Zamieszczamy tłumaczenie tekstu, opublikowanego na stronach NLM, którego autorem jest ks. Anthony Chadwick, TAC.
Na fali rozważań nad możliwościami obrządków liturgicznych dla choćby niektórych przyszłych ordynariatów anglokatolickich z radością przeczytałem refleksje biskupa Petera Elliotta:
Z drugiej zaś strony jawi mi się perspektywa konieczności istnienia tzw. „liturgicznego słonia”, sfabrykowanej liturgii stworzonej na bazie Modlitewnika i mszału anglikańskiego, wzbogaconej dużą dozą nowości, po to by wprowadzić do niej trzyletni lekcjonarz oraz inne charakterystyczne elementy nowoczesnego obrządku łacińskiego. Tak czy owak, zdaje się że mamy do czynienia z liturgią, która jest niemalże zupełnie obca anglikanom, bowiem jest albo zbyt przestarzała albo zbyt nowa.
Może zacznę swe omówienie od duszpasterskiego punktu widzenia konserwatywnych anglikanów, których życie duchowne opiera się na jednej księdze, i to nie piśmie świętym, lecz protestanckim Modlitewniku. Z punktu widzenia historycznego Modlitewnik dawał anglikanizmowi poczucie jedności i tożsamości w czasach, gdy panowała niezgoda w innych aspektach. Z drugiej strony, gdy ruch anglokatolicki zaczął się upowszechniać, Modlitewnik nie był już w stanie zaspokoić zmieniającego się lex credendi. Celem ubogacenia rytu „modlitewnikowego” księża zaczęli wprowadzać doń materiały zaczerpnięte z innych źródeł, by móc dostosować prawo modlitwy do bardziej katolickiej struktury wiary. W tożsamości anglikańskiej funkcjonuje przekonanie o przetrwaniu przez katolicką opokę zmiennych kolei losu protestantyzmu. Dla niektórych owo przetrwanie stanowi dług wobec Modlitewnika, dla innych zaś, przetrwanie mimo stworzenia Modlitewnika. Paradoksalnie wielu anglikanów jest instynktownie przywiązanych do Modlitewnika, choć zeń nie korzysta! Modlitewnik stanowi przeszkodę dla wielu anglokatolików, którzy w wyniku wczesnego ruchu ekumenicznego odrzucili go po to, by przyjąć katolicki obrządek łaciński i zwrócili się ku nowoczesnemu sposobowi sprawowania obrzędów. Obawiam się, że reforma reformy Modlitewnika byłaby o wiele bardziej problematyczna niż reforma Novus Ordo!
Żywię niemałe obawy co do perspektywy [stworzenia] eklektycznego i sfabrykowanego obrządku, zawierającego wybór możliwości, alternatywne modlitwy przygotowawcze, obrzędy pokutne, ofertoria, obrzędy komunijne. Mówi się o trzyletnim lekcjonarzu, lecz musi on współdziałać z tradycyjnym rokiem liturgicznym. W przeciwnym razie zaprzepaścimy kolejną szansę na przywrócenie roku liturgicznego, Siedemdziesiątnicy, Suchych Dni i Niedziel po Niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Wielu nie wie, że lekcjonarz Sarum zawiera własne czytania ferialne na środy i piątki, tak jak ma to miejsce w przypadku obrządku paryskiego. Martwi mnie szczególnie perspektywa stworzenia mszału hybrydowego, który spotka się z takim samym sprzeciwem jak nowoczesna forma obrządku łacińskiego Novus Ordo z lat 70-tych!
Inną alternatywą mogłoby być ogłoszenie katolickiego wydania amerykańskiego Modlitewnika z 1928r. z minimalnymi korektami teologicznymi. Istnieje taka możliwość, lecz znam bardzo niewielu anglokatolików korzystających z owego Modlitewnika bez wprowadzania doń obcego materiału z uwagi na jego ubóstwo. Wątpię, by Rzym poszedł tym tropem.
Czy odrodzenie obrządku Sarum byłoby zatem właściwe? Z pewnością sprawowanie liturgii wedle obrządku, który wyszedł z systematycznego użycia ponad 450 lat temu nie jest zakazane? W przypadku katolicyzmu angielskiego sprawa może tak właśnie wyglądać, bowiem Piusowy mszał z 1570 r. został wprowadzony bardzo wcześnie przez Jezuitów i przyjęty przez wikariuszy apostolskich i hierarchię w 1850r. W przypadku ordynariatów rzecz przedstawia się inaczej, albowiem Benedykt XVI mówi konkretnie o specjalnym obrządku analogicznym względem obrządku łacińskiego.
Za moim wyborem obrządku Sarum przemawia pojęcie miejscowej i duchowej tożsamości. Choć obrządek przedtrydencki charakteryzuje unikalne piękno i harmonia, jest on zupełnie „nieuporządkowany” pod innymi względami. Podstawowa struktura Mszy św. przypomina iście obrządek dominikański i niektóre francuskie obrządki diecezjalne sprzed okaleczenia ich przez jansenistycznych czy galikańskich biskupów XVII i XVIII wieku. Przestarzałość obrządku Sarum ocaliła go od majstrowania przy nim w tamtych czasach. Kwiecisty ceremoniał, użycie flabellae i rzesze mężczyzn i chłopców odzianych w kapy i dalmatyki przypominają przepych bizantyński. Tego typu życie liturgiczne, którego wymierania byłem świadkiem w Normandii na początku lat 80-tych, ostro kontrastuje z kontrreformacyjną trzeźwością nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.
Obrządek Sarum w kontekście anglikańskim zapewniłby wiernym poczucie jedności, które daje Modlitewnik i stworzyłby przy tym lex orandi, które uformowałoby i skonsolidowałoby wyznanie wiary, którego dokonaliśmy względem katechizmu Kościoła Katolickiego. Sarum jest wiekowym obrządkiem tradycyjnym, nawet jeżeli wyszedł z ogólnego użycia ok. 300 lat temu. Z czasem obrządek stworzyłby katolikom te same podwaliny miejscowej tożsamości co obrządek ambrozjański w północnych Włoszech i południowej Szwajcarii. Po przetłumaczeniu na język angielski (a mamy dwa znakomite i kompletne tłumaczenia) dużą część potrzeby Modlitewnika powodowanej względami kulturowymi można byłoby z powrotem przetransponować do starego obrządku. I choć obrządek Sarum byłby dla anglikanów innowacją, jego przewaga polegałaby na braku konieczności fabrykowania liturgii w wyniku naukowego studium liturgicznego, które zawsze okazywało się zawodne. Tak jak w przypadku katolickiej adaptacji amerykańskiego Modlitewnika (Book of Divine Worship), odrodzenie obrządku Sarum byłoby „ciężką pracą”.
Czy modyfikowanie obrządku Sarum ponad tłumaczenia angielskie, odpowiednio z lat 1868 (Pearson) i 1911 (Warren) byłoby konieczne? (tłumaczenie Mszału Sarum Warrena z 1911r. można znaleźć tutaj: Część 1 i Część 2)
Im bardziej zagłębiami się w zagadnienia liturgiczne, tym bardziej przekonuję się, że sprawowanie liturgii winno mniej zależeć od ustawodawstwa i kodyfikacji niż od sposobu sprawowania w Kościele i jej organicznego rozwoju. Jeżeli obrządek Sarum powróciłby jutro, sugerowałbym użycie go dokładnie w ten sam sposób, w jaki sprawowano go za panowania Królowej Marii przez co najmniej 25-50 lat zanim podejmie się decyzję o tym, czy włączenie trzyletniego lekcjonarza lub podobnego elementu byłoby pożyteczne.
Trzeba pokonać trudności natury praktycznej, obejmujące np. naukę sprawowania ceremonii i ponowne wydanie ksiąg liturgicznych. Mamy trudności natury kanonicznej dot. wyjścia z użycia obrządku Sarum od kilku wieków. Rzym może dokonać kanonicznej innowacji oraz ponownej promulgacji obrządku, lub po prostu orzec, że obrzęd jest włączony do nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.
Z duszpasterskiego punktu widzenia obrządek Sarum w j. angielskim pasowałoby bardziej anglikanom niż nadzwyczajna forma obrządku łacińskiego, która w myśl obecnego ustawodawstwa jest sprawowana zawsze po łacinie. I choć niektórzy anglikanie chętnie przyjęliby formę zwyczajną rzymskiego obrządku, inni woleliby bardziej tradycyjną ekspresję i przeżycie liturgiczne. Takie posunięcie wprowadziłoby jedność wobec podziałów wynikających z zasadniczo protestanckiego (lub co najmniej niejasnego) Modlitewnika. Zmniejszyłoby ono lub nawet wyeliminowało rozdźwięk pomiędzy różnymi wewnętrznymi prądami anglokatolicyzmu. Jestem przekonany, że od razu usunęłoby obawy przed majstrowaniem przy obrządkach (ironia, jakoby istniało tyle liturgii anglikańskich ile parafii okazuje się często aż nazbyt prawdziwa) i zapewniło przestrzeń dla anglikanizmu i katolicyzmu.
Na koniec dodam, że dzięki obrządkowi Sarum księża przestaliby „czynić co im się podoba” i „mówić jedno, a robić drugie”.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak
Na fali rozważań nad możliwościami obrządków liturgicznych dla choćby niektórych przyszłych ordynariatów anglokatolickich z radością przeczytałem refleksje biskupa Petera Elliotta:
Analizując historię obrządku z Salisbury i jego silnego wpływu widocznego w pierwszych wydaniach protestanckiego Modlitewnika [Book of Common Prayer Cranmera — przyp. red.], okazuje się że salisburski obrządek ma sporo do zaoferowania. Królowa Maria I opublikowała narodowe wydanie Mszału Sarum, zastępujące wszystkie mszały przeznaczone do użytku diecezjalnego spalone wraz z ukazaniem się Modlitewnika w 1549 roku. Zatem Sarum było ostatnią wersją obrządku Kościoła Zachodniego w Anglii przed wydaniem uniwersalnego Mszału Rzymskiego, zatwierdzonego przez św. Piusa V w 1570r. Pod koniec XIX w., gdy wznoszono katedrę Westminster, zasugerowano wznowienie obrządku Sarum jako obrządku własnego katedry. Przedsięwzięcie spełzło na niczym, podejrzewam że uległo zatraceniu w wirze sprzecznych prądów liturgicznych oraz tendencji ultramontańskich zmierzających ku standaryzacji liturgii w myśl linii kontrreformacyjnej, nieszczędzących nawet kroju ornatów.Gdyby Rzym potraktował ów zamysł poważnie i faktycznie go wdrożył, przynajmniej jako możliwość, ziściłoby się wielowiekowe marzenie. I choć wszyscy katolicy naturalnie przyjmą doktryny, warto byłoby odzyskać niektóre elementy organicznego rozwoju w różnych diecezjach i wspólnotach zakonnych. Jestem przekonany, że bardzo pomocna byłaby zdrowa różnorodność tradycyjnych i prawowitych obrządków liturgicznych. Ową różnorodność w pewnym zakresie odzwierciedla konstytucja apostolska Benedykta XVI Anglicanorum Coetibus, która mówi, że nie wyklucza się użycia obrządku łacińskiego (w obu formach) nawet jeżeli anglikanie otrzymaliby zezwolenie na sprawowanie specjalnego obrządku [własnego]. Mamy zatem trzy obrządki, z których dwa mogą być odprawiane w języku angielskim wedle dwóch różnych rodzajów tłumaczeń.
Z drugiej zaś strony jawi mi się perspektywa konieczności istnienia tzw. „liturgicznego słonia”, sfabrykowanej liturgii stworzonej na bazie Modlitewnika i mszału anglikańskiego, wzbogaconej dużą dozą nowości, po to by wprowadzić do niej trzyletni lekcjonarz oraz inne charakterystyczne elementy nowoczesnego obrządku łacińskiego. Tak czy owak, zdaje się że mamy do czynienia z liturgią, która jest niemalże zupełnie obca anglikanom, bowiem jest albo zbyt przestarzała albo zbyt nowa.
Może zacznę swe omówienie od duszpasterskiego punktu widzenia konserwatywnych anglikanów, których życie duchowne opiera się na jednej księdze, i to nie piśmie świętym, lecz protestanckim Modlitewniku. Z punktu widzenia historycznego Modlitewnik dawał anglikanizmowi poczucie jedności i tożsamości w czasach, gdy panowała niezgoda w innych aspektach. Z drugiej strony, gdy ruch anglokatolicki zaczął się upowszechniać, Modlitewnik nie był już w stanie zaspokoić zmieniającego się lex credendi. Celem ubogacenia rytu „modlitewnikowego” księża zaczęli wprowadzać doń materiały zaczerpnięte z innych źródeł, by móc dostosować prawo modlitwy do bardziej katolickiej struktury wiary. W tożsamości anglikańskiej funkcjonuje przekonanie o przetrwaniu przez katolicką opokę zmiennych kolei losu protestantyzmu. Dla niektórych owo przetrwanie stanowi dług wobec Modlitewnika, dla innych zaś, przetrwanie mimo stworzenia Modlitewnika. Paradoksalnie wielu anglikanów jest instynktownie przywiązanych do Modlitewnika, choć zeń nie korzysta! Modlitewnik stanowi przeszkodę dla wielu anglokatolików, którzy w wyniku wczesnego ruchu ekumenicznego odrzucili go po to, by przyjąć katolicki obrządek łaciński i zwrócili się ku nowoczesnemu sposobowi sprawowania obrzędów. Obawiam się, że reforma reformy Modlitewnika byłaby o wiele bardziej problematyczna niż reforma Novus Ordo!
Żywię niemałe obawy co do perspektywy [stworzenia] eklektycznego i sfabrykowanego obrządku, zawierającego wybór możliwości, alternatywne modlitwy przygotowawcze, obrzędy pokutne, ofertoria, obrzędy komunijne. Mówi się o trzyletnim lekcjonarzu, lecz musi on współdziałać z tradycyjnym rokiem liturgicznym. W przeciwnym razie zaprzepaścimy kolejną szansę na przywrócenie roku liturgicznego, Siedemdziesiątnicy, Suchych Dni i Niedziel po Niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Wielu nie wie, że lekcjonarz Sarum zawiera własne czytania ferialne na środy i piątki, tak jak ma to miejsce w przypadku obrządku paryskiego. Martwi mnie szczególnie perspektywa stworzenia mszału hybrydowego, który spotka się z takim samym sprzeciwem jak nowoczesna forma obrządku łacińskiego Novus Ordo z lat 70-tych!
Inną alternatywą mogłoby być ogłoszenie katolickiego wydania amerykańskiego Modlitewnika z 1928r. z minimalnymi korektami teologicznymi. Istnieje taka możliwość, lecz znam bardzo niewielu anglokatolików korzystających z owego Modlitewnika bez wprowadzania doń obcego materiału z uwagi na jego ubóstwo. Wątpię, by Rzym poszedł tym tropem.
Strona tytułowa z Mszału Sarum z 1555 roku |
Za moim wyborem obrządku Sarum przemawia pojęcie miejscowej i duchowej tożsamości. Choć obrządek przedtrydencki charakteryzuje unikalne piękno i harmonia, jest on zupełnie „nieuporządkowany” pod innymi względami. Podstawowa struktura Mszy św. przypomina iście obrządek dominikański i niektóre francuskie obrządki diecezjalne sprzed okaleczenia ich przez jansenistycznych czy galikańskich biskupów XVII i XVIII wieku. Przestarzałość obrządku Sarum ocaliła go od majstrowania przy nim w tamtych czasach. Kwiecisty ceremoniał, użycie flabellae i rzesze mężczyzn i chłopców odzianych w kapy i dalmatyki przypominają przepych bizantyński. Tego typu życie liturgiczne, którego wymierania byłem świadkiem w Normandii na początku lat 80-tych, ostro kontrastuje z kontrreformacyjną trzeźwością nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.
Obrządek Sarum w kontekście anglikańskim zapewniłby wiernym poczucie jedności, które daje Modlitewnik i stworzyłby przy tym lex orandi, które uformowałoby i skonsolidowałoby wyznanie wiary, którego dokonaliśmy względem katechizmu Kościoła Katolickiego. Sarum jest wiekowym obrządkiem tradycyjnym, nawet jeżeli wyszedł z ogólnego użycia ok. 300 lat temu. Z czasem obrządek stworzyłby katolikom te same podwaliny miejscowej tożsamości co obrządek ambrozjański w północnych Włoszech i południowej Szwajcarii. Po przetłumaczeniu na język angielski (a mamy dwa znakomite i kompletne tłumaczenia) dużą część potrzeby Modlitewnika powodowanej względami kulturowymi można byłoby z powrotem przetransponować do starego obrządku. I choć obrządek Sarum byłby dla anglikanów innowacją, jego przewaga polegałaby na braku konieczności fabrykowania liturgii w wyniku naukowego studium liturgicznego, które zawsze okazywało się zawodne. Tak jak w przypadku katolickiej adaptacji amerykańskiego Modlitewnika (Book of Divine Worship), odrodzenie obrządku Sarum byłoby „ciężką pracą”.
Czy modyfikowanie obrządku Sarum ponad tłumaczenia angielskie, odpowiednio z lat 1868 (Pearson) i 1911 (Warren) byłoby konieczne? (tłumaczenie Mszału Sarum Warrena z 1911r. można znaleźć tutaj: Część 1 i Część 2)
Im bardziej zagłębiami się w zagadnienia liturgiczne, tym bardziej przekonuję się, że sprawowanie liturgii winno mniej zależeć od ustawodawstwa i kodyfikacji niż od sposobu sprawowania w Kościele i jej organicznego rozwoju. Jeżeli obrządek Sarum powróciłby jutro, sugerowałbym użycie go dokładnie w ten sam sposób, w jaki sprawowano go za panowania Królowej Marii przez co najmniej 25-50 lat zanim podejmie się decyzję o tym, czy włączenie trzyletniego lekcjonarza lub podobnego elementu byłoby pożyteczne.
Trzeba pokonać trudności natury praktycznej, obejmujące np. naukę sprawowania ceremonii i ponowne wydanie ksiąg liturgicznych. Mamy trudności natury kanonicznej dot. wyjścia z użycia obrządku Sarum od kilku wieków. Rzym może dokonać kanonicznej innowacji oraz ponownej promulgacji obrządku, lub po prostu orzec, że obrzęd jest włączony do nadzwyczajnej formy obrządku łacińskiego.
Z duszpasterskiego punktu widzenia obrządek Sarum w j. angielskim pasowałoby bardziej anglikanom niż nadzwyczajna forma obrządku łacińskiego, która w myśl obecnego ustawodawstwa jest sprawowana zawsze po łacinie. I choć niektórzy anglikanie chętnie przyjęliby formę zwyczajną rzymskiego obrządku, inni woleliby bardziej tradycyjną ekspresję i przeżycie liturgiczne. Takie posunięcie wprowadziłoby jedność wobec podziałów wynikających z zasadniczo protestanckiego (lub co najmniej niejasnego) Modlitewnika. Zmniejszyłoby ono lub nawet wyeliminowało rozdźwięk pomiędzy różnymi wewnętrznymi prądami anglokatolicyzmu. Jestem przekonany, że od razu usunęłoby obawy przed majstrowaniem przy obrządkach (ironia, jakoby istniało tyle liturgii anglikańskich ile parafii okazuje się często aż nazbyt prawdziwa) i zapewniło przestrzeń dla anglikanizmu i katolicyzmu.
Na koniec dodam, że dzięki obrządkowi Sarum księża przestaliby „czynić co im się podoba” i „mówić jedno, a robić drugie”.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak