poniedziałek, 22 grudnia 2008

Bł. kard. Schuster: Liturgia a pobożność prywatna (cz. 2)

Poniżej zamieszczamy drugi fragment dziewięciotomowego dzieła pt. Liber sacramentorum. Note storiche liturgiche sul messale romano. (Pierwsza część ukazała się kilka dni temu). Jego autorem jest bł. kard. Alfred Ildefons Schuster OSB (1880–1954), opat benedyktynów przy bazylice św. Pawła za murami w Rzymie, a od 1929 r. arcybiskup Mediolanu, beatyfikowany 12 maja 1996 r. przez Jana Pawła II. Tekst w tłumaczeniu ks. Jana Korzonkiewicza ukazał się w 1931 r. w piśmie Mysterium Christi.

Po otwarciu trumny kard. Schustera w 1984 r. okazało się, że jego ciało zachowało się w doskonałym stanie.

Mimo, iż począwszy od późnego średniowiecza we Mszale i w Brewiarzu odróżnia się dwie części, czyli: Proprium de Tempore i Proprium Sanctorum, to podział ten nie powinien jednak rozrywać cudownej jedności w roku kościelnym; w istocie swej jest i pozostaje on chrystocentrycznym: „Koniec Zakonu jest Chrystus” (Filip. 2, 5). Jak w dawnych bazylikach wyobrażenia dziejów ewangelicznych na ścianach bocznych wiodły nam duszę ku triumfującemu Chrystusowi Królowi na złocistym tronie w środku apsydy, tak też i Proprium de Tempore, począwszy od Adwentu i Bożego Narodzenia, przez Epifanię, czas postu i pasji, następnie pięćdziesięciodniowy obchód zmartwychwstania Pańskiego aż do Wniebowstąpienia Pańskiego i Zielone Święta, prowadzi nas przez tajemnice Chrystusowe. Nauczanie to jest gruntowne i naprawdę pedagogiczne, bo nie tylko przybliża nas do Chrystusa, lecz w długich ćwiczeniach duchownych czyni nas podobnymi jemu: „To samo winniście mieć usposobienie, co Chrystus Jezus”.
Rozważanie życia Jezusowego wypełnia cały rok kościelny. Wierni mają nie tylko pobieżne rzucić spojrzenie na tajemnice Boże, lecz winni je brać w siebie przez ustawiczne akty i ćwiczenia pobożności, przekształcić je w sobie i tak żyć życiem Chrystusa.
Żeby zaś liturgia osiągnęła swój wzniosły cel, ma ona według życzenia Kościoła być poniekąd przeszkoleniem całego człowieka, a nie tylko modlitwą. Musi ona człowieka wyuczyć i wychować; dlatego ma swoje przepisy i ćwiczenia jak każda inna szkoła.
Kiedy Pius X na nowo porządkował kalendarz całego Kościoła i przy tym zniósł cały szereg uroczystości ku czci Świętych, to przyświecał mu przy tym ten cel, żeby staremu Proprium de Tempore przywrócić dawne należne mu znaczenie i jedność od Adwentu aż do ostatniej niedzieli po Świątkach. Piękność roku kościelnego leży w nienaruszonej całości i ciągłości jego Proprium de Tempore, to jest w jego poszczególnych okresach świątecznych, których nie powinno się zanadto często przerywać albo zgoła zaduszać przez Proprium Sanctorum, bo ono nie posiada żadnej ciągłości, lecz każde święto jest dla siebie samego i nie pozostaje w żadnym związku z innymi świętami. W ostatnich stuleciach Proprium Sanctorum opanowało rok kościelny, a jego niezliczone święta zamazały klasyczne linie tamtej części, czyli Proprium de Tempore, tego wspaniałego utworu ducha Ojców.
Uroczystości ku czci Świętych istniały od najdawniejszych czasów, ale ponieważ między nimi nie zachodził żaden wewnętrzny związek, przeto Kościół w złotym wieku liturgii używał ich jedynie po to, żeby niemi na kształt klejnotów ozdobić swoje Proprium de Tempore, czynił to jednak dyskretnie i ze smakiem, podobnie jak artyści w starochrześcijańskich bazylikach; dla podkreślenia obrazu Chrystusa w apsydzie lubili oni umieszczać u jego stóp męczenników, którzy Panu Jezusowi podawali swoje palmy i wieńce. Tak się też ma mieć sprawa Proprium Sanctorum w brewiarzu i w mszale. Nie powinno ono ani niweczyć ani osłabiać wrażenia i działania Proprium de Tempore, lecz powinno być jego ozdobą, dodawać mu piękności i urozmaicenia. Od czasu do czasu powinno ono przerywać monotonię i na dobrze wybranych przykładach z życia Świętych wykazywać, jak misterium Chrystusa powinno być przeżywane przez wiernych i urzeczywistniane.
Dni poświęconych Świętym nie powinno być za wiele, a w każdym razie należy je dobrze rozmieścić, żeby Proprium de Tempore pozostało wedle możności nienaruszone i zachowało swoją pierwotną piękność. Przystajmyż i my także na wzniosłą myśl Kościoła, wyrażoną w ostatniej reformie brewiarza. Stolica święta, w myśl zasad Piusa V i Benedykta XIV, z cudownym taktem przystąpiła do tego, żeby rokowi kościelnemu przywrócić znowu piękną pierwotną linię, i tu i ówdzie odrzuciła późniejsze do niej dodatki. Było to dzieło trudne, bo chodziło o świętą budowlę, do której każda epoka dorzuciła to i owo podług własnego gustu. A jednak Pius X przeprowadził tę reformę, według stałych zasad, ale też i z wielką dyskrecją. Dzieło to jeszcze nie jest ukończone, bo to nie łatwa rzecz, usunąć przy starej budowli dobudówki, zasłaniające pierwotne linie. Reforma należy wyłącznie do Kościoła, ale i my możemy się przyczynić do lepszego jej zrozumienia, szerząc wiadomości o zamiarach naczelnej władzy kościelnej. Nie potrzebujemy wcale raczyć wiernych wysokimi naukami o starożytności chrześcijańskiej, ale prowadźmy ich do źródeł pobożności katolickiej, odciągajmy ich od nabożeństw subiektywnych i wychowujmy do wspólnej służby Bożej, do chwalenia Pana Boga razem z całym Kościołem.
Jak mamy być na Mszy św. i przyjmować Komunię św., żeby wynieść jak najwięcej pożytku dla dusz naszych? Nie wiem, czy można na to pytanie dać odpowiedź lepszą nad tę: Idźmy za rokiem kościelnym; on nas prowadzi do Pana Jezusa w Najśw. Sakramencie, bo Pan Jezus w Ofierze ołtarza i krzyża jest spełnieniem naszej wiary, nadziei naszej i naszej miłości.
Ofiara i Komunia w każdym okresie roku kościelnego przybiera swoisty charakter. Dzięki temu wnoszą one do pobożności ludu wielkie urozmaicenie i podsycają wciąż na nowo również i pobożność prywatną. I tak w Adwencie dzięki obietnicom, danym od Boga pierwszym rodzicom, Abrahamowi i Dawidowi, ludzkość czuje się pewną Chrystusa. „Ten był potomkiem Abrahama..., Abraham pochodzi od Adama” (Łuk 3, 38). Radość z obietnicy przyszłego Odkupiciela jeszcze jest przytłumiona przez nawoływanie św. Jana do pokuty, który chce Panu przygotować drogę przez nawrócenie serc. Ale te wydarzenia nie powinny być li tylko wspomnieniami historycznymi. Nie! Przeciwnie: Ten, który przyszedł na ten świat, kiedy Quirinus przeprowadzał spis ludności, musi się na nowo zrodzić w sercach ludu wiernego przez łaskę; musi się jeszcze zjawić przed wielu narodami, które podobnie jak Izrael oczekują jego przyjścia, ale podobnie jak Izrael mają oczy obciążone jeszcze sennością.
Serce chrześcijanina nie powinno być grobem Chrystusowym, w którymby Pan Jezus miał leżeć bez życia i zesztywniały. Jezus chce „przez wiarę mieszkać w sercach naszych” (Ef. 3, 17). Chce on rosnąć, żyć i sprawować „tajemnicę” odkupienia ludzkiego, której szczyt jest na Krzyżu.
Trucizna grzechu w raju pozostawiła w duszy zarzewie grzesznej pożądliwości. Odkupienie rodzaju ludzkiego zaczyna się tedy postem czterdziestodniowym, w którym nieuporządkowane namiętności mają być ujarzmione, a duch przygotowany na słowo żywota wiecznego. Niegdyś słowo to niewiernych synów Abrahama napełniło bojaźnią, tak, że odezwali się do Mojżesza: „Ty mów do nas, a będziemy słuchać, Pan zaś niechaj nie mówi do nas, abyśmy nie poumierali” (Ex. 20, 19).
Czas wielkopostny jest niejako szkołą rekrutów — obraz ten pochodzi z Pisma św. — są to wielkie rekolekcje całego Kościoła, jest to czas drogi oczyszczenia. Post i umartwienie mają nas oczyścić i gwoździami pokuty cielesnej przybić do krzyża Chrystusowego. Nauki, których nam Kościół w poście udziela więcej aniżeli kiedy indziej, mają duszę oswoić z prawdami wiecznymi, i umocnić na nowo ducha, osłabionego przez grzech pierworodny.
Czas wielkiego postu prowadzi nas na Kalwarię. Aby dostąpić zasług odkupienia, musimy się złączyć z Ukrzyżowanym, musimy przeżyć na sobie jego mękę — Kościół śpiewa: fac, ut portem Christi mortem (Sekwencja w święta Siedmiu Boleści Matki Bożej.) — i przez osobiste współdziałanie, jak mówi św. Paweł, dopełnić tego, czego jeszcze nie dostaje męce Chrystusowej (Kol. 1, 24.).
Po poście przychodzi Wielkanoc. Jeżeli umarliśmy grzechowi i uczynkom szatana, wówczas z Chrystusem powstajemy na nowo, do nowego życia, całkowicie boskiego. „Żyjąc, żyje Bogu” (Rzym. 6, 10.). Wielkanoc w życiu chrześcijan już nie ma charakteru wyrzeczenia i pokuty, lecz zawiera pozytywizm bogactwa. „Jeżeliście zmartwychwstali z Chrystusem, tego co wzwyż jest szukajcie, gdzie Chrystus siedzi po prawicy Bożej. Co w górze jest, miłujcie, nie co na ziemi” (Kol. 3, 3). Zrobiliśmy zaiste korzystną zamianę. Dziczek został odcięty od szczepu, co rósł na twardej skale, i wszczepiony do wiecznie zieleniejącego drzewa umierającego Chrystusa, aby „żył jego życiodajną śmiercią”.
Ofiara wielkanocna czyni zadość za przestępstwa ludzi i sprowadza na nowo ich pojednanie z Bogiem. Bóg dla Chrystusa przyjmuje nas znowu za syny i dopuszcza nas do poznawania swoich tajemnic i do dziedzictwa swych skarbów łaski.
Kiedyśmy w czasie wielkanocnym kroczyli przez via illuminativa, to czas Zielonych Świąt podobny jest do via unitiva. „A że jesteśmy synami, posłał Bóg od siebie Ducha Syna swego w serca nasze, który woła: Abba Ojcze”! Ten Duch Pocieszyciel i rzecznik naszej sprawy przed Panem jest owym Duchem, którego nam dał Ojciec jako rękojmię naszego synostwa Bożego i naszego dziedzictwa w niebie. Ponieważ duch ludzki zdoła wniknąć tylko do tajemnic serca ludzkiego, przeto Bóg dał nam jako swoim synom własnego Ducha, aby on nas wprowadził w całą prawdę.
W Zielone Święta dzieło odkupienia rodzaju ludzkiego stanęło u szczytu. Jezus z Duchem Świętym zamieszkał w sercu duszy miłującej Boga, więc też ona teraz zdolna jest chwalić Trójcę Przenajświętszą w duchu i prawdzie tak, jak sobie tego życzy Bóg Ojciec. Takie jest znaczenie uroczystości Trójcy świętej, która zamyka oktawę Zielonych Świąt, a rozpoczyna szereg niedziel po Zielonych Świętach. Jest to szereg długi, wypełniający blisko połowę roku kościelnego, i wyobraża dzieje Kościoła poprzez wieki. Dzieje te wzięły początek w pierwszy dzień Zielonych Świąt we Wieczerniku, a koniec ich będzie wtedy, gdy na końcu świata zjawi się Chrystus po raz drugi. Ten jest powód, dla którego Kościół czyta Ewangelię o końcu świata w pierwsze niedzielę Adwentu i w ostatnią niedzielę po Świątkach.
Budowa tych niedziel po Zielonych Świętych nie jest całkiem jednolita; są one żywym odzwierciedleniem Kościoła. Podobnie jak Kościół ustawicznie jest zwalczany od swoich wrogów, a jednak zawsze jest zwycięski, także liturgia niedziel poświątecznych błaga o ochronę przed wrogami Kościoła, a zarazem nuci pieśń zwycięstwa. Dostosowując się do słabości dzieci Ewinych, liturgia daje wyraz swemu bólowi z powodu grzechów dzieci i córek Kościoła, a równocześnie głosi całemu światu niepokalaną świętość Kościoła, której nie zdoła zaćmić żadna złość ludzka. W sposób iście przepiękny w liturgii, zwłaszcza w liturgii tych niedziel poświątecznych, przejawia się jedność, świętość, katolickość i apostolskość Kościoła. Słuchamy tutaj nauki książąt Kościoła, Piotra i Pawła, że gmach naszej wiary spoczywa na fundamencie proroków o apostołów. Tutaj też doznajemy pouczenia o jedności katolickiej, hierarchii, o obowiązkach, które mają wierni względem istniejących władz, o życiu społecznym wiernych w rodzime i społeczeństwie; tutaj dowiadujemy się o prześladowaniu Kościoła przez Nerona, o klęsce głodu w Palestynie i o składkach, zbieranych wśród Greków na rzecz głodnych braci w Palestynie. Dzieje pierwszych 20 lat tego, złotego okresu Kościoła zawierają obraz życia rodziny Chrystusowej, takiego, jakiem ono powinno było być w przyszłych wiekach.