środa, 11 lutego 2009

Lud i łacina

W padających ostatnio bardzo często wypowiedziach różnych osób na temat tradycyjnej liturgii, niemal zawsze poruszane jest zagadnienie języka łacińskiego. Padają wówczas przeróżne opinie, od słów pełnych uznania dla tej odwiecznej mowy Kościoła, po uwagi zupełnie zaskakujące, zwłaszcza jeśli ich autorami są osoby duchowne. Wśród tych ostatnich zdarza się usłyszeć, że tak naprawdę zarówno wierni, jak i księża nie byli do łaciny przywiązani, że z wyraźną ulgą przyjęli przekład liturgii na języki narodowe. Koronnym argumentem wydaje się być także odwieczna niezrozumiałość języka łacińskiego dla zdecydowanej większości wiernych. Język łaciński jawi się w obliczu tych opinii jako jakiś balast, który z niejasnych powodów tolerowany był przez Kościół do czasów współczesnych, pomimo swojej całej sztuczności i martwoty. Tymczasem przytoczmy parę świadectw - wypowiedzi sprzed lat, których autorami są księża uważani za przedstawicieli polskiego ruchu liturgicznego. Jakie znaczenie i miejsce w Kościele przyznawali oni językowi łacińskiemu?


Ks. dr Michał Kordel, Na marginesie obrad sekcji liturgicznej, w: Mysterium Christi nr 5/1931:

"Lud przywykł już do tekstów łacińskich i nie odczuwa potrzeby zmian, owszem zmiana zrobiłaby nieraz ujemne wrażenie, np. odśpiewanie po polsku Officium Defunctorum. Przecież i lud instynktownie odgaduje myśl, dla której Kościół zachowuje w liturgii język martwy, niezrozumiały, a mianowicie, że skuteczność modlitwy Kościoła zależy nie od jej zrozumienia przez wiernych, ale od wewnętrznej wartości Najśw. Ofiary, godności Sakramentów świętych i Kościoła jako oblubienicy Chrystusowej. Nie spieszmy się więc z unarodowieniem tekstów liturgicznych, bo nie wiadomo, czy przyszłe pokolenia nie musiałyby tego żałować. Raczej spełniajmy wszystkie obrzędy poważnie, nabożnie, tłumaczmy je ludziom, jak tego wymaga Sobór Trydencki, Katechizm Rzymski, Rytuał i Mszał, a będzie większą korzyść dla wiernych, niż z odmawiania modlitw po polsku wprawdzie, ale może niedbale i z roztargnieniem. Przecież we wszystkich liturgiach język kapłana jest dla ludu mniej lub więcej niezrozumiały, a lud przeciw temu nie oponuje."


Ks. Wacław Faustman, Kapłan a śpiew kościelny, (Wiadomości dla Duchowieństwa, 17 [list. 1930]):

„A jak lud odnosi się do chorału? Interesując się śpiewem kościelnym od dawna, pytałem nieraz prostych ludzi, jak im się podoba śpiew kapłana podczas mszy św., albo w Wielki Piątek i Sobotę i t. d., i czyby nie woleli, ażeby ten śpiew odbywał się po polsku. Otóż nie było wypadku, ażeby prostaczek nie wyrażał się o śpiewie Kościoła z największym uszanowaniem, z jakimś dziwnie świętem pojmowaniem i zrozumieniem i treści i języka liturgii, danym tym, co prostego są serca i pełni ducha Bożego: „O, jakie to ładne, jak nasz jegomość pięknie to śpiewa, ja to sobie nawet w domu często śpiewam, to jest kochane, to jest nasze, tak śpiewają w całej Polsce i w Ameryce, i nawet Ojciec św. tak śpiewa"... O ten mur prostych serc, zrośniętych z Kościołem, rozbije się każda sekta, nawet taka, która język Kościoła „dla dobra prostaczków" pragnie zastąpić językiem narodowym, rozbije się również niejedno uprzedzenie do chorału".