Za zgodą Autorki publikujemy artykuł poświęcony środowisku tradycji łacińskiej z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej, który ukazał się w portalu wiara.pl:
Studiują dokumenty Kościoła, uczą się łaciny, po wiejskich
parafiach poszukują ornatów i feretronów. Wszystko po to, żeby lepiej
poznać „Mszę wszechczasów”.
Raz w miesiącu malutki kościółek pw. św. Józefa Oblubieńca jest jak
wehikuł czasu. Pełne skupienia milczenie, dym kadzidła i mruczący
cichutko po łacinie ministranci.
Nie w poszukiwaniu dziwności
O. Krzysztof Szachta OFMconv |
W pierwszą niedzielę miesiąca spotyka się tu stała grupa około 40 osób.
Inni przychodzą z ciekawości, poszukując sensacji albo „dziwności”. Ci
pojawiają się i znikają. Ale dla większości zwolenników nadzwyczajnej
formy rytu to cały styl życia, widzenie świata. Dla Rafała Semołonika
pierwsza Msza św. odprawiana w nadzwyczajnej formie rytu była jak
objawienie. Chłonął ją całym sobą, przez skórę. – Nie zrozumiałem
oczywiście ani słowa. I paradoksalnie dopiero do mnie dotarło, czym jest
dokonująca się podczas Eucharystii ofiara Chrystusa. Niepojęta
tajemnica. Nie widziałem przecież nic poza plecami księdza. I kiedy w
końcu kapłan podniósł do góry Ciało Pańskie zrozumiałem, że właśnie się
dokonała przemiana – wspomina, nie ukrywając entuzjazmu.
Z pierwszego zachwytu zrodziła się chęć zrozumienia i pasja. – Powoli
zacząłem szukać, pytać, poznawać. Są też w całej diecezji ludzie chętni,
pomyśleliśmy zatem, że nie bezzasadne jest stworzenie warsztatów, które
umożliwią dobre zrozumienie Mszy przedsoborowej, przygotują do śpiewu
liturgicznego, wyszkolą służbę liturgiczną. Zależy nam też na
zainteresowaniu nadzwyczajną formą rytu księży. Ksiądz dr hab. Janusz
Bujak przyklasnął naszemu pomysłowi i obiecał pomoc. Znalazło się też
życzliwe, dobre miejsce u ks. Romana Gałki, proboszcza w Śmiechowie –
opowiada o pomyśle zorganizowania pierwszych w diecezji warsztatów i
rekolekcji.
– „Przodem do Boga”, a nie „tyłem do wiernych” – wyjaśnia o. Krzysztof
Szachta, franciszkanin z Darłowa, który sprawuje Mszę trydencką dla
tradycjonalistów w diecezji. – Wierzę głęboko, że Bóg jest obecny i w
swoim ludzie. Jednak czasami mnie, jako kapłanowi i człowiekowi, łatwiej
się skupić na tym, co sprawuję, kiedy patrzę tylko na Niego. Chorał
gregoriański, który sam nastraja i porywa, znaki, za którymi stoją całe
wieki Kościoła, mocno wyeksponowana cisza. W liturgii posoborowej
potrzeba większego skupienia, wyrobienia, zaangażowania. To trudniejsze –
mówi paradoksalnie młody kapłan. – Trudno się nie zgodzić z tym, że
można pięknie odprawić liturgię posoborową i byle jak tę przedsoborową.
Ale nadzwyczajna forma rytu wydaje mi się być łatwiejsza do wejścia w
sferę sacrum – dodaje z namysłem.
W śmiechowskich rekolekcjach uczestniczyło około 20 osób. Głównie
młodych, którzy przyjechali całymi rodzinami. Podczas warsztatów uczyli
się śpiewu liturgicznego, słuchali konferencji, a służba liturgiczna
ćwiczyła pod okiem o. Krzysztofa. Do uczestniczenia w każdej liturgii
trzeba się dobrze przygotować, ale przedsoborowa forma rytu wymaga
wiedzy, zrozumienia każdej z części Mszy, każdego najmniejszego gestu. –
Dzięki liturgii przedsoborowej zacząłem lepiej rozumieć tę posoborową. I
głębiej, intensywniej, z większym namaszczeniem ją przeżywać. Zmieniła
się też moja postawa. Msza trydencka pozwoliła mi na odkrycie pewnych
rzeczy. I nadal je odkrywam – mówi Rafał, współorganizator warsztatów.
Zwolennicy tradycji nie „okopują się” na swoich pozycjach, nie budują
barykad. Choć nie ukrywają, że posoborowa dowolność im przeszkadza. – W
Mszale Jana XXIII nie ma miejsca na „wstawki własne” księdza, tworzenie
lokalnych zwyczajów, np. kiedy klęknąć, kiedy wstać, a to nierzadko ma
miejsce w naszych kościołach, powodowane inwencją twórczą duszpasterzy
czy samych wiernych – mówi Rafał. Pomaga też brak kontaktu wzrokowego z
kapłanem. – Nie on skupia na sobie moją uwagę. A to, niestety, bywa
grzechem niektórych naszych księży, że przed ołtarzem to oni muszą
skupić na sobie całą uwagę, to oni są tu najważniejsi i błyszczą na
różne sposoby, na przykład rzucając jakiś żarcik czy anegdotkę – dodaje.
Artykuł ukazał się także w koszalińskim wydaniu Gościa Niedzielnego (nr 44/2011)
Autorką tekstu i zdjęcia jest Pani Karolina Pawłowska.