czwartek, 25 grudnia 2008

Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 3-ost.)

Publikujemy trzecią i ostatnią część tekstu, którego autorem jest ks. Nicola Bux. Jego treść zamieszczona została na stronach Komisji Pontyfikalnej Ecclesia Dei.

Pierwszy fragment tekstu został zamieszczony na stronach NRL w listopadzie, zaś drugi fragment przed paroma dniami.

LITURGIA POMIĘDZY TRADYCJĄ A INNOWACJĄ
MOTU PROPRIO BENEDYKTA XVI
(cz. 3)

x. Nicola Bux

3. Nieprawidłowe interpretacje aktu papieskiego.


Po opublikowaniu Motu proprio dało się usłyszeć nie mało wadliwych interpretacji tego aktu dokonywanych przez niektóre wybitne postacie kościelne, zakonników i świeckich, będących zwolennikami eksperymentów liturgicznych. Ogólne ich założenie polega na przekonaniu, że do Soboru Kościół stał w miejscu a dopiero po Soborze nastąpił początek wędrówki. Właśnie takim sposobem tradycja bywa przeciwstawiana postępowi. Pytam zatem: czy czasownik tradere nie oznacza przekazywać coś jednej generacji drugiej? A w naszym przypadku chodziłoby o zbiór gestów i tekstów liturgicznych? Dlatego możemy powiedzieć, że tradycja jest w pewnym sensie również postępem!

Posoborowa reforma liturgiczna, gdyby zechciała zaproponować kapłanom, aby ci wybrali wewnątrz tradycji co należy pozostawić a co należy odrzucić, dokonałaby aktu herezji. Wydaje się jednak, że tak się nie dzieje, biorąc pod uwagę liczne licet i possit, które są jak interpunkcja rubryk liturgicznych mszału Pawła VI. Motu proprio Benedykta XVI chce dać dodatkową szansę, a nawet potwierdzić, że stara liturgia, jako w pełni katolicka, nigdy nie została zniesiona. Można stwierdzić, że przywrócony mszał papieża Jana z '62 r. nie może być przeciwstawiany mszałowi Pawła VI, który powstał osiem lat później, ale winien on być traktowany jako bogactwo, które przynależy do regula fidei jako forma nadzwyczajna ale nie wyjątkowa i funkcjonuje obok tej, która jest zwyczajna i normalna. Mamy zatem „dwie formy starego rytu rzymskiego”.

Autorytet Soboru nie powinien być podważany a reforma liturgiczna nie powinna być stawiana w wątpliwość zarówno przez tych, którzy są bardziej przywiązani do starej formy skodyfikowanej w mszale z '62 roku, jak i przez tych, którzy wolą formę z 1970 roku. Jest oczywiste, że to, co jest zwyczajne nie jest równe temu co jest nadzwyczajne, ale byłoby dziwne gdybyśmy żyli tylko z pierwszego i nie potrzebowalibyśmy drugiego dokładnie tak, jak zwyczajny jest dzień w stosunku do nadzwyczajności jakiejś uroczystości. Z tego powodu nie jest prawidłowe twierdzenie, że ta nowa dyspozycja została promulgowana dla „tradycjonalistów”, ponieważ celem Motu proprio jest to, aby wszyscy w Kościele spojrzeli na stary ryt, co więcej, aby kapłani mogli go celebrować a wierni w nim uczestniczyć. Wierny obrządku wschodniego, gdy idzie do cerkwi może, w zależności od okresu liturgicznego, uczestniczyć w rycie Chryzostoma lub Bazylego. Analogicznie, diecezje katolickie nie powinny ograniczać się do oczekiwania na propozycję, ale winne same stworzyć ku temu warunki.

Dlaczego uważa się tych, którzy chcą powrócić do starego rytu za ignorantów nieznających Pisma świętego, liturgii i przede wszystkim za osoby karmiące się jakąś dewocją, sugerując, że wierni uczestniczący w nowym rycie są bardziej wykształceni? Wystarczy poczytać sobie eseje i artykuły liturgistów, aby przekonać się o nieskończonych narzekaniach i niezadowoleniu pod adresem tej części ludu Bożego.

Z drugiej strony, nie tylko niektórzy tradycjonaliści uczynili z liturgii sztandar dla afirmacji fundamentalizmu katolickiego, ale także niemała liczba progresistów, którzy domagają się autonomii na wzór protestantyzmu i członków ruchu no-global (proszę spojrzeć na flagi pokoju umieszczone na kościołach i przed ołtarzami). Instrumentalizacja polityczna i kulturowa mszy i jej zredukowanie do folkloru lub spektaklu, jest dziełem zarówno jednych jak i drugich. Nieprzychylność wobec Soboru – mam na myśli autorytet papieża Pawła VI – miała miejsce głównie w okresie posoborowym przede wszystkim ze strony progresistów. Czyż nie było tak, że niektóre nowe wspólnoty monastyczne uprzywilejowały liturgię , w której czas przeznaczony na czytanie słów Pisma świętego przeważa nad celebracją eucharystyczną, przez co podkreślały raczej wymiar wspólnotowy mszy na niekorzyść tego ofiarniczego? Sobór nigdy nie wyobrażał sobie takiego braku równowagi.

Oczywiście niektórzy zadają sobie pytanie jak to się dzieje, że stary ryt jest poszukiwany przez młodzież – tak jak mówi papież w Motu proprio – pomimo tego, że młodzi ludzie nigdy go nie poznali. Czy można to zredukować do jakiś osobistych preferencji? Abstrahując od przypadków ekstremalnych takich jak; 'msze bitowe' podczas których kapłan tańczy, 'msze rewolucyjne' w Kolumbii podczas których kapłan ze stułą trzyma w jednym ręku karabin maszynowy a w drugim mszał, 'msze karnawałowe' w kaplicach salezjańskich gdzie celebrans zakłada maskę klauna, 'msze piknikowe', itd., czy nie zdarza się uczestniczyć we mszach, podczas których kapłan zastępuje czytania innymi nie biblijnymi, zmienia artykuły wyznania wiary, przekształca modlitwę eucharystyczną? Do czego te zmiany mają się odwołać jeżeli nie do własnej woli? Czy jest to subiektywizm i relatywizm, czy może coś więcej - karykatura i profanacja liturgii?

To wszystko sprowadza się do rozumienia Soboru (jako przełomu epok) przez obydwa stronnictwa w taki sam sposób, to znaczy nieprawidłowo. Mówiąc prościej lefebryści uważają „Kościół posoborowy” jako zdradzony przez Sobór, tymczasem adepci szkoły Bolońskiej twierdzą, że właśnie Sobór zdradził „Kościół posoborowy”. Jeden ze zwolenników tego poglądu określił Motu proprio „jako szyderczy chwyt przeciwko Soborowi Watykańskiemu II” ignorując jednocześnie fakt, że wówczas celebrowano w starym rycie i czyniono tak jeszcze później przez kilka lat. To właśnie jest hermeneutyka nieciągłości lub zerwania według Benedykta XVI. Dziwne jest to, że ci, którzy uczynili z papieża Jana XXIII symbol postępu, sprzeciwiają się mszałowi rzymskiemu wydanemu przez niego i wykorzystywanemu teraz do celebracji w starym rycie. Obydwa mszały pokazują, że abstrahując od dwóch form, osobowość Kościoła pozostaje ta sama. Nie można wybierać sobie Kościoła albo mszy ze względu na takie upodobania. Należy za to dążyć do tego, aby wszyscy czuli się członkami jednego Kościoła katolickiego, uczestnicząc w starym i nowym rycie. Motu proprio nie odwołuje się do takiego subiektywnego kryterium.

Ci, którzy uznają się za proroków kościoła nadchodzącego, nie powinni ganić tradycjonalistów z tego powodu , że uważają się za „zbawicieli kościoła rzymskiego”. Nie! Motu Proprio oczekuje pokory zarówno od jednych jak i drugich. Kościół nie rozpoczął się od Soboru Watykańskiego II, ale od Apostołów i trwał przez wieki, abyśmy otrzymali go w całości, w jedności wiary i miłości wraz ze wszystkimi generacjami chrześcijan. Kościół jako hierarchia i lud jest całością, obrazem niebiańskiego zgromadzenia, tak jak to przedstawia liturgia wschodnia kierując się nauczaniem Dionizego Areopagity: liturgia nieba na ziemi.

Gdyby było prawdą, że stary ryt skupia się bardziej na wymiarze osobistej pobożności i estetyce, należałoby wtedy stwierdzić, że nowy ryt kipi komunitaryzmem, partycypacjonizmem bez pobożności i spektakularnością.

Twierdzi się także, że pierwotna forma rytu nie pozwalała na kult duchowy i z tego powodu trzeba było się z niej wycofać, aby wkroczyć na drogę reformy soborowej, co jest samo w sobie sprzeczne, ponieważ dokonuje się wówczas przeciwstawiania okresu przed- i po-soborowego, w założeniach zanegowanego z góry, jako argument stosowany przez tradycjonalistów. Oskarża się liturgię trydencką również o bycie „dionizyjską” (w sensie Dionizego Bacco lub Dionizego Areopagity). Gdyby rzeczywiście tak było, to czym jest liturgia bizantyjska, biorąc pod uwagę wpływ, który na nią miał właśnie tenże tajemniczy autor VI wieku? Studia porównawcze pokazują, że przedsoborowa liturgia rzymska była znacznie bliższa tej wschodniej aniżeli liturgia w dzisiejszej postaci. Należy pomimo wszystko być ostrożnym w wymyślaniu epitetów, albo w aplikowaniu augustyńskiej teologi liturgi zreformowanej, bo jest to niestosowne w kontekście dokonujących się w niej nadużyć.

Jeśli starożytną liturgię potraktujemy jako 'zakryty fresk', to nowa liturgia stanowiła dla niej realne niebezpieczeństwo z powodu agresywnej techniki wykorzystywanej do jej odrestaurowania. Motu proprio przywraca tymczasem statu quo ante w taki sposób, aby na nowy ryt można było spojrzeć obiektywnie, dokonując z cierpliwością jego odnowy począwszy w pierwszym rzędzie od niego samego.

tłumaczenie: kl. Sergiusz Orzeszko IBP

---

Poprzednie części:

- Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 1)
- Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 2)