środa, 20 stycznia 2010

O tym, jak stara Msza ukształtowała nowy Zachód

Zamieszczamy artykuł, którego autorem jest dr Michael P. Foley, adiunkt na wydziale patrystyki Uniwersytetu Baylor (USA). W oryginale nosi on tytuł „How the Old Mass Shaped the New West” i ukazał się w piśmie Latin Mass: The Journal of Catholic Culture and Tradition, tom 18, Nr 4 (jesień 2009), str. 38-41. Dr Foley jest także autorem książki "Dlaczego jemy ryby w piątek?", która została wydana w tym roku przez "Świat Książki".

Kilka tygodni temu miała miejsce 40-ta rocznica Novus Ordo Missae. Zgodnie z życzeniem papieża Pawła VI nowa forma obrządku miała wejść w życie w pierwszą niedzielę adwentu roku 1969.1 I choć papieski mszał ujrzał światło dzienne dopiero w następnym roku (a jego tłumaczenia znacznie później), dzień ten jest równie dobry jak każdy inny do poczynienia refleksji nad fundamentalną zmianą kultu w Kościele rzymskim. Ponieważ liczba 40 to biblijny wyznacznik pokolenia, pragnę poświęcić ten artykuł refleksji nad tym, co prawdopodobnie utraciliśmy, nie w sensie teologicznym czy duchownym, lecz kulturowym. Wyjdę od szorstkiej wypowiedzi dr Johna Seniora: — „z kulturowego punktu widzenia, nowa katolicka Msza zaprowadzona w Stanach Zjednoczonych okazała się katastrofą.”2 Co dr Senior mógł mieć na myśli wydając tak ostry osąd i czy jest on uzasadniony?

Ofiara i cywilizacja

Aby zrozumieć stanowisko dr Seniora, musimy wpierw zrozumieć jego spojrzenie na kulturę Zachodu:
Cokolwiek czynimy w porządku politycznym lub społecznym, niezbędnym fundamentem jest modlitwa, której sercem jest Ofiara Mszy św., będąca modlitwą doskonałą samego Pana naszego Jezusa Chrystusa, kapłana i ofiary, powtórzeniem w sposób bezkrwawy tej samej kalwaryjskiej Ofiary. Czymże jest więc kultura chrześcijańska? Jest nią przede wszystkim Msza św. Nie jest to ani moja własna opinia, teoria czy życzenie ani też nikogo innego, lecz koronny fakt dwóch tysięcy lat historii. Chrześcijaństwo, zwane przez sekularystów cywilizacją Zachodu, to Msza św. i parafernalia, które je chronią i wspomagają.3
Dr Senior opisuje dalej Mszę św. jako emanującą na zewnątrz i wpływającą na wszystkie dziedziny życia. To, co dzieje się na kamiennym ołtarzu, jest inspiracją konstrukcji pięknej świątyni. Kościół inspiruje ogród i duchownych do opiekowania się nim a ludzi do zbiorowego doń uczęszczania. Obok kościoła i ogrodu znajduje się cmentarz, dla tych którzy odeszli jako wierni słudzy tego, co ma miejsce na owym ołtarzu. Wokół terenu kościoła, zaś, wierni wybudowali swoje domostwa i obsiali pola, i tak ukształtowała się społeczność. Owa społeczność potrzebuje przepisów prawa. Same przepisy nie pomogą, lecz muszą znajdować się pod wpływem poczucia sprawiedliwości, promieniującego z centrum życia obywateli. Nim się obejrzymy, mamy już chrześcijański świat zbudowany wokół Mszy św.

To, co John Senior nazywa „koronnym faktem dwóch tysięcy lat historii” można rzeczywiście udowodnić na podstawie historii wielu miast i miasteczek Europy. Najsłynniejszym z nich jest Monachium, honorujące opactwo benedyktyńskie, miasto które doprowadziło do utworzenia klasztoru samą swoją nazwą „München” lub „Münich” — co po niemiecku znaczy tyle co „mnich”. Nie jest to bynajmniej zjawisko wyjątkowe w średniowieczu. Jest wcielane w życie przez wielu byłych studentów dr Johna Seniora, którzy nawrócili się na katolicyzm i przyjęli benedyktyński habit, by dołączyć do tradycyjnego łacińskiego obrządku. Na zaproszenie biskupa miejsca dziesięć lat temu powołali do życia klasztor Clear Creek Monastery w dalekim zakątku stanu Oklahoma. Sąsiadujące grunty są nabywane i zagospodarowywane przez świeckich katolików, bowiem mnisi budują romański kościół, który ma trwać przez następne tysiąclecie. Aby przekonać się o tym jak nowy Zachód (nie Zachód starożytnej Grecji czy Rzymu lecz chrześcijańskiej Europy) stał się najbardziej zdumiewającą cywilizacją w historii świata, trzeba wyruszyć na wiejskie połacie Oklahomy.

By dowiedzieć się po co, należy bliżej przyjrzeć się naturze chrześcijaństwa. Jak wskazuje ks. Frederick Faber, chrześcijaństwo jest „nade wszystko religią ofiary” i stąd: „Tam gdzie nie ma Mszy św. tam też nie ma chrześcijaństwa”. Ks. Faber postrzega całość chrześcijańskiego życia jako ekstensję ofiary, którą jest Msza św. Wszystkie dzieła charytatywne Kościoła, śluby zakonne, nauczanie, są „niczym jak tylko chwalebnym i nieomylnym głoszeniem ofiary” — ofiary wypływającej z „życiodajnej mocy i wszechpotężnej energii Mszy św. Tak dalekosiężna Ofiara jest [obecna] wszędzie i czyni wszystko dla wszystkich”.4

Sztuka

Ofiara Mszy św. uczyniła z pewnością wiele dla architektury. Architektura romańska i gotycka, hiszpański styl kolonialny południowo-zachodniego obszaru Ameryki, XVII-wieczny barok europejski — wszystko to miało swe źródło we Mszy św. Piękno, ład i proporcja tradycyjnej Mszy łacińskiej przejawia się w pięknie, ładzie i proporcji kościołów, w których była sprawowana, a pierwiastki te stały się z kolei inspiracją dla architektury pozakościelnej. Nawet podstawowe pojęcia architektoniczne mają dług wobec Mszy św. Kościoły romańskie i gotyckie cechowało kilka poziomów alegorycznych obrazów, reliefów i rzeźb na fasadach, a każde dzieło miało do opowiedzenia swoją własną historię. A ponieważ wiele poziomów owych dzieł miało wiele historii do opowiedzenia, zwyczajem stało się podawanie wysokości budynku za pomocą liczby „pięter” jego historii.5

Wpływ Mszy św. na tradycję prawną Zachodu jest widoczny nie tylko w ważnych sprawach z zakresu prawoznawstwa i rządów prawa lecz także w najmniejszych szczegółach. Czyż podobieństwo między tradycyjnym wnętrzem kościoła a salą sądową nie jest uderzające? I tak na przykład, miejsca dla uczestników rozprawy w sali sądowej przypominają wyglądem ławki w nawie kościoła. Strefa przeznaczona dla prawników i sędziów przypomina prezbiterium, do którego tradycyjnie dostęp mieli jedynie duchowni (zauważmy, że w wielu salach sądowych owa strefa jest oddzielona „barierą” przypominającą wyglądem i przeznaczeniem kościelne balaski). Ława sędziowska usytuowana na podwyższeniu i wydzielona przyjmuje tę samą ważność co ołtarz wielki, do którego dostęp mają jedynie niektórzy duchowni i to w określonych momentach. Ławy przysięgłych przypominają miejsca w chórze znane z wielu średniowiecznych kościołów, a personel wchodzący za „barierę” i wychodzący zza niej (np. urzędnicy sądowi) przypomina akolitów posługujących kapłanowi.

Dalej dochodzimy do muzyki. Bez czcigodnej Ofiary Mszy św. nie tylko utracilibyśmy kilka największych i najwspanialszych gatunków muzyki klasycznej — Mszę i Requiem, znakomitych gatunków stworzonych przez kompozytorów formatu Bacha, Haydna, Mozarta, Verdiego, Berlioza, Fauré’go czy Dworzaka. Nie można, więc, utrzymywać, iż utracilibyśmy jedynie pasje czy lamentacje.

Utracilibyśmy nieporównywalnie więcej. Bez Mszy św. nie byłoby bodaj znanego nam zachodniego systemu tonalnego, bo przecież właśnie chorał gregoriański otaczający czcią Mszę św. zachował osiem modusów starożytnej muzyki greckiej, a na dwóch modusach opierają się nasze główne tonacje molowe i durowe. Bez Mszy św. nie byłoby zapewne notacji muzycznej, która powstała w średniowieczu, bowiem chorał gregoriański na rok liturgiczny rozrósł się tak bardzo, że nikt nie był w stanie zapamiętać wszystkich dzieł w całości. I znowu — bez Mszy św. nie byłoby polifonii, oratoriów, Händlowskiego Mesjasza (gatunku autorstwa założyciela oratorian, św. Filipa Nereusza) ani też znanej nam opery, która powstała m.in. dzięki młodemu wówczas zakonowi Jezuitów. Bez Mszy św. nie byłoby solmizacji, czyli uproszczonego sposobu czytania nut z użyciem systemu do-re-mi-fa-sol-la-si-do, bowiem tę metodę wymyślił pewien włoski mnich [Guido z Arezzo], wykorzystując w tym celu hymn na święto św. Jana Chrzciciela.

Wreszcie, bez Mszy św. nie byłoby nawet pewnych gatunków muzyki popularnej, jak np. carnivale, będącego swoistym adieu dla rozrywek tuż przed okresem Wielkiego Postu, a także jazzu, który narodził się dlatego, że nowoorleańskim niewolnikom zezwolono na służenie do Mszy św. i ekspresję swojej kultury w niedziele i święta, co z kolei doprowadziło do wyłonienia się nowej syntezy brzmień: afrykańskiego i europejskiego na początku XX w. Bez Mszy św. nie byłoby również słynnego śpiewu na aukcjach tytoniowych, który powstał w XIX w., po tym jak jego twórca usłyszał chorał gregoriański na sumie.

Odpowiedź na zarzut

W tym momencie zastanówmy się, czy to co powiedziałem do tej pory można zastosować do każdej formy Mszy św. i czy przypadkiem to nie nadzwyczajna forma obrządku łacińskiego za tym stoi? I choć nie zaprzeczam takiej możliwości, niemniej pragnę przedstawić trzy przyczyny, dla których tradycyjna Msza łacińska — i nie żadna inna forma liturgii eucharystycznej — okazała się być tak potężnym zaczynem.

1. Stabilność

Po pierwsze, nadzwyczajna forma obrządku jest dziełem powolnych i stopniowych zmian zapewniających stabilność i ciągłość, dalekim od skamieniałego owada w bursztynie. Owa stabilność z kolei zapewnia niezawodną platformę do dynamicznych zmian kulturowych. Jak zauważył filozof Michael Oakeshott, aby zabrać się za nowe wielkoformatowe przedsięwzięcia, nawet najbardziej postępowi marzyciele muszą konserwatywnie obchodzić się ze swoimi narzędziami, ponieważ to właśnie dzięki gruntownej znajomości narzędzi można skutecznie wprowadzić radykalne zmiany.6 Pomyślmy przez chwilę, jak niewiele osiągnąłby Microsoft czy Apple, gdyby co tydzień wprowadzał zmiany w ustawieniach liter na klawiaturach swoich pracowników — w porządku raz ustanowionym przez pierwszą maszynę do pisania w roku 1874.

Analogicznie, liturgia nie jest przedsięwzięciem lecz narzędziem: nie powinna być więc przedmiotem zmian, lecz ich zaczynem, i jako taka nie powinna podlegać zbyt wielu modyfikacjom. Czytelnikowi może się zdawać, że zmieniająca się liturgia byłaby dobra dla zmieniającej się kultury, ale tak nie jest. Bowiem to nie liturgia winna się radykalnie zmieniać za przyczyną ludu, lecz odwrotnie, to lud winien ulegać radykalnej przemianie za przyczyną liturgii. To właśnie lud winien być kształtowany i przemieniany mocą świętych tajemnic uobecnianych w boskim kulcie, przemieniany w sposobie postrzegania rzeczywistości, podejmowania decyzji i przeżywania swojego życia — innymi słowy, tworzenia kultury i cywilizacji. Z drugiej strony, jeżeli liturgia przez cały czas ulega zmianom, to ludzie się nie zmieniają, zaś kultura na tym cierpi w stopniu odpowiadającym owym zmianom.

2. Męskość

Po wtóre, tradycyjna Msza łacińska emanuje zdrowym rozumieniem chrześcijańskiej męskości. Jest to istotne z kulturowego punktu widzenia nie dlatego że mężczyźni są jedynymi twórcami ludzkiej kultury (albowiem nie są), lecz dlatego że wielkie kultury kwitną wtedy, gdy mężczyźni postrzegają siebie jako istoty powołane do ochrony dorobku i osób tworzących wielką kulturę. Może od razu dodam, że owo założenie nie jest w żadnym calu wymierzone przeciwko płci pięknej. Wprost przeciwnie — świat, w którym biologiczni ojcowie funkcjonują jako dobrzy ojcowi duchowni i w którym nawet nieżonaci mężczyźni nie zachowują się jak drapieżnicy czy Casanova, lecz potencjalni ojcowie, to świat, w którym jest miejsce na rozkwit obu płci, chroniony przez złem barbarzyńskiej męskości.7

Tymczasem zachęta do prawdziwego męstwa jest trudna, gdyż mężczyźni nie otrzymują tych samych jasnych sygnałów od natury co kobiety w zakresie swojej niezbędności do rozkwitu ludzkiego rodu, dlatego też jest im trudniej dostrzec wyższe, szlachetne powołanie lub, mówiąc nowoczesnym językiem, mogą szybciej popaść w kryzys tożsamości. Chciałbym szerzej omówić to zagadnienie w późniejszym artykule, a tymczasem pozwolę sobie na proste stwierdzenie, że tradycyjna, apostolska liturgia bardzo pomaga w promowaniu chrześcijańskiego pojęcia rycerskości, które pomaga rozwiązać ów kryzys. W rycie bizantyńskim jest to oczywiste: podczas gdy na Zachodzie liczba mężczyzn w kościele kurczy się, Kościoły Prawosławny i Wschodni wciąż zachowują w miarę równą proporcję mężczyzn i kobiet, w dużej mierze dlatego że wschodnia liturgia jest wymagająca, hierarchiczna, wolna od kaprysów i zdyscyplinowana, czyli pełna tego, co przemawia do ducha męskości.8 I choć płeć piękna nie stroni od aktywnego działania w życiu Kościołów Wschodnich, prezbiteria są generalnie zarezerwowane dla kapłanów, ministrantów i lektorów płci męskiej.

Cechę tę widać wyraźnie w rycie trydenckim, który nie tylko charakteryzuje się jasną strukturą hierarchiczną i poczuciem dyscypliny pociągającej chłopców i mężczyzn, lecz jest chroniony przez chłopców i mężczyzn w osobie kapłana i jego służby. Tymczasem nowa Msza nie przekazuje tego samego jasnego sygnału. Choćby sama koncentracja na uczcie zamiast ofierze pozbawia mężczyzn istotnego pojęcia męskości, albowiem w Starym Testamencie jedynie mężczyźni składali barany, byki i koźlęta w ofierze Panu Bogu, a Syn Człowieczy, który złożył z Siebie najwyższą Ofiarę na krzyżu, dopełnił Ofiary w której zawiera się największy w historii świata męski czyn. Po wtóre, Msza św. sprawowana twarzą do ludu sprawia wrażenie, jakoby dotyczyła bardziej ludzi niż Boga i przez to mamy do czynienia ze stratą wertykalnej hierarchiczności. Po trzecie, zaś, stosunkowo mała liczba rubryk nowej Mszy pozbawia ją struktury i dyscypliny, zwłaszcza w sferze czci dla Eucharystii.

Wszystkie wymienione elementy są wewnętrznymi cechami Mszału, uwypuklonymi poprzez zewnętrzne modyfikacje, mianowicie, włączenie żeńskich lektorów, szafarzy Komunii św. i żeńskiej służby ołtarza. Ks. James McLucas napisał wiele w niniejszym czasopiśmie o skutku, który ów “outsourcing” przywilejów celebransa wywarł na kapłaństwo: „Twierdzenie, jakoby Kościół mógł powierzyć funkcję kapłana innym osobom bez uszczerbku zarówno dla jego męskości jak i osobowości to wielka pomyłka.”9 Inni z kolei uważają, iż żeńska służba ołtarzowa nie sprzyja powołaniom kapłańskim, ponieważ chłopców w sposób naturalny przyciąga przykład innych chłopców w służbie ołtarza oraz kapłanów chroniących świętych skarbów Boga, zatem, gdy dodamy jedną dziewczynkę do służby ołtarzowej, cały etos rycerskiego zastępu upadnie. Poszedłbym krok dalej: żeńska służba ołtarzowa w prezbiterium nie sprzyja nie tylko dobru kapłanów i potencjalnych kapłanów, lecz mężczyzn i chłopców, którzy nie mają w ogóle powołania do tego stanu. A co jest niedobre dla mężczyzn i chłopców, nie służy też kulturze.

3. Bóg w centrum

Trzecią i ostatnią przyczyną jest prosty fakt, że nadzwyczajna forma obrządku mówi jasno, że — pozwolę sobie użyć słów mego duszpasterza ks. Davida Leibhama — „chodzi tu o Boga—koniec. kropka”. Prawda ta pozostaje niezmienna nawet wtedy, gdy kapłan odprawia Mszę św., jak mówi ks. Jonathan Robinson, „niedbale, bezmyślnie lub może czasem, niegodziwie”.10 Ks. Robinson, który nie pisze tu jako rzecznik formy nadzwyczajnej obrządku, przyznaje niemniej, że „nieprzemijający urok starego obrządku polega na tym, że przekazuje on wymiar transcendentalny nawet w przypadku różnego rodzaju nadużyć”.11 Jako przykład autor przytacza Mszę św. z udziałem króla Francji w pałacu wersalskim, w czasie której król siedział na trybunie znamienitszej niż sam ołtarz. Świta królewska tworzyła czasami krąg wokół króla na stopniach ołtarza, tyłem do prezbiterium, ze wzrokiem utkwionym w monarchę. Nie trzeba chyba dodawać, że to „niezły bałagan”, lecz ks. Robinson zauważa, że nawet w tym przypadku „Msza zrobiła swoje” mimo tak pokrętnego układu. Świta miała tam czcić ziemskiego króla zamiast Pana Boga, a co ciekawe, król, do którego się modliła, modlił się do prawdziwego Boga. Stąd nawet jeżeli ludzie ci mieli tam wypełnić swe ziemskie cele, orientacja króla „była żywym świadectwem na obecność innej mocy, którą nawet monarcha absolutny musiał uznać.”12

Jeżeli natomiast chodzi o Novus Ordo Missae, ks. Robinson zauważa, że nawet w przypadku nabożnego jej odprawiania, kierującego nas ku transcendencji „w przepisach regulujących sposób sprawowania Novus Ordo Missae nie ma ani jednego elementu, który zapewniałoby o centralności celebracji misterium paschalnego.”13 Mamy więc zawodowych liturgistów, którzy wolą nową formę obrządku dlatego, że pozwala im ona na wszczepienie w liturgię wszelkiego rodzaju pierwiastków nieliturgicznych. Pewien ksiądz na przykład postrzega Mszę św. jako ogromną szansę na umocnienie swego etnicznego poczucia własnej wartości, poruszenie zagadnień ekologicznych oraz zachętę do działań na rzecz umocnienia gospodarczego.14 Warto zauważyć, że woli on formę zwyczajną obrządku z uwagi na jej większą „elastyczność” jako nośnika rozwoju kulturowego. Tymczasem, jak na ironię, wielka kultura nie wyrosła przecież z formy zwyczajnej obrządku.

Wnioski

Będzie nam teraz łatwiej zrozumieć ostry osąd dr Seniora dotyczący nowej Mszy. Nie zaprzeczając znaczącemu dobru kulturowemu, które może jeszcze wypłynąć z Mszału Pawła VI, możemy przynajmniej zidentyfikować tajemnicę mocy kryjącej się za starym Mszałem. Tajemnicę tę można znaleźć u św. Łukasza — 12:31 — „Szukajcie wpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam przydane”. Korzystając ze zbliżającej się czterdziestej rocznicy swego rodzaju błądzenia po bezdrożach, odnówmy na początku nowego roku liturgicznego swoje upodobanie w nadzwyczajnej formie obrządku łacińskiego i towarzyszącym paradoksie: Gdy wpierw szukamy Boga i znajdujemy Go we Mszy św., która żywo nam Go objawia, owoce są wprost niewiarygodne.

Przypisy
1. 30 listopada 1969r. zob. Konstytucję Apostolską Pawła VI, Missale Romanum.
2. The Restoration of Christian Culture (Ignatius Press, 1983; reprint, Roman Catholic Books), 38.
3. Tamże., 16-17.
4. Ks. Frederick Faber, The Blessed Sacrament , tom 2.
5. Więcej informacji nt. faktów historycznych zwartych w artykule, zob. książkę mego autorstwa Why Do Catholics Eat Fish on Friday?: The Catholic Origin to Just About Everything (Palgrave Macmillan, 2005).
6. Michael Oakeshott „On Being Conservative” w Rationalism in Politics , wyd. Timothy Fuller (Liberty Fund, 1991), 179f.
7. Zob. Harvey Mansfield, Manliness (Yale University Press, 2006), 242.
8. Znakomita dyskusja nt. mężczyzn w prawosławiu, zob. prolog Frederica Mathewes-Greena Facing East: A Pilgrim's Journey into the Mysteries of Orthodoxy, dostępna pod adresem http://www.frederica.com/facing-east-excerpt-1/, oraz “Men and Church,” dostępna pod adresem http://www.frederica.com/writings/men-and-church.html.
9. 22.
10. Jonathan Robinson, The Mass And Modernity (Ignatius Press, 2005), 308.
11. Tamże, 307.
12. Tamże, 308.
13. Tamże, 311.
14. Ks. David William Antonio, An Inculturation Model of the Catholic Marriage Ritual (The Liturgical Press, 2002), 98-100.


Tłum. Anna Kaźmierczak