Zamieszczamy poniżej fragment tekstu wygłoszonego podczas konferencji prasowej na zakończenie roku bł. abpa A. J. Nowowiejskiego w Muzeum Diecezjalnym w Płocku, 5 grudnia 2008 r. przez ks. Piotra Grzywaczewskiego - wykładowcę liturgiki w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku, ceremoniarza biskupiego, prefekta wychowawczego WSD w Płocku.
Jak zapewne Państwo wiecie, na prośbę sporej grupy osób świeckich, podjęliśmy w duchu papieskiego dokumentu „Summorum Pontificum” z ubiegłego roku, opatrznościowo właśnie w roku bł. abpa Antoniego Juliana [Nowowiejskiego] dzieło comiesięcznych Mszy św. w tzw. „formie nadzwyczajnej” rytu rzymskiego, czyli klasycznym, tradycyjnym rycie rzymskim, czyli tej formie, która przez długie wieki, do lat 60 - 70 – tych XX wieku (do reformy posoborowej), karmiła pobożność i świętość pokoleń, i była codziennością doświadczenia Eucharystii dla bł. Arcybiskupa. On jako wielki obrońca tradycji i ciągłości w Kościele, obrońca łaciny, jako języka tworzącego jedność w Kościele powszechnym, pewnie nie pomyślałby, że Msza św. tak mocno zewnętrznie się zmieni, ale z drugiej strony jako zawsze bardzo posłuszny Kościołowi i zasłuchany w myśl i głos Stolicy Apostolskiej w pokorze i posłuszeństwie, stałby się gorliwym orędownikiem koniecznych ze względu na nowe czasy przemian w liturgii. Proszono mnie, aby o tym wspomnieć, więc chcę się podzielić krótko moim osobistym doświadczeniem celebrowania tej starszej formy Mszy św. i uczestniczenia w niej. Jest to pewien obrazek, owocu tego roku, doświadczenie, które w ostatnie niedziele miesiąca, w różnym stopniu stało się udziałem sporej grupy wiernych, obecnych z różnych motywów na naszych Mszach, od ok. 150 do ok. 300 uczestników.
Pamiętam, że kiedy przebrnąłem już jako człowiek wychowany na zupełnie innej liturgii posoborowej przez zawiły gąszcz przepisów - rubryk, innych form celebrowania, całego skomplikowanego porządku tej Mszy, nieznanych mi dotąd znaków i gestów, choć przecież tak normalnych i tak mocno zakorzenionych i wypracowanych w wiekowej tradycji Kościoła rzymsko - katolickiego, przez barierę języka łacińskiego, i gdy pierwszy raz na żywo, już nie dla próby zacząłem celebrować, ten ryt zaczął mnie jak gdyby nieść, prowadzić. Było to dla mnie młodego księdza jakby wejście w zupełnie inny, piękny, nieznany dotąd świat głębi i tajemnicy, jakby zagubiony element układanki, który dał mi światło, także jako początkującemu liturgiście, jak rozumieć i przeżywać Mszę św. dziś, co z czego wyrasta, co jest istotą posoborowej odnowy liturgicznej.
Radośnie zachłysnąłem się odkryciem „ciągłości” ducha liturgii, o której szacunek tak zabiega obecny papież Benedykt XVI. Było to dotknięcie na żywo tego samego Chrystusa i w ten sam sposób, o którego czystość i rozumienie tak walczył nasz bł. Patron. Zrozumiałem także starożytną zasadę Kościoła, że ten największy Jego skarb, jakim jest Msza św., jest rzeczywiście dla wtajemniczonych, dla tych, którzy podjęli olbrzymi trud zrozumienia go, trud formacji liturgicznej, że do liturgii trzeba dorastać, z pokorą ją przyjąć, taką jaką daje Kościół w myśl zasady Prosper’a Gueranger i ruchu odnowy liturgicznej „sentire cum Ecclesia”. Przy głębszym przyjrzeniu się tej klasycznej rzymskiej liturgii, bardziej widać, że wszystko ma tam swój sens, znaczenie, porządek, swoje korzenie i swój cel. Dzięki niej bardziej rozumiem i szanuję dziś zwyczajną formę Mszy, w której uczestniczę na co dzień, głębiej rozumiem znaczenie jej poszczególnych części i znaków.