Gdybym miał snuć refleksję na powyższy temat, cofając się o kilkadziesiąt lat w czasie (chociażby do pierwszej połowy ubiegłego wieku), nie miałbym wątpliwości co do tego, że większość ludzi zgadzałaby się ze stwierdzeniem, że to człowiek jest koroną stworzenia (przynajmniej taka byłaby świadomość, choć pamiętać musimy o dramacie wojen światowych i holokaustu, który temu zaprzeczył). Obserwując jednak przemiany mentalnościowe, zaistniałe na przestrzeni minionego stulecia, wydaje się konieczne, choć może trochę naiwne, przypomnienie drogiemu Czytelnikowi tego, jakże istotnego faktu: tak,
człowiek jest koroną stworzenia! Zauważamy bowiem, jak wyzutemu z wszelkiej transcendencji – czyli umiejętności przekraczania tego, co doczesne, odnoszenia się do rzeczywistości, która istnieje „ponad” sferą mentalną – człowiekowi XXI wieku, pozostaje tylko zamknąć się w przestrzeni tego, co przemija, co nie stanowi żadnego wyróżnika spośród innych, otaczających go bytów, stworzeń, czyniąc go równym z nimi.
Mahatma Gandhi - indyjski przywódca narodowy, wskazując na istnienie trzech życiowych przestrzeni kosmosu oraz na to, jak każda z nich określa sposób istnienia stworzeń żyjących wewnątrz niej, mówił:
W morzu żyją ryby, które milczą. Zwierzęta naziemne krzyczą; ptaki natomiast, których przestrzenią życiową jest niebo, śpiewają. Morzu właściwe jest milczenie, ziemi krzyk, a niebu śpiew. Człowiek zaś ma udział we wszystkich trzech sferach: nosi w sobie głębię morza, ciężar ziemi i wysokość nieba, i dlatego też łączy w sobie wszystkie trzy właściwości: milczenie, krzyk i śpiew. I właśnie z tego, co wyróżnia człowieka spośród innych stworzeń, wypływa prawda o potrzebie odnalezienia transcendencji, w której będzie on mógł w pełni egzystować. Sam
krzyk ziemi nie wystarcza, ponieważ wyrywa on jeszcze bardziej z całości, burzy integralność ludzką, czego świadkami jesteśmy dzisiaj.
Błogosławiony John H. kard. Newman w dziele Apologia
pro vita sua, zauważywszy tendencję do odsuwania od człowieka wszystkiego, co odnosiłoby go do rzeczywistości będącej „ponad” nim, napisał:
Świat zdaje się po prostu zadawać kłam tej wielkiej prawdzie, która wypełnia całe moje jestestwo. Skutek tego, z konieczności, jest taki, że czuję się równie zagubiony, jak gdyby zaprzeczono mojemu własnemu istnieniu. Gdybym spojrzał do lustra i nie zobaczył w nim swojej twarzy, odczuwałbym to samo, co czuję teraz, gdy spoglądam na ten żyjący, zabiegany świat i nie widzę w nim żadnego odbicia Stwórcy.W kontekście takiej rzeczywistości żyje i formuje się dzisiejszy
kapłan – człowiek z ludu wzięty i do ludu posłany. Już w momencie przyjścia do seminarium, rozpoczyna się etap ścierania się tych dwóch rzeczywistości:
sacrum i
profanum, etap przywracania człowiekowi jego całości, wyrażającej się w przywołanych przez Gandhiego przestrzeniach:
milczenia, krzyku i śpiewu. Duchowość kapłana przeniknięta sferą sacrum.Odwołam się tutaj do słów, które uczyniłem mottem niniejszego artykułu:
Dzisiaj potrzebna jest kapłanowi świadomość wielkości Sacrum (…). W zetknięciu z całą rzeczywistością profanum, czyli tego, co utrudnia człowiekowi – kapłanowi zanurzanie się w Bożym życiu, stanowiącym o życiu duchowym, wewnętrznym, odczuwa się pewien niepokój, który burzy tę wewnętrzna harmonię, konstytuującą człowieka, narzucając mu niejako wyłączne obcowanie ze światem, z owym
krzykiem ziemi. Nie jest to nic dziwnego – wręcz przeciwnie – potwierdza to jeszcze wyraźniej tezę o potrzebie zachowania integralności życia cielesno-duchowego człowieka. Nie przynależy bowiem do naszej natury ograniczenie się do udziału w tylko jednym jej aspekcie – do doczesności, a jeśli nawet dokonalibyśmy tak radykalnego wyboru, skutkiem tego będzie
ciągłe oczekiwanie na uzupełnienie „czegoś”, czego nie potrafimy nazwać, a co poszukując, będziemy się starali uzupełniać jakimiś doraźnymi środkami.Poszukiwanie owej sfery
sacrum w życiu kapłana, a wcześniej kleryka, jest pracą, która wymaga odnalezienia, pośród
wielu spraw tego świata, fundamentu stanowiącego źródło kapłańskiej duchowości.
Jest to zatem potrzeba odnalezienia czegoś, co przywróci człowieka człowiekowi, przywróci mu całość, nauczy go na nowo milczenia i śpiewu, rozprzestrzeniając przed nim głębiny morza i uzdalniając go do lotu. Jest to także poszukiwanie czegoś, co wzniesie ku górze jego serce, w którym zamilkła już dawno pieśń sursum corda – w górę serca – odezwie się w nim na nowo. Dzisiejszemu człowiekowi, a w sposób szczególny kapłanowi, potrzeba tego, co wyzwoli go od powszechnego aktywizmu, a przywróci mu pełnię: głębię i wysokość, ciszę i śpiew, tak, aby mógł śpiewać z zastępami aniołów oraz milczeć z głębią wszechświata.
Ten poetycki opis rzeczywistości, o której chcę powiedzieć, że stanowi on źródło duchowości kapłana, odnosi się w sposób bezpośredni do chrześcijańskiej liturgii, w szczególności zaś do liturgii eucharystycznej, która bez wątpienia jest najwyższą jej formą.
Liturgia miejscem spotkania człowieka-kapłana z Bogiem.Benedykt XVI w homilii wygłoszonej podczas Mszy Krzyżma Świętego, w Wielki Czwartek 2008 roku, zwrócił uwagę na to, że (…)
musimy uczyć się coraz lepiej rozumieć świętą liturgię w jej istocie, rozwijać żywą z nią relację, tak by stała się ona duszą naszego życia na co dzień. Cóż znaczą dzisiaj dla każdego z nas słowa, że liturgia jest święta? Oznacza to, że poprzedza nas ona jako miejsce żywej obecności tajemnicy Chrystusa zbawiciela, powierzone Kościołowi, aby strzegł jej wiernie i z szacunkiem. Święte jest w niej samo działanie Boga, obecnego w każdym akcie liturgicznym. Owa świętość liturgii, w którą zagłębia się całkowicie kapłan, daje mu prawdziwą przystań, przy której, podejmując odpowiednie ku temu środki, będzie mógł zakotwiczyć łódź swego powołania i budować bezpieczny port, który stanie się przestrzenią dla pełnienia dzieła jego posługiwania wśród ludu. To właśnie oznacza świętość liturgii, świętość, w której uczestniczy kapłan, prowadząc ku niej i włączając w nią wszystkich wiernych.
Widzimy zatem, jak wiele zależy od odpowiedniego budowania kapłańskiej duchowości na fundamencie świętej liturgii Kościoła, tak aby poprzez udział w niej, doprowadzić do zbawienia siebie i powierzony lud. W tym właśnie duchu poczynię krótką refleksję, która ukaże istotę liturgicznej duchowości kapłana, a w którą włączeni są także wszyscy wierni.
Św. Tomasz z Akwinu w
Summie Teologicznej, w traktacie
o Prawie, stwierdza: (…)
kult zewnętrzny odnosi się do kultu wewnętrznego. Otóż kult wewnętrzny polega na tym, że dusza łączy się z Bogiem myślą i sercem. I dlatego zależnie od różnych sposobów, którymi myśl i serce czciciela Boga łączy się należycie z Bogiem, istnieją różne sposoby, którymi zewnętrzne czynności człowieka wprzęgają się w kult Boga (S. Th. I-II, 101 q. 2). To tomistyczne sformułowanie, mówi o istocie czynnego uczestnictwa w liturgii, którego fundamentem jest zanikanie rozróżnienia pomiędzy działaniem Boga a naszym, w taki sposób,
abyśmy mogli stać się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie, aby Jego Ofiara, składana Ojcu, stawała się także naszą ofiarą.
Weryfikacją tego, czy kapłan rzeczywiście daje się wprowadzić w głębię liturgii jest moment, w którym zauważa on wzrost osobistej więzi z Chrystusem, sakramentalnego utożsamienia się z Nim (w pełni świadomego działania
in Persona Christi), kiedy to zostaje on
ogarnięty przez dynamikę tej miłości ofiarowywanej a wola jego przekształca się w wolę samego Boga.
Doszliśmy zatem do momentu, w którym dostrzec możemy zastosowanie owego tryptyku Gandhi’ego, mówiącego o
milczeniu morza, krzyku ziemi i śpiewie nieba, w celebrowaniu liturgii chrześcijańskiej. W niej to bowiem, realizuje się harmonia tych dźwięków, dzięki którym człowiek, tak bardzo spragniony odnalezienia sfery
sacrum, pośród wzburzonych fal świata, staje w pełni zintegrowany z Bogiem i z samym sobą. Istnieje przy tym jednak niebezpieczna pokusa – zbanalizowania a czasem nawet zinfantylizowania tego daru, którego z jednej strony człowiek poszukuje, z drugiej jednak pragnie się od niego
uwolnić, jak od ciężaru, sprowadzając misterium do wymiarów czysto ludzkich.
Odkryć na nowo Ducha Liturgii.Obecny Mistrz Papieskich Ceremonii Liturgicznych – ks. prał. Guido Marini, w wygłoszonym przez siebie referacie podczas Dni Formacji Liturgicznej dla Kleru i Laikatu w Rizziconi (rzymska diecezja Oppido - Palmi), w styczniu 2010 roku, podjął się próby zinterpretowania istoty liturgii, jako prawdziwego źródła kapłańskiej duchowości, w odniesieniu do niepokojącego zjawiska jej desakralizacji.
Papieski ceremoniarz, jako punkt wyjścia dla własnej refleksji, stawia słowa tego, u którego boku obecnie służy, a które współbrzmią z mottem nadanym przeze mnie niniejszemu artykułowi. W 2001 roku kard. Ratzinger nawoływał:
Potrzebujemy nowej świadomości liturgicznej, aby zniknął ten konstrukcyjny duch. Sprawy zaszły tak daleko, że kręgi liturgiczne majstrują dla siebie liturgię niedzielną. Rzecz, którą się nam tu oferuje, z pewnością jest produktem paru bystrych, sprawnych ludzi. I widzę, że nie tego szukałem. Że to za mało – i nie z tej półki. Dzisiaj najważniejsze jest, abyśmy znów poczuli szacunek dla liturgii, którą nikt nie ma prawa manipulować. Abyśmy znów nauczyli się ją widzieć jako żywo rosnący twór i jako dar, poprzez który uczestniczymy w liturgii niebiańskiej. Abyśmy w liturgii nie szukali naszej samorealizacji, lecz należącego do nas daru. Po pierwsze, musi zniknąć to, co osobliwe czy samowolnie konstruowane, musi się przebudzić wewnętrzny zmysł sacrum! Zmysł ten wypływa niejako z samej struktury Mszy Świętej, który odpowiednio zinterpretowany i zinterioryzowany (uczyniony swoim), odnosi człowieka-kapłana do pojmowania chrześcijańskiego życia w kategoriach zstępowania i wstępowania.
Otóż, mowa tutaj o liturgii słowa i liturgii eucharystycznej, które stanowiąc fundamentalną jedność, różnią się zasadniczymi elementami. W liturgii słowa Bóg zwraca się ku człowiekowi poprzez Pismo Święte oraz kapłana, wyjaśniającego Jego słowo. W liturgii eucharystycznej natomiast, to lud Boży, niosąc do ołtarza owoc ziemi i pracy rąk, sam siebie ofiarowuje Panu, aby stanowić z Nim jedno. Te dwa momenty jednej liturgii posiadają przynależną jej dynamikę: zstępującą (
katabatyczną) w pierwszym, a wstępującą (
anabatyczną) w drugim przypadku.
Podobnie całe nasze życie oscyluje między zstępowaniem a wstępowaniem – Bożym wezwaniem i naszą odpowiedzią, a czego istotą i wymagającym szczególnego podkreślenia jest fakt, że to nie człowiek wykonał pierwszy krok w kierunku Pana, lecz On sam zwrócił się ku niemu pierwszy, umożliwiając mu danie odpowiedzi. Zatem zwrócenie się ku Panu, skierowanie ku Niemu całego życia, myśli i woli, stanowi fundament do budowania kapłańskiej (i nie tylko) świadomości, której źródło bije z uczestnictwa w liturgii Kościoła. Dzisiejszy kryzys kapłańskiej duchowości liturgicznej (a w konsekwencji także kryzys liturgii) polega na tym, iż zaprzestano prowadzenia wewnętrznego dialogu między owymi rzeczywistościami: tym, co
katabasis i tym, co
anabasis. Ograniczono się do „promowania” wyłącznie jednego nurtu - wstępującego, z marginalnym uwzględnieniem drugiego, co doprowadziło do tego, że kapłańska (i nie tylko) duchowość przestała być aktem uwielbienia, misją chwalenia Boga, czynienia Go centrum własnej ortodoksji, a stała się miejscem do tworzenia przestrzeni dla subiektywnych przekonań, wśród których błędną tezą są kreacjonistyczne słowa:
Moje działanie sprawia – Boże uzdalnia.
Hermeneutyka znaku liturgicznego.Aby zatem liturgia stała się miejscem czerpania siły dla duchowości kapłańskiej, powinna ona przemawiać do duchownego prawdziwością i wymownością znaków. To właśnie od hermeneutyki znaku w dużym stopniu zależy przekaz liturgicznej treści, który przyczynia się do głębokiego zrozumienia i przeżywania
sacrum w liturgii. W odniesieniu do tej rzeczywistości, która, jak się wydaje, coraz częściej jest deprecjonowana czy nawet wprost negowana, Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zwróciła uwagę na fakt, że
w formie celebracji należy być uważnym, by nie zmienić jej teologii i topografii, szczególnie w momentach, gdy kapłan znajduje się przy ołtarzu. Tylko w dialogach od ołtarza kapłan mówi do ludu. Cała reszta jest modlitwą do Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym. Teologia ta musi być widoczna. W tym kontekście ks. prał. Guido Marini zaleca (podobnie jak czyni to Benedykt XVI), aby zastanowić się ponownie nad istotą liturgii rzymskiej w jej zwyczajnej formie, czyniąc konkretną dygresję:
Właściwym jest, że podczas liturgii słowa celebrans i wierni znajdują się naprzeciwko siebie, twarzami zwróceni ku sobie nawzajem, słuchając Pana, który objawia się w Słowie i w dialogu modlitewnym. Nie można jednak powiedzieć, że do końca właściwym jest, aby celebrans i wierni pozostali w tej samej pozycji podczas liturgii eucharystycznej, kiedy, przeciwnie, razem powinni zwracać się do Pana i kierować się ku Niemu wzrokiem i sercem. Papieski ceremoniarz zaznacza przy tym, że nie jest konieczne w obecnej sytuacji, aby na powrót przebudowywać ołtarze w nowych świątyniach, ich rozmieszczenie wcale nie musi ulegać zmianie. Podobnie jak Ojciec Święty, wyraża jednak życzenie, aby krzyż został umieszczony w centrum ołtarza, aby wspólne zwrócenie się ku Panu – kapłana i wiernych – przez
przyjętą wewnętrznie orientację modlitwy (
versus Deum), znalazło swoje uzewnętrznienie w znaku krzyża.
Bowiem odpowiednie nastawienie duchowe, wyrażone przez ten znak, przyczynia się do głębszego zrozumienia tego, w czym człowiek uczestniczy; z większą świadomością wkracza wtedy w relację z sacrum, które go ogarnia, kierując ku Bogu swoje serce, odpowiadając na wezwanie: sursum corda!Wybierając powyższy przykład dla opisania istotnej funkcji znaku w przeżywaniu kapłańskiej duchowości, świadom jestem niewyczerpania tego tematu. Należałoby bowiem podać więcej przykładów dla zobrazowania potrzeby ponownego przyjrzenia się hermeneutyce znaku, ale wydaje mi się, iż potrzebne by było osobne opracowanie na ten temat. Sygnalizuję tylko istotę problemu, przed którym staje dzisiejszy kapłan i wierni, którzy zbliżając się do Bożego ołtarza, sami nie potrafią odnaleźć punktu odniesienia, który kierowałby ich serca, myśli i wolę ku Bogu, ku sakralności wydarzeń, w których mają uczestniczyć. Dzieje się niestety tak, że znak krzyża, nierozdzielnie złączony z Ofiarą dokonującą się na ołtarzu, ulatuje ich oczom, ginąc bądź to ponad horyzontem spojrzenia wiernych, bądź za plecami tego, który spełnia Bożą służbę…
Potrzeba głębszej refleksji teologiczno-liturgicznej.Można by teraz, w tym miejscu, rozpocząć rozważanie dotyczące rozumnego spełniania służby Bożej w Kościele (
logiké latreiá), o którym w 12 rozdziale Listu do Rzymian mówi św. Paweł. Można by także podjąć temat hermeneutyki ciągłości, odnosząc się do liturgii Kościoła. Jednakże ilość wątków, które domagałyby się jeszcze podobnego omówienia, sprawiłyby, iż obszerność artykułu wzrosłaby wielokrotnie i zakrawałaby o poważniejszą rozprawę. Nie to jest moim celem. Jeśli nawet drogi Czytelnik stwierdzi, że poruszane tutaj kwestie przedstawiłem w sposób wymagający sięgnięcia po słownik czy specjalistyczny komentarz, to zapewniam, że wyjdzie to na dobre temu, komu leży na sercu sprawa liturgii w tym konkretnym jej aspekcie, jakim jest kapłańska duchowość. Odnosi się to szczególnie do tych, których Bóg obdarzył darem święceń, jak i do całego zgromadzenia Bożego. Zamiarem moim było więc sprawić, by poważne podejście do kwestii liturgii Kościoła, skutkowało autentyczną troską o integralny rozwój całego człowieka-kapłana, szczególnie ten duchowy.
Trzeba nam dzisiaj zwrócić większą uwagę na niebezpieczną skłonność do pomniejszania wartości samej liturgii, na „tworzenie” jej wedle własnego zamysłu bądź idei, jaka przyświeca grupie osób, wśród których jest ona sprawowana. To wszystko bowiem negatywnie wpływa na odnalezienie w niej cech trwałości, niezmienności, ponadczasowości, których tak bardzo spragniony jest współczesny człowiek, w szczególności zaś kapłan. To właśnie on, bardziej niż inni, narażony jest na poczucie monotonii, znudzenia, co skutkuje pokusą bezpodstawnego urozmaicania świętych obrzędów, (które stanowią przecież depozyt całego Kościoła) wedle własnej kreatywności.
Zamiast pomysłowości na „udoskonalenie” liturgii, która sama w sobie jest już doskonała (jest bowiem zadatkiem doskonałej liturgii niebieskiej), skupić się należy na jej szlachetności, prostocie, pięknie, harmonii, na wszystkim, co przyczynia się do pogłębienia w niej – a oddziałującej na nas – sfery sacrum. I źle postąpi ten, który uzna te sprawy za kwestie drugorzędne, niewymagające dalszego zastanowienia nad ich istotą i znaczeniem; który zaliczy tę refleksję do zbyt emocjonalnej, odnoszącej się tylko do zewnętrznych przejawów ducha. Jeżeli bowiem w czasie czytania tych stron, poczułeś, drogi Czytelniku, potrzebę zwrócenia uwagi na własną postawę względem tych świętych rzeczywistości, znaczyć to będzie, że nie stałeś się już tylko tym, który obracając się wśród bytów przynależących do sfery owego
krzyku ziemi – jej ciężaru, zatracił potrzebę wyjścia dalej, poza siebie, lecz poszukujesz jeszcze możliwości zatopienia się
w milczeniu morskich głębin i wzniesienia się ku płynącemu z wysokości nieba śpiewie anielskich zastępów… Bibliografia:
Marini G., Liturgia jako źródło duchowości kapłańskiej, w: http://www.nowyruchliturgiczny.pl
Marini G., Wprowadzenie w Ducha Liturgii, w: http://www.nowyruchliturgiczny.pl
Ratzinger J., Bóg i świat. Wiara i życie w dzisiejszych czasach. Z kard. J. Ratzingerem rozmawia Peter Seewald, Kraków 2005.
Ratzinger J., Duch liturgii, Poznań 2002.
Ratzinger J., Nowa pieśń dla Pana, Kraków 2005.
Ratzinger J., Teologia liturgii, w: Christianitas 35 (2007). kl. Karol Rawicz-Kostro