wtorek, 7 października 2008

Ks. Bux: Kryzys liturgii – konsekwencja kryzysu eklezjologii

Poniżej zamieszczamy pełny tekst wywiadu, który udzielił ks. prof. Nicola Bux, konsultor w Urzędzie Papieskich Celebracji Liturgicznych oraz w Kongregacji Nauki Wiary. Wywiad został umieszczony na stronie internetowej Kongregacji ds. Duchowieństwa oraz Papieskiej Komisji Ecclesia Dei.

CATHOLICA: Czy wg księdza można przyjąć twierdzenie przeciwników „Motu proprio”, jakoby eklezjologia starego mszału nie przystawała do eklezjologii mszału posoborowego?

MGR NICOLA BUX: Wystarczy stwierdzić, że Kanon Rzymski starego mszału pozostał, jako jedna, w tym przypadku pierwsza, z Modlitw Eucharystycznych w nowym mszale. Kapłan zwraca się do Boga Ojca i składa Mu ofiarę „za święty Kościół powszechny”, aby został zgromadzony w jedno, jak czytamy również w starożytnym Didache, żeby nim rządził przez papieża, biskupa wspólnoty, w której celebruje się Eucharystię i tych „wszystkich, którzy wiernie strzegą wiary katolickiej i apostolskiej”. Są to słynne dyptychy, które dowodzą istnienia jedności wiary w Kościele. Jednocześnie przedstawia się Bogu Ojcu tych którzy są obecni na celebracji, jak również tych, co ją składają: „Za nich składamy Tobie tę ofiarę uwielbienia, a także oni ją składają” – przywołane jest tu więc kapłaństwo służebne i kapłaństwo powszechne. Następnie stwierdza się, że msza św. odprawiana jest w łączności z Najświętszą Dziewicą i wszystkimi świętymi czyli Kościołem niebieskim, który prosimy o wstawiennictwo. Później prosi się, aby Bóg „uświęcił tę Ofiarę pełnią swojego błogosławieństwa”, aby dary zostały konsekrowane – mamy tu odniesienie do Ducha Świętego. Jest potwierdzonym, że Kanon Rzymski jest wcześniejszy, w swoim rdzeniu, od definicji Soboru Konstantynopolitańskiego z 381 roku, poza tym inna starożytna Modlitwa Eucharystyczna, anafora Serapiona, zawiera epiklezę zwróconą do Słowa.
Wróćmy jednak do Kanonu. Po konsekracji, wspominamy Ojcu o Jego Synu i jego paschalnym misterium, składamy Mu Jego Ciało i Krew, a Jego przyjętą ofiarę zapowiadały ofiary Abla, Abrahama i Melchizedeka. Prosimy, aby ta ofiara została zaniesiona z ołtarza ziemskiego na ołtarz w niebie. Potem następują modlitwy za zmarłych, a więc za Kościół, który się oczyszcza. Tutaj polecamy także Kościół w doczesności i zgromadzony w tym miejscu. Ta wielka modlitwa zostaje zamknięta uwielbieniem Trójcy Świętej i Amen wiernych. W modlitwie tej łączącej po mistrzowsku wiarę osobistą i wiarę wspólnotową, widzimy również eklezjologię trynitarną, a także zstępującą z góry komunię, naznaczoną jednością, świętością, katolickością i apostolskością.

Co więc wydaje się księdzu esencją obecnego kryzysu liturgii?

Liturgia to zasadniczo modlitwa uwielbienia. Kryzys, który przeżywa liturgia, winien jest temu, że w jej centrum nie ma już Boga i Jego uwielbienia, ale człowiek i wspólnota. Jean-Baptiste Metz mawiał: „Kryzys wiary w Boga związany jest z eklezjologią”. Sobór, opatrznościowo, zatwierdził najpierw konstytucję o Świętej Liturgii, dlatego, że „na początku jest uwielbienie, a więc Bóg (…). Kościół ma swoje źródło w uwielbieniu, w misji chwalenia Boga” (J. Ratzinger, L’ecclesiologia della Constituzione «Lumen gentium» w: Il concilio Vaticano II. Recezione e attualità alla luce del Giubileo, Cinisello, Balsamo 2004, str. 132). To jest właśnie eklezjologia Soboru, która pominąwszy różne historyczne akcenty, jest eklezjologią Kościoła od dwóch tysięcy lat.
Kryzys liturgii zaczyna się wtedy, kiedy przestaje być traktowana i przeżywana jako uwielbienie Trójcy Świętej w Jezusie Chrystusie, kiedy przestaje być celebracją całego Kościoła katolickiego, a staje się celebracją jakiejś wspólnoty, w której biskupi czy kapłani zamiast być sługami, stają się liderami. Ciągłe narzekania niektórych liturgistów na to, że nie dokonano w pełni niezbędnych reform, aby uczynić liturgię atrakcyjną, pokazuje dobitnie, że utracono ducha liturgii, że zredukowano ją do „autocelebracji” wspólnoty…

Chce zatem ksiądz powiedzieć, że istnieje fałszywe pojęcie liturgii, ale najpierw istnieje fałszywa eklezjologia?

Tak, eklezjologia zerwania, w miejsce eklezjologii ciągłości. Proszę spojrzeć na te wszystkie przykłady relatywizmu liturgicznego (zamaskowanego jako „kreatywność”): Eucharystia jako pierwsza cierpi z powodu niekatolickiego pojęcia o Kościele. Do jakiej eklezjologii odnoszą się ci, którzy mówią o nieprzystawaniu mszału Jana XXIII do obecnej sytuacji eklezjalnej? Strach przed tym, że istnieją dwie eklezjologie to poważny błąd. Oznaczałoby to, że traktujemy Sobór jako moment zerwania z tradycją katolicką, jak o tym mówił Ojciec Święty w wykładzie wygłoszonym z okazji czterdziestej rocznicy zakończenia Soboru. Mszał Piusa V, spadkobierca starożytnych sakramentarzy i mszałów średniowiecznych oraz mszał Pawła VI wyrażają jedne lex credendi et orandi i dają pierwszeństwo związkowi Kościoła i wszystkich wiernych z Bogiem. To jest jedyna eklezjologia, która może nosić miano katolickiej.
Paweł VI rozumiał reformę liturgii jako renovatio, a nie revolutio w następstwie którego miano by zakazać używania starszych ksiąg liturgicznych. Jeśli więc można zaakceptować nowe wino i nowe bukłaki, można też zaakceptować i cenić stare. Czy wobec tego dziwnym jest, że Motu proprio mówi o „dwóch formach jednego rytu”? Jest to zupełnie poprawna interpretacja historyczna dzieła Piusa V i Pawła VI.

Czy więc, jeśli mówimy o „zwyczajnej formie rytu rzymskiego”, jest ksiądz zwolennikiem „reformy reformy”?

W istocie. Aby jednak dokonać „reformy reformy” należy powrócić do teologicznych fundamentów liturgii podanych w sposób systematyczny w Katechizmie Kościoła Katolickiego (nn. 1077-1112) bazujących na konstytucji Sacrosanctum Concilium. Z pewnością, w określeniu, które punkty w Novus Ordo wymagają naprawy, pomogą takie dzieła jak „Duch liturgii” Romano Guardiniego czy jego aktualizacja o tym samym tytule dokonana przez kard. Ratzingera.
Trzeba zreformować, to co zostało zdeformowane. Dla przykładu, kilka rzeczy, które zostały zdeformowane, mimo że nigdy nie były zamierzone przez Sobór:
- przekształcenie liturgii, modlitwy i dialogu z Bogiem, w występ aktorów i potoki słów. Sprzyja temu odwrócenie kapłana twarzą do wiernych, przez co rozgląda się on naokoło, zamiast, jak by tego wymagała prawdziwa modlitwa, spoglądać na krzyż. W ten sposób pieśni, psalmy, akt pokuty, oracje, modlitwa powszechna i nade wszystko Modlitwa Eucharystyczna, zdają się być mniej lub bardziej poważnym recytowaniem sztuki teatralnej, zwłaszcza, że często kapłan przerywa je, aby wygłosić do wiernych swoje przemyślenia i pouczenia.
- porzucenie ofiarnego charakteru mszy świętej. Zamiast niego podkreśla się charakter uczty, co pozwala zbliżyć Eucharystię katolicką do protestanckiej Wieczerzy.
- „dezorientacja” wywołana odmawianiem Modlitwy Eucharystycznej twarzą do ludu, co z kolei pozwala dojść do wniosku, że msza jest braterską ucztą.
- całkowite porzucenie łaciny na korzyść języków narodowych.
- rewolucja „artystyczna”. Chodzi tu zwłaszcza o nadanie ołtarzowi kształt stołu, usunięcie z centralnego miejsca tabernakulum i zastąpienie go tronem celebransa, a także o wyrzucenie balasek i umieszczanie chrzcielnic w prezbiterium.

Co zatem należy uczynić?

Wielu księży odprawia liturgię, tak jakby ją sami tworzyli. Kongregacja Kultu Bożego wydała bardzo dużo dokumentów, ale stanowią one martwe prawo, gdyż i posłuszeństwo przeżywa kryzys. Można by sobie wyobrazić ustanowienie „wizytatora apostolskiego” ds. liturgii, którego jedynym zadaniem byłoby przywrócenie dyscypliny?
Najpierw jednak, trzeba by sprawić, żeby liturgię rozumiano jako sprawę „świętą i boską”, a więc taką, która zstępuje z góry, jak liturgia niebieskiego Jeruzalem opisanego w Apokalipsie. Kapłan odprawia ją w Kościele in persona Christi, ale jest tylko jej sługą. Sam termin „liturgia” oznacza dzieło ludu, w tym sensie, że uczestniczy on w składaniu ofiary Jezusa Chrystusa. Oprócz terminu „liturgia”, należałoby przywrócić termin „kult”, który wskazuje „kultywowaną” ze czcią i uwielbieniem relację człowieka do Boga.

Gdzie trzeba by zacząć?

Na początek, trzeba by zasugerować kapłanom, aby się „zwrócili do Pana” na czas ofiarowania i Modlitwy Eucharystycznej, zwłaszcza w Adwencie i Wielkim Poście, po to, by podkreślić eschatologiczny wymiar liturgii. Tam, gdzie ołtarz versus populum nie posiada wystarczającego stopnia na przedzie, należałoby go zamontować. W przeciwnym wypadku, trzeba zwrócić się ku krzyżowi i w tym celu albo zawiesić go ponad ołtarzem albo postawić go na środku przed lub na ołtarzem, wyjaśniając, że krucyfiks nie jest bibelotem, który zasłania widok, ale najważniejszym wizerunkiem, który pomaga zorientować siebie na modlitwę. W rzeczywistości, oczy kapłana i wiernych skupiałyby się na krzyżu zamiast spoglądać na wszystkie strony.

Czy nie jest paradoksem, że ci, którzy bronią nowej formy rytu, jako tej, która sprzyja wolności, nie przewidują tej wolności dla starszej formy?

Dlatego właśnie należy przedstawiać liturgię rzymską porównując ją z liturgiami wschodnimi i wykazując jednocześnie dobrodziejstwa ekumeniczne, skoro patriarcha Moskwy wyraził zadowolenie z inicjatywy Benedykta XVI, aby poprzez Motu proprio przywrócić tradycyjną liturgię. W ten sposób zmniejszylibyśmy strach przed współistnieniem dwóch form rytu. Mamy zresztą w samym mszale Pawła VI przykłady obrzędów, które można wykonać w dwojaki sposób, jak np. adoracja Krzyża w Wielki Piątek: można wykorzystać formę tradycyjną odsłaniania go lub też nową – procesję. Poza tym już istnieje rozwiązanie problemu kultywowania starego rytu, nie zmuszając nikogo do jego przyjęcia. Rzeczywiście, jedność katolicka wyraża się we właściwy sposób poprzez współistnienie różnych form liturgicznych.

Tłumaczenie: W.B.