poniedziałek, 4 maja 2009

Papież Benedykt XVI i liturgia (cz. 4-ostatnia)

Publikujemy ostatnią, IV część referatu profesora Davida Ventury na temat: "Papież Benedykt XVI i liturgia – Znaczenie i rola liturgii". Został on wygłoszony 22 lutego 2009 r. w Bolonii w kościele Matki Bożej Łaskawej (S. Maria della Pietà). Tekst pierwotnie opublikowano na stronach Agencji Zenit.


Problem języka w liturgii

Ten kto miał niewielką styczność z tekstami Soboru Watykańskiego II (to prawda, że są one bardzo obszerne) jest z reguły przekonany, że to Sobór zarządził usunięcie języka łacińskiego na korzyść języka narodowego. Musi więc budzić zdziwienie, kiedy w punkcie 36 konstytucji dogmatycznej Sacrosanctum Concilium, czytamy tak zdecydowane twierdzenie: “W obrządkach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe (to znaczy za wyjątkiem rytów wschodnich)”. Konstytucja określa precyzyjnie zasady korzystania w liturgii z języka narodowego: “można zezwolić na stosowanie w odpowiednim zakresie języka ojczystego w Mszach świętych sprawowanych z udziałem ludu, zwłaszcza w czytaniach, w "modlitwie powszechnej" oraz - jeżeli miejscowe warunki tego wymagają - także w tych częściach, które należą do wiernych.” Następny punkt 54, po ustaleniu możliwych zezwoleń określa, że “Należy jednak dbać o to, aby wierni umieli wspólnie odmawiać lub śpiewać także w języku łacińskim stałe części Mszy świętej dla nich przeznaczone.” Jest oczywiste, że Ojcowie soborowi, aprobując ten tekst nie mieli najmniejszego zamiaru, aby doprowadzić do zupełnego lub tak zdecydowanego zaniku języka łacińskiego w liturgii – co jednak nastąpiło wkrótce bardzo szybko.
W odniesieniu do duchowieństwa, które posługiwało się językiem łacińskim i zrozumienie liturgii nie stanowiło dla niego żadnego problemu, punkt 101 w tejże konstytucji soborowej jasno stanowi: “Zgodnie z wiekową tradycją obrządku łacińskiego duchowni winni zachowywać w liturgii godzin język łaciński”. Tak jak wiadomo, to polecenie soborowe zostało prawie natychmiast i całkowicie zignorowane.
W cytowanym już wywiadzie z 5 września 2003 roku, kardynał Ratzinger wyjaśnia swój punkt widzenia: "Ogólnie rzecz biorąc, sądzę że warto było przetłumaczyć liturgię na języki narodowe, ponieważ potrafimy zrozumieć teksty i mamy możliwość włączenia myślenia do naszego uczestnictwa. Jednak to dzięki szerszemu polu dla łaciny otrzymujemy uniwersalny wymiar katolickiej wiary, łaciny która uświadamia nam, że niezależnie od miejsca na ziemi znajdujemy się w tym samym Kościele. Tak więc z jednej strony język mówiony jest pewnym rozwiązaniem, z drugiej zaś zachowanie pewnych elementów łacińskich daje poczucie uniwersalności, jedności naszej wiary na całym świecie".
W książce ”Bóg i świat” obecny Papież mówi: “Póki co łacina jako język Mszy świętej jawi się nam wręcz jako grzech pierworodny. Jej nieobecność wyklucza jednak komunikację, która jest tak niezbędna na obszarach zamieszkiwanych przez ludność mieszaną”.
Oprócz języka łacińskiego, upadł pod ciosami reformy posoborowej (poza kilkoma wyjątkami) jeszcze jeden powszechny język liturgii – język ciszy. W liturgii tradycyjnej, ofertorium i kanon eucharystyczny były wielkimi obszarami świętej ciszy, podczas której kapłan celebrował przed ołtarzem szeptem, gdy tymczasem lud towarzyszył akcji liturgicznej w modlitewnej ciszy. Tak, jak można zauważyć, w ramach socjologicznej interpretacji „actuosa participatio”, cisza została sprowadzona do króciutkiej przerwy podczas podwyższenia.
W wielokrotnie cytowanym i fundamentalnym „Duchu liturgii” kardynał Ratzinger pisze: “Ku zmartwieniu niektórych liturgistów powiedziałem w 1978 roku, że cały Kanon wcale nie musi być zawsze odmawiany głośno. Chciałbym po długim zastanowieniu powtórzyć to tutaj z naciskiem oraz w nadziei, że po dwudziestu latach znajdzie się więcej zrozumienia dla tej tezy. [...] Nie jest prawdą, iż pełne, nieprzerwanie głośne odmawianie Modlitwy eucharystycznej jest warunkiem uczestnictwa wszystkich w tym centralnym akcie święta Eucharystii. Moja ówczesna propozycja brzmiała: z jednej strony kształcenie liturgiczne musi doprowadzić do tego, by wierni znali zasadnicze znaczenie i podstawowy kierunek Kanonu; z drugiej strony pierwsze słowa poszczególnych modlitw powinny być mówione głośno jako rodzaj hasła podanego zgromadzonej wspólnocie, aby cicha modlitwa każdej osoby mogła wnieść wymiar osobisty do wymiaru wspólnotowego, a wspólnotowy do osobistego. Kto kiedykolwiek znalazł się w kościele jednoczonym w cichej modlitwie Kanonu, ten doświadczył, czym rzeczywiście jest wypełniona cisza, która stanowi zarówno głośne i natarczywe wołanie do Boga, jak i przepełnioną Duchem modlitwę”.


Versus orientem

Obecny Papież wypowiadał się zawsze o ukierunkowaniu celebransa w stronę ludu, sygnalizując to w licznych wystąpieniach i pismach, jako o czymś mającym charakter sztucznie narzucony, przeciwny tradycji sięgającej czasów apostolskich i nieuzasadniony duszpastersko. Od epoki starożytności chrześcijańskiej, wywodzi się zwyczaj wspólnej orientacji zgromadzenia wiernych i celebransa (etymologia słowa "orientacja", łac. oriens, oznacza skierowanie na wschód) w kierunku wschodzącego słońca, znaku Chrystusa i Jego ponownego i ostatecznego przyjścia.
W wywiadzie z 5 września 2003 ówczesny kardynał Ratzinger potwierdza: "Rzekłbym, że ukierunkowanie kapłana i wiernych versus orientem jest bardzo pomocne, ponieważ symbolizuje prawdziwą tradycję apostolską. Nie jest to tylko norma, lecz wyraz tak kosmicznego, jak i historycznego wymiaru liturgii. Sprawujemy liturgię z kosmosem, światem. Wschód to kierunek przyszłości świata, historii symbolizowanej przez słońce i rzeczywistość kosmiczną. Sądzę, że w dzisiejszym świecie odkrywanie naszych relacji ze światem stworzonym jest łatwiejsze do pojęcia niż np. dwadzieścia lat temu. Wszyscy, kapłan i wierni, patrzą w jednym kierunku, razem zwróceni ku Bogu. Zewnętrzne gesty nie są wyłącznym środkiem zaradczym, ale mogą być pomocne, bowiem wyrażają klasyczną interpretację kierunku celebracji liturgii".
Problemowi temu został poświęcony jeden z rozdziałów „Ducha liturgii”. Można w nim przeczytać: “Niezależnie jednak od wszelkich zmian, aż po początki drugiego tysiąclecia czymś oczywistym dla całego chrześcijaństwa jest modlitwa skierowana na Wschód, która od zarania stanowi tradycję i podstawowy wyraz chrześcijańskiej syntezy kosmosu i historii, syntezy zakorzenienia w jednorazowości historii zbawienia oraz zbliżania się do przychodzącego Pana”.
Podaje się zwykle podwójne uzasadnienie wprowadzenia innowacji polegającej na zwróceniu kapłana w kierunku ludu. Po pierwsze miałby ona nawiązywać do pozycji Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy, siedzącego przy stole naprzeciw Apostołów. Po drugie, ma ona polegać na przyjmowaniu zwyczajów wielkich bazylik rzymskich, a w szczególności Bazyliki św. Piotra, które są skierowane na Zachód. Jeżeli więc celebrans w trakcie modlitwy chciał się w nich zwrócić na Wschód, musiał patrzeć w kierunku wejścia, a zatem na lud. W tekście wyżej wymienionym kardynał Ratzinger odpowiada na te tezy następującymi obserwacjami cytując w dalszej części tekst L. Bouyera: „Architektura i liturgia”: "Oczywiście, w ten sposób sens rzymskiej bazyliki wraz z ustawieniem ołtarza zrozumiany został niewłaściwie". Powołuje się na słowa Bouyera: "Nigdy i nigdzie wcześniej (tzn. przed XVI wiekiem) nie można znaleźć wskazania na to, czy przypisywano jakiekolwiek znaczenie lub też czy w ogóle poświęcano uwagę pytaniu o to, czy kapłan, celebrując Mszę św. powinien mieć lud przed sobą czy też za sobą. Profesor Cyrille Vogel dowiódł, że jeśli w ogóle przywiązywano do czegoś wagę, to do tego właśnie, czy kapłan powinien odmawiać Modlitwę eucharystyczną oraz inne modlitwy skierowany na Wschód [...]. Nawet jeżeli ukierunkowanie kościoła pozwalało kapłanowi modlić się przy ołtarzu twarzą w kierunku ludu, to i tak nie wolno nam zapominać, że nie tylko kapłan zwracał się na Wschód, ale i całe zgromadzenie wraz z nim".
Co do Ostatniej Wieczerzy można przeczytać: “W czasach wczesnego chrześcijaństwa przewodniczący uczcie nigdy nie zajmował miejsca naprzeciw innych uczestników. Wszyscy siedzieli lub leżeli po wypukłej stronie stołu w kształcie sigmy lub też podkowy [...] Nigdzie w chrześcijańskiej starożytności nie mogła pojawić się myśl, że przewodniczący uczcie powinien zajmować miejsce versus populum. Wspólnotowy charakter posiłku był podkreślony właśnie przez porządek przeciwny, czyli fakt, że wszyscy uczestnicy znajdowali się po tej samej stronie stołu”.
Na każdym miejscu autor zdecydowanie podkreśla, że zgodnie z doktryną katolicką obraz “posiłku” i “uczty” jest całkowicie nieadekwatny do określenia natury celebracji eucharystycznej. Kardynał mówi: "Chrystus ustanowił nowość chrześcijańskiego kultu w ramach żydowskiej uczty (paschalnej), jednakże polecił powtarzać jedynie ową nowość, a nie ucztę jako taką".
W praktyce, skutkiem najbardziej widocznym wprowadzonej zmiany jest uczynienie z kapłana centralnego obiektu celebracji (przestaje nim być już sam Bóg) . „Wszystko kończy się na nim. To na niego trzeba patrzeć, to w jego akcji się uczestniczy, to jemu się odpowiada, to jego twórczość podtrzymuje całość celebracji [...]. Uwaga jest coraz mniej zwrócona na Boga i zawsze ważniejsze jest to, co czynią ludzie [...] Kapłan zwrócony w stronę ludu czyni ze wspólnoty pewną zamkniętą całość w samej sobie.Ona już nie jest – w swojej formie – otwarta na to, co przed nią i ku górze, ale zamyka się w sobie. Akt zwrócenia się w stronę wschodu nie było ‘celebracją do ściany’. To nie oznaczało, że kapłan ‘obracał się plecami do wiernych’. Zresztą, on nie był uważany za kogoś aż tak ważnego”. Zatem „została wprowadzona klerykalizacja, która wcześniej nie miała nigdy miejsca” – w głębokiej sprzeczności z celami określonymi przez reformę.
Warto podkreślić, że teksty cytowane powyżej, w których obecny Papież odrzuca zredukowanie celebracji eucharystycznej do pamiątkowej wieczerzy, odnoszą się do całego zagadnienia dewaluacji aspektu sakralnego Eucharystii, dewaluacji podtrzymywanej przez wiele środowisk posoborowych. W cytowanym już wywiadzie książkowym pt. „Raport o stanie wiary” czytamy: "Msza św. nie jest jedynie posiłkiem pośród zebranych przyjaciół, zjednoczonych wspominaniem Ostatniej Wieczerzy Pana przez dzielenie się Chlebem. Msza św. jest wspólną ofiarą Kościoła, w której Pan prosi wraz z nami, wstawia się za nami, z nami Sobą się dzieli. Jest odnowieniem sakramentalnym ofiary Chrystusa".
Realna obecność Pana w postaciach konsekrowanych kształtuje konsekwentnie, w sposób jak najbardziej słuszny, formy kultu eucharystycznego również poza rytem Mszy świętej: “Zapomniało się, że adoracja jest pogłębieniem Komunii. Nie chodzi tu o pobożność ‘indywidualną’, ale o kontynuowanie lub przygotowywanie się do przeżycia wspólnotowego. Poza tym wszystkim, należy nadal praktykować tak mile widziane przez lud (w Monachium, kiedy byłem arcybiskupem, uczestniczyły w tym obrzędzie dziesiątki tysięcy ludzi) procesje Bożego Ciała. Procesjom tym ‘archeolodzy’ liturgii mają także coś do zarzucenia, przypominając, że nie było ich w Kościele pierwszych wieków. Ale powtarzam: w sensus fidei ludu katolickiego winna być rozpoznana możliwość pogłębienia i przenoszenia z wieku na wiek dziedzictwa nam powierzonego”.


Jedność w różnorodności

Prześledziliśmy szczegóły reformy liturgicznej, która według Papieża Benedykta XVI nie zrealizowała prawidłowo wskazań Soboru Watykańskiego II. W słowach Papieża, które zacytowaliśmy do tej pory zawarte zostały różne konkretne propozycje rewizji tejże reformy. Zaliczają się do nich: ponowne wprowadzenie celebracji w kierunku wschodnim, dowartościowanie świętej ciszy podczas kanonu eucharystycznego, zapewnienie większej przestrzeni dla łacińskiego języka liturgicznego i dla śpiewu gregoriańskiego. Należy pamiętać, że propozycje te dotyczą ciągle punktów, które zmierzają do dokładnej recepcji postanowień ostatniego Soboru i które nazywane są często mianem „reforma reformy”. Kolejny postulat obecny w pismach J. Ratzingera na długo przed jego wyborem na Stolicę Piotrową, odnoszący się do zapewnienia wolności sprawowania starej liturgii, realizuje się dzisiaj jako owoc postanowień motu proprio Summorum Pontificum.
Jaka powinna zatem przebiegać według Papieża reforma liturgiczna? Wspomniane dwa filary są wyraźnie wyróżnione: czy więc Benedykt XVI zmierza do przywrócenia starej liturgii, czy dąży do poprawienia liturgii już istniejącej? Papież nie omieszkał odpowiedzieć na te pytanie. W książce "Sól ziemi", odpowiadając na pytanie dotyczące możliwości odnowy rytu tradycyjnego przyszły Ojciec Święty odpowiada: “Nie byłoby to rzeczywistym rozwiązaniem. (…) zwykły nawrót do dawnych rytuałów nie byłby rzeczywistym rozwiązaniem. W ostatnich trzydziestu latach nasza kultura tak radykalnie się zmieniła, że liturgia odprawiana wyłącznie po łacinie musiałaby generować poczucie obcości, które dla wielu byłoby nie do przezwyciężenia. Dlatego potrzebujemy nowego wychowania liturgicznego, które w szczególności dotyczyłoby również kapłanów. (…) Ośrodki, w których liturgię odprawia się bez żadnych tricków, z szacunkiem i powagą, przyciągają młodych ludzi, nawet jeśli nie każde słowo jest dla nich zrozumiałe. (Następuje później zdanie, którego nie ma w tekście polskim, a które można przetłumaczyć tak: „Potrzebujemy takich ośrodków, które mogą nam służyć za wzór”.
Cofanie się do tyłu nie jest możliwe. Czy to się komuś podoba czy nie, postawa przewidująca proste przywrócenie przeszłości nie jest zgodna z intencjami Papieża. Motywy, którymi kieruje się Ojciec Święty są istotne. Z jednej strony nie należy ulegać zwolennikom przesadnego dostosowywania Kościoła do teraźniejszości, zaś z drugiej - trzeba uświadomić sobie wagę destrukcyjnych zmian kulturowych, które nastąpiły od czasów Soboru. W jednej z książek Papież Benedykt XVI nawiązuje do okresu, gdy będąc profesorem w Niemczech, pozwalał sobie na cytowanie studentom fragmentów tekstów po łacinie będąc pewnym, że zostanie zrozumiany – dzisiaj byłoby to praktycznie niemożliwe.
Chodzi więc o ponowne przyjrzenie się liturgii zreformowanej, o oczyszczenie jej z nadużyć, które zostały do niej wprowadzone krok po kroku i o dostosowanie jej z powrotem do jasnych intencji wyrażonych w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Jaką rolę do spełnienia ma zatem w tym planie przywrócona liturgia tradycyjna? Sam Papież tłumaczy to w liście uzupełniającym motu proprio Summorum Pontificum skierowanym do biskupów: “Zresztą obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać: do dawnego Mszału można będzie i powinno się włączyć nowych świętych i niektóre z nowych prefacji. Komisja "Ecclesia Dei" we współpracy z różnymi instytucjami zajmującymi się "usus antiquior" zbada możliwości praktyczne. W czasie odprawiania Mszy według Mszału Pawła VI będzie mogła się ujawnić, w silniejszy sposób niż to często było dotychczas, owa sakralność, która przyciąga wielu do dawnego obrządku. Najpewniejsza gwarancja, że Mszał Pawła VI mógłby zjednoczyć wspólnoty parafialne i stać się umiłowanym przez nie, polega na sprawowaniu [Mszy] z wielkim szacunkiem zgodnie z przepisami; uwidacznia to bogactwo duchowe i teologiczną głębię tego Mszału”.
Według Papieża, musi dokonać się na nowo "organiczna" ewolucja obu form rytu rzymskiego. Zmierzać ona powinna drogą ich wzajemnego przenikania. Tradycyjna forma liturgiczna będzie musiała zostać nieznacznie uaktualniona (np. jeśli chodzi o kalendarz liturgiczny), co wynika z przerwania jej rozwoju w ciągu ostatnich czterdziestu pięć lat. Jednak to przede wszystkim forma odnowiona powinna uznać w starszej formie pewną przyciągającą przestrzeń, uznać ją jako źródło inspiracji, aby stopniowo powrócić do istoty tejże organicznej ewolucji, od której oddaliły ją lata ekstremalnych eksperymentów.
Być może w przyszłości obydwie formy rytu rzymskiego staną się jedną – Papież bierze pod uwagę taką ewentualność. Nawet gdyby jednak do tego nie doszło, wiele wypowiedzi Ojca Świętego z lat ubiegłych i obecnych świadczy o tym, że pewien pluralizm liturgiczny jest jak najbardziej wskazany – pod warunkiem, że nie cierpiałaby na tym jedność rytu. W rzeczywistości, w rycie łacińskim zawsze dopuszczalna była taka różnorodność: “Przed Soborem Trydenckim Kościół dopuszczał, by w jego łonie była pewna różnorodność liturgii i rytów. Ojcowie Soboru Trydenckiego narzucili całemu Kościołowi liturgię Rzymu, z liturgii zachodnich ocalając jako pełnoprawne tylko te elementy, które trwały ponad dwa wieki. Na przykład ryt ambrozjański w diecezji Mediolanu. Jeżeli miałoby to służyć ożywieniu religijności niektórych wierzących, poszanowaniu pobożności jakichś kręgów katolickich – to byłbym zadowolony z powrotu pluralizmu liturgicznego.” ("Raport o stanie wiary").
W cytowanym już wcześniej przemówieniu, wygłoszonym przez kard. Ratzingera w Rzymie 24 października 1998 roku z okazji 10 rocznicy motu Proprio “Ecclesia Dei” przyszły Papież Benedykt używa następujących słów, które przytaczam w obszernym fragmencie jako konkluzję mojego referatu: “ Wśród niektórych współczesnych liturgistów istnieje niestety tendencja do rozwijania idei Soboru tylko w jednym kierunku, przy czym takie działanie prowadzi do odwrócenia intencji Soboru. Pozycja kapłana jest przez niektórych redukowana do poziomu czysto funkcjonalnego. Fakt, że całe Ciało Chrystusa jest podmiotem liturgii, jest często zniekształcany do tego stopnia, że wspólnota lokalna staje się samowystarczalnym podmiotem liturgii, który rozdziela w niej różne role. Istnieje również niebezpieczna tendencja do minimalizowania ofiarnego charakteru Mszy oraz do usuwania misterium i sacrum pod pretekstem – który staje się jakby imperatywem – że ułatwia się zrozumienie. Stwierdzamy wreszcie także tendencję do fragmentaryzacji liturgii i do jednostronnego podkreślania jej charakteru wspólnotowego, co łączy się z przyznawaniem zgromadzeniu decydującej władzy w stosunku do celebracji.
Na szczęście jednak niektórzy liturgiści, teoretycy lub praktycy, odczuwają również pewien niesmak z powodu racjonalizmu, wypełnionego banałem i pragmatyzmem. Stwierdzamy powrót do misterium, adoracji i sacrum, do kosmicznego i eschatologicznego charakteru liturgii, o czym świadczy Oxford Declaration on Liturgy z 1996 r. Z drugiej strony trzeba przyznać, że celebracja w dawnej liturgii zbytnio zboczyła w stronę indywidualizmu i prywatności, a wspólnota między kapłanem i wiernymi była niewystarczająca. Mam wielki szacunek dla naszych przodków, którzy podczas mszy cichych odmawiali „modlitwy w czasie mszy” podane w książeczkach do nabożeństwa – ale na pewno nie można tego uważać za ideał celebracji liturgicznej! Być może te zredukowane formy celebracji leżą u podstaw tego, że w wielu krajach zniknięcie dawnych ksiąg liturgicznych nie miało żadnego znaczenia, nie powodując żadnego bólu. Nie stykano się tam nigdy z samą liturgią. Z drugiej strony, tam gdzie ruch liturgiczny wytworzył pewne umiłowanie liturgii, uprzedzając istotne idee Soboru (jak np. modlitewne uczestnictwo wszystkich w akcji liturgicznej), tam większy był ból z powodu reformy liturgicznej, podjętej w zbytnim pośpiechu i ograniczającej się często do aspektu zewnętrznego. Tam, gdzie ruch liturgiczny nigdy nie istniał, reforma początkowo nie stanowiła problemu. Problemy powstawały tylko sporadycznie, gdy dzika twórczość powodowała usunięcie świętego misterium.
Oto dlaczego zachowanie istotnych kryteriów Konstytucji o Liturgii, które przytoczyłem wyżej, jest tak ważne również wtedy, gdy się celebruje według dawnego Mszału! W chwili, gdy ta liturgia naprawdę dotknie wiernych swoim pięknem i głębią, wtedy zostanie umiłowana, równocześnie nie będąc w opozycji nie do pogodzenia względem nowej liturgii – byleby tylko wspomniane kryteria były stosowane tak jak chciał tego Sobór.
Oczywiście różne akcenty duchowe i teologiczne będą nadal istniały, ale nie będą już dwoma przeciwstawnymi sposobami bycia chrześcijaninem, lecz raczej bogactwem należącym do tej samej i jedynej wiary katolickiej.
Gdy kilka lat temu ktoś zaproponował „nowy ruch liturgiczny”, aby uniknąć sytuacji, w której dwie formy liturgii oddalałyby się zbytnio od siebie, oraz by podkreślić ich głęboką zbieżność – niektórzy miłośnicy dawnej liturgii wyrażali obawę, czy nie jest to podstęp lub zasadzka w celu ostatecznego i całkowitego wyeliminowania dawnej liturgii.
Tego rodzaju niepokoje i lęki powinny nareszcie ustąpić! Skoro jedność wiary i jedność misterium ukazują się jasno w obu formach celebracji, może to być dla wszystkich wyłącznie powodem radości i dziękczynienia Dobremu Bogu. W miarę jak wszyscy wierzymy, żyjemy i działamy z takimi motywami, będziemy również w stanie przekonać biskupów, że obecność dawnej liturgii nie przeszkadza i nie niszczy jedności ich diecezji, ale jest raczej darem przeznaczonym do budowania Ciała Chrystusowego, którego sługami wszyscy jesteśmy.
Chciałbym was zatem zachęcić, drodzy przyjaciele, abyście nie tracili cierpliwości, zachowali ufność i czerpali z liturgii siłę, konieczną do tego, żebyśmy dawali świadectwo Panu w naszych czasach.”

Tłumaczenie: kl. Sergiusz Orzeszko IBP
tłumaczenia wszystkich cytatów z książek kard. Ratzingera, pochodzą z ich polskich wydań

---

Poprzednie części:
- Papież Benedykt XVI i liturgia (cz.1)
- Papież Benedykt XVI i liturgia (cz.2)
- Papież Benedykt XVI i liturgia (cz.3)