Zapotrzebowanie na „Starą Mszę” wzrosło do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie wszędzie mu sprostać — możemy przeczytać w wywiadzie dla redakcji Kath.Net udzielonym przez ks. Engelberta Recktenwalda (FSSP) na temat wypowiedzi liturgisty Ebeharda Amona — Sobór Watykański II i „Stara Msza”.
Kilka dni temu niemiecki liturgista Eberhard Amon w wywiadzie dla KNA wspomniał, że w praktyce liberalizacja starego obrządku Mszy św. odbiła się w Kościele katolickim bardzo cichym echem. „W sumie regulacja ta nie przyniosła dogłębnych zmian. Liczba miejsc sprawowania Mszy św. w nadzwyczajnej formie obrządku nie wzrosła gwałtownie” — stwierdził dyrektor Niemieckiego Instytutu Liturgicznego. Jak podawał Kath.Net bieg wypadków w poszczególnych diecezjach był różny.
O co chodzi w twierdzeniach Eberharda Amona i jak się ma do tego ocena księży, odprawiających „Starą Mszę”? Portal Kath.Net rozmawiał na ten temat z ks. Engelbertem Recktenwaldem, FSSP (na zdjęciu pierwszy z prawej):
Kath.Net: W zeszłym tygodniu pan Amon, dyrektor Niemieckiego Instytutu Liturgicznego w Trier, w wywiadzie dla KNA mówił o tzw. „Mszy wspólnotowej” oraz o tym, że Sobór Watykański II pragnął odnowy liturgicznej. Wskazał również, że „w myśl Soboru w liturgii nade wszystko musi się wyrażać oddziaływanie Boga na człowieka. Liturgia winna uczynić Chrystusa sercem obrzędu pośród wiernych, nie zaś spychać Go na dalszy plan.” Czy naprawdę Sobór tak stwierdził, czy może Pan nasz Jezus Chrystus był zepchnięty na dalszy plan przed Soborem?
Recktenwald: Na samym początku Konstytucji o Liturgii Świętej Sobór jasno określa, na czym polega zbawcze działanie Boga: „W liturgii, zwłaszcza w Boskiej Ofierze eucharystycznej, dokonuje się dzieło naszego Odkupienia” (SC 2). Ten sam, który kiedyś ofiarował siebie na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów” — powtarza Sobór Watykański II za Soborem Trydenckim, a co w wypowiedzi pana Amona zostaje zepchnięte na dalszy plan. Zbawcze działanie Boga polega na Ofierze i zsyłaniu łask, które Chrystus wysłużył nam na krzyżu.
Pewne kręgi teologiczne, które tę naukę odrzucają np. z przyczyn natury ekumenicznej, usiłowały wykorzystać nową liturgię po to, by głosić inną teologię. Osobiście wydaje mi się, że nowa liturgia koncentruje się o wiele mniej na Osobie Pana naszego Jezusa Chrystusa niż na osobie kapłana. Wierni są zwróceni twarzą ku kapłanowi, a kapłańskiej pomysłowości dano większą swobodę, w wyniku czego nabożeństwo jawi się często jako „liturgia robiona”, nie wspominając o banałach, które z pewnością nie były zamiarem Pawła VI, a które są przecież wciąż na porządku dziennym.
Ludzie, odkrywający starą liturgię są niejako owładnięci sacrum „Boskiej liturgii” — jak mawia wschodnie chrześcijaństwo. Owszem, ruch liturgiczny, na który powołuje się pan Amon, pragnął ułatwić zrozumienie liturgii, lecz nie chciał jej ani banalizować, ani protestantyzować, ani pozbawiać jej sakralnego wymiaru. Dlatego też ważne osobistości, jak choćby Louis Bouyer, postrzegają skutki reformy, widoczne w praktyce, jako zdradę ruchu liturgicznego. Dr Eduard Kamenicky powiedział mi o pewnej wypowiedzi Josefa Andreasa Jungmanna, który oświadczył, że nigdy nie napisałby ani jednej linijki nt. liturgii, gdyby wiedział wcześniej, do czego reforma doprowadzi. A ile warte jest powoływanie się przez pana Amona na encyklikę „Mediator Dei” Piusa XII, pokazują np. celowo przemilczane fragmenty: „I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu; kto chce wykluczyć czarny kolor z szat kościelnych; kto nie dopuszcza w kościele posągów i świętych obrazów.” (MD cz. I p.V)
Kath.Net: E. Amon wskazał, że gdyby nie reforma liturgii liczba uczęszczających na nabożeństwa skurczyłaby się jeszcze bardziej. Jak Ksiądz to ocenia? Co jest prawdziwą przyczyną kurczenia się liczby wiernych w kościołach po Soborze Watykańskim II?
Recktenwald: Rzecz polega na tym, że reformatorzy oczekiwali wzrostu liczby wiernych uczęszczających na nabożeństwa, a stało się odwrotnie. Poza tym kardynałowie Ottaviani i Bacci oraz inni krytycy ostrzegali przed zagubieniem wiernych, a potem bieg wypadków sam pokazał, że mieli rację. Twierdzeniu jakoby liczba uczestników nabożeństw wbrew reformie a nie z jej powodu zmalała, brak wiarygodności. Naturalnie przyczyną odchodzenia wiernych nie jest to, że Msza im się „nie podobała”, lecz to, że żyją w epoce kryzysu wiary a zreformowana liturgia nie stanowi dlań żadnej lub stanowi niedostateczną przeciwwagę.
Znana rosyjska dysydentka Tatjana Goritschewa oświadczyła kiedyś, że chrześcijaństwo w komunistycznej Rosji przetrwało jedynie dlatego, że wyznawcy prawosławia mieli jeszcze liturgię, tę jedną jedyną rzecz, której im nie odebrano. Gdy zobaczyła liturgię na Zachodzie, uznała przetrwanie wiary przy czymś takim za niemożliwe. Dopiero w benedyktyńskim klasztorze w Le Barroux odkryła ducha „swojej” liturgii i poczuła się znów jak w domu.
Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, mianowicie wiek wiernych – na który zwrócił uwagę Robert Spaemann: przekrój wiekowy wiernych uczęszczających na Msze św. w nadzwyczajnej formie obrządku jest szerszy niż gdzie indziej, ponieważ młode małżeństwa z dziećmi szukają dla swoich dzieci prawdziwie katolickiej katechezy i takiegoż sposobu udzielania komunii św. Rzekłbym, że główną przyczyną odchodzenia wiernych jest kryzys wiary, który obok przyczyn „pozakościelnych” ma swoje źródło w działaniu kręgów modernistycznych. Kręgi te usiłowały do swoich celów wykorzystać również liturgię. Prof. Wallner zauważył na przykład, że z Mszy żałobnej wymazano słowo „dusza”. Stąd tak ważne dla Ojca Świętego jest utrzymanie nadzwyczajnej formy obrządku w Kościele, by dzięki niej sprawowanie nowej liturgii mogło przybrać właściwy wymiar i zostało uchronione przed banałem i fałszowaniem.
Kath.Net: Jest Ksiądz członkiem Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra. Jak przedstawia się kwestia zapotrzebowania na Mszę w nadzwyczajnej formie obrządku od czasu ukazania się Motu Proprio Summorum Pontificum w krajach niemieckojęzycznych? Czy Bractwo odczuło wzrost takiego zapotrzebowania?
Recktenwald: Zapotrzebowanie wzrosło do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie wszędzie mu sprostać. Pośród młodszego pokolenia księży zauważa się nową bezstronność i otwarcie na nadzwyczajną formę obrządku. Nasza oferta dot. nauki odprawiania Starej Mszy i rekolekcji dla kapłanów spotkała się z ochoczym przyjęciem. Ale decydującą kwestią nie jest to, czy zainteresowanie wzrosło, lecz czy będzie nadal wzrastało? Odpowiedź na to pytanie jest ważna, ze względu na godne sprawowanie nowej liturgii i ponowne ożywienie wiary. To czego nam dziś potrzeba, jak powiedział niegdyś biskup pomocniczy ks. dr Dick, to nowy ruch liturgiczny.
Kath.Net: Nadal panuje opinia, jakoby wbrew Motu Proprio w niektórych diecezjach niemieckojęzycznego obszaru ordynariusze stwarzali przeszkody. Czy może Ksiądz ją potwierdzić lub opisać, jak sprawy przedstawiają się w przypadku FSSP?
Recktenwald: Motu Proprio Summorum Pontificum przyczyniło się już w dużej mierze do normalizacji sytuacji. W jednej z diecezji sekretarz biskupi, zastępca wikariusza generalnego i rektor seminarium to ludzie, którzy sprawują tradycyjną liturgię i ja promują. Zdarza się też, że otrzymujemy zapytania nie tylko od wiernych, lecz także z diecezji. W Ameryce jest tak już od dawna, a dla krajów niemieckojęzycznych to nowe doświadczenie. W wielu diecezjach wyznaczono jednego z naszych księży jako osobę odpowiedzialną za starą liturgię, a pewna diecezja zwróciła się do nas o instruktaż dla księży diecezjalnych.
Naturalnie wciąż są diecezje, w których coś takiego jest nie do pomyślenia. Osobiście wyczekuję publicznego odprawienia tradycyjnej Mszy św. przez niemieckiego ordynariusza, najlepiej w czasie posiedzenia plenarnego episkopatu, by ze strony Konferencji Episkopatu Niemiec pojawił się znak sprzeciwu wobec zakazu sprawowania nadzwyczajnej formy obrządku i znak solidarności z Ojcem Świętym, który z powodu swoich działań na rzecz liturgii jest wciąż oczerniany.
Ks. Engelbert Recktenwald jest członkiem Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra i redaktorem portalu informacyjnego www.kath-info.de
Tłum. Anna Kaźmierczak
Kilka dni temu niemiecki liturgista Eberhard Amon w wywiadzie dla KNA wspomniał, że w praktyce liberalizacja starego obrządku Mszy św. odbiła się w Kościele katolickim bardzo cichym echem. „W sumie regulacja ta nie przyniosła dogłębnych zmian. Liczba miejsc sprawowania Mszy św. w nadzwyczajnej formie obrządku nie wzrosła gwałtownie” — stwierdził dyrektor Niemieckiego Instytutu Liturgicznego. Jak podawał Kath.Net bieg wypadków w poszczególnych diecezjach był różny.
O co chodzi w twierdzeniach Eberharda Amona i jak się ma do tego ocena księży, odprawiających „Starą Mszę”? Portal Kath.Net rozmawiał na ten temat z ks. Engelbertem Recktenwaldem, FSSP (na zdjęciu pierwszy z prawej):
Kath.Net: W zeszłym tygodniu pan Amon, dyrektor Niemieckiego Instytutu Liturgicznego w Trier, w wywiadzie dla KNA mówił o tzw. „Mszy wspólnotowej” oraz o tym, że Sobór Watykański II pragnął odnowy liturgicznej. Wskazał również, że „w myśl Soboru w liturgii nade wszystko musi się wyrażać oddziaływanie Boga na człowieka. Liturgia winna uczynić Chrystusa sercem obrzędu pośród wiernych, nie zaś spychać Go na dalszy plan.” Czy naprawdę Sobór tak stwierdził, czy może Pan nasz Jezus Chrystus był zepchnięty na dalszy plan przed Soborem?
Recktenwald: Na samym początku Konstytucji o Liturgii Świętej Sobór jasno określa, na czym polega zbawcze działanie Boga: „W liturgii, zwłaszcza w Boskiej Ofierze eucharystycznej, dokonuje się dzieło naszego Odkupienia” (SC 2). Ten sam, który kiedyś ofiarował siebie na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów” — powtarza Sobór Watykański II za Soborem Trydenckim, a co w wypowiedzi pana Amona zostaje zepchnięte na dalszy plan. Zbawcze działanie Boga polega na Ofierze i zsyłaniu łask, które Chrystus wysłużył nam na krzyżu.
Pewne kręgi teologiczne, które tę naukę odrzucają np. z przyczyn natury ekumenicznej, usiłowały wykorzystać nową liturgię po to, by głosić inną teologię. Osobiście wydaje mi się, że nowa liturgia koncentruje się o wiele mniej na Osobie Pana naszego Jezusa Chrystusa niż na osobie kapłana. Wierni są zwróceni twarzą ku kapłanowi, a kapłańskiej pomysłowości dano większą swobodę, w wyniku czego nabożeństwo jawi się często jako „liturgia robiona”, nie wspominając o banałach, które z pewnością nie były zamiarem Pawła VI, a które są przecież wciąż na porządku dziennym.
Ludzie, odkrywający starą liturgię są niejako owładnięci sacrum „Boskiej liturgii” — jak mawia wschodnie chrześcijaństwo. Owszem, ruch liturgiczny, na który powołuje się pan Amon, pragnął ułatwić zrozumienie liturgii, lecz nie chciał jej ani banalizować, ani protestantyzować, ani pozbawiać jej sakralnego wymiaru. Dlatego też ważne osobistości, jak choćby Louis Bouyer, postrzegają skutki reformy, widoczne w praktyce, jako zdradę ruchu liturgicznego. Dr Eduard Kamenicky powiedział mi o pewnej wypowiedzi Josefa Andreasa Jungmanna, który oświadczył, że nigdy nie napisałby ani jednej linijki nt. liturgii, gdyby wiedział wcześniej, do czego reforma doprowadzi. A ile warte jest powoływanie się przez pana Amona na encyklikę „Mediator Dei” Piusa XII, pokazują np. celowo przemilczane fragmenty: „I tak, aby użyć przykładu, błądzi kto chce ołtarzom przywrócić pierwotny kształt stołu; kto chce wykluczyć czarny kolor z szat kościelnych; kto nie dopuszcza w kościele posągów i świętych obrazów.” (MD cz. I p.V)
Kath.Net: E. Amon wskazał, że gdyby nie reforma liturgii liczba uczęszczających na nabożeństwa skurczyłaby się jeszcze bardziej. Jak Ksiądz to ocenia? Co jest prawdziwą przyczyną kurczenia się liczby wiernych w kościołach po Soborze Watykańskim II?
Recktenwald: Rzecz polega na tym, że reformatorzy oczekiwali wzrostu liczby wiernych uczęszczających na nabożeństwa, a stało się odwrotnie. Poza tym kardynałowie Ottaviani i Bacci oraz inni krytycy ostrzegali przed zagubieniem wiernych, a potem bieg wypadków sam pokazał, że mieli rację. Twierdzeniu jakoby liczba uczestników nabożeństw wbrew reformie a nie z jej powodu zmalała, brak wiarygodności. Naturalnie przyczyną odchodzenia wiernych nie jest to, że Msza im się „nie podobała”, lecz to, że żyją w epoce kryzysu wiary a zreformowana liturgia nie stanowi dlań żadnej lub stanowi niedostateczną przeciwwagę.
Znana rosyjska dysydentka Tatjana Goritschewa oświadczyła kiedyś, że chrześcijaństwo w komunistycznej Rosji przetrwało jedynie dlatego, że wyznawcy prawosławia mieli jeszcze liturgię, tę jedną jedyną rzecz, której im nie odebrano. Gdy zobaczyła liturgię na Zachodzie, uznała przetrwanie wiary przy czymś takim za niemożliwe. Dopiero w benedyktyńskim klasztorze w Le Barroux odkryła ducha „swojej” liturgii i poczuła się znów jak w domu.
Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, mianowicie wiek wiernych – na który zwrócił uwagę Robert Spaemann: przekrój wiekowy wiernych uczęszczających na Msze św. w nadzwyczajnej formie obrządku jest szerszy niż gdzie indziej, ponieważ młode małżeństwa z dziećmi szukają dla swoich dzieci prawdziwie katolickiej katechezy i takiegoż sposobu udzielania komunii św. Rzekłbym, że główną przyczyną odchodzenia wiernych jest kryzys wiary, który obok przyczyn „pozakościelnych” ma swoje źródło w działaniu kręgów modernistycznych. Kręgi te usiłowały do swoich celów wykorzystać również liturgię. Prof. Wallner zauważył na przykład, że z Mszy żałobnej wymazano słowo „dusza”. Stąd tak ważne dla Ojca Świętego jest utrzymanie nadzwyczajnej formy obrządku w Kościele, by dzięki niej sprawowanie nowej liturgii mogło przybrać właściwy wymiar i zostało uchronione przed banałem i fałszowaniem.
Kath.Net: Jest Ksiądz członkiem Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra. Jak przedstawia się kwestia zapotrzebowania na Mszę w nadzwyczajnej formie obrządku od czasu ukazania się Motu Proprio Summorum Pontificum w krajach niemieckojęzycznych? Czy Bractwo odczuło wzrost takiego zapotrzebowania?
Recktenwald: Zapotrzebowanie wzrosło do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie wszędzie mu sprostać. Pośród młodszego pokolenia księży zauważa się nową bezstronność i otwarcie na nadzwyczajną formę obrządku. Nasza oferta dot. nauki odprawiania Starej Mszy i rekolekcji dla kapłanów spotkała się z ochoczym przyjęciem. Ale decydującą kwestią nie jest to, czy zainteresowanie wzrosło, lecz czy będzie nadal wzrastało? Odpowiedź na to pytanie jest ważna, ze względu na godne sprawowanie nowej liturgii i ponowne ożywienie wiary. To czego nam dziś potrzeba, jak powiedział niegdyś biskup pomocniczy ks. dr Dick, to nowy ruch liturgiczny.
Kath.Net: Nadal panuje opinia, jakoby wbrew Motu Proprio w niektórych diecezjach niemieckojęzycznego obszaru ordynariusze stwarzali przeszkody. Czy może Ksiądz ją potwierdzić lub opisać, jak sprawy przedstawiają się w przypadku FSSP?
Recktenwald: Motu Proprio Summorum Pontificum przyczyniło się już w dużej mierze do normalizacji sytuacji. W jednej z diecezji sekretarz biskupi, zastępca wikariusza generalnego i rektor seminarium to ludzie, którzy sprawują tradycyjną liturgię i ja promują. Zdarza się też, że otrzymujemy zapytania nie tylko od wiernych, lecz także z diecezji. W Ameryce jest tak już od dawna, a dla krajów niemieckojęzycznych to nowe doświadczenie. W wielu diecezjach wyznaczono jednego z naszych księży jako osobę odpowiedzialną za starą liturgię, a pewna diecezja zwróciła się do nas o instruktaż dla księży diecezjalnych.
Naturalnie wciąż są diecezje, w których coś takiego jest nie do pomyślenia. Osobiście wyczekuję publicznego odprawienia tradycyjnej Mszy św. przez niemieckiego ordynariusza, najlepiej w czasie posiedzenia plenarnego episkopatu, by ze strony Konferencji Episkopatu Niemiec pojawił się znak sprzeciwu wobec zakazu sprawowania nadzwyczajnej formy obrządku i znak solidarności z Ojcem Świętym, który z powodu swoich działań na rzecz liturgii jest wciąż oczerniany.
Ks. Engelbert Recktenwald jest członkiem Bractwa Kapłańskiego Świętego Piotra i redaktorem portalu informacyjnego www.kath-info.de
Tłum. Anna Kaźmierczak