Miastem ludnym, władcą nad okręgami, który cierpi wyzysk jak niewolnica jest Odkupiciel, który istniejąc w postaci Bożej, przyjął postać sługi, dosłownie – niewolnika.
Jeszcze nie tak dawno, nieco ponad czterdzieści lat temu, wyjątkowy charakter trzech ostatnich dni Wielkiego Tygodnia znajdował swoje odbicie w sposobie celebrowania divinum officium. Podobnie jak budynek kościoła ogołaca się wówczas z wszelkich ozdób, a nawet świętych wizerunków, jak rezygnuje się z uroczystego dźwięku organów i dzwonów, tak samo służba Boża pozbywała się na te trzy dni wszystkiego tego, co nie należy do jej esencji, jak gdyby obawiała się, że coś może odwrócić uwagę uczestników od odkupieńczej męki Zbawiciela. Z tego właśnie względu, w Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę nie było wersetów otwierających godziny kanoniczne, nie było psalmu wezwania Venite, exultemus, nie było hymnów, krótkich czytań, próśb. Nabożeństwa stanowiła zatem w zasadzie sama psalmodia, przerywana w jutrzni dziewięcioma dłuższymi czytaniami. Więcej nawet – godziny kanoniczne, z wyjątkiem tzw. ciemnych jutrzni odprawiano przyciszonym głosem, prawie że śpiewnym szeptem, jakby Kościół lękał się nawet swoim publicznym kultem zagłuszać ciszę Kalwarii i grobu Pańskiego.
Jedynie w nocy Triduum Sacrum świątynie rozbrzmiewały śpiewem, który towarzyszył celebrowaniu tzw. ciemnych jutrzni. „Celebrowanie” bowiem to chyba najbardziej odpowiednie słowo w tym kontekście, gdyż nabożeństwo to nie ograniczało się do odśpiewania pewnych tekstów: w jego skład wchodził także szereg ceremonii, z których najbardziej charakterystyczne jest gaszenie po każdym psalmie jednej z piętnastu świec umieszczonych w chórze na trójkątnym świeczniku. Pod koniec laudesów na jego szczycie pozostawała jedna świeca, którą po kantyku Benedictus ukrywano za ołtarzem i przez chwilę kościół spowijały absolutne ciemności. Wiemy jednak, że prawdziwej światłości „ciemność nie ogarnęła” (por. J 1, 5). Na sam koniec, niezwykle subtelnie, jakby nieśmiało pojawiała się zapowiedź zmartwychwstania: ukrytą świecę umieszczano na powrót na świeczniku. W liturgii jednak Pascha Chrystusa to jedno, nierozdzielne wydarzenie. Zanim nastąpił poranek zmartwychwstania, Syn Boży umierał w poczuciu osamotnienia, a ziemia zadrżała, widząc swego Stwórcę umierającego w ludzkim ciele. Nieśmiała zapowiedź zmartwychwstania nie może przyćmić faktu, że Bóg cierpiał za nasze grzechy, że przyroda zamarła w obliczu tego paradoksu! Zanim uczestnicy ciemnych jutrzni opuszczą kościół, na pamiątkę owego trzęsienia ziemi, zamykają z hukiem antyfonarze i kilka razy uderzają nimi o ławki.
Jak wspomniano, psalmodię ciemnych jutrzni przeplatało dziewięć dłuższych czytań. Trzy pierwsze stanowiły fragmenty Lamentacji proroka Jeremiasza, trzy następne fragmenty Listów św. Pawła Apostoła, trzy kolejne komentarze św. Augustyna do psalmów. O ile forma listów apostolskich i komentarzy patrystycznych przypomina tę, która pojawiała się w oficjum przez cały rok, o tyle Lamentacje były czymś wyjątkowym, przeznaczonym tylko na oficjum Triduum Sacrum. Nie były one przeznaczone do prostego odczytania czy wyrecytowania na jednym tonie. Lamentacje posiadają osobną, właściwą tylko im melodię, zróżnicowaną co prawda w poszczególnych ośrodkach wykonywania chorału, ale wszędzie charakteryzującą się pełną surowości powagą i niezwykłym pięknem.
Alef. Jakże zostało samotne
miasto tak ludne,
jak gdyby wdową się stała
przodująca wśród ludów,
władczyni nad okręgami
cierpi wyzysk jak niewolnica. (Lm 1, 1)
Trudno tekst natchniony usiłować sprowadzić do jednej tylko płaszczyzny i rozumieć go tylko w jednym sensie. W opisie opuszczenia i zrujnowania Miasta Świętego Jeruzalem słychać głos Kościoła przytłoczonego ciężarem grzechów swoich członków, słychać głos Bożego Syna cierpiącego za ludzkie grzechy, ale błędem chyba byłoby mówić, że są to dwa różne głosy. Chrystus bowiem cierpi i modli się do Ojca, ale cierpi i woła w Nim również każdy członek Jego Mistycznego Ciała. Kościół jest uciskany i prześladowany, dręczą go grzechy jego dzieci, ale prześladowania i ucisku doznaje w swoim Ciele także Głowa. Konsekwentnie więc miastem ludnym, władcą nad okręgami, który cierpi wyzysk jak niewolnica jest Odkupiciel, który istniejąc w postaci Bożej, przyjął postać sługi, dosłownie – niewolnika (por. Flp 2, 7).
Bet. Płacze, płacze wśród nocy,
na policzkach jej łzy,
a nikt jej nie pociesza
spośród wszystkich przyjaciół;
zdradzili ją wszyscy najbliżsi
i stali się jej wrogami. (Lm 1, 2)
Nie sposób, słysząc te słowa, nie pomyśleć o tej straszliwej nocy poprzedzającej mękę Chrystusa Pana. Zbawiciel w Ogrodzie Oliwnym nie ukrywał ani nie wstydził się swojego człowieczeństwa. Był po prostu przerażony perspektywą okrutnej męki, podczas której miał doświadczyć zła całego świata i którą miał przeżywać w osamotnieniu. Potrzebował towarzystwa przyjaciół, ale oni właśnie wtedy nie umieli stanąć na wysokości zadania. Był skazany na to, by ostatnie godziny przed męką spędzić w totalnym opuszczeniu. Dramat nocy Wielkiego Czwartku potęgowała jeszcze świadomość tego, że zdradził Go jeden z najbardziej zaufanych ludzi, jeden z tych, których nazwał przyjaciółmi.
Lamed. Wszyscy, co drogą zdążacie,
przyjrzyjcie się, patrzcie,
czy jest boleść podobna
do tej, co mnie przytłacza. (Lm 1, 12)
Fakt odkupieńczej męki Pana Jezusa może nam w końcu spowszednieć. Wcielenie nie robi wrażenia. Do widoku Ukrzyżowanego już się przyzwyczailiśmy. Lubimy co prawda śpiewać Gorzkie żale, czy uczestniczyć w Drodze Krzyżowej, ale wydarzenia paschalne spychamy do sfery mitologii, uczuciowości, estetyki… Czym jest boleść co, przytłacza Odkupiciela? Przede wszystkim prawdziwą, fizyczną boleścią! Chrystus sam chce, żebyśmy współuczestniczyli w Jego męce. Przyjrzyjcie się, patrzcie! Rozważajcie, co dla was uczyniłem! W ten sposób wydarzenie na Kalwarii zawsze będzie dla nas wstrząsem, zawsze będziemy nosić w sobie jego owoce.
Każda lekcja Lamentacji kończy się zawołaniem: Jerusalem, Jerusalem, convertere ad Dominum Deum tuum – nawróć się do Pana Boga swojego! Zdania tego nie ma co prawda w tekście natchnionym, jednak stanowi niezwykle celne zwieńczenie każdorazowej skargi Świętego Miasta na uciemiężenie, jakie przyszło mu znosić. Wezwanie to bowiem podpowiada, że męka Chrystusowa nie stanowi celu sama w sobie, z drugiej zaś strony – grzech człowieka nie jest jego nieodwołalną tragedią. Zbawiciel skarży się na opuszczenie i cierpienie, a Kościół w swojej liturgii wzywa swoje dzieci nie pojedynczo, ale siebie samego, całe Jeruzalem, rozumiane jako społeczność ochrzczonych, jako Mistyczne Ciało Pana do nawrócenia. Jezus miał umrzeć, aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno (por. J 11, 52).
Tak bogata i dramatyczna liturgia Triduum Sacrum najwyraźniej nie pasowała do założeń, które przyjęły komisje liturgistów podczas ostatniej reformy liturgii. Ciemna jutrznia musiała ustąpić Godzinie czytań, która swoją formą nie różni się niczym od Godziny czytań odprawianej w inne dni roku. Lamentacje zniknęły, w ich miejsce pojawiły się fragmenty Listu do Hebrajczyków. Nie był to jednak ani powrót do źródeł, bo w ciemnych jutrzniach zachowała się właśnie archaiczna praktyka Kościoła Rzymskiego, ani zaprowadzanie szlachetnej prostoty, bo jak widzieliśmy, oficjum Triduum Sacrum ze swej natury miało strukturę prostszą i bardziej surową. Na szczęście, Lamentacje nie umilkły wszędzie, tak jak nie wszędzie zgaszono na zawsze świece na trójkątnym świeczniku. Czy zatem Godzina czytań wytrzyma ostatecznie „duchową konkurencję” z liturgiczną perłą roku kościelnego omodloną przez niezliczone pokolenia…?
br. Grzegorz Brodacki OCist