to, czy rzeczywiście w dzisiejszych czasach możemy mówić o czymś takim, jak nowy ruch liturgiczny? Po drugie - czy ten nowy ruch liturgiczny powinien być ukierunkowany właśnie w ten sposób, w jaki prezentuje się to na naszej stronie?
W pewnych kręgach zakorzeniło się przekonanie, że ruchem liturgicznym należy określać wyłącznie szereg inicjatyw podejmowanych na przełomie XIX i XX wieku, odnoszących się do badań nad liturgią, jak też działań zmierzających do jej upowszechnienia i przybliżenia szerokim warstwom wiernych. Ukoronowaniem prac ruchu liturgicznego przyjęło się zaś uznawać reformę liturgiczną przedsięwziętą przez Pawła VI, rozumianą jako realizację soborowej konstytucji Sacrosanctum Concilium. Na tym rola ruchu liturgicznego uznana zostaje za zakończoną. Uznano, że w zreformowanej liturgii ucieleśniły się wszystkie postulaty zgłaszane przez ruch liturgiczny. Reforma stała się uwieńczeniem jego prac i dalsza działalność ruchu liturgicznego stała się bezprzedmiotowa.
Okazuje się jednak, że takie podejście bywa w dzisiejszych czasach poddawane w wątpliwość. Wraz z pontyfikatem Benedykta XVI coraz wyraźniej mówi się o tym, że tak naprawdę reforma liturgiczna nie może zostać uznana za zakończoną. Zwłaszcza we współczesnym, dynamicznie zmieniającym się świecie, wyjątkowo potrzebna jest refleksja, zmierzająca do odczytania na nowo soborowych wskazań odnoszących się do etapów i kierunków rozwoju katolickiego kultu.
Po epoce rewolucyjnych zmian przychodzi czas reakcji. Dopiero z perspektywy dziesięcioleci można obiektywnie ocenić dorobek liturgicznych przeobrażeń w Kościele. Jest to jednak zadanie bardzo trudne, a duża część ludzi podchodzi do niego bardzo emocjonalnie. Emocje wynikają po części z tego, że dla wielu osób wydarzenie takie jakim był Sobór i reforma liturgiczna, stanowiły potężne wyzwanie, któremu poświęcili całe swoje młodzieńcze zaangażowanie. Po części też z tego, że krytyczne spojrzenie na reformę liturgiczną łączone jest z radykalnym kwestionowaniem Soboru i posoborowych zmian w Kościele.
Czy w takim klimacie jest więc miejsce na powrót do klimatu sprzed 50 lat, gdy gorączkowo rozprawiano na temat zmian w liturgii? Czy ogłaszanie powstania nowego ruchu liturgicznego nie będzie traktowane jako swego rodzaju deprecjacja dorobku starego ruchu liturgicznego i zamach na owoce, które wydał?
Być może, że jeszcze do niedawna takie wątpliwości byłby zasadne. Jednak rozwiewają się one zdecydowanie wraz z upływem kolejnych dni pontyfikatu Benedykta XVI. Do takich wniosków upoważnia zwykła obserwacja poczynań papieża. Wypływają one konsekwentnie z jego poglądów, którym jasno dawał wyraz zarówno gdy był jeszcze kardynałem, jak i obecnie, gdy zasiada na Stolicy Piotrowej.
W ustach kard. Ratzingera wielokrotnie pojawiało się pojęcie "nowego ruchu liturgicznego". Co więcej, padało ono zawsze w bardzo konkretnym kontekście. Obecny papież pisał w książce pt. "Moje życie. Wspomnienia z lat 1927-1977":

"Dalsze życie Kościoła dramatycznie wymaga uczynienia liturgicznego rachunku sumienia, liturgicznego pojednania, które przywróci jedność zerwaniu w historii liturgii i potraktuje zalecenia soborowe nie jako rozłam, ale jako czas ewolucyjnych zmian. Kryzys Kościoła, w którym znajdujemy się dzisiaj jest w ogromnej części spowodowany zapaścią liturgiczną, której charakter dobrze określają słowa etsi Deus non daretur (tak, jakby Bóg nie istniał), tak jakby zagadnienie istnienia Boga, to czy mówimy, czy słuchamy - nie miały żadnego znaczenia. Jeśli liturgia nie jest już komunią Wiary, nie jednoczy Kościoła powszechnego z jego historią, nie jest tajemnicą żyjącego Chrystusa, gdzie wtedy można odnaleźć duchową substancję tegoż Kościoła? Nietrwałość wspólnoty, której już nie jednoczy Wiara, nieuchronnie prowadzi do rozpadu Kościoła na koterie różnych rodzajów, do rozdzierania Kościoła na będące w opozycji do siebie liczne formacje. Dlatego właśnie potrzebujemy nowego ruchu liturgicznego, który ożywi prawdziwe dziedzictwo Drugiego Soboru Watykańskiego."

Początkiem XX wieku do wzbudzenia wielkiego ruchu liturgicznego wystarczyła ogólna zachęta sformułowana przez papieży Piusa X i Piusa XI w sławnym motu proprio tego pierwszego o muzyce kościelnej oraz w encyklice Divini cultus tego drugiego. I chociaż papieże ci nie używali wprost wyrażenia "ruch liturgiczny", zrodził się on jako spontaniczny odzew na ich wołania. Dzisiaj, gdy nasze doświadczenia bogatsze są o dorobek wyniesiony z tamtych lat, używając sformułowania "ruch liturgiczny" oczami wyobraźni widzimy cały szereg ludzi i inicjatyw, które w przeszłości działały pod jego szyldem. Toteż dzisiaj o wiele łatwiej odczytać można intencje przyświecające osobom podpisującym się pod tym wyrażeniem. Powinno stanowić to dla nas dodatkowe ośmielenie do wsłuchania się w głos liturgistów, upominających się o ponowny ruch odnowy liturgicznej, zwłaszcza gdy znajdują oni zadeklarowanego protektora w samym Ojcu Świętym.
Swoje spojrzenie na liturgię i kryzys, która ona obecnie przechodzi Benedykt XVI zawarł w słynnej książce "Duch liturgii". W wywiadzie udzielonym dla francuskiego pisma La Croix z 28 grudnia 2001 r. kard. Ratzinger pisał:

"Jeżeli książka ta, w nowy sposób, potrafiłaby zachęcić do czegoś na kształt „ruchu liturgicznego”, ruchu ku liturgii oraz do prawidłowego wewnętrznie i zewnętrznie celebrowania liturgii, wówczas obficie wynagrodzona zostałaby intencja, która skłoniła do jej napisania."

Intencje Benedykta XVI są bardzo czytelne i wydają się nie wywoływać żadnych wątpliwości. Ujawnia je na codzień w celebracji liturgii papieskiej, a także w wypowiedziach odnoszących się do motu proprio Summorum Pontificum. W liście do biskupów, towarzyszącym motu proprio, papież pisał:

"...obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać...
W czasie odprawiania Mszy według Mszału Pawła VI będzie mogła się ujawnić, w silniejszy sposób niż to często było dotychczas, owa sakralność, która przyciąga wielu do dawnego obrządku. Najpewniejsza gwarancja, że Mszał Pawła VI mógłby zjednoczyć wspólnoty parafialne i stać się umiłowanym przez nie, polega na sprawowaniu [Mszy] z wielkim szacunkiem zgodnie z przepisami; uwidacznia to bogactwo duchowe i teologiczną głębię tego Mszału...
Nie ma żadnej sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego. W dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania. To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe. Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła i przyznanie im należytego miejsca."

To wyważone spojrzenie Papieża na liturgię Kościoła, podejmowane z doskonałej perspektywy jaką umożliwia zasiadanie na papieskim tronie, powinno przynaglać każdego do podjęcia działań zmierzających do wypełnienia postulatów zawartych w Summorum Pontificum. Jednocześnie powinno onieśmielać tych, którzy do tej pory mieli w tej kwestii wątpliwości. Ich obowiązkiem jest pokorne uderzenie się w pierś i podążenie za głosem papieża, który powinni odtąd uznać za swój własny.
Powracając jeszcze parę lat wstecz do roku 1998, warto przypomnieć, o czym zapewniał kard. Ratzinger wszystkich tych, którzy z zakłopotaniem patrzyli na pewne rozdwojenie rytów Mszy św. Nie wydaje się, aby dzisiaj słowa te straciły cokolwiek na aktualności. Padły one w podczas wykładu wygłoszonego w Rzymie w dniu 24 października 1998 do uczestników pielgrzymki z okazji dziesięciolecia motu proprio Ecclesia Dei:

"W chwili, gdy ta [tradycyjna] liturgia naprawdę dotknie wiernych swoim pięknem i głębią, wtedy zostanie umiłowana, równocześnie nie będąc w opozycji nie do pogodzenia względem nowej liturgii – byleby tylko wspomniane kryteria były stosowane tak jak chciał tego Sobór.
Oczywiście różne akcenty duchowe i teologiczne będą nadal istniały, ale nie będą już dwoma przeciwstawnymi sposobami bycia chrześcijaninem, lecz raczej bogactwem należącym do tej samej i jedynej wiary katolickiej.
Gdy kilka lat temu ktoś zaproponował „nowy ruch liturgiczny”, aby uniknąć sytuacji, w której dwie formy liturgii oddalałyby się zbytnio od siebie, oraz by podkreślić ich głęboką zbieżność – niektórzy miłośnicy dawnej liturgii wyrażali obawę, czy nie jest to podstęp lub zasadzka w celu ostatecznego i całkowitego wyeliminowania dawnej liturgii.
Tego rodzaju niepokoje i lęki powinny nareszcie ustąpić! Skoro jedność wiary i jedność misterium ukazują się jasno w obu formach celebracji, może to być dla wszystkich wyłącznie powodem radości i dziękczynienia Dobremu Bogu. W miarę jak wszyscy wierzymy, żyjemy i działamy z takimi motywami, będziemy również w stanie przekonać biskupów, że obecność dawnej liturgii nie przeszkadza i nie niszczy jedności ich diecezji, ale jest raczej darem przeznaczonym do budowania Ciała Chrystusowego, którego sługami wszyscy jesteśmy.
Chciałbym was zatem zachęcić, drodzy przyjaciele, abyście nie tracili cierpliwości, zachowali ufność i czerpali z liturgii siłę, konieczną do tego, żebyśmy dawali świadectwo Panu w naszych czasach."

Widać wyraźnie, jak na każdym kroku Benedykt XVI, wczoraj i dziś, zachęca do niezaprzestawania podejmowania ciągłych starań o należyty rozwój świętej liturgii. Proces ten nigdy nie może zostać zakończony, gdyż liturgia jest tak samo żywa jak Kościół. Stwierdzenie, że osiągnęła ona już swój szczytowy kształt, byłoby równoznaczne z przyznaniem, że stała się ona tak samo doskonała jak niebieska liturgia sprawowana nieustannie w Niebie przed Tronem Boga. Ponieważ na tym świecie jest to niemożliwe, porzucenie troski o liturgię lub odwrócenie jej rozwoju w kierunku innym niż wskazywany przez Kościół, równałoby się albo z dążeniem do uczynienia jej skostniałym rytuałem muzealnym albo do jej wynaturzenia.

NRL: 20.11.2008