Przypominamy referat wygłoszony przez ks. dra Dariusza Olewińskiego w ramach dyskusji panelowej, podczas targów wydawców katolickich w Warszawie w dniu 6 kwietnia 2002 r. w związku z ukazaniem się polskiego tłumaczenia książki kard. Ratzingera Duch liturgii.
W słowie wstępnym swojej książki Duch liturgii kard. J. Ratzinger wyraził pragnienie, by stała się ona impulsem dla „czegoś takiego jak ,ruch liturgiczny‘, ruch ku liturgii i do jej właściwego zewnętrznego i wewnętrznego sprawowania“ (8). Słowa te z jednej strony nawiązują do historii, równocześnie jednak relatywizują to, co z „ruchem liturgicznym“ przynajmniej potocznie się kojarzy. Autor wspomina na wstępie ks. R. Guardiniego, do którego książki nawet w tytule nawiązuje. Mówi jednak także o liturgii w jej obecnym stanie jak o fresku, który „jest zagrożony przez uwarunkowania klimatyczne, a także przez pewnego rodzaju prace restauratorskie i rekonstrukcje, i jest zagrożone zniszczeniem“ (8). Jest powszechnie znane, że w tzw. ruchu liturgicznym chodziło z jednej strony o powrót do wcześniejszej (pierwotnej) postaci liturgii, a z drugiej strony o jej uaktualnienie, dopasowanie do mentalności współczesnej. Zapewne czołowi przedstawiciele owego ruchu byliby jednak w znacznym stopniu zdziwieni, a chyba nawet zasmuceni stanem sprawowania obrzędów obecnie. Pod koniec soboru tenże sam ks. R. Guardini wyraził w pesymistycznym tonie swoją refleksję, czy człowiek współczesny w ogóle zdolny jest to sprawowania liturgii (liturgiefähig); co do przygotowywanej reformy liturgicznej wyraził główne życzenie uproszczenia oraz przyznania więcej miejsca dla ciszy i milczenia.
Śledząc dzieje, postulaty oraz eksperymenty całego XX-wiecznego ruchu liturgicznego, oraz porównując je z obecną sytuacją nie sposób nie zauważyć, że właściwie jedynym trwałym praktycznym owocem jest niemal wyłączne stosowanie języków narodowych w liturgii (a nie jest to pomysł oryginalny tegoż ruchu). Owszem, nie należy pomijać rozwoju badań źródłowych, historycznych. Można i należy jednak powątpiewać, czy doprowadziły one faktycznie do takiego odnowienia liturgii, które byłoby zarazem powrotem do jej istoty jak też wyjściem naprzeciw wymogom duszpasterskim. W tej drugiej kwestii wystarczy wskazać na niespotykane nigdy dotąd w historii odchodzenie mas od Kościoła, kryzys powołań, nieliczenie się z głosem Kościoła (mimo dyplomatycznej aktywności). Innymi słowy: dusze wymykają się pasterzom, a szukają religijności gdzie indziej. Oczywiście kryterium ilościowe nie jest decydujące, najwyższą zasadą pastoralną Kościoła nie była nigdy masowość. Tym niemniej wskazanie na fakty stanowi właściwą odpowiedź w kwestii „zbliżenia do ludu“ jako postulatu reformatorskiego.
Nie lepiej sprawa się ma z drugą zasadniczą tendencją ruchu liturgicznego: powrotem do źródeł liturgii (starożytnej). Wiązały się z tym studia historyczne. Nie umniejszając w niczym zasług szeregu badaczy i naukowców, trzeba stwierdzić, że ich wyniki w znacznej mierze wykazują zarówno pewną tendencyjność (Pius XII mówił w Mediator Dei m.in. o archeologiźmie), jak też z czasem musiały zostać uznane na nietrafne (np. w kwestii celebracji versus populum). Kard. Ratzinger podejmuje w swojej książce wiele wątków właśnie do tego się odnoszących, bazując na elementarnych prawdach doktrynalnych (zwłaszcza biblijnych i patrystycznych), oraz na bezsprzecznych wynikach badań historycznych i źródłowych.
Rzeczywiście brakowało dotychczas krótkiego, zarazem pogłębionego i wyrażonego przez tak wysoki autorytet wykładu problematyki. Owszem, kard. Ratzinger już od dziesiątków lat i regularnie wypowiadał się na temat obecnego stanu liturgii (zwłaszcza w swoich książkach: Święto wiary, Nowa pieśń dla Pana). Książkę niniejszą napisał podczas swoich letnich urlopów (jak wspomina we wstępie swojej rozmowy Bóg i świat). Ten fakt Świadczy o tym, jak sprawa liturgii bliska jest sercu Kardynała. Poniekąd wiąże się to z jego biografią, osobistym doświadczeniem ruchu liturgicznego w okresie młodości. Przede wszystkim jednak, co widać bardzo wyraźnie w Duchu liturgii, punktem wyjścia są zasady, elementarne prawdy wiary, na których zawsze opierała się liturgia Kościoła. W tej perspektywie Kardynał przeprowadza krytykę niektórych – a znacznych i częstych – elementów rozpowszechnionej obecnie praktyki liturgicznej. Stawia także praktyczne postulaty (jak co do kierunku celebracji, postawy klęczącej, ciszy).
Ten głos szczególnej wagi i powagi należy rozumieć jednak w kontekście nie tylko błędnych praktyk i nadużyć, ale także nowego zainteresowania tradycją liturgiczną Kościoła, i to zwłaszcza w młodym pokoleniu, które dopiero po żmudnym poszukiwaniu odkrywa tę liturgię, którą żył cały Kościół jeszcze trzydzieści parę lat temu. Odnośnie tego fenomenu można mówić o „nowym ruchu liturgicznym“, aczkolwiek z pewnymi zastrzeżeniami. Samo słowo „ruch“ w odniesieniu do prądu myślowego i działalności pewnych grup czy środowiska ma pewien podtekst filozoficzny wzgl. ideologiczny (tak jakby nie uczestniczący w „ruchu“ znajdowali się w bezruchu, stagnacji). Znane są też powiązania „ruchu liturgicznego“ z określonymi środowiskami światopoglądowymi, a nawet politycznymi, i to niezgodnymi z nauczaniem Kościoła (liberalizm, a nawet narodowy socjalizm). Natomiast w obecnym odkrywaniu liturgii tradycyjnej przez młode pokolenie duchownych i świeckich zasadniczą tendencją jest wierność Kościołowi zarówno w jego nauczaniu jak i strukturze hierarchicznej.
Niestety rozwój tego zainteresowania napotyka na przeszkody zwłaszcza praktyczne. Sprawowanie liturgii tradycyjnej jest niestety ograniczone do pewnych „oaz“. Dzięki Bogu są takie miejsca. Jednak kapłani i wierni niekiedy spotykają się z nieufnością, podejrzliwością, nieraz nawet wrogością, choć przecież nie chcieliby nic innego jak tylko kultywowanie tej liturgii, którą żył cały Kościół kilkadziesiąt lat temu. Stosując elementarne zasady rozróżniania duchów trzeba dojść do przekonania, że nie może być nic zdrożnego w umiłowaniu tego, co stanowiło istotną cząstkę życia Kościoła nie tylko po Soborze Trydenckim, ale właściwie od czasów apostolskich (np. w celebracji versus Dominum). W tym „ruchu“ z pewnością nie chodzi o rozruchy.
Rozwój tego „ruchu“ nie zależy jednak jedynie od przychylności władz kościelnych. Na dłuższą metę decydujące jest świadectwo wiary, czyli życie tym, co się sprawuje w liturgii. Tak było ze wszystkimi prawdziwie odnowicielskimi fenomenami w Kościele, począwszy od pierwszych pokoleń chrześcijan. Życie liturgią to nie tylko upodobanie w jej precyzji teologicznej, wyrazistości i głębii znaczeniowej czy pięknie estetycznym. Chodzi ostatecznie o konsekwencję wiary, życie z przekazanej przez wieki wiary Kościoła, o której św. Jan (1 J 5,4) mówi, że ona zwycięża świat. Tak żyjący liturgią, nawet mimo znacznych trudności czy porażek, mogą być pewni zwycięstwa, które jest udziałem w Krzyżu i Zmartwychwstaniu Chrystusa.
Nowe powstawanie ośrodków liturgii tradycyjnej jest pewnym wyrazem nowego życia, życia wiarą na nowo odkrytą, i to pośród pustkowia i zgliszczy. Wytrwanie przy tym źródle wymaga sporo wyrzeczeń, także samozaparcia. Przyszłość zależy od konsekwencji i wytrwałości. A prawdziwą motywacją może być ostatecznie tylko miłość Boga, KoŚcioła i bliśniego, gdyż nie ma prawdy bez miłości, tak jak nie ma miłości bez prawdy, którą Bóg powierzył Kościołowi i która w nim trwa.
W słowie wstępnym swojej książki Duch liturgii kard. J. Ratzinger wyraził pragnienie, by stała się ona impulsem dla „czegoś takiego jak ,ruch liturgiczny‘, ruch ku liturgii i do jej właściwego zewnętrznego i wewnętrznego sprawowania“ (8). Słowa te z jednej strony nawiązują do historii, równocześnie jednak relatywizują to, co z „ruchem liturgicznym“ przynajmniej potocznie się kojarzy. Autor wspomina na wstępie ks. R. Guardiniego, do którego książki nawet w tytule nawiązuje. Mówi jednak także o liturgii w jej obecnym stanie jak o fresku, który „jest zagrożony przez uwarunkowania klimatyczne, a także przez pewnego rodzaju prace restauratorskie i rekonstrukcje, i jest zagrożone zniszczeniem“ (8). Jest powszechnie znane, że w tzw. ruchu liturgicznym chodziło z jednej strony o powrót do wcześniejszej (pierwotnej) postaci liturgii, a z drugiej strony o jej uaktualnienie, dopasowanie do mentalności współczesnej. Zapewne czołowi przedstawiciele owego ruchu byliby jednak w znacznym stopniu zdziwieni, a chyba nawet zasmuceni stanem sprawowania obrzędów obecnie. Pod koniec soboru tenże sam ks. R. Guardini wyraził w pesymistycznym tonie swoją refleksję, czy człowiek współczesny w ogóle zdolny jest to sprawowania liturgii (liturgiefähig); co do przygotowywanej reformy liturgicznej wyraził główne życzenie uproszczenia oraz przyznania więcej miejsca dla ciszy i milczenia.
Śledząc dzieje, postulaty oraz eksperymenty całego XX-wiecznego ruchu liturgicznego, oraz porównując je z obecną sytuacją nie sposób nie zauważyć, że właściwie jedynym trwałym praktycznym owocem jest niemal wyłączne stosowanie języków narodowych w liturgii (a nie jest to pomysł oryginalny tegoż ruchu). Owszem, nie należy pomijać rozwoju badań źródłowych, historycznych. Można i należy jednak powątpiewać, czy doprowadziły one faktycznie do takiego odnowienia liturgii, które byłoby zarazem powrotem do jej istoty jak też wyjściem naprzeciw wymogom duszpasterskim. W tej drugiej kwestii wystarczy wskazać na niespotykane nigdy dotąd w historii odchodzenie mas od Kościoła, kryzys powołań, nieliczenie się z głosem Kościoła (mimo dyplomatycznej aktywności). Innymi słowy: dusze wymykają się pasterzom, a szukają religijności gdzie indziej. Oczywiście kryterium ilościowe nie jest decydujące, najwyższą zasadą pastoralną Kościoła nie była nigdy masowość. Tym niemniej wskazanie na fakty stanowi właściwą odpowiedź w kwestii „zbliżenia do ludu“ jako postulatu reformatorskiego.
Nie lepiej sprawa się ma z drugą zasadniczą tendencją ruchu liturgicznego: powrotem do źródeł liturgii (starożytnej). Wiązały się z tym studia historyczne. Nie umniejszając w niczym zasług szeregu badaczy i naukowców, trzeba stwierdzić, że ich wyniki w znacznej mierze wykazują zarówno pewną tendencyjność (Pius XII mówił w Mediator Dei m.in. o archeologiźmie), jak też z czasem musiały zostać uznane na nietrafne (np. w kwestii celebracji versus populum). Kard. Ratzinger podejmuje w swojej książce wiele wątków właśnie do tego się odnoszących, bazując na elementarnych prawdach doktrynalnych (zwłaszcza biblijnych i patrystycznych), oraz na bezsprzecznych wynikach badań historycznych i źródłowych.
Rzeczywiście brakowało dotychczas krótkiego, zarazem pogłębionego i wyrażonego przez tak wysoki autorytet wykładu problematyki. Owszem, kard. Ratzinger już od dziesiątków lat i regularnie wypowiadał się na temat obecnego stanu liturgii (zwłaszcza w swoich książkach: Święto wiary, Nowa pieśń dla Pana). Książkę niniejszą napisał podczas swoich letnich urlopów (jak wspomina we wstępie swojej rozmowy Bóg i świat). Ten fakt Świadczy o tym, jak sprawa liturgii bliska jest sercu Kardynała. Poniekąd wiąże się to z jego biografią, osobistym doświadczeniem ruchu liturgicznego w okresie młodości. Przede wszystkim jednak, co widać bardzo wyraźnie w Duchu liturgii, punktem wyjścia są zasady, elementarne prawdy wiary, na których zawsze opierała się liturgia Kościoła. W tej perspektywie Kardynał przeprowadza krytykę niektórych – a znacznych i częstych – elementów rozpowszechnionej obecnie praktyki liturgicznej. Stawia także praktyczne postulaty (jak co do kierunku celebracji, postawy klęczącej, ciszy).
Ten głos szczególnej wagi i powagi należy rozumieć jednak w kontekście nie tylko błędnych praktyk i nadużyć, ale także nowego zainteresowania tradycją liturgiczną Kościoła, i to zwłaszcza w młodym pokoleniu, które dopiero po żmudnym poszukiwaniu odkrywa tę liturgię, którą żył cały Kościół jeszcze trzydzieści parę lat temu. Odnośnie tego fenomenu można mówić o „nowym ruchu liturgicznym“, aczkolwiek z pewnymi zastrzeżeniami. Samo słowo „ruch“ w odniesieniu do prądu myślowego i działalności pewnych grup czy środowiska ma pewien podtekst filozoficzny wzgl. ideologiczny (tak jakby nie uczestniczący w „ruchu“ znajdowali się w bezruchu, stagnacji). Znane są też powiązania „ruchu liturgicznego“ z określonymi środowiskami światopoglądowymi, a nawet politycznymi, i to niezgodnymi z nauczaniem Kościoła (liberalizm, a nawet narodowy socjalizm). Natomiast w obecnym odkrywaniu liturgii tradycyjnej przez młode pokolenie duchownych i świeckich zasadniczą tendencją jest wierność Kościołowi zarówno w jego nauczaniu jak i strukturze hierarchicznej.
Niestety rozwój tego zainteresowania napotyka na przeszkody zwłaszcza praktyczne. Sprawowanie liturgii tradycyjnej jest niestety ograniczone do pewnych „oaz“. Dzięki Bogu są takie miejsca. Jednak kapłani i wierni niekiedy spotykają się z nieufnością, podejrzliwością, nieraz nawet wrogością, choć przecież nie chcieliby nic innego jak tylko kultywowanie tej liturgii, którą żył cały Kościół kilkadziesiąt lat temu. Stosując elementarne zasady rozróżniania duchów trzeba dojść do przekonania, że nie może być nic zdrożnego w umiłowaniu tego, co stanowiło istotną cząstkę życia Kościoła nie tylko po Soborze Trydenckim, ale właściwie od czasów apostolskich (np. w celebracji versus Dominum). W tym „ruchu“ z pewnością nie chodzi o rozruchy.
Rozwój tego „ruchu“ nie zależy jednak jedynie od przychylności władz kościelnych. Na dłuższą metę decydujące jest świadectwo wiary, czyli życie tym, co się sprawuje w liturgii. Tak było ze wszystkimi prawdziwie odnowicielskimi fenomenami w Kościele, począwszy od pierwszych pokoleń chrześcijan. Życie liturgią to nie tylko upodobanie w jej precyzji teologicznej, wyrazistości i głębii znaczeniowej czy pięknie estetycznym. Chodzi ostatecznie o konsekwencję wiary, życie z przekazanej przez wieki wiary Kościoła, o której św. Jan (1 J 5,4) mówi, że ona zwycięża świat. Tak żyjący liturgią, nawet mimo znacznych trudności czy porażek, mogą być pewni zwycięstwa, które jest udziałem w Krzyżu i Zmartwychwstaniu Chrystusa.
Nowe powstawanie ośrodków liturgii tradycyjnej jest pewnym wyrazem nowego życia, życia wiarą na nowo odkrytą, i to pośród pustkowia i zgliszczy. Wytrwanie przy tym źródle wymaga sporo wyrzeczeń, także samozaparcia. Przyszłość zależy od konsekwencji i wytrwałości. A prawdziwą motywacją może być ostatecznie tylko miłość Boga, KoŚcioła i bliśniego, gdyż nie ma prawdy bez miłości, tak jak nie ma miłości bez prawdy, którą Bóg powierzył Kościołowi i która w nim trwa.