poniedziałek, 31 maja 2010

Przegląd wydarzeń w maju

W sobotę 1 maja w katedrze Św. Krzyża w Opolu miał miejsce Sakrament Małżeństwa oraz Msza św. wg Mszału bł. Jana XXIII. Celebransem był ks. Rafał Rusin, oprawę muzyczną zapewniła Schola Cantores Minores Wratislavienses z Wrocławia.

W dniu 4 maja 2010 r. abp Marian Gołębiewski, Metropolita Wrocławski wydał Dekret erygujący Duszpasterstwo Wiernych Korzystających z Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego w Archidiecezji Wrocławskiej.

W sobotę 8 maja w Koszutach Małych koło Słupcy w parafii pw. św. Bartłomieja odprawiona została śpiewana Msza Święta w rycie klasycznym. Msze w tej parafii będą odprawiane w drugie soboty miesiąca o godz 13.00.

W poniedziałek 10 maja w warszawskiej Bazylice Św. Krzyża została odprawiona uroczysta Msza święta Requiem w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej. Najświętszą Ofiarę sprawował ks. Wojciech Grygiel FSSP. Kazanie wygłosił o. Jacek Salij OP.

W czwartek 13 maja w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego w kościele OO. Bonifratrów w Krakowie została odprawiona Uroczysta Msza św. z asystencją diakona i subdiakona. Celebransem był ks. Wojciech Grygiel FSSP, funkcję diakona pełnił ks. dk Artur Gielata, zaś subdiakona ks. dk Piotr Maroszek. Obaj studiują w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej. Zostali wyświęceni na diakonów 8 maja 2010 r. w Katedrze na Wawelu.

22 maja (sobota) ksiądz prałat Henryk Błaszczyk odprawił Mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w kościele pw. Znalezienia Krzyża Świętego i Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Klebarku Wielkim pod Olsztynem.

23 maja (niedziela) w kościele oo. Bonifratrów w Krakowie ks. bp Tadeusz Pieronek udzielił sakramentu bierzmowania i odprawił Mszę św. wg Mszału bł. Jana XXIII.

W dniach 27-29 maja, w krakowskiej bazylice oo. dominikanów odbywały się rekolekcje przed uroczystością Najświętszej Trójcy. Zakończyły się one celebracją chorałowej (tradycja dominikańska) Wigilii tej uroczystości w formie zwyczajnej. Konferencje głosił o. Wojciech Gołaski OP. Nagrania z rekolekcji będą sukcesywnie publikowane na stronie Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego.

30 maja (niedziela) w kościele Św. Krzyża w Rzeszowie, o godz. 15 odbyła się uroczysta Pierwsza Komunia Święta wg tradycyjnego obrządku.

piątek, 28 maja 2010

Święcenia diakonatu polskiego kleryka z Bractwa Św. Piotra

W sobotę 15 maja w seminarium Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra w Wigratzbad J.Em. Dario kardynał Castrillon Hoyos udzielił święceń diakonatu czterem klerykom z tego zgromadzenia. Wśród nich było dwóch Francuzów, jeden Niemiec oraz nasz rodak Marek Grabowski. Święcenia przyjęło także dwóch członków Instytutu Wincentego Ferreriusza z Chemeres.





czwartek, 27 maja 2010

Przyszłość liturgii ordynariatu anglikańskiego: może jednak Sarum?

Zamieszczamy tłumaczenie tekstu, opublikowanego na stronach NLM, którego autorem jest ks. Anthony Chadwick, TAC.

Na fali rozważań nad możliwościami obrządków liturgicznych dla choćby niektórych przyszłych ordynariatów anglokatolickich z radością przeczytałem refleksje biskupa Petera Elliotta:
Analizując historię obrządku z Salisbury i jego silnego wpływu widocznego w pierwszych wydaniach protestanckiego Modlitewnika [Book of Common Prayer Cranmera — przyp. red.], okazuje się że salisburski obrządek ma sporo do zaoferowania. Królowa Maria I opublikowała narodowe wydanie Mszału Sarum, zastępujące wszystkie mszały przeznaczone do użytku diecezjalnego spalone wraz z ukazaniem się Modlitewnika w 1549 roku. Zatem Sarum było ostatnią wersją obrządku Kościoła Zachodniego w Anglii przed wydaniem uniwersalnego Mszału Rzymskiego, zatwierdzonego przez św. Piusa V w 1570r. Pod koniec XIX w., gdy wznoszono katedrę Westminster, zasugerowano wznowienie obrządku Sarum jako obrządku własnego katedry. Przedsięwzięcie spełzło na niczym, podejrzewam że uległo zatraceniu w wirze sprzecznych prądów liturgicznych oraz tendencji ultramontańskich zmierzających ku standaryzacji liturgii w myśl linii kontrreformacyjnej, nieszczędzących nawet kroju ornatów.
Gdyby Rzym potraktował ów zamysł poważnie i faktycznie go wdrożył, przynajmniej jako możliwość, ziściłoby się wielowiekowe marzenie. I choć wszyscy katolicy naturalnie przyjmą doktryny, warto byłoby odzyskać niektóre elementy organicznego rozwoju w różnych diecezjach i wspólnotach zakonnych. Jestem przekonany, że bardzo pomocna byłaby zdrowa różnorodność tradycyjnych i prawowitych obrządków liturgicznych. Ową różnorodność w pewnym zakresie odzwierciedla konstytucja apostolska Benedykta XVI Anglicanorum Coetibus, która mówi, że nie wyklucza się użycia obrządku łacińskiego (w obu formach) nawet jeżeli anglikanie otrzymaliby zezwolenie na sprawowanie specjalnego obrządku [własnego]. Mamy zatem trzy obrządki, z których dwa mogą być odprawiane w języku angielskim wedle dwóch różnych rodzajów tłumaczeń.

Z drugiej zaś strony jawi mi się perspektywa konieczności istnienia tzw. „liturgicznego słonia”, sfabrykowanej liturgii stworzonej na bazie Modlitewnika i mszału anglikańskiego, wzbogaconej dużą dozą nowości, po to by wprowadzić do niej trzyletni lekcjonarz oraz inne charakterystyczne elementy nowoczesnego obrządku łacińskiego. Tak czy owak, zdaje się że mamy do czynienia z liturgią, która jest niemalże zupełnie obca anglikanom, bowiem jest albo zbyt przestarzała albo zbyt nowa.

Może zacznę swe omówienie od duszpasterskiego punktu widzenia konserwatywnych anglikanów, których życie duchowne opiera się na jednej księdze, i to nie piśmie świętym, lecz protestanckim Modlitewniku. Z punktu widzenia historycznego Modlitewnik dawał anglikanizmowi poczucie jedności i tożsamości w czasach, gdy panowała niezgoda w innych aspektach. Z drugiej strony, gdy ruch anglokatolicki zaczął się upowszechniać, Modlitewnik nie był już w stanie zaspokoić zmieniającego się lex credendi. Celem ubogacenia rytu „modlitewnikowego” księża zaczęli wprowadzać doń materiały zaczerpnięte z innych źródeł, by móc dostosować prawo modlitwy do bardziej katolickiej struktury wiary. W tożsamości anglikańskiej funkcjonuje przekonanie o przetrwaniu przez katolicką opokę zmiennych kolei losu protestantyzmu. Dla niektórych owo przetrwanie stanowi dług wobec Modlitewnika, dla innych zaś, przetrwanie mimo stworzenia Modlitewnika. Paradoksalnie wielu anglikanów jest instynktownie przywiązanych do Modlitewnika, choć zeń nie korzysta! Modlitewnik stanowi przeszkodę dla wielu anglokatolików, którzy w wyniku wczesnego ruchu ekumenicznego odrzucili go po to, by przyjąć katolicki obrządek łaciński i zwrócili się ku nowoczesnemu sposobowi sprawowania obrzędów. Obawiam się, że reforma reformy Modlitewnika byłaby o wiele bardziej problematyczna niż reforma Novus Ordo!

Żywię niemałe obawy co do perspektywy [stworzenia] eklektycznego i sfabrykowanego obrządku, zawierającego wybór możliwości, alternatywne modlitwy przygotowawcze, obrzędy pokutne, ofertoria, obrzędy komunijne. Mówi się o trzyletnim lekcjonarzu, lecz musi on współdziałać z tradycyjnym rokiem liturgicznym. W przeciwnym razie zaprzepaścimy kolejną szansę na przywrócenie roku liturgicznego, Siedemdziesiątnicy, Suchych Dni i Niedziel po Niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Wielu nie wie, że lekcjonarz Sarum zawiera własne czytania ferialne na środy i piątki, tak jak ma to miejsce w przypadku obrządku paryskiego. Martwi mnie szczególnie perspektywa stworzenia mszału hybrydowego, który spotka się z takim samym sprzeciwem jak nowoczesna forma obrządku łacińskiego Novus Ordo z lat 70-tych!

Inną alternatywą mogłoby być ogłoszenie katolickiego wydania amerykańskiego Modlitewnika z 1928r. z minimalnymi korektami teologicznymi. Istnieje taka możliwość, lecz znam bardzo niewielu anglokatolików korzystających z owego Modlitewnika bez wprowadzania doń obcego materiału z uwagi na jego ubóstwo. Wątpię, by Rzym poszedł tym tropem.

Strona tytułowa z Mszału Sarum z 1555 roku
Czy odrodzenie obrządku Sarum byłoby zatem właściwe? Z pewnością sprawowanie liturgii wedle obrządku, który wyszedł z systematycznego użycia ponad 450 lat temu nie jest zakazane? W przypadku katolicyzmu angielskiego sprawa może tak właśnie wyglądać, bowiem Piusowy mszał z 1570 r. został wprowadzony bardzo wcześnie przez Jezuitów i przyjęty przez wikariuszy apostolskich i hierarchię w 1850r. W przypadku ordynariatów rzecz przedstawia się inaczej, albowiem Benedykt XVI mówi konkretnie o specjalnym obrządku analogicznym względem obrządku łacińskiego.

Za moim wyborem obrządku Sarum przemawia pojęcie miejscowej i duchowej tożsamości. Choć obrządek przedtrydencki charakteryzuje unikalne piękno i harmonia, jest on zupełnie „nieuporządkowany” pod innymi względami. Podstawowa struktura Mszy św. przypomina iście obrządek dominikański i niektóre francuskie obrządki diecezjalne sprzed okaleczenia ich przez jansenistycznych czy galikańskich biskupów XVII i XVIII wieku. Przestarzałość obrządku Sarum ocaliła go od majstrowania przy nim w tamtych czasach. Kwiecisty ceremoniał, użycie flabellae i rzesze mężczyzn i chłopców odzianych w kapy i dalmatyki przypominają przepych bizantyński. Tego typu życie liturgiczne, którego wymierania byłem świadkiem w Normandii na początku lat 80-tych, ostro kontrastuje z kontrreformacyjną trzeźwością nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.

Obrządek Sarum w kontekście anglikańskim zapewniłby wiernym poczucie jedności, które daje Modlitewnik i stworzyłby przy tym lex orandi, które uformowałoby i skonsolidowałoby wyznanie wiary, którego dokonaliśmy względem katechizmu Kościoła Katolickiego. Sarum jest wiekowym obrządkiem tradycyjnym, nawet jeżeli wyszedł z ogólnego użycia ok. 300 lat temu. Z czasem obrządek stworzyłby katolikom te same podwaliny miejscowej tożsamości co obrządek ambrozjański w północnych Włoszech i południowej Szwajcarii. Po przetłumaczeniu na język angielski (a mamy dwa znakomite i kompletne tłumaczenia) dużą część potrzeby Modlitewnika powodowanej względami kulturowymi można byłoby z powrotem przetransponować do starego obrządku. I choć obrządek Sarum byłby dla anglikanów innowacją, jego przewaga polegałaby na braku konieczności fabrykowania liturgii w wyniku naukowego studium liturgicznego, które zawsze okazywało się zawodne. Tak jak w przypadku katolickiej adaptacji amerykańskiego Modlitewnika (Book of Divine Worship), odrodzenie obrządku Sarum byłoby „ciężką pracą”.

Czy modyfikowanie obrządku Sarum ponad tłumaczenia angielskie, odpowiednio z lat 1868 (Pearson) i 1911 (Warren) byłoby konieczne? (tłumaczenie Mszału Sarum Warrena z 1911r. można znaleźć tutaj: Część 1 i Część 2)

Im bardziej zagłębiami się w zagadnienia liturgiczne, tym bardziej przekonuję się, że sprawowanie liturgii winno mniej zależeć od ustawodawstwa i kodyfikacji niż od sposobu sprawowania w Kościele i jej organicznego rozwoju. Jeżeli obrządek Sarum powróciłby jutro, sugerowałbym użycie go dokładnie w ten sam sposób, w jaki sprawowano go za panowania Królowej Marii przez co najmniej 25-50 lat zanim podejmie się decyzję o tym, czy włączenie trzyletniego lekcjonarza lub podobnego elementu byłoby pożyteczne.

Trzeba pokonać trudności natury praktycznej, obejmujące np. naukę sprawowania ceremonii i ponowne wydanie ksiąg liturgicznych. Mamy trudności natury kanonicznej dot. wyjścia z użycia obrządku Sarum od kilku wieków. Rzym może dokonać kanonicznej innowacji oraz ponownej promulgacji obrządku, lub po prostu orzec, że obrzęd jest włączony do nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.

Z duszpasterskiego punktu widzenia obrządek Sarum w j. angielskim pasowałoby bardziej anglikanom niż nadzwyczajna forma obrządku łacińskiego, która w myśl obecnego ustawodawstwa jest sprawowana zawsze po łacinie. I choć niektórzy anglikanie chętnie przyjęliby formę zwyczajną rzymskiego obrządku, inni woleliby bardziej tradycyjną ekspresję i przeżycie liturgiczne. Takie posunięcie wprowadziłoby jedność wobec podziałów wynikających z zasadniczo protestanckiego (lub co najmniej niejasnego) Modlitewnika. Zmniejszyłoby ono lub nawet wyeliminowało rozdźwięk pomiędzy różnymi wewnętrznymi prądami anglokatolicyzmu. Jestem przekonany, że od razu usunęłoby obawy przed majstrowaniem przy obrządkach (ironia, jakoby istniało tyle liturgii anglikańskich ile parafii okazuje się często aż nazbyt prawdziwa) i zapewniło przestrzeń dla anglikanizmu i katolicyzmu.

Na koniec dodam, że dzięki obrządkowi Sarum księża przestaliby „czynić co im się podoba” i „mówić jedno, a robić drugie”.

Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak


środa, 26 maja 2010

Kard. Canizarès udzieli święceń kapłańskich w IDP

W sobotę 10 lipca br. o godz. 9:30 w kościele Saint-Eloi w Bordeaux kard. Antonio Canizarès Llovera - Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów - udzieli święceń kapłańskich członkom Instytutu Dobrego Pasterza. Informację o tym wydarzeniu zamieścił na swoim blogu ks. Philippe Laguérie przełożony IDP.
Obrzędy odbędą się zgodnie z księgami liturgicznymi obowiązującymi dla formy nadzwyczajnej rytu rzymskiego.


Dobiegła końca XXVIII Pielgrzymka Paryż-Chartres

Agencja AFP zmieściła w dniu 24 maja 2010 depeszę informującą o rozpoczynającej się pielgrzymce Paryż-Chartres, która wyruszyła ze stolicy Francji w przeddzień uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Jak co roku, także i teraz, próżno by szukać chociażby wzmianki na ten temat w serwisie Radia Watykańskiego lub KAI.

Około 8000 tradycyjnych katolików wzięło udział w XXVIII Pielgrzymce w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Pielgrzymi wyruszyli w sobotę rano spod paryskiej katedry Notre-Dame, aby, po trzech dniach marszu w pełnym słońcu, dotrzeć w poniedziałkowe popołudnie do Chartres.

Do pielgrzymów, wśród których było 800 dzieci i 900 obcokrajowców, w Chartres dołączyła grupa około 2000 osób, które przybyły tam, by wspólnie modlić się za Kościół i papieża oraz wziąć udział w uroczystej Mszy św. celebrowanej przez ks. Gillesa Wacha, przeora generalnego Instytutu Chrystusa Króla, w katedrze Notre-Dame.

W Mszy św. wziął udział biskup Chartres Michel Pansard.

Pielgrzymka do jednego najważniejszych miejsc kultu maryjnego we Francji, której organizatorem od 1983 jest, uznane przez Watykan, stowarzyszenie Notre-Dame de Chretiente, przyciąga małżeństwa, rodziny i osoby duchowne.
„Hasło tegorocznej pielgrzymki brzmi +Kościół, nasza Matka+. Po raz pierwszy dołączyły do nas grupy z Włoch i Estonii” – mówi Jean-Louis Noel, rzecznik prasowy stowarzyszenia, podkreślając „wymiar duchowy, który jest motorem pielgrzymki”.

Każdego roku rośnie liczba młodych pątników. Według organizatorów średnia wieku wynosi 21 lat. Najstarszy uczestnik miał 89 lat i, mimo swojego wieku, pokonał o własnych siłach całą, 100-kilometrową, trasę pielgrzymki.

„Nasilające się ostatnio ataki przeciw papieżowi i Kościołowi wzmocniły wiarę i stały się bodźcem do wzięcia udziału w pielgrzymce dla wielu osób” – tak Jean-Louis Noel wyjaśnia wzrost liczby uczestników w porównaniu do ubiegłych lat.

Po raz pierwszy złożył wizytę pielgrzymom i uczestniczył we wspólnej modlitwie w czasie postoju w Gas (departament Eure-Loir) kardynał Andre Vingt-Trois, arcybiskup Paryża, przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji.
Organizatorzy zapowiedzieli już hasło przyszłorocznej pielgrzymki: „Ewangelia życia”.

Tłumaczenie: Katarzyna Szczepańska-Wocial
Foto: strona internetowa organizatorów pielgrzymki


wtorek, 25 maja 2010

O. Manelli: Znaczenie motu proprio Summorum Pontificum dla rozwoju życia zakonnego (cz.2/2)

Druga część tłumaczenia referatu wygłoszonego przez założyciela Zgromadzenia Franciszkanów Niepokalanej o. Stefano Manelli podczas konferencji, która odbyła się w Rzymie w dniach 16-18 października 2009 r. Pierwsza część ukazała się na naszym portalu przed paroma dniami.

II Część

Święta Traditio Ecclesiae.

Zastanówmy się pokrótce nad świętą Traditio Ecclesiae w Liturgii, która jest duszą i życiem Kościoła. Wiemy, że Msza Święta św. Piusa V, jak i brewiarz antyczny nie mają autora, ponieważ prawie o żadnej z jego części nie możemy powiedzieć, kiedy miały swój początek i kiedy ostatecznie zostały włączone w teksty liturgiczne. Każdy, przeto: „spostrzegał, że były czymś wiecznym i nie skonstruowanym przez człowieka” pisze Mosebach[1].
Dlatego Kardynał Ratzinger już sporo lat temu bardzo precyzyjnie i wyraźnie mówił, że – reformą posoborową – "zamieniło się liturgię uformowaną przez wieki liturgią skonstruowaną przy stoliku". „Ogłoszenie o zakazaniu mszału, - twierdzi kard. Ratzinger – który był wypracowany przez wieki, poczynając od czasów sakramentarzy Kościoła starożytnego, spowodowało wyłom w historii liturgii, a jego następstwa mogły być tylko tragiczne. Jak to już zdarzyło się wiele razy w przeszłości, konieczność rewizji mszału była w pełni sensowna i całkowicie zgodna z dyspozycjami Soboru, przede wszystkim biorąc pod uwagę wprowadzenie języków ojczystych. Ale tym razem wydarzyło się coś więcej: burzono starożytną budowlę i tworzono inną, nawet, jeśli używano do tego materiałów, z których zbudowana była stara konstrukcja i wykorzystywano poprzednie plany. Nie było wątpliwości, że ten nowy mszał przyniósł w niektórych rzeczach poprawę i wzbogacenie. Ale wyjątkowo poważne straty przyniósł nam już sam fakt, że był on przedstawiony jako nowa konstrukcja, przeciwstawiana tej, która uformowała się przez wieki historii; że zabraniano używania starego i w pewien sposób sprawiano wrażenie, że liturgia nie jest już żywym procesem, lecz produktem specjalistycznym erudycji i jurysdykcyjnej kompetencji. W ten sposób powstało rzeczywiście wrażenie, że liturgia jest „robiona”, że nie jest czymś, co istnieje przed nami, czymś „danym”, ale że zależy od naszych decyzji. Z tego wynika konsekwentnie, że nie tylko specjaliści i władza centralna mogliby podejmować decyzje w tej materii, lecz ostatecznie każda „wspólnota” mogłaby ustalić swoją własną liturgię. Gdy jednak liturgia jest czymś, co każdy sam tworzy, wtedy nie daje nam tego, co stanowi o jej autentycznej jakości: spotkania z tajemnicą, która nie jest naszym produktem, ale naszym początkiem i źródłem naszego życia” [2].
(...)
To nie do pomyślenia, iż jakaś reforma liturgiczna mogła usunąć coś z Tradycji, a tym bardziej, zabronić opowiadania się za nią, jak przypominał jeszcze kard. Józef Ratzinger (słowami kard. Newmana): „Kościół w swojej historii nigdy nie zniósł ani nie zabronił ortodoksyjnych form liturgii, bo byłoby to przeciwne do samego ducha Kościoła” [3].
Reformą liturgiczną, tymczasem, wydaje się, iż się przekroczyło granice wskazówek wyznaczonych przez sobór. Sens tajemnicy, który od zawsze charakteryzował święte zebrania eucharystyczne zdaje się, że całkowicie został pokryty całunem zapomnienia, i podczas gdy się podkreśla centralność człowieka, zapomina się, że– jak już kilka lat wcześniej ostrzegał kard. Ratzinger – „Liturgia bierze swoją wielkość z tego czym ona jest, a nie z tego co my z niej robimy. Nasze w niej uczestnictwo na pewno jest potrzebne, ale jako środek, aby z pokorą włączyć się w ducha liturgii i służyć temu, który jest prawdziwym podmiotem liturgii: Jezus Chrystus”[4].
Co się dzieje tymczasem, podczas dzisiejszych liturgii, tak często propagowanych przez same osoby zakonne? Odpowiada Mosebach: „Nie ma już podziału między Sanktuarium a zgromadzeniem wiernych (...) Nie istnieje Velum milczenia w kanonie, nie ma już zasłaniania świętych naczyń i velum cyborium (puszka). Zniesiona została funkcja subdiakona, istniejąca od trzeciego wieku. (...) Zakrywanie krzyży w okresie pasyjnym pozostawione zostało do wolnego wyboru...
Reforma liturgiczna często jest broniona argumentem, że ryt Mszy św. został uwolniony od wszystkich późniejszych dodatków i że została mu „przywrócona” forma bardziej zbliżona do początkowego chrześcijaństwa. W tym to znaczeniu welon i przykrywanie zdaje się, że należą do „późniejszych dodatków”, nawet jeśli mają charakter tajemniczy, który liturgia posiadała od samego początku. (...) To znaczy, że liturgia, która rezygnuje z zakrywania staje się jasna: pokaz nagiej materii gubi z oczu pełnię nadprzyrodzoności Stworzenia i potrzeby zbawienia świata”[5]. Efektem tego jest absurdalne zubożenie liturgiczne, które propaguje liturgie „wyblakłe” i jak mówi Ojciec Święty, „trudne do zniesienia”.[6]


3. Artykuł 3 Motu Proprio Summorum Pontificum.

Po uważnej lekturze papieskiego dokumentu rozumie się, że wznowienie Rytu antycznego jest bez żadnych ograniczeń i dla instytutów zakonnych. W odróżnieniu od kapłanów diecezjalnych, parafii, osób świeckich, którym postawione są pewne warunki, takie jak stała grupa osób świeckich czy prywatna Msza dla proboszczy. Oto tekst:
Art. 3 Wspólnoty Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, czy to na prawie diecezjalnym czy papieskim, które pragną odprawiać Mszę zgodnie z edycją Mszału Rzymskiego ogłoszoną w 1962, podczas celebracji wspólnotowych lub konwentualnych w swoich oratoriach, mogą to czynić. Jeśli jedna wspólnota lub cały Instytut czy Stowarzyszenie pragnie wprowadzić takie celebracje często, zwykle lub stale, decyzja taka musi zostać odjęta przez Wyższego Przełożonego, zgodnie z prawem i ich własnymi dekretami i statutami.
Ta całkowita swoboda daje do myślenia. Słynne przysłowie mówi, że „losy świata rozgrywają się w sercach osób konsekrowanych”. Według myśli Benedykta XVI, życie Kościoła, i w konsekwencji, życie całej ludzkości zależą od Liturgii. Z tego wynika, że od jakości sprawowanej Liturgii w szerokiej mierze przez osoby konsekrowane, zależą losy Kościoła i świata. Ale którzy konsekrowani w szczególny sposób, są do tego wezwani i przeznaczeni?
Już w 2001 roku, kardynał Ratzinger bardzo wyraźnie napisał, że w dzisiejszych czasach możliwość przywrócenia do życia i posługiwania się antycznym Mszałem Rzymskim: „wydaje się być bardzo proste w Opactwach: to bardzo dobra rzecz; odpowiada to zarazem tradycji, bowiem istnieją Zakony ze swoim odrębnym rytem, np. Zakon dominikański. Tak, więc to Opactwa, czy wspólnoty takie jak dominikanie św. Wincentego Ferreri lub inne wspólnoty czy bractwa gwarantują obecność tego szczególnego rytu. Według mnie takie powinno być obiektywne kryterium. Oczywiście jest to trudniejsze dla bractw, które nie są zgromadzeniami zakonnymi a wspólnotami kapłanów diecezjalnych”[7].
Jest, więc jasne: wspólnoty, o których jest wyraźna mowa w tekście to wspólnoty monastyczne i wspólnoty zakonne czy inne bractwa, które nie są wspólnotami kapłanów diecezjalnych. Tym wspólnotom monastycznym i zakonnym w sposób szczególny jest powierzone zadanie ratowania i dowartościowania tak cennego dziedzictwa, jakim jest istniejący ponad tysiąc lat Vetus Ordo.
W jednym wywiadzie, kardynał Dario Castrillon – Hoyos, popierając zaangażowanie papieża w odzyskaniu Liturgii antycznej powiedział, że ”Ojciec Święty jest bardzo wrażliwy na duchowość liturgiczną i chciałby zachować skarb Kościoła nie dla muzeum, ale dla społeczeństwa jako żywe dziedzictwo, tak, iż kto jest wrażliwy wobec tradycji może docenić to bogactwo”. I dodał: „Jestem bardzo mile zaskoczony, jak młodzi, którzy wcześniej nie znali Rytu antycznego, odkrywają pokój i tajemnicę wypływające z tradycyjnej Mszy Świętej”[8].
To wspólnotom monastycznym życia kontemplacyjnego i licznym wspólnotom zakonnym życia kontemplacyjno – czynnego, obecnym na całym świecie, zostaje powierzone zadanie ratowania posługiwania się antycznym Mszałem Rzymskim i Brewiarzem. Dlaczego? Ze względu na wielką wartość wielowiekowego Vetus Ordo, tak bogatego w sens świętości i tajemnicy ofiary Chrystusa.
Według Kardynała Dario Castrillon Hoyos, można powiedzieć, że nadzwyczajna Forma Rytu Rzymskiego, (czy Msza „trydencka”) o wiele lepiej wyraża „sens ofiarny Chrystusa, który ukazuje każda Msza św.”
A Kardynał Antoni Canizares nie tak dawno (8 kwietnia 2009) powiedział, że Motu Proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI jest nie tylko dla wiernych przywiązanych do antycznego Rytu Rzymskiego, „ale w sposób szczególny, aby otworzyć bogactwo liturgiczne Kościoła dla wszystkich wiernych, i umożliwić odkrycie skarbów dziedzictwa liturgicznego Kościoła tym, którzy je jeszcze nie poznali”.


4. Na nowo przyjąć Ryt antyczny w życiu zakonnym?

Błędy w wierze, takie jak herezje, nie są popularnym fenomenem. Historycznie, mają swoje korzenie w intelektualnej arystokracji czy spirytualizmie, w szkołach teologicznych i w opactwach. Nie pochodzą od prostych ludzi, którzy swoim sensus fidei zwykle zachowuje kompletną ortodoksyjność wiary. Smutną, ale prawdziwą rzeczywistością jest to, iż osoby zakonne – oprócz niewielkich wyjątków – podczas posoborowej konfuzji nie tylko odczuły, ale nawet rozpowszechniły między wiernymi liturgiczne deformacje i błędy doktrynalne, które w ostatnim czterdziestoleciu rozprzestrzeniły się w wyjątkowy sposób. Zmiana Liturgii w życiu zakonnym, wniosła z sobą zmianę życia, ponieważ to Liturgia jest życiem osoby zakonnej.
Bez zatrzymywania się nad różnicami między antyczną a nową Mszą świętą – które obecni tutaj dobrze znają, a które miały duży wpływ na wiarę narodu Bożego, a jeszcze bardziej na życie zakonne – zatrzymamy się raczej nad antycznym Brewiarzem, który jest jakby uzupełnienie Mszy antycznej.
Przez posoborowe odnowienie, Brewiarz został do tego punktu zmodyfikowany, że nie był już nazywany Brewiarzem, ale po prostu „Liturgią Godzin”. Bez wątpienia, nowa Liturgia Godzin, a mówiąc prościej nowy Brewiarz, cechuje się wyraźnym oderwaniem od wiecznej Tradycji Kościoła. Aby to zrozumieć, wyszczególnimy kilka najważniejszych różnic.

1. Antyczny Brewiarz Rzymski przewidywał odmawianie całego Psałterza w ciągu jednego tygodnia. I to odnosiło się do wszystkich zakonów nie tylko do kleru. Dzisiejsza Liturgia Godzin, tymczasem, zobowiązuje do odmawiania Psałterza w ciągu 4 tygodni. Święty Kościół Boży, został, więc nagle pozbawiona wielkiej ilości modlitwy liturgicznej, jeśli weźmie się pod uwagę, że aktualny Brewiarz – chodzi o Psalmy – praktycznie jest jedną czwartą poprzedniego. I jeśli pomyślimy, że – jak mówi Marmion – osoby zakonne, a w szczególności mnisi, poprzez ich modlitwę są ambasadorami ludzkości u Boga przedstawiając przed Tronem Najwyższego nie tylko samych siebie, ale i całą ludzkość, to łatwo zrozumiemy ile łaski mniej – przez te 40 lat – spłynęło na Kościół i na społeczeństwo.

2. Dzisiejszy Brewiarz, oprócz tego, iż został skrócony w ilości odmawianych modlitw, został także zredukowany w jego jakości. Sporo jest cenzur w tekście nowego Brewiarza (jak również i w Mszale). Zostały usunięte psalmy złorzeczące (przeciw nieprzyjaciołom), większość odnośników do piekła i do wiecznego potępienia. Zostały usunięte przepisowe przyklęknięcia przewidywane podczas odmawiania niektórych części Brewiarza, czasy pokutne takie jak Wigilie, Suche Dni i tzw. Dni Krzyżowe (dies Rogationum). Wszystko to było przyczyną ekstremalnego rozcieńczenia modlitwy, która bezsprzecznie odbija się także w życiu osoby zakonnej. Jak się modli tak się i żyje. Sam kult zmarłych, wcześniej bardzo częsty we Mszy świętej i w Brewiarzu, został, nie bez znaczenia, bardzo umniejszony i osłabiony.

3. Korzystanie z łaciny zostało – de facto nawet, jeśli nie de iure – wykluczone z Brewiarza, jak i ze Mszy św.. Oprócz nieszczęsnych podziałów i odizolowań wspólnot zakonnych (z łaciną osoba zakonna mogła się modlić w jakiejkolwiek wspólnocie gdzie by nie poszła, nie znając nawet języka lokalnego), korzystanie z języka rodowego wniosło z sobą problem tłumaczeń, które bardzo często wyraźnie i zaskakująco zdradzają nawet nowe teksty łacińskie, które i tak już są bardzo złagodzone.

Błędna racjonalistyczna mentalność, która dąży do usunięcia łaciny, a według której wszystko trzeba rozumieć, została jakiś czas temu bardzo skarcona prze Ojca Świętego, który w ważnym wywiadzie tak powiedział: „Pragnęło się Mszy św. jako dialogu z narodem. Wszystko miało być zrozumiałe, wszystko miało być „odkryte”, aby było zrozumiałe. I nie zauważyło się, że zrozumienie rzeczywistości liturgii jest całkowicie czymś innym od zrozumienia samych słów liturgii. Pobożna staruszka może świetnie pojąć głębię tajemnicy, nie rozumiejąc znaczenia każdego słowa. To właśnie to, co się stało po Soborze. Sam Sobór pozostał bardzo zrównażony, ale po Soborze główną ideą było to, iż należało wszystko pootwierać, wszystko zrozumieć a wszystko to pochodziło z powierzchowności w sposobie pojmowania liturgii i jej przesłania. (...) To bardzo ważne, aby powołani młodzi ludzie, zrozumieli, iż liturgia, w której koncentruje się jedynie na tym, aby być zrozumianym z punktu widzenia rozumowego i intelektualnego, traci głębię tej rzeczywistości, która winna dotyka mojego serca dając mi odczuć obecność Bożą we mnie”[9]. Ile mądrości w tych słowach!
Pełne boleści słowa możemy także znaleźć w pamiętniku Czcigodnego o. Gabriela Marii Allegra, słynnego biblisty, zwanego „św. Hieronimem Chin” zmarłego w 1976 gdzie pisze: „Kiedy pomyślę że już się nie uczy łaciny, że nawet w tym poszliśmy za przykładem Protestantów, lepiej, niektórych sekt protestanckich (...), gdy pomyślę że ogromna łacińska literatura patrystyczna, najsłynniejsze dokumenty historii Kościoła Bożego w Chinach które są napisane w języku łacińskim, to już książki niedostępne dla przyszłych kapłanów. Jak pomyślę że, wszystkie nasze franciszkańskie antyczne źródła i największe dzieła są napisane po łacinie... to płakać mi się chce, i to nie w sposób metaforyczny (...) Papież Pius IX podczas Pierwszego Soboru Watykańskiego mówił, że Sobór był zrobiony przez Ducha Świętego, ludzi i diabła... w pewnych dwuznacznościach liturgicznych i dyscyplinarnych, w ostracyzmie łaciny, Mszy św. Piusa V, śpiewu gregoriańskiego itp., w pluralizmie teologicznym, w ograniczeniu do danego miejsca Kościoła lokalnego (...), w tym wszystkim ja widzę dzieło inimicus Homo, dzieło Szatana”[10].
Co do tego argumentu warto przypomnieć, że Luter rozpoczął swoją Reformę właśnie od przetłumaczenia Biblii na język potoczny i od wykorzystania go w Liturgii. Dobrze wiedział że, znosząc łacinę, runie jedna z najbardziej mocnych twierdz chrześcijańskiego dogmatu. To, o czym mówił już w XIX wieku wielki opat Solesmes, don Prosper Gueranger w swoich „Instytucjach liturgicznych” gdzie z profetycznym akcentem twierdził, że usunięcie łaciny doprowadzi do opróżnienia kościołów.

4. Usunięcie łaciny spowodowało, de facto ale nie de iure, „pogrzebanie” oficjalnego śpiewu Kościoła, śpiewu gregoriańskiego. W wywiadzie udzielonym przez Eksc. Bartolucci, Mistrza Kaplicy Sykstyńskiej od 1956 do 1997 roku, czytamy że „wielki repertuar muzyki kościelnej, który nam pozostał z przeszłości składa się ze Mszy, z ofiarowań, z responsoriów: wcześniej nie istniała liturgia bez muzyki. W aktualnej liturgii, ten repertuar nie ma już miejsca, fałszuje, nie ma się, co zwodzić. To tak jakby Michałanioł na malowanie swojego Sądu Ostatecznego otrzymał do dyspozycji znaczek pocztowy!”. I jeszcze: „Dzisiejsze motto to: iść do ludzi patrząc im w oczy (...). Czyniąc tak ostatecznie celebrujemy nas samych: tajemnica i piękność Boga zostają oddalone. W rzeczywistości uczestniczymy w upadku Zachodu”. Wcześniej „miejsce i chór tworzyły jedność, tak jak jedność stanowiły muzyka i liturgia. Muzyka nie miała funkcji tylko prostej dekoracji, ale dawała życie liturgicznemu tekstowi i śpiewak był prawie jak kapłan”. „Śpiew gregoriański i Palestrina tworzą jedno z liturgią”. „(...) muzyka kościelna winna podążać duchem śpiewu gregoriańskiego i szanować liturgię”[11].
(...)


5. Experientia docet...

W świetle tych rozważań, jeszcze nie do końca wyczerpanych, wyraźnie widać, że Vetus Ordo stanowi cenne i witalne dziedzictwo liturgiczne i duchowe, którego nie mogą i nie powinny ignorować Instytuty zakonne. Fakty mówią nam, że ignorowanie go przez 40 lat zmniejszyło prawie o połowę liczbę osób zakonnych w świecie. Są to dane obiektywne, które powinny dać do myślenia. Experientia docet! Swoboda, jakiej udziela Ojciec Święty swoim Motu Proprio, osobom zakonnym co do tego argumentu, nie może pozostawić obojętnymi. Z wielką delikatnością a nawet może nieśmiałością, Papież wylansował apel, więcej, zalecenie. Naszym obowiązkiem jest słuchanie Ojca Świętego i wprowadzenie w czyn w jak najlepszy sposób, tego, co proponuje, a nie sprzeciwiać się, bojkotować, czy otwarcie przeszkadzać, unicestwiając w ten sposób ducha posłuszeństwa w Wierze i szacunek dla naprawdę wielkiej osobowości, posiadającą wiedzę teologiczną na najwyższym stopniu.
Niestety, przykro stwierdzić to, co experientia docet, czyli, że wielu sprzeciwia się Vetus Ordo, chociaż go wcale nie zna. Uważają, że jest trudny i skomplikowany, aby się go nauczyć, i w ten sposób odstawiają go na bok sądząc, że nadaje się tylko do muzeum a nawet, że jest przeszkodą, której lepiej się pozbyć tout-court, myśląc że ten czy tamten ryt to jedno i to samo i nikomu nie przyniesie pożytku przywrócenie Vetus Ordo już odstawionego ponad 40 lat temu.
Jest to nieprzebaczalna powierzchowność, tym poważniejsza, bo jest u tych, którzy – mnisi i zakonnicy(e) – zostali wyraźnie wyznaczeni przez Ojca Świętego jako osoby godne zaufania, którym można zawierzyć przywrócenie i dowartościowanie w Kościele, dwutysięcznego, wielkiego dziedzictwa Vetus Ordo.
Inteligencja i równowaga Ojca Świętego winny nas prowadzić. On sam twierdzi, że wznowienie i ochrona Vetus Ordo nie przyjdzie odgórnie, od autorytetu, ale od dołu, czyli „zależeć będzie od istnienia wzorowych miejsc gdzie liturgia będzie odprawiana w sposób właściwy, doświadczyć osobiście to, czym ona jest. Jeśli stamtąd wypłynie pewien rodzaj „ruchu”, który wewnątrz będzie się starał wypełnić to, co nie może być narzucone z góry, wtedy będzie można iść w tym kierunku. Wierzę, że w nowym pokoleniu można już teraz zauważyć znaki tego typu ożywienia”[12].
Papież mówi o „nowym pokoleniu”. I to jest właśnie to czego my sami doświadczamy w naszej młodej Rodzinie zakonnej Franciszkanów Niepokalanej, braci i sióstr, tak życia aktywnego jak kontemplacyjnego. Aktualnie bracia i siostry, są bardzo zaangażowani w poznawaniu Vetus Ordo i robią pierwsze doświadczenia życia liturgicznego według niego, tak Mszy Świętej jak i Boskiego Oficjum. Są w tym także naśladowani przez osoby świeckie należące do trzeciego zakonu franciszkanów Niepokalanej i członków naszego stowarzyszenia, „Misjonarzy Niepokalanej Pośredniczki” (M.I.M.).
Prawdę mówiąc, to przede wszystkim młodzi ludzie, okazują się otwarci na apel Motu Proprio i są nim zainteresowani, reprezentując w ten sposób tą niezbędną i rzeczywistą „odnowę”, o której mówi Papież. W domach formacyjnych naszych Braci i Sióstr, aspiranci i postulanci, nowicjusze i profesi, klerycy i bracia zakonni, z reguły, nie robią żadnych problemów w wypełnieniu apelu Ojca Świętego, wręcz przeciwnie, są bardzo pilni, aby pogłębić i wprowadzić w czyn to, co proponuje i zaleca namiestnik Chrystusa. Wielkie jest także zainteresowanie i zaangażowanie w nauce języka łacińskiego i śpiewu gregoriańskiego, co na dzisiejsze czasy na pewno dużo kosztuje, biorąc pod uwagę tyle lat opuszczenia i odrzucenia.
Ponadto modlitwa i pokuta są w bardzo dobrej harmonii w Vetus Ordo, przede wszystkim, jeśli chodzi o Boskie Oficjum. Od razu rzuca się w oczy, że używając Brewiarza antycznego modlitwa codziennie jest prawie o godzinę dłuższa: a więc modli się więcej i to modlitwą liturgiczną, czyli najwyższą modlitwą Ciała Mistycznego Chrystusa. Ponadto jest więcej ofiary, bo – w tradycji franciszkańskiej na przykład – całą Psalmodię odmawia się na stojąco z wieloma przepisowymi ceremoniami. Bardzo wymowny jest też podział Godzin Liturgicznych w ciągu dnia, od rana jeszcze przed świtem (czy w samem sercu nocy u wspólnot życia kontemplacyjnego) aż po Kompletę wieczorem.
I nie można ignorować ponadto „ożywienia” powołań u wielu młodych osób, na których zrobiła wrażenie Liturgia Vetus Ordo i dzięki jej głębszemu poznaniu poczuli wewnętrzny impuls do życia konsekrowanego. Starając się oni sami znaleźć biskupów, Seminaria i Klasztory, w których jest obecna celebracja Liturgii antycznej. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy w trakcie wyniszczanie życia zakonnego w Kościele nie przesadzimy, jeśli powiemy, że łaska tych powołań to prawdziwy cud, którego wszyscy by chcieli i którego wszystkim należy życzyć.
To na te młode powołania i wspólnoty musimy skierować nasz wzrok z żywą nadzieją odnalezienia w nich wrażliwości i uwagi na te wartości Liturgii antycznej, która była duszą i życiem dwóch tysięcznego Kościoła.


6. Spojrzenie na dzisiejsze chrześcijaństwo.

Świadomość sytuacji, w której znajduje się dzisiejsze chrześcijaństwo – i życie zakonne, które stanowi jego duszę – niestety, nie oferuje wiele przebłysków światła, ani nie czyni optymistycznych prognoz. „Jest wiele motywów do troski, które daje nam nasza epoka. Ale jeden przede wszystkim wydaje się być szczególnie podstępnym i jednocześnie niebezpiecznym: także między uczniami Jezusa jest niesamowita konfuzja idei, którą zasłania się i przedstawia jako elastyczność ducha i otwartość umysłu”[13].
W słynnym opactwie w Fontgombault, kardynał Ratzinger mówiąc o charakterze Mszy Świętej, czyli o jej aspekcie ofiarnym, twierdził, że duża część liturgistów wydaje się popierać Lutra, który nazywał Mszę „bezbożnictwem nie do zniesienia”. Stwierdza, że „nowe oświecenie o wiele więcej przekracza Lutra: bo ten chociaż brał dosłownie słowa ustanowienia eucharystii i używał jako normy według której dokonywał swojej reformy, dzisiaj, po tylu czasach, hipotezy sformułowane przez krytykę historyczną są na drodze sprowokowania erozji samych tekstów. Za słowami Ostatniej Wieczerzy, które ukazują się jako produkt konstrukcji liturgicznej wspólnoty, poszukuje się historycznego Jezusa, który oczywiście nie zamierzał ofiarować swojego ciała i swojej krwi, ani nie miał na myśli swoje ukrzyżowanie jako ofiarę przebłagalną”. I kontynuuje: idea ofiary „stała się ekstremalnie obca dla sposobu współczesnego myślenia” [14].
Ale odnośnie tego głównego aspektu Eucharystycznej Ofiary – aspektu tak cennego ale i zarazem tak delikatnego – trzeba powiedzieć że to właśnie wymiar ofiarny, we Mszy św. św Piusa V zostaje uwidoczniony w sposób bardzo elokwentny ze znakami także widocznymi, szczególnie przez środkowość Krucyfiksu, jak i przez częste znaki krzyża nad darami.
Z resztą to jasne, że gorzka refleksja ówczesnego Kardynała Ratzingera o „bezbożnictwie nie do zniesienia” Lutra co do Mszy Świętej, w dzisiejszych czasach przyjęta także przez wielu katolików ukazuje straszną konfuzję idei która nas otacza a która podminowuje i niszczy naszą wiarę w tajemnicę Mszy Świętej.
Dlatego niezbędne jest powrócenie do prawdy i głoszenie jej bez kompromisów. Należy walczyć, bo prawda – w przeciwności do tego, co aktualnie się głosi – nie postępuje sama. Aby mógł być postęp w prawdzie potrzeba – jak twierdzi Roman Amerio w swoim słynnym dziele lota unum – „skazać błąd i nakazać błądzącego” Wynika z tego, iż ci, co rządzą Kościołem (i Instytuty zakonne) nie mogą pozwolić się prowadzić przez fałszywe miłosierdzie, które prowadzi do uśpienia sumienia grzesznika utwierdzając go jednocześnie w jego woli pozostania w stanie winy. Pasterze muszą czuwać, aby nikt nie uważał za dozwolone współżycie praktycznej wiary i spokojnego nieposłuszeństwa prawu Bożemu, jak często się zdarza, także i w życiu zakonnym. „Jeśli biskup nie będzie mówił – pisze św. Ambroży do Teodozja – kto się pomylił umrze w swojej winie, a biskup zasłuży na karę bo nie upomniał tego kto się mylił” (List X, 74,2) „Magisterium, które nic i nikogo nie nakazuje (...) niechcąco stanie się współtwórcą błędu” twierdzi kard. Biffi. I to właśnie zachodzi także w życiu zakonnym, gdzie w rzeczywistości pewna cicha demokracja zniosła hierarchię i najbardziej elementarne zasady posłuszeństwa, co więcej, obowiązkowego i pokornego podporządkowania wezwaniom Namiestnika Chrystusowego.

Zakończenie

„Kto nas wybawi z tej zawiłej gmatwaniny i zagubienia moralnego? Pyta się Kardynał Biffi. Świety Jan Bosko odpowiedziałby: Papież i Matka Boża, czyli dwie kolumny, które od zawsze stanowiły niewzruszoną siłę wiary i dogmatu katolickiego.
Papież. Przez swoje odważne Motu Proprio Summorum Pontificum, Benedykt XVI na pewno chce uratować to, co Kościół stracił w ostatnich 40 latach. Ratowanie liturgii to nie tylko ratowanie rytu, ale także i przede wszystkim ratowanie dogmatyczne, moralne i egzystencjalne, bo „Liturgia jest samą Tradycją na najwyższym stopniu potęgi i wagi” (dom Gueranger), to miejsce gdzie wierny spotyka wiarę w Boga trzy razy świętego. Dlatego Ojciec Święty zasługuje na całkowite i nieustanne nasze wsparcie. Ten, którego Pan nam dał jako „namiestnika swojej miłości” (św. Ambroży).
Najświętsza Panna Maryja. W ciągu wieków, kiedy w Kościele Bożym wszystko wydawało się być narażone, kiedy wiara słabła i zwiększała się liczba nieprzyjaciół wiary, każda nadzieja została złożona w Niej, w Matce Bożej i naszej, w „Matce Kościoła”. To nie przypadek, że antyczna Liturgia wkłada w usta modlącego się słowa, które bardzo dobrze wyrażają to przekonanie: „Gaude Maria Virgo: tu cunctas haereses sola interemistis”: „Wesel się, Dziewico Maryjo: ty jedna pokonałaś wszystkie herezje”.
Z nadprzyrodzonym optymizmem, który zawsze musi napełniać uczniów Pana, patrzymy na Kościół, naszą Matkę, który – mimo zawsze wzburzonego morza świata – kontynuuje swoją podróż ku wieczności. Świat przemija ze swoimi błędami, pokusami, zwodzeniami, ale Kościół pozostaje, pozostaje taki jak zawsze: niepokalaną oblubienicą Pana czasu i historii. Pozostaje ze swoimi sakramentami, dogmatami, ze swoją Liturgią, która zawsze będzie się wznosić ku Bogu Jednemu w Trójcy. Liturgia, która nie jest „wyrażeniem sumienia jakieś wspólnoty, jakkolwiek rozproszonej i podlegającej zmianom”. Ale będzie i zawsze pozostanie „objawieniem przyjętym z wiarą i z modlitwą”, jak mówi Papież[15].
Chrystus kochał swój Kościół i dał siebie samego za niego, aby był „bez zmazy”. Erazm z Rotterdam tak odpowiedział Lutrowi, który karcił go za to, że pozostał w Kościele katolickim: „Znoszę ten Kościół w oczekiwaniu, że stanie się lepszy, ponieważ także i on zmuszony jest mnie znosić, w oczekiwaniu, że ja stanę się lepszy”. Bardzo cenne słowa, które każdy powinien by starać się zrozumieć i rozważać w czasach, kiedy wszyscy – nie bez pewnej uprzedzonej ignorancji – ustanawiają samych siebie stronniczymi sędziami Oblubienicy Chrystusa, świętej i niepokalanej.
Zakończymy to szybkie excursus, wzruszającym wezwaniem skierowanym do Kościoła Oblubienicy, jednego autora z czasów św. Augustyna: „Wesel się, wesel Kościele, który jesteś Oblubienicą! Jeśli Chrystus nie przecierpiałby swojej męki, ty nie narodziłabyś się z niego. On został sprzedany, aby ciebie uwolnić, został zabity, bo ciebie ukochał. A ponieważ ukochał cię nieskończenie, zapragnął umrzeć za ciebie. Taka jedność jest naprawdę wielką tajemnicą”
Kościół jest i zawsze będzie „Matką świętych, obrazem miasta świętego, niezniszczalnej krwi wieczną skarbnicą” (A. Manzoni, Pentecoste).

Przypisy:
________________________

[1] M. Mosebach, L’eresie dell’informe p 49 wydania włoskiego.
[2] J. Ratzinger, Moje życie, s.132/133.
[3] J. Ratzinger, „Liturgie diverse. Una richezza per l’unica Chiesa”, in 30 giorni XVI, 11 novembre 1998, p.50.
[4] J. Ratzinger, La teologia della Liturgia, Notre Dame de Fontgombault, 22 luglio 2001.
[5] M. Mosebach, L’eresia dell’informe, p.158
[6] List do Biskupów z okazji publikacji Motu proprio „Summorum Pontificum”
[7] Autour de la question liturgique. Abbaye Notre-Dame de Fontgombault, 2001, p.179, testo originale in francesce.
[8] Kardynał Dario Castrillon-Hoyos, wywiad w „Die Tagepost” z dnia 8 luty 2007.
[9] J. Ratzinger, Introduzione allo spirito della Liturgia, p.232s.
[10] St. Oppes, Le memorie di fra Gabriele M. Allegra ofm il “san Girolomo” della Cina, Roma 2005, p.126.
[11] L’intervista di Riccardo Lenzi, è stata pubblicata nel n. 29 del 2006 del settimanale L’Espresso e ripresa dal vaticanista Sandro Magister nel suo sito www.chiesa.espressonline.it
[12] J. Ratzinger, Davanti al. Protagonista, p.115.
[13] G.Biffi, Memorie e digressioni di un italiano cardinale, Siena 2007, p.598.
[14] J. Ratzinger, La teologia della Liturgia, Abbazia di Fontgombault, 22-24 luglio 2001.
[15] J. Ratzinger, La teologia della Liturgia, Abbazia di Fontgombault, 22-24 luglio 2001.


Tłumaczyła s.Maria Assunta Wąchała F.I.

poniedziałek, 24 maja 2010

Msza pontyfikalna i bierzmowanie w Krakowie

W niedzielę 23 maja br. w kościele oo. Bonifratrów w Krakowie ks. bp Tadeusz Pieronek udzielił sakramentu bierzmowania i odprawił Mszę św. wg Mszału bł. Jana XXIII.







Fot. Tadeusz Koc. Więcej zdjęć na stronie autora.

piątek, 21 maja 2010

Jubileusz stowarzyszenia Pro Missa Tridentina

Z okazji dorocznego zjazdu stowarzyszenia świeckich „Pro Missa Tridentina“ dnia 24 kwietnia br. sprawował Mszę św. pontyfikalną w katedrze w Essen (Nadrenia-Westfalia) J.Exc. Raymond Leo BURKE, Prefekt Sygnatury Apostolskiej (najwyższego sądu kościelnego). W liturgii uczestniczył Ordynariusz miejsca, J.Exc. bp Franz-Josef OVERBECK, który wraz z głównym celebransem udzielał Komunii św. Ten niezwykły gest jest tym bardziej znaczący, że w roku bieżącym rzeczone stowarzyszenie obchodzi 20-lecie swego istnienia.
W swojej homilii Dostojny Celebrans mówił wpierw o Najświętszej Maryi Pannie, Matce Dobrej Rady, patronce diecezji, do której na koniec liturgii wraz z Biskupem Miejsca odmówił modlitwę. Ponadto poruszył doniosłość Motu Proprio „Summorum Pontificum“, rocznicę „koronacji“ Ojca św. BENEDYKTA XVI, tudzież obchodzony obecnie Rok Kapłański. W słowach zachęty i dodania odwagi skierowanych do wszystkich przyjaciół i zwolenników liturgii tradycyjnej abp BURKE życzył Bożego błogosławieństwa oraz niewzruszonej łączności z Następcą św. Piotra, by zaangażowanie dla sprawy liturgii tradycyjnej owocowało wzrostem w świętości życia oraz działalności w Chrystusowym dziele Zbawienia dla uświęcenia świata.
W godzinach popołudniowych miał miejsce wykład H. HOLPING‘a profesora dogmatyki i liturgiki na uniwersytecie we Fryburgu Bryzgowijskim nt. teologicznych powiązań Krzyża i ołtarza w aspekcie obecności Ofiary Chrystusowej w Eucharystii. W moderowanej dyskusji po wykładzie wystąpili ponadto księża z Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra (S. CONRAD), Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X (Th. BÜCKER) oraz Opus Dei (P. von STEINITZ). Byli zgodni co do tego, jak ważna i potrzebna jest obecność liturgii tradycyjnej w życiu Kościoła. Poruszono także temat statusu oraz sytuacji liturgii tradycyjnej w okresie przed Motu Proprio „SP“, linii Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X oraz wprowadzonego przez Benedykta XVI nazewnictwa co do dwóch „form“ obrządku rzymskiego.

Tekst nadesłał ks. D.O.

Foto: Christoph Hahn, PMT

czwartek, 20 maja 2010

O. Manelli: Znaczenie motu proprio Summorum Pontificum dla rozwoju życia zakonnego (cz.1/2)

Dzięki uprzejmości Sióstr Franciszkanek Niepokalanej z Warszawy publikujemy pierwszą część tłumaczenia referatu wygłoszonego przez założyciela tego zgromadzenia o. Stefano Manelli podczas konferencji, która odbyła się w Rzymie w dniach 16-18 października 2009 r., organizowanej przez stowarzyszenia "Amicizia Sacerdotale Summorum Pontificum" oraz "Giovani e Tradizione".
Tekst referatu został opublikowany w języku włoskim w wydawnictwie "Fides Catholica è una rivista semestrale di apologetica teologica", anno 2009 n. 2, a cura dei Francescani dell-Immacolata.



Dla poznania Bożego Objawienia mamy najczystsze wody jedynego „źródła” – Pismo Święte – które w ciągu wieków i tysiącleci życia Kościoła tworzą wielką „rzekę” pielgrzymującej wiecznej Tradycji wyrażonej w sposób szczególny przez Ojców Kościoła.
Między nimi mamy świętego Ambrożego, który w swoim Esamerone tak pisze: „Kościół jest jak księżyc, ma czas zaćmienia i czas blasku, ale to właśnie na mocy tych zaćmień rósł i rozprzestrzeniał się.... Kościół jaśnieje nie swoim światłem, ale światłem Chrystusa i bierze swój blask od Światła sprawiedliwości” (IV, 32).
Odniesienie obrazu i rzeczywistości „księżyca” do Kościoła na pewno jest nowością dla modernistycznego chrześcijaństwa, a dla tych, którzy patrzą na Kościół jak na największe światło oświecające świat, może to wydawać się nawet brakiem szacunku. Ale święty biskup z Mediolanu swoimi przenikliwymi i zadziwiającymi słowami pomaga dogłębniej poznać eklezjalną tajemnicę.
Z ambrozjańskiej myśli winniśmy wyciągnąć dwa wnioski. Kościół, tak jak księżyc, nie błyszczy swoim światłem, ale promieniuje blaskiem ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana. Kościół, który nie propagowałby światła swojego Założyciela, nie byłby już „jego” Kościołem, ale czymś innym. „Zmienność” Kościoła – wyrażenie, którego użył kardynał Biffi, nie powinno nas zadziwiać. Sam Ambroży z Mediolanu pisze jeszcze, że Kościół jest „ex maculatis immaculata”, jest bez grzechu, ale złożony z grzeszników: ten, który nigdy bez nich nie istniał, sam w sobie jest zawsze bez grzechów. A zatem, w swojej ludzkiej części jest „zmienny”, ponieważ odbija słabość i kruchość upadłej ludzkości pielgrzymującej ku Królestwu Bożemu.
'„Zmienność” Kościoła, pisze kardynał Jakub Biffi, ukazuje się przede wszystkim w ciągłych zmianach jego blasku, jakie zachodzą na naszych oczach. Jak księżyc, tak i on, jest sam w sobie zawsze na taki sam sposób „odziany w słońce”, ale nie w taki sam sposób ukazuje się nam. Są chwile, kiedy blask jest cienki jak ostrze miecza i ledwie możemy zauważyć jego obecność, i chwile, kiedy zdaje się, że noc pochłonęła jakiekolwiek światło: jest tylko ciemność, chociaż nie ma jej definitywnego zwycięstwa'[1].
Nie zapominając słów i myśli świętego Biskupa z Mediolanu, zwróćmy teraz nasze spojrzenie na rzeczywistość eklezjalną, w której żyjemy: przyznajmy się szczerze, iż w dzisiejszych czasach blask Oblubienicy Chrystusa przechodzi przez „zaćmienie” o rozmiarach, być może, wyjątkowych w Jej dwutysięcznej historii.
Kryzys, który obejmuje całość życia Oblubienicy Chrystusa, według Papieża Benedykta XVI, „w większej mierze zależy od upadku Liturgii”[2] co zaszło nie podczas Soboru, ale po soborze. Słowa te, powtórzone także w innym jego tekście, rozchodzą się nawet poza granice Kościoła, dotykając całości życia i społeczeństwa ludzkiego. ”Prawo i etos nie są jednością - pisze Papież - gdy nie są zakorzenione w liturgicznym centrum i nie są przez nie inspirowane. (...) Tylko wówczas, gdy relacja z Bogiem jest prawdziwa wszelkie pozostałe relacje – relacje ludzi pomiędzy sobą i wobec reszty stworzenia – mogą być niezakłócone”[3]. Ale gdzie jest podstawa tego wpływu kultu liturgicznego na życie ludzkie? W dalszym ciągu wyżej wymienionego tekstu, kardynał Ratzinger odpowiada światłymi słowami: „Adoracja, prawidłowy sposób kultu, odnoszenia się do Boga, jest konstytutywna dla prawej ludzkiej egzystencji w świecie; jest tak właśnie, dlatego, że poprzez codzienne życie daje nam udział w istnieniu „Nieba” – świata Bożego – i pozwalając, aby światłość tego boskiego świata przenikała do samego środka naszego świata”. (...) Kult antycypuje życie bardziej ostateczne i w ten właśnie sposób obdarza obecne życie jego miarą. Życie pozbawione takiej antycypacji, w którym niebiosa nie zostałyby otwarte, byłoby przytłaczające i puste”[4]. Dla papieża, więc, Liturgia Kościoła staje się uprzywilejowanym drogą zarządzania Bożego na ziemi i posiada w sobie potęgę stwórczą, która formuje na swoim wzorcu ziemskie wydarzenia, stając się „miarą” dla „teraźniejszego życia”[5].
Jeśli Liturgia ma życiodajny wpływ na całe eklezjalne życie, łatwo można sobie wyobrazić pierwszorzędny wpływ, jaki ma w sposób szczególny na życie zakonne. Posoborowe zamieszanie liturgiczna, bowiem, „odbiła się” na życiu zakonnym z taką niszczącą silą, że nie o „wzroście życia zakonnego” (według tytułu tego sprawozdania), ale należałoby raczej mówić o „odnowie”, a jeszcze bardziej o „ratowaniu” czy „odzyskiwaniu” życia zakonnego. Bez zbędnych słów, niech o tej przygnębiającej sytuacji mówią za nas statystyki, bo – jak mówił Aquinate – „contra factum non valet argumentum”.
Klaretianin, Angelo Pardilla, profesor na Claretianum, w bardzo precyzyjnym studium pod tytułem "Zakonnicy wczoraj, dzisiaj i jutro" (Wydawnictwo Włoskie Rogate, Rzym 2007) w sposób wyczerpujący przedstawił sytuację pierwszych 40 lat posoborowych, czyli lata 1965–2005, co do całkowitych i procentowych strat, jakie poniosły męskie Instytuty na prawach papieskich, koncentrując swoją uwagę przede wszystkim na kanonikach regularnych, mnichach, tak zwanych zakonach żebraczych, zgromadzeniach zakonnych kleryckich i świeckich oraz instytutach życia apostolskiego. Każda z tych sześciu form życia zakonnego, bez żadnego wyjątku, odczuwała dramatyczny - o 50% lub więcej - spadek ilości wstępujących kandydatów. Liczba wystąpień była mniej więcej równa liczbie kandydatów, a czasami większa!
Przedstawmy tylko kilka bardziej znaczących przykładów. 6 zakonów męskich najbardziej liczebnych w roku 2005 (i na pewno jeszcze dzisiaj) to Jezuici (19850 członków), Salezjanie (16645 członków), Bracia Mniejsi (15794 członków), kapucyni (11.229), Benedyktyni (7.798), Dominikanie (6109). Ale te same Zakony w 1965 roku miały całkiem inne liczby: 36038, 22042, 27009, 15838, 12070, 10091.
Jeśli ogółem liczba zakonników (tych zakonów) w 1965 wynosiła 329.799, 40 lat po zakończeniu Soboru Watykańskiego II zostało ich tylko 214.903. W tych 40 latach posoborowych ubyło prawie 115.000, czyli ponad jedną trzecią z wszystkich zakonników: żeby zdobyć 115.000 zakonników straconych zaledwie w 40 latach, potrzeba będzie może i wieków!
Dodajmy jeszcze na koniec, że kierunek tego „wstecznego biegu”, tragicznego w skutkach, trwa nadal. Wiemy na przykład, że co roku ubywa o 400-500 Braci Mniejszych, 400-500 Jezuitów rocznie... I nic nie wskazuje na zwrot biegu wydarzeń.
Otóż, przed takimi hekatombami życia zakonnego – które miały miejsce i dalej trwają – Motu Proprio Summorum Pontificum wydaje się być naprawdę kotwicą zbawienia, aby uratować cenny dobytek liturgiczny i duchowy, który tradycja Instytutów zakonnych ochraniała przez wieki, ukazując jednocześnie wieczną żywotność i owocność Vetus Ordo poprzez wysoką ilość powołań zakonnych jak i wielką liczbę Świętych podarowanych Kościołowi, czy rozwojem sztuki świętej (malarstwo, rzeźbiarstwo, architektura), wielkiej muzyki, poezji i literatury: wszystko na większą chwałę Bożą i dla budowania Ciała Chrystusowego.
Bez wątpienia, musimy zatem przyznać, że istnieje bardzo ścisły związek, między życiem zakonnym i Liturgią, dlatego też życie zakonne każdego zgromadzenia jest radykalnie uzależnione od Liturgii, tak w swoim rozwoju jak i regresie. I jeśli w minionym czterdziestoleciu posoborowym życie zakonne uległo i dalej ulega degradacji – aby nie powiedzieć samozniszczeniu – przyczyną tego jest brak Liturgii, w tym, co jest jej naturalnym zadaniem umacniania i podtrzymywania życia zakonnego.

Rozważmy to pokrótce.


CZĘŚĆ I

1. Życie zakonne a Liturgia.

Życie zakonne jest poświęceniem Bogu całej osoby i ukazuje w Kościele przedziwną instytucję chcianą przez Boga, jako eschatologiczny znak przyszłego życia. Każda osoba zakonna realizuje swoje całkowite oddanie jako ofiarę złożoną Bogu, i dlatego całe jej istnienie, jako daru ofiarnego, staje się nieprzerwanym kultem Boga w miłości.
Ten nieprzerwany „kult oddawany Bogu” w sposób pełny i kompletny ukazuje się w Świętej Liturgii, która przez celebrację Mszy Świętej i modlitwy brewiarzowej (Boskiego Oficjum) reguluje i ożywia każdy dzień Wspólnoty zakonnej, skandując jego godziny.
Bowiem w każdym instytucie zakonnym modlitwa w kluczowych momentach dnia musi zawsze zajmować pierwsze miejsce i winna być zawsze wzorowa i żarliwa w każdym jej wyrażeniu. Kochać modlitwę, żyć modlitwą, starać się ciągle modlić, jak tego nakazuje Pan: „Należy się ciągle modlić” (Lc 18,1), jak uczy św. Benedykt: „Ora et labora”, jak zaleca Seraficki Ojciec św. Franciszek: „Zawsze się modlić z czystym sercem...” (Reguła X), jest fundamentalnym i życiowym obowiązkiem. Ale bardzo ważnym jest mieć na uwadze, że najdoskonalszą modlitwą Kościoła i modlitwą przypisaną w sposób szczególny osobom zakonnym jest Najświętsza Liturgia.
Spośród wielu autorów wystarczy tutaj przypomnieć błogosławionego Don Columba Marmion, słynnego Opata Maredsous (Belgia), autora cennych dzieł duchowych i liturgicznych, który w swojej książce poświęconej życiu zakonnemu „Chrystus ideałem mnicha” kładzie nacisk na ważność życia modlitwy w życiu monastycznym a w sposób szczególny Modlitwy Liturgicznej, podkreślając jak wielką wagę ma nie tylko Msza Święta, ale także modlitwa brewiarzowa. Mówi on, że: „odmawianie Brewiarza, przez św. Benedykta nazywane „opus Dei”, jest najwspanialszą modlitwą Kościoła, i ma przywilej niezbywalny, nie dający się wyrazić, bo jest dziełem Boga, dokonana wraz z Jezusem Chrystusem i w Jego imię przez Kościół, Jego Oblubienicę. Dla tej chwały (...) Kościół nie zadowala się kultem powszechnym dla wszystkich jego dzieci, ale, jak wybiera niektórych, aby je włączyć w sposób szczególny w wieczne Kapłaństwo swojego Oblubieńca, tak samo powierza części wybranej najważniejszy i najcenniejszy kult: to kapłani i osoby zakonne, którzy spełniają funkcje chóralne (modlitwy chóralne). Kościół czyni z nich swoich ambasadorów przed tronem Bożym; wybiera ich, aby byli delegatami przed Ojcem w jego imieniu i Oblubieńca”[6].
Modlitwa liturgiczna jest zatem modlitwą charakterystyczną dla osób zakonnych i to do tego stopnia, że można spokojnie powiedzieć, każda godzina dnia życia monastycznego, albo wspólnoty zakonnej, jest przez nią regulowana. Bowiem w instytutach zakonnych to, co rozumie się zwykle przez „życie wspólnotowe” zawiera jako pierwszą i szczególną formę właśnie „wspólnotową modlitwę”, czyli modlitwę liturgiczną, która staje się duszą wspólnoty zakonnej. Osoby zakonne zebrane i zjednoczone w chórze jednym głosem oddają Bogu należną cześć i uwielbienie za całą ludzkość.


2. Życie zakonne i Msza Święta.

Na pewno jeszcze ważniejszym motywem duchowym, który wiąże Życie Zakonne z Liturgią, jest najwznioślejsza Modlitwa liturgiczna, czyli Msza Święta. Stan zakonny – idąc za myślą najważniejszych autorów duchowych jak ojciec Ludwik Colin i błogosławiony Kolumba Marmion – ma bowiem szczególne powiązanie z Świętą Ofiarą ołtarza. „Czym jest osoba zakonna?” – pyta o. Ludwik Colin – I sam odpowiada: Hostią. A życie zakonne? Mistyczną Mszą Świętą”[7]. Bowiem dla każdej osoby zakonnej, bowiem złożyć trzy śluby znaczy wejść na Kalwarię, być współukrzyżowanym z Jezusem! Musi tam wzejść, aby się stać jedno z Ukrzyżowanym Panem, i za każdym razem, kiedy ofiara krzyża odnawia się na Ołtarzu, także i ona odnawia swoją ofiarę, składając siebie wraz z Boską Ofiarą.
Osoba konsekrowana jest poświęcona całkowicie Bogu. Umiera dla świata, aby żyć w Bogu, realizuje ofiarę, prawdziwe całopalenie. I ta ofiara, po Mszy Świętej i męczeństwie, jest najdoskonalsza, najbardziej miła Bogu i najbardziej owocna w życiu i w wieczności. W stanie zakonnym możemy znaleźć wszystkie istotne elementy ofiary Ołtarza, czyli: dar (w Ofiarowaniu), żertwa (w Przeistoczeniu), spożycie ofiary (w Komunii).
Osoba zakonna, która składa ślub ubóstwa, czystości i posłuszeństwa nie tylko ofiaruje Bogu siebie samą, ale jednocześnie formuła ofiary, jaką wypowiada, jest także aktem przeistoczenia, przez który zachodzi, można powiedzieć, przemiana chrześcijanina w osobę zakonną, aby być duchową żertwą i świętą hostią. Osoba zakonna, przez profesję, sama się oddaje na służbą Bożą. Pan Bóg ze swojej strony zatwierdza na całą wieczność tę konsekrację. Jak już to było powiedziane, profesja zakonna jest jednocześnie dziełem człowieka i dziełem Boga. Pan Bóg, bierze w swoje ręce duszę, która Mu się oddaje i ją błogosławi: accepit in manus suas et benedixit. To błogosławieństwo to nie tylko słowa, ale akt, dzieło uświęcenia i konsekracji.
A konsekracja wymaga wyniszczenia i całkowitej konsumpcji ofiary. Jest to najbardziej surowy, ale i wspaniały, aspekt stanu zakonnego, bo przez powołanie osoba zakonna jest w rzeczywistości istotą poświęconą, hostią żywą, która całkowicie wyniszcza się w miłosnej ofierze dla chwały Bożej i dla zbawienia dusz.
„Nie chodzi tu o wyniszczenie w sposób krwawy: tutaj krew duszy zajmuje miejsce krwi ciała; dla ofiary duchowej wystarczy śmierć mistyczna. Tak pisze święty Franciszek Salezy do jednej z córek duchowych: Oto, moja droga córko, duchem znajdujesz się na ołtarzu, aby być na nim ofiarowana, wyniszczona i skonsumowana w ofierze przed majestatem Boga żywego”[8].
Ojciec Święty Benedykt XVI podczas tego Roku Kapłańskiego, chcąc przyłączyć do Świętego Proboszcza z Ars, który jest wzorem dla kapłanów diecezjalnych, także wzór świętego kapłana dla zakonników, wybrał świętego naszych czasów, św. Pio z Pietrelciny, kapucyna, stygmatyka krwawiącego przez długich 50 lat, przez papieża Pawła VI nazwanego „Widocznym przedstawicielem stygmat naszego Pana Jezusa Chrystusa”, niesamowitego kapłana, który przede wszystkim w celebracji Mszy Świętej wydawał się być jak św. Franciszek z Asyżu, prawdziwym „obrazem Jezusa Ukrzyżowanego”.


3. Życie zakonne i Boskie Oficjum.

Modlitwy liturgiczne przewyższają wartością i skutecznością jakikolwiek inny kult, modlitwę czy dobre dzieło. To niepodważalna prawda i Święci bardzo dobrze ją rozumieli. Święta Magdalena de Pazzi, na przykład, doceniała modlitwę Godzin kanonicznych bardziej od jakiegokolwiek innego prywatnego nabożeństwa. Kiedy któraś z zakonnic prosiła o dyspensę, aby poświęcić się własnym modlitwom, odpowiadała: „Nie, córko; pozwalając ci, oszukałabym cię; bo mogłabyś sądzić, że twoja osobista modlitwa bardziej uczci Boga i uczyni cię milszą Jemu; tymczasem jest niczym w porównaniu z Liturgią godzin, którą odmawiasz razem z siostrami”.
Tak myślą Święci, tak mówi wiara: modlitwa brewiarzowa jest cenniejsza od jakiegokolwiek innego dzieła; to naprawdę znakomite dzieło Boże; wszystko inne to „opera hominum”, podczas gdy modlitwa brewiarzowa jest od Boga, jako dar czci, który od Boga pochodzi przez Słowo Wcielone, ofiarowane przez Kościół w imię Chrystusa.
Ponadto modlitwa brewiarzowa może być, i jest dla niektórych, prawdziwym umartwieniem; i wtedy można ją nazwać w całkowitym tego słowa znaczeniu: „sacrificium laudis” (Ps 49,23). Może to być z różnych powodów: przede wszystkim modlitwa brewiarzowa (a w szczególności Brewiarza antycznego) ma bardzo precyzyjne normy i ceremonie, które trzeba wiernie respektować. I to stanowi pewien aspekt pokutny Chwały Bożej. Ponadto, niezbędne jest podporządkowanie intelektu poprzez skupienie się z miłością na boskiej Psalmodii. W związku z czym – są niezbędne ciągłe starania, aby odeprzeć bierność i naturalną powierzchowność. Są to wszystkie ofiary bardzo miłe Bogu.
Do tego wszystkiego, zwykle, dołączają się jeszcze cierpienia sprowokowane przez życie wspólnotowe. Jeśli bardzo budującym jest widzieć osoby zakonne zjednoczone na modlitwie chóralnej, to jednocześnie należy pamiętać, że jest to owocem także wielu ofiar, może nieprzewidzianych i często nawet niechcąco powtarzanych: „Sumus homines fragiles ... qui faciunt invicem angustias”.
Za przykładem Boskiego Mistrza, który modlił się podczas strasznej męki ukrzyżowania, osoba zakonna winna umieć chwalić Boga nie tylko, kiedy jest pełen duchowej radości, ale także, i przede wszystkim, kiedy cierpi. Dusze kochające podążają za Jezusem wszędzie i bardziej ochoczo idą za nim na Golgotę niż na górę Przemienienia. Kto został przy Jezusie u stóp Krzyża? Matka Najświętsza, która kochała Go bezinteresowną miłością; Magdalena, grzesznica, której Jezus przebaczył „wiele”, bo wiele ukochała; i św. Jan, który posiadał mądrość Boskiego Serca. Wszyscy troje tam byli, kiedy dusza najwyższego kapłana, Chrystusa, ofiarowała za zbawienie świata swój bolesny kantyk. Pozostali uczniowie tymczasem, a nawet św. Piotr, który tyle mówił, że kocha Jezusa, byli dalecy od Kalwarii, myśląc może o górze Tabor, gdzie czuliby się dobrze; „Bonum est nos hic essere; faciamus tria tabernacula” (Mt 17,4).
Msza Święta i Boskie Oficjum są, więc, w istocie duszą życia zakonnego, boskim źródłem, z którego codziennie osoba zakonna pije i dzięki któremu się umacnia, aby w swoim życiu wzrastać w jedności z Jezusem Ukrzyżowanym, aż do doskonałego upodobnienia (por. Rz 8,29). Jasne jest, zatem, jaką wielką wagę mają, ogólnie w życiu zakonnym i w życiu każdej osoby zakonnej, Msza Święta i Boskie Oficjum.


4. Co się stało po 1960 roku?

Do lat sześćdziesiątych dziedzictwo liturgiczne, które charakteryzowało każdy Zakon pozostało prawie bez zmian, oprócz mało znaczących i niezbędnych poprawek – odnoszących się np. do Kalendarza liturgicznego – które, pod czujną kontrolą Kościoła, od samego początku ubogacały święte Rytuały. W tamtych latach Kościół cieszył się jeszcze niezwykłą owocnością powołań zakonnych, rozwojem misji „Ad gentes”, solidnością i dojrzałością chrześcijańskiego życia narodu Bożego.
Tymczasem, co się stało, poczynając od lat sześćdziesiątych? Po celebracji Soboru Watykańskiego II – który był wielkim zjazdem, jakiego Kościół nigdy nie miał – oczekiwana reforma liturgiczna posoborowa, zamiast realizować upragnione umocnienie i wzrost życia chrześcijańskiego, była punktem zwrotnym i negatywnie wpłynęła na cały Kościół oraz naród Boży[9], a tym bardziej na życie zakonne (szczególnie na Zachodzie).
I jak już wspomniałem wyżej, jeszcze bardziej niszczący wpływ na życie zakonne miał sam Novus Ordo (co do strat prawie we wszystkich Zakonach i Instytutach). Tu ze smutkiem musimy powiedzieć o zamykaniu się tylu Klasztorów, Domów zakonnych, czy Seminariów oraz związanym z tym starzeniem się kleru, upadkiem Misji bez możliwości wymiany misjonarzy. Ponadto wzrost ilości miejscowości, które nawet we Włoszech pozostają bez proboszcza i bez powołań męskich czy żeńskich....
A jeśli zapytamy, dlaczego Novus Ordo miał tak wielki negatywny wpływ na Kościół i jeszcze bardziej na życie zakonne, odpowiedź jest bardo prosta, ponieważ, jak nauczał sam Sobór Watykański II, cały Kościół żyje Liturgią. Potwierdził to Papież Jan Paweł II w swoim liście do biskupów Dominicae coenae z 24.02.1980 roku, kiedy mówił o „bardzo silnym i organicznym powiązaniu między odnowieniem Liturgii i odnowieniem życia całego Kościoła. Kościół nie tylko działa w Liturgii, ale wyraża się także przez nią; on żyje Liturgią i bierze z Liturgii swoją żywotną siłę”[10].
A życie zakonne tym bardziej odczuło negatywny wpływ Novus Ordo, bo jest ono przede wszystkim życiem „liturgicznym”, w związku, z czym w swojej żywotnej jakości, nie mogło i nie może nie być uzależnione od Liturgii. To z Liturgią życie zakonne współdziała i jest w symbiozie tak w swojej płodności jak i bezowocności. Można także powiedzieć, że Liturgia i życie zakonne stoją lub się przewracają zawsze razem. Taki jest wieczny nadprzyrodzony dynamizm życia zakonnego wszczepionego w Liturgię i Liturgii wszczepionej w życie zakonne. (...)

Przypisy:
________________________

[1] G. Biffi, Quando ridono i cherubini. Meditazioni sulla vita della Chiesa, Bologna 2006, p.114
[2] J. Ratzinger, Moje życie, Edycja Świętego Pawła 2005, str. 133
[3] J. Ratzinger, Duch liturgii, Edycja Christianitas 2002, str. 21
[4] Ibidem
[5] D. Ventura, Papa Benedetto XVI e la Liturgia. Conferenza tenuta a Bologna, presso la chiesa di S. Maria della Pietà, il 22.02.2009, in occasione del III anniversario dell’appertura della causa di beatificazione del Servo di Dio Tomas Josef M. Tyn, O.P.
[6] C. Marmion, Cristo ideale del monaco, Padova 1961, p. 319
[7] L. Colin, Il Culto dei voti, Torino-Roma 1952, p.15
[8] Ivi, p. 23
[9] Łatwo tutaj możemy usłyszeć sprzeciw, że to nie wina Liturgii, jeśli społeczeństwo staje się coraz gorsze. Mówiąc tak znaczy jednak nie przyznawać się jak wielką misję zbawczą ma Liturgia w świecie. Nie możemy zapominać, że prawdziwe życie chrześcijańskie składa się z potrójnego „Lex”: Lex orandi, Lex credendi, Lex vivendi. Powiązanie między tymi trzema Prawami jest „ab intus”, dlatego jedno nie może się utrzymać bez drugiego. W związku z czym:- zdrowa Lex orandi (czyli: codzienna modlitwa; liturgiczna, eucharystyczna, maryjna; ustna, myślna, kontemplatywna) jest formą solidnej lex credendi;
- solidna Lex credendi (czyli: wierzyć we wszystkie prawdy wiary których uczy nas Kościół; przyjmować Sakramenty; podporządkowywać się nauczaniu Magisterium Kościoła, w posłuszeństwie Papieżowi) jest formą solidnej Lex vivendi;
- solidna lex vivendi (czyli: życie w łasce Bożej, unikanie grzechu, walczenie z wadami, praktykowanie cnót chrześcijańskich w życiu rodzinnych i w kontaktach z innymi), jest formą świętego i uświęcającego życia chrześcijańskiego!
A skąd wiadomo, że Lex orandi nie jest solidna? Widzi się to po owocach jakie daje, według ewangelicznego nauczania Pana Jezusa: „Dobre drzewo nie może dać złych owoców” (Mt 7,18). To znaczy:
1. widzi się w trujących owocach słabej i pełnej konfuzji wiary, wiary zniekształconej, która dochodzi aż po negację prawd Wiary o Trójcy Przenajświętszej, o Wcieleniu Słowa, o Matce Najświętszej, o piekle (jakoby zamkniętym albo nieistniejącym...) o Eucharystii, o Spowiedzi św. itp.;
2. widzi się w trujących owocach jakie daje życie chrześcijańskie które jest wytrącone z właściwej drogi przez namiętności i świat, a które akceptuje pewne zniekształcenia moralne (rozwód, aborcja, eutanazja, środki antykoncepcyjne, konkubinat, homoseksualizm, nieprzyzwoite mody, pornografia itp.);
3. jeszcze bardziej widzi się to w profanacji Niedzieli (przeciw 3 Przykazaniu), w niesamowitym zmniejszeniu uczestnictwa we Mszy św. świątecznej i przyjmowaniu Sakramentów (Spowiedzi św. i Komunii św., a także Chrztu św. dla noworodków) podczas gdy szerzą się narkomania, dyskoteki i kręgi homoseksualne, tłumy ludzi obecnych na stadionach, na festiwalach, w kinach, niewolników TV, chorych na hedonizm... Biedne społeczeństwo, biedna ludzkość!
[10] Jan Paweł II, „Dominicae coenae” 1980.


Tłumaczyła s.Maria Assunta Wąchała F.I.

poniedziałek, 17 maja 2010

Ks. bp Tadeusz Pieronek udzieli sakramentu bierzmowania

Jak informuje Bractwo Kapłańskiego Św. Piotra w Polsce, w uroczystość Zesłania Ducha św. w niedzielę 23 maja w kościele OO. Bonifratrów w Krakowie o godz. 13.15 J. E. Ks. Bp Tadeusz Pieronek udzieli sakramentu bierzmowania pięciu kandydatom oraz odprawi Mszę Pontyfikalną w klasycznym rycie rzymskim.
Liturgię uświetni oktet wokalny "Octava Ensemble", który wykona m. in. Missa Papae Marcelli Palestriny.

piątek, 14 maja 2010

Msza solenna w Krakowie

W czwartek 13 maja w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego w kościele OO. Bonifratrów w Krakowie została odprawiona Uroczysta Msza św. z asystencją diakona i subdiakona. Celebransem był ks. Wojciech Grygiel FSSP, funkcję diakona pełnił ks. dk Artur Gielata, zaś subdiakona ks. dk Piotr Maroszek. Obaj studiują w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej. Zostali wyświęceni na diakonów 8 maja 2010 r. w Katedrze na Wawelu.