Prelekcja wygłoszona przez ks. Krzysztofa Tyburowskiego, dnia 6 listopada 2008 r. na zaproszenie Stowarzyszenia Obrony i Rozwoju Polski w Rzeszowie.
Kilka słów, o wygłoszenie których zostałem zaproszony, dotyczyć będzie mszy św. popularnie i dość powszechnie nazywanej „trydencką”. Od razu przepraszam za dotknięcie zaledwie powierzchowne niezmierzonej głębi liturgii i za potoczny język prelekcji.
Przymiotnik „trydencka” na określenie starszej formy liturgii nie jest precyzyjny, sugeruje bowiem jakoby Sobór Trydencki stał u jej początku. Tak jednak nie jest, forma bowiem liturgii odprawianej powszechnie w zachodnim katolicyzmie aż do reformy po Soborze Watykańskim II, istniała na długo przed Soborem Trydenckim, który odbył się w XVI wieku. Z braku więc nazwy precyzyjnej różnie też się tę liturgię nazywa. Do niedawna, kiedy nie było kontekstu reformy liturgicznej, nie była opatrywana żadnym przymiotnikiem, natomiast w kontekście mszy św. zreformowanej po Soborze, nazywa się ją mszą św. trydencką, gregoriańską, usus antiquior, czy też nadzwyczajną formą rytu rzymskiego.
Tylko człowiek spośród istot żyjących na ziemi tworzy kulturę. Jakość kultury człowieka jest, by tak rzec, jakością jego ducha. To, co człowiek ma w sobie, wyraża na zewnątrz. Jeżeli człowiek jest istotą wewnętrznie bogatą, głęboką, wszechstronnie rozwiniętą z punktu widzenia potrzeb wyższych, to także dzieła przez niego tworzone będą miały odbicie tej właśnie jakości ducha. W tym kontekście możemy dotknąć choćby sprawy sztuki sakralnej, jako szczególnego wyrazu kultury religijnej człowieka. Porównując dzieła ludzkiego ducha, które człowiek w tym względzie tworzy dzisiaj, z dziełami ludzkiego ducha tworzonymi wcześniej, możemy bez większych nawet analiz dojść do wniosku, że dzisiejsza kultura zachodnioeuropejska znajduje się w głębokim kryzysie. Jeżeli popatrzymy w przeszłość na sztukę romańską, gotycką czy barokową, zauważymy, że na przestrzeni wielu setek lat, które mamy za sobą, człowiek umiał wyrażać swojego religijnego ducha w ściśle określony sposób. Później od mniej więcej połowy XIX wieku aż po nasze czasy sztuka religijna wchodzi w pewien kryzys. Jest jakby nie identyfikowalna, nieokreślona w swoim wyrazie, nie potrafiąca odróżnić jasno sacrum od profanum. Co prawda w XIX i w początkach XX wieku w sztuce sakralnej panuje budzący zachwyt neogotyk, ale paradoksalnie jest on znakiem zaczynającego się kryzysu epoki, która nie wytworzyła już swojej własnej sztuki, ale powraca do wcześniejszych form. Jeśli chodzi natomiast o dzisiejszą sztukę sakralną, to trudno powiedzieć, by dzisiejsze świątynie miały jakiś określony styl. Poprzednie style architektury, malarstwa czy rzeźby spontanicznie niejako skupiały człowieka na Bogu i w Jego kierunku popychały ludzką uwagę. Nowoczesne świątynie katolickie, często się zdarza, że zamiast skupiać, rozpraszają człowieka, przypominają bardziej sale konferencyjne, a nie miejsca modlitwy. Nie odróżniają się jakby od świeckich standardów, nie wprowadzają człowieka w świat sacrum. Z pewnością są one znakiem kryzysu sztuki religijnej, a co za tym idzie także kryzysu ludzkiego ducha i religijności katolickiej.
W tym kontekście pojawia się także problem liturgii. Trudno dziś powiedzieć, czy kształt nowej mszy św., mającej prawie czterdzieści lat jest ostateczny. Ostatnie przykładowe niejako, wielkie celebracje papieskie zdają się być przykładem, że reforma liturgiczna wcale nie jest ostatecznie zakończona i domaga się, jeśli niekoniecznie zmian zewnętrznych, to z pewnością pogłębienia duchowości liturgicznej.
Odnieśmy się do czasów, kiedy w kościele zachodnim jedyną prawie liturgią była liturgia trydencka, co do której Ojciec Św. Benedykt XVI wyrażał się kilkakrotnie, że wbrew pozorom, nigdy prawnie nie została zniesiona. Formalnie istniała, praktycznie jednak, wiemy, że mentalność, która wytworzyła się po soborowej reformie liturgicznej, spowodowała myślenie, jakoby msza św. trydencka przeszła do muzeum, ba nawet została zakazana. Do niedawna w kręgach kościelnych niezręcznie było nawet czuć do niej sentyment. Do takiego spojrzenia przyczyniło się w moim głębokim przekonaniu, niestety nieposłuszeństwo arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, który z liturgii trydenckiej uczynił niejako sztandar swego ruchu. Z pewnością, gdyby nie było sprawy Lefebvre’a, inne byłoby dziś spojrzenie na liturgię trydencką.
Starsza forma liturgii funkcjonuje w Kościele przez setki lat w postaci prawie niezmiennej. Wszystkie budowle sakralne, zbudowane w czasie, kiedy msza trydencka była czymś oczywistym, służyły wyakcentowaniu teologii i symboliki tejże mszy. Kiedy wejdziemy do starego kościoła, zauważymy, że bardzo wiele elementów architektonicznych w kontekście liturgii zreformowanej nie ma dzisiaj jakby racji bytu, są niepotrzebne (np. boczne ołtarze, chrzcielnica, ambona). Architektura nowoczesnych świątyń została nieprawdopodobnie uproszczona.
Zatrzymajmy się teraz na pewnych aspektach treści i niektórych elementach symboliki mszy św. trydenckiej. Doskonale wiemy, że pierwsza Eucharystia została sprawowana przez Chrystusa Pana w Wielki Czwartek, kilkanaście godzin przed Jego męką i śmiercią. Jezus spotyka się w Wieczerniku z uczniami, ustanawia Najświętszy Sakrament Eucharystii, i nakazuje im go uobecniać na swoją pamiątkę. Św. Paweł podkreśla, że ilekroć sprawuje się pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, głosi się śmierć Pańską, aż przyjdzie. W chrześcijaństwie, od samego początku, istnieje bardzo głębokie przekonanie, że każda msza św. jest uobecnioną ofiarą odkupieńczą Chrystusa Pana. Termin uobecnienie oznacza, że ilekroć kapłan na ołtarzu sprawuje Najświętszą Ofiarę, Ofiara Chrystusa z Golgoty, dzięki której świat został odkupiony, staje się obecna. Z punktu widzenia skutków, nie ma żadnej różnicy jakościowej między tym, co się wydarzyło na Golgocie, a tym, co odbywa się na każdym ołtarzu podczas sprawowania Eucharystii. Punktem centralnym każdej mszy św. jest odkupieńcza Ofiara Chrystusa. W tym kontekście należy sobie zadać pytanie: czym właściwie było odkupienie? Nie wchodząc w szczegóły, możemy powiedzieć, że człowiek nie mógł o własnych siłach dostąpić zbawienia. Przychodzi więc Chrystus, staje się człowiekiem i dokonuje dzieła, dzięki któremu człowiek, zaprzedany grzechowi i szatanowi, może się zbawić. Dzięki Chrystusowi każdy człowiek jest odkupiony. To odkupienie zostaje potwierdzone w sakramencie chrztu. Cel życia człowieka to nic innego jak współdziałanie z łaską odkupienia po to, aby uwielbić Boga i dostąpić zbawienia. Człowiek, poprzez swoje życie, musi tak współdziałać z łaską odkupienia, aby się zbawić. To jest zasadnicza różnica między odkupieniem i zbawieniem. Wszyscy zostaliśmy odkupieni przez Chrystusa, ale nie jest powiedziane, że wszyscy musimy dostąpić zbawienia. Zbawienie jest darem, który człowiek może odrzucić. Życie człowieka jest pewną pielgrzymką, drogą w kierunku Boga. Ta podstawowa katolicka prawda egzystencjalna znajduje swoje odbicie w mszy św. trydenckiej i jej symbolice.
W architekturze i sztuce kościołów, budowanych przede wszystkim przed reformą liturgiczną mamy układ, który niejako zmusza nas do określonego pojmowania życia człowieka. Zasadniczo wcześniejsze kościoły były kościołami z długą nawą centralną, która niejako przypominała człowiekowi, że ma iść w kierunku ołtarza, który znajdował się przy ścianie przeciwnej wejściu. Symbolizowało to człowieka podążającego w kierunku Boga, którego życie zanurzone jest w świecie przez Boga stworzonym. Ofiara Chrystusa uobecnia się na ołtarzu, zatem na ten ołtarz powinna być skierowana cała uwaga stworzenia. Wszystko koncentruje swoją uwagę na tym, co odbywa się na ołtarzu.
Budowla starego kościoła zasadniczo była orientowana, tzn. skierowana na wschód, który to kierunek jest w chrześcijaństwie symbolem wychodzącego nam naprzeciw Chrystusa. Jeżeli mówimy o wschodzie, to kojarzy się nam on z jasnością. Tam wstaje słońce, rodzi się światło. Gdzie pojawia się słońce, tam rodzi się życie, wszystko się odnawia. Stąd wschód to symbol Chrystusa, który poprzez dzieło odkupieńcze odnowił rodzaj ludzki. W symbolice chrześcijańskiej wschód zawsze był znakiem Chrystusa. Pierwotni chrześcijanie, kiedy modlili się, byli zwróceni ku wschodowi. To fizyczne zwrócenie się w tym kierunku było dla nich bardzo istotne. Dla chrześcijan najważniejszym „miejscem” jest Chrystus – nowa jutrzenka, nadzieja człowieka. Zatem tradycyjne budynki kościelne, w których człowiek się modlił skierowane były na wschód. Co za tym idzie, w praktyce miejsce, na którym odbywa się ofiara Chrystusa było zwrócone zasadniczo w kierunku wschodu. W tej optyce znaczenia symbolicznego nabierają także inne kierunki. Zachód występuje w opozycji do wschodu. Tam życie zamiera, tam następuje ciemność. Zachód więc był symbolem szatana. Podczas mszy św. człowiek stał więc tyłem do zachodu, odwracał się od ciemności, szatana, i szedł niejako w kierunku Chrystusa.
Uczestnictwo we mszy św. uwydatniało więc prawdę, że życie jest pielgrzymką, czymś dynamicznym. Na czele ludu idzie więc kapłan, przez którego posługę spływają na człowieka łaski Chrystusa. On idzie jako pierwszy, składa Ofiarę i przez jego posługę owoce tej Ofiary spływają na ludzi. Pielgrzymka oczywiście nie jest łatwa, związana jest z trudem drogi, czasami człowiek może czuć się zniechęcony. Ta psychologia trudu pielgrzymowania da się zauważyć podczas mszy trydenckiej, kiedy to kapłan kilka razy odwraca się do wiernych z wezwaniem: Dominus vobiscum / Pan z wami, po to, aby przypomnieć ludziom, że mimo tego trudu, który podjęli pielgrzymując, nie są opuszczeni, Pan bowiem jest z nimi.
Zwróćmy teraz uwagę na kwestię języka. Najczęściej powtarzany argument przeciwko mszy św. trydenckiej, nawet przez duchownych: dlaczego w liturgii trydenckiej mamy język łaciński? Nie powinno się dziś używać tego języka, bo dla większości uczestników jest on niezrozumiały. Tymczasem i tak duża część tekstów mszy mówiona jest szeptem, a co za tym idzie, uczestniczący w niej katolik słów tych nie słyszy. Uczestnictwo w mszy trydenckiej opiera się na innych trochę akcentach. Liturgia trydencka nie jest nastawiona na to, by jej treść słowna była zrozumiała. Tajemnicy zrozumieć w pełni nie można. Zrozumienie słów może pozornie wprowadzać uczestniczącego w liturgii w błąd, że zrozumiał tajemnicę. Liturgia nie ma celu informacyjnego, tym bardziej szkoleniowego, pouczającego. Chodzi paradoksalnie o to, żeby nawet nie rozumieć słów, ale starać się rozumieć misterium. Słuchanie nie powinno polegać tylko na słuchaniu tego, co się słyszy uszami, lecz tego, co wewnątrz, co Bóg mówi do człowieka w czasie uobecnienia największych tajemnic. Człowiek w tym najbardziej szczególnym momencie, w którym się spotyka z Bogiem na mszy św., ma szczególną potrzebę przeżycia czegoś, co nie jest wyrażane językiem potocznym, codziennym. Dlatego miedzy innymi msza św. trydencka odprawiana jest tradycyjnie w języku łacińskim.
Kolejną bardzo ważną kwestią jest wyjątkowy nacisk na szacunek do postaci konsekrowanych, do Eucharystii. Dzisiaj panuje przekonanie, które często pojawia się w publikacjach, że właściwie nie jest istotne, jak człowiek zachowuje się wobec Boga na zewnątrz, lecz istotne jest, w jaki sposób przyjmuje Boga do swego serca. Tymczasem nie da się uszanować Pana Boga wewnętrznie, jeżeli szacunku tego nie wyrazi się za pomocą odpowiedniej formy zewnętrznej. To prawda, że możemy pokazywać na zewnątrz szacunek, a wewnątrz go nie mieć. Z drugiej strony jednak te odpowiednie znaki zewnętrzne, znaki szacunku przygotowują człowieka, przypominają mu jaki powinien być stan jego ducha.
W dzisiejszym świecie panuje wielki chaos właściwie w większości dziedzin życia, także w religii. Wielu ludzi ma niewłaściwe podejście do religii, teologii, istnieje mnóstwo różnorakich, dziwacznych czasem nawet interpretacji. A tymczasem msza św. trydencka przypomina, że duchowość ludzka jest czymś bardzo określonym, czymś, co w jasny sposób pokazuje o co chodzi w chrześcijaństwie, w życiu ludzkim, w relacji człowieka do Boga. Odkrycie mszy św. trydenckiej jest czymś bardzo ważnym dla chrześciajnina zagubionego w dzisiejszym świecie. Serdecznie zachęcam do odkrycia tej liturgii i uczestnictwa w niej. Odkryjemy w niej ducha, który z pewnością nas wewnętrznie wyciszy i zbliży do Boga, odkryjemy skarb, który nie tylko pogłębi nasze uczestnictwo w liturgii odnowionej, ale i pogłębi nasze chrześcijaństwo.
Ks. Krzysztof Tyburowski
NRL: 12.01.2009