Słownik Oxford English Dictionary określa sztukę jako „wyraz lub zastosowanie umiejętności twórczych i wyobraźni”, bądź też jako „różne rodzaje działalności twórczej” lub nawet jako „umiejętność robienia określonej rzeczy”. Akwinata zdefiniował ją jako „prawidłowy osąd na temat rzeczy, które powstaną” (S.T. I—II, Q. 57a: 4) Element łączący powyższe określenia to sztuka rozumiana jako rzecz ściśle związana z ludzkim działaniem i umiejętnościami.
Słowo „sztuka” w kontekście liturgii pojawiło się dość późno, uwidoczniło się szczególnie w czasach posoborowych, a jeszcze bardziej w okresie ostatniego dwudziestolecia. Jego ogólne znaczenie dotyczy bardziej umiejętności należytego odprawiania liturgii i właściwej dyspozycji do niej oraz odprawiania jej w taki sposób, by sama w sobie stała się sztuką, doświadczeniem piękna w znaczeniu estetycznym — i w ten sposób ars celebrandi, sztuką celebracji. Tego rodzaju entuzjazm dla sztuki celebracji widać w dokumencie z 1992r. wydanym przez Stowarzyszenie Profesorów Liturgii we Włoszech pt. „Aby celebrować w duchu i prawdzie”, w którym czytamy:
„Rytm, porządek i styl to trzy terminy, przynależące z mocy samego prawa do sztuki celebracji, ponieważ należą do królestwa każdego rodzaju sztuki oraz wielkiego królestwa języka komunikacji. Wyrażają królowanie piękna, miarę którą mierzy się doskonałość, pełnię czegoś, co jest w pełni urzeczywistniane oraz doskonale wyrażane. Wyrażają pragnienie każdej inicjacji artystycznej oraz wizji piękna” (tłum. z Celebrować w duchu i prawdzie, Rzym 1992r., str. 139).
W ten oto sposób, z biegiem czasu słowo „sztuka” obrało głęboko antropologiczny kierunek. Weszło do słownika liturgicznego jako coś, co wyraża konieczność ludzkiego działania w liturgii. W kontekście społeczno-kulturowym — który próbuje umniejszyć istotność roli boskiego elementu w ludzkiej egzystencji i który stawia na pierwszym miejscu to co z zasady jest ludzkie i „z tego świata” — niebezpieczeństwo stosowania tzw. „sztuki celebracji” w sensie czystej umiejętności w liturgii, redukowania jej do czysto ludzkiego pojęcia jest spore. Faktycznie, jeżeli ars celebrandi ma być rozumiana jako coś opartego wyłącznie na ludzkich umiejętnościach, znaczy to że zupełnie nie rozumiemy na czym rzecz polega. Niezależnie od tego, jaka jest podstawa twórczej ludzkiej sztuki i umiejętności, nie może ona być ipso facto przeniesiona na łono liturgii. Niestety w pewnych kręgach przyjęcie terminu ars celebrandi interpretuje się jako gloryfikację horyzontalizmu.
Ars Celebrandi i Actuosa Participatio
Najprawdopodobniej to właśnie kwestia sztuki celebracji i aktywnego uczestnictwa stała się przyczyną wyjaśnień papieża Benedykta XVI w adhortacji Sacramentum Caritatis wydanej po synodzie na temat Eucharystii. Właśnie w niej Ojciec św. nawiązuje do ww. niebezpieczeństwa, wskazując że „podczas prac synodalnych szereg razy wskazywano na konieczność przezwyciężenia wszelkiego możliwego oddzielenia ars celebrandi, to znaczy sztuki właściwego celebrowania od pełnego, czynnego i owocnego uczestnictwa wszystkich wiernych” (Sacr. Carit. 38).
Ojciec św. wskazywał przede wszystkim na potrzebę przyjęcia ars celebrandi, ażeby móc godnie sprawować liturgię, jednocześnie kładąc nacisk na „pełne, aktywne i owocne uczestnictwo wszystkich wiernych”, które nie może być urzeczywistnione bez godnej celebracji. Innymi słowy chciał powiedzieć, że actuosa participatio [prawdziwe uczestnictwo w liturgii] nie mogłoby mieć miejsca bez zapewnienia harmonijnej, pięknej i ułożonej celebracji. Bez należycie pojętego i wprowadzonego ars celebrandi, liturgia prawdopodobnie doszłaby do punktu, w którym stałaby się miernym szeregiem nieznaczących, chaotycznych i bezbarwnych czynności. Papież potwierdza to, mówiąc że „rzeczywiście, pierwszym warunkiem, który sprzyja uczestnictwu Ludu Bożego w świętym obrzędzie, jest odpowiednia jego celebracja. Ars celebrandi jest najlepszym sposobem zapewnienia actuosa participatio” (tamże).
Actuosa Participatio
W Duchu liturgii papież definiuje pojęcie actuosa participatio jako wezwanie do całkowitego włączenia się w samo actio Chrystusa Najwyższego Kapłana. W żadnym razie nie jest to wołanie o aktywizm, nieporozumienie, które rozpowszechniło się szeroko po wydaniu Sacrosanctum Concilium. Kard. Ratzinger pisze: „Cóż to [aktywne uczestnictwo] oznacza...? Niestety pojęcie actuosa participatio zostało szybko błędnie zrozumiane i zaczęło oznaczać coś zewnętrznego, pociągającego za sobą potrzebę ogólnej aktywności, tak aby możliwie najwięcej ludzi i możliwie najczęściej w sposób widoczny angażowało się w actio” (Duch liturgii, 2000, San Francisco: Ignatius Press, str. 171).
Wiemy, że w wielu miejscach takie podejście doprowadziło do zaniku prezbiterium, klerykalizacji świeckich oraz wypełnienia prezbiterium hałasem i rozpraszającą liczbą wielu ludzi. Można by nawet rzec, że praktycznie cała Wall Street wtargnęła do prezbiterium. Tylko czy tego właśnie życzyli sobie ojcowie soborowi? Kard. Ratzinger jest innego zdania. Dla niego „prawdziwe ‘actio’ w liturgii, w którym mamy wszyscy uczestniczyć to ‘actio’ Samego Boga. To jest właśnie nowość i charakterystyczna cecha chrześcijańskiej liturgii: Sam Bóg działa i czyni to co jest najważniejsze” (tamże, str. 173).
Ten rodzaj uczestnictwa w samym actio Chrystusa Najwyższego Kapłana wymaga od nas jedynie całkowitego zanurzenia się w Nim — mówi hierarcha „rzecz polega na tym, że ostatecznie różnica pomiędzy actio Christi a naszym własnym działaniem znika. Jest tylko jedno działanie, które jest jednocześnie Jego i naszym działaniem — naszym z racji bycia „jednym ciałem i duchem z Nim” (tamże str. 174).
Aktywne uczestnictwo nie polega zatem na uleganiu aktywizmowi, lecz stanowi nieodłączne i całkowite złączenie się z Osobą Jezusa Chrystusa, który prawdziwie jest Najwyższym Kapłanem wiecznej i nieprzerwanej celebracji niebiańskiej liturgii.
Jak wiemy, soborowa Konstytucja o liturgii świętej, również porusza ten problem, określając liturgię dalej mianem “liturgii niebiańskiej sprawowanej w świętym mieście, Jeruzalem, do którego pielgrzymujemy, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Boga jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku” (zob. Dz. Ap. 21:2; Kol. 3:1; Heb. 8:2)-(SC 8).
Stąd wszystko, co czynimy winno dopomagać nam w osiągnięciu tego celu i tylko ten cel oznacza prawdziwe “uczestnictwo”: uczestniczenie w większym actio. Participatio samo w sobie, rzekłbym, jest w tym znaczeniu ars [sztuką], w której my sami nie jesteśmy artystami; ani też nie postępujemy wedle sztuki uczonej i przekazanej nam przez innych, lecz pozwalamy Bogu być artystą przez nas, stając się częścią tego co On czyni. Jeżeli chodzi o nas samych, to właśnie participatio znajduje się w porządku “esse” — być. Wszystko co czynimy w liturgii pomaga nam osiągnąć tę jedność z Chrystusem — wiecznym Najwyższym Kapłanem — i jego uświęcającą ofiarą. Im bardziej stajemy się częścią oratio Chrystusa, Jego wiecznej ofiary z Samego Siebie składanej Bogu Ojcu jako przebłagalny Baranek Ofiarny (Dz. Ap. 14:1-5), tym bardziej ofiara ta jest w stanie przemienić nas w Logos i dozwolić nam doświadczyć zbawczych skutków owego przemienienia. Bez niego, jak napisał kard. Ratzinger, błędnie zrozumielibyśmy „theo-dramat” liturgii, popadając w czystą parodię (zob. tamże str. 175).
Ars Celebrandi
Zatem, jak widzimy, sedno ars celebrandi jest nie tyle sprawą szeregu połączonych ze sobą czynności w harmonijnej jedności, ile głęboką wewnętrzną komunią z Chrystusem — sztuką podporządkowania się Chrystusowi, Najwyższemu Kapłanowi i Jego ofiarnemu i zbawczemu actio. Pojęcie to nie kojarzy się z wolnością robienia tego, co się każdemu podoba, lecz wolnością jedności z kapłańską misją Chrystusa. Aby właściwie zrozumieć to pojęcie musimy spojrzeć na nie z trzech różnych wymiarów: wymiaru wewnętrznego, w którym kapłan staje się słuchaczem Słowa Bożego przekazywanego przez Ducha Świętego w Kościele (wnętrze); postawy całkowitego posłuszeństwa i utożsamiania się ze Słowem (posłuszeństwo względem norm); oraz całkowitego pochłonięcia przez sprawowanie świętych tajemnic w liturgii (nabożność).
Postawa wewnętrznego zaangażowania
Postawa ta wymaga jako warunku koniecznego (sine qua non) zarówno ze strony kapłana jak i wiernych, głębokiej nabożności, całkowitego skupienia i pełni pokory wynikających z wiary oraz zanurzenia w modlitwie, a także zmysłu osłupienia wobec wielkich boskich tajemnic sprawowanych w liturgii. Powstaje więc pytanie, czy sami posiadamy właściwą wewnętrzną dyspozycję, czy też wszystko stało się jedynie sprawą czystego intelektu, rutyny bądź wykonywania szeregu rytuałów czy odruchowych czynności.
Nie może być mowy o prawdziwej ars celebrandi, jeżeli kapłani nie będą wpierw głęboko poruszeni i zmotywowani wiarą w Chrystusa oraz wielkością swojego powołania a także zadaniami powierzonymi im przez Stwórcę. Bezgraniczne pragnienie oddania całego życia Chrystusowi i ofiary z niego w służbie kapłańskiej i duszpasterskiej jest tu fundamentem — warunkiem koniecznym — bez którego nic nie można (sine qua non). Nie chodzi tu o rozumienie, lecz podporządkowanie siebie Chrystusowi z głębokim podziwem, wiarą i radością.
Papież Jan Paweł II wezwał wszystkich do uczenia się prawdziwej Eucharystycznej pobożności wg szkoły Świętych, mówiąc: „W ich świadectwie teologia Eucharystii nabiera całego blasku przeżycia, „zaraża” nas i niejako „rozgrzewa” (Ecclesia de Eucharistia 62).
Aby zrozumieć postawę wymaganą od nas kapłanów, wystarczy wspomnieć śś. Filipa Nereusza, Franciszka Salezego i Jana Marię Vianney. Sprawowanie świętej liturgii, zwłaszcza Eucharystii, jest ogromnym zaufaniem Boga do nas kapłanów. Święty Jan Maria Vianney, proboszcz i spowiednik z Ars, powiedział kiedyś swemu przyjacielowi tak: „nie dbam o to, czy będę proboszczem w parafii, liczy się to że jestem kapłanem, ponieważ mogę odprawiać Mszę św.” (The Curé of Ars, autorstwa opata François Trochu, wersja ang., Tan Books and Publishers, Rockford, Illinois, 1977r., str. 320). Powiedział kiedyś tak: „kiedy przystępujemy do Komunii Świętej, balsam miłości spowija duszę jak kwiat pszczołę” (str. 323). W innym miejscu biografista pisze: „w jedną z uroczystości Bożego Ciała, gdy święty proboszcz powrócił do zakrystii spocony jak mysz, zapytaliśmy go: „Ksiądz musi być bardzo zmęczony, prawda? „Tak? A dlaczego? Przecież Ten którego niosłem niósł mnie” (str. 231).
Nie jest to wołanie o naiwność lecz o wewnętrzną dyspozycję kapłanów i wiernych, którą cechuje głęboka wiara w tajemnice sprawowane w liturgii, oraz zmysł podziwu, bojaźni i pokory, który winien być jej nieodłącznym elementem.
Posłuszeństwo normom liturgicznym
Idąc za głosem Jana Pawła II wyrażonym w Ecclesia de Eucharistia, „Liturgia nie jest prywatną własnością nikogo, czy to celebransa czy wiernych w których zgromadzeniu tajemnice są sprawowane”; tak więc „Nikomu nie można zezwolić na niedocenianie powierzonej nam tajemnicy: jest ona zbyt wielka, ażeby ktoś mógł pozwolić sobie na traktowanie jej wedle własnej oceny, która nie szanowałaby jej świętego charakteru i jej wymiaru powszechnego” (EE 52).
Tak więc liturgia jest skarbem danym Kościołowi, którego należy zazdrośnie strzec. Dzieje się też tak dlatego, że actio Christi jest urzeczywistniane w Kościele i przezeń, actio które jest Jego własnym Ciałem, w trojakiej rzeczywistości — Kościoła Triumfującego (w niebie), Kościoła Cierpiącego (w czyśćcu) i Kościoła Wojującego (na ziemi).
W ten sposób każda czynność liturgiczna przyjmuje meta-kosmiczny wymiar. Poza tym to w Kościele Chrystus urzeczywistnia Swój kapłański urząd, czyniąc liturgię głęboko kościelną, w rozumieniu całego Kościoła. Za każdym razem gdy dany kapłan sprawuje ją we własnym duszpasterstwie, sprawuje ją wraz z nim cały Kościół.
Liturgia jest nam „dana”
Liturgia zatem winna być skarbem „danym” Kościołowi, a nie przezeń stworzonym. Sam fakt ciągłego rozwoju tradycji liturgicznych na przestrzeni dwóch tysięcy lat historii oraz zaskakująco harmonijny i naturalny przebieg jej rozwoju jest dowodem na działanie Ducha Świętego oraz niezrównaną szlachetność jej treści. Liturgia jest jak drzewo, które ciągle rośnie, czasem zrzuca liście, czasem zaś przycięte rośnie w siłę i prosto w górę, lecz zawsze pozostaje tym samym drzewem. Święta liturgia przeszła przez podobny proces rozwoju lecz nigdy nie wróciła do swoich początków, począwszy od najwcześniejszych czasów po dziś dzień — i tak też będzie w przyszłości, ponieważ to Sam Jezus Chrystus przez cały czas wykonuje kapłański urząd poprzez Swoje Mistyczne Ciało, Kościół.
Chrystus głównym celebransem przy ołtarzu
I tak, właściwą postawą wobec ars celebrandi kapłanów a nawet wiernych jest pozwolenie, aby Chrystus zakrólował na ołtarzu, stał się jego głosem, dłońmi i bytem — alter Christus.
Sacramentum Caritatis potwierdza to w sposób jednoznaczny: „Dlatego konieczne jest, aby kapłani mieli świadomość, że cała ich posługa nigdy nie powinna wynosić na pierwszy plan ich samych lub ich opinie ale Chrystusa. Każda próba stawiania siebie w centrum celebracji liturgicznej sprzeciwia się tożsamości kapłańskiej. Kapłan przede wszystkim jest sługą i winien ciągle starać się być znakiem, który jako posłuszne narzędzie Chrystusa, odsyła do Niego. Wyraża się to szczególnie w pokorze, z jaką kapłan przewodzi liturgii, w posłuszeństwie wobec obrzędu, służąc sercem i umysłem, unikając wszystkiego, co może sprawiać wrażenie niestosownego stawiania siebie na pierwszym miejscu” (Sac. Car. 23).
We wszystkim co kapłan czyni przy ołtarzu, winien zawsze oddać siebie Chrystusowi. Jak mówi Jan Chrzciciel: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3:30).
Bp Fulton J. Sheen podkreślił ten aspekt następująco: „kapłan nie należy do siebie samego lecz należy do Chrystusa; nie jest swoją własnością. Jest własnością Chrystusa” (Those Mysterious Priests (Ci tajemniczy księża), Alba House, New York 2005, str. 221).
Tylko w ten sposób kapłan może prawdziwie uwewnętrznić Świętą Ofiarę Chrystusa i Jego Kościoła, tak by stała się jego drugą naturą. Ponieważ to, co czynimy przy ołtarzu, jak pisze papież Pius XII w encyklice (1947r.) Mediator Dei, nie jest naszą własnością lecz jest „kultem publicznym Ciała Mistycznego Jezusa Chrystusa, a więc Jego Głowy i członków” (MD 20). Świadomość wagi tej czynności przed, w trakcie i po odprawieniu Mszy św. oraz pozostałych czynności liturgicznych jest niezwykle ważna.
Dogadzanie swojemu ego
Nie łudźmy się — my wszyscy — księża, biskupi, a nawet kardynałowie jesteśmy istotami ludzkimi i pokusa stawiania siebie na świeczniku w centrum, sprawia, że czujemy się świetnie — „dogadzając swojemu ego”.
Nikt z nas nie jest od niej wolny, a mając Missa versus populum [mszę twarzą do ludu] niebezpieczeństwo pokusy wzrasta. Msza twarzą do ludu sprzyja utracie uwagi i roztargnieniu względem czynności sprawowanych przy ołtarzu, a oprócz tego tworzy pokusę wiecznego „showmaństwa” i zabawiania publiczności. Pozwolę sobie przytoczyć ciekawy artykuł pewnego niemieckiego autora:
Kapłan funkcjonujący niegdyś jako anonimowy pośrednik [między Bogiem a ludźmi], pierwszy spośród wiernych, z twarzą zwróconą ku Stwórcy a nie ludowi, przedstawiciel wszystkich i wraz ze wszystkimi składający Ofiarę … dziś stał się konkretną osobą, o określonych cechach osobowości, stylu życia, zwróconą twarzą do ludu. Dla wielu księży zmiana ta stała się pokusą nie do odparcia, z którą sobie nie radzą … poziom osiągniętego sukcesu stał się dla nich miernikiem osobistej wielkości i władzy, a tym samym wyznacznikiem poczucia osobistego bezpieczeństwa i pewności siebie.
(K.G. Rey, Pubertaetserscheinungen in der Katholischen Kirche [Objawy „okresu dojrzewania” w Kościele Katolickim] teksty krytyczne, Benzinger, tom 4, str. 25).
Kapłan przyjmuje więc postać odtwórcy głównej roli, współgrającego w sztuce z innymi aktorami w miejscu przypominającym platformę, a im bardziej pokazuje swą kreatywność i dramatyzm, tym bardziej zadowala swoje ego. Tylko gdzie w tym wszystkim jest jeszcze miejsce dla Jezusa Chrystusa?
Podziw dla liturgii
Prawdziwa ars celebrandi wymaga od wszystkich przede wszystkim głębokiej wiary i czci dla szlachetności i niebiańskiej godności wszystkich sprawowanych czynności liturgicznych. Zdolność doznania podziwu dla tego co ma właśnie miejsce wymaga określonej ogłady w sposobie sprawowania czynności liturgicznych, w tym odpowiedniego przygotowania, sprawowania a nawet wynikłej stąd atmosfery. Nie ma takiej czynności wykonywanej w ciągu dnia, która mogłaby się równać liturgii. I właśnie o taką wewnętrzną duchową dyspozycję chodzi, a także powiązaną z nią naturalną postawę, gesty i czynności, które winny być opanowane już przed rozpoczęciem sprawowania liturgii. Atmosfera ciszy i skupienia winna być wpajana w Kościele jako pierwsza podstawowa sprawa; wierni muszą widzieć celebransów skupionych w osobistej modlitwie przy ołtarzu przed rozpoczęciem jakiejkolwiek celebracji; takie zachowanie kapłana udzieli się naturalnie wiernym, którzy nauczą się skupienia i modlitewnego nastawienia. Niemniej ważny jest szlachetny i pobożny sposób nakładania szat liturgicznych w zakrystii; modlitwy towarzyszące ich nakładaniu winny tam powrócić.
Istnieje potrzeba poczucia poprawności liturgicznej i godności sprawowania liturgii — pobożności i silnej więzi komunii z Panem Jezusem i całym Kościołem, którą kapłan pokazuje poprzez skupienie na czynnościach sprawowanych przy ołtarzu. Chwile cichej modlitwy i siła duchowej atmosfery, wdzięczność za otrzymane wieczne dary i dziękczynienie po odprawieniu liturgii są nieodłączną częścią siły przekazu obecności i działania Boga w sprawowaniu liturgii.
We wszystkich czynnościach kapłan-celebrans winien pokazywać przyjęcie krzyża przez Naszego Pana Jezusa Chrystusa oraz głębię pokory, poprzez którą On Sam pokazał wielkość Swojej miłości dla rodzaju ludzkiego. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia z pustym aktem formalnym i wielką nudą — a żaden ksiądz nie jest w stanie się oprzeć tego typu pokusie.
Liturgia Kościoła a liturgia naszych kaprysów
Nie zapominajmy, że liturgia jest zawsze modlitwą publiczną Kościoła i za każdym razem jest actio Christi, sprawowaną przez cały Kościół. Ponieważ Kościół jest mistyczną obecnością Chrystusa w czasie i przestrzeni, nasze czynności są tym, co On Sam czyni w sposób mistyczny. Jako Kościół otrzymaliśmy ten dar od Niego. Właśnie ten wymiar przedkłada obrzęd ponad władzę celebransa. Jest to Boska liturgia, jak zowie ją chrześcijaństwo wschodnie, a nie „zwykła” liturgia.
Rozprawiając o obrzędach kard. Ratzinger powiedział: „obrzędy wymykają się spod kontroli jednostki, miejscowej społeczności czy regionalnego Kościoła. Niezmienność leży u ich podstaw. W nich odkrywam, że coś do mnie przychodzi tutaj, coś czego nie stworzyłem sam, że wchodzę w coś co mnie przerasta, coś co ostatecznie pochodzi z Boskiego Objawienia” (Duch liturgii, str. 165).
Dlatego też z uwagi na swą głęboko Boską i silnie kościelną naturę liturgia nie może być dowolnie zmieniana. Sobór Watykański II to potwierdza: „Dlatego nikomu innemu, choćby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować ani zmieniać w liturgii.” (Sacrosanctum Concilium 22:3).
W tenże sposób ars celebrandi, jak wyjaśnia Sacramentum Caritatis, “wypływa z wiernego posłuszeństwa wobec norm liturgicznych w całej ich spójności” (Sac. Car. 38).
„Czujność i posłuszeństwo” wobec norm a także wobec “właściwej struktury obrzędu wyrażają zrozumienie charakteru Eucharystii jako niewysłowionego daru i objawiają wolę celebransa przyjęcia tegoż daru w posłusznej wdzięczności” (Sac. Car. 40).
Ars celebrandi winno jednocześnie „sprzyjać rozwijaniu zmysłu sacrum i posługiwania się takimi zewnętrznymi formami, które ten zmysł wychowują, jak na przykład harmonia obrzędu, szat liturgicznych, sprzętów i miejsc świętych” (tamże). Ponadto “zwrócenie uwagi na wszystkie formy językowe przewidziane w liturgii: słowa i śpiew, gesty i milczenie, ruch ciała, kolory liturgiczne” (tamże) jest niemniej ważne.
Nabożność
Krótko mówiąc, celebrans mimo swoich słabości winien zdawać sobie sprawę z wielkiej odpowiedzialności jaka nań spoczywa. Kapłan, który jest zawsze przepełniony wdzięcznością dla Boga i świadom, że nie jest właścicielem sprawowanych tajemnic lecz jedynie pokornym sługą, zwykłym stróżem lub narzędziem, musi robić wszystko, by wiernie i nabożnie sprawować świętą liturgię — w absolutnej wierności Bogu i Kościołowi i wierności względem norm i wymogów przezeń nałożonych.
Celebrans winien zawsze trzymać się z dala od pedanterii i wyniosłości, dających mu poczucie że to właśnie on decyduje o kształcie obrzędu i nie dodawać czy ujmować czegokolwiek wedle własnego widzimisię. Jednocześnie winien poskramiać pokusę skupiania uwagi zgromadzonych wiernych na własnej osobie i upewnić się, że we wszystkim co czyni — widać tylko Chrystusa.
Kapłan winien zdawać sobie sprawę z tego, że poddając się w pokorze pięknu rubryk otrzyma wolność wzniesienia swojego umysłu i serca ku kontemplacji sprawowanych tajemnic, oraz będzie w stanie adorować Chrystusa i zastępy niebieskie zstępujące na ołtarz, przekazując tę samą wiarę i oddanie zebranym wiernym.
Wszystko zależy od wiary i odwagi kapłana oraz hojności jego serca. Jeżeli święta liturgia, jak naucza Kościół, jest “źródłem z którego wypływa cała jego moc i celem do którego zmierzają wszelkie inne działania” (zob. Sacrosanctum Concilium 10), a kapłan w szczególny sposób pełni funkcję pośrednika będącego widocznym znakiem niewidzialnego lecz mistycznie utajnionego Chrystusa Najwyższego Kapłana — urzędu o wielkiej godności — wówczas w jego wnętrzu winno wzrastać głębokie poczucie wierności i miłości względem Boga i boskich tajemnic, których ma łaskę stać się częścią.
A ars celebrandi poprowadzi go wówczas do prawdziwego doświadczenia wewnętrznego piękna i dostojeństwa. Kapłan będzie się bezgranicznie utożsamiał z Chrystusem, który stanie się z nim jednością, jako habitus, trwała właściwość natury, pewnego rodzaju druga natura — powiem więcej, jego jedyna natura — i stanie się ucieleśnieniem słów św. Pawła, „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal 2:20).
Z chwilą gdy kapłan poczuje tęsknotę za ową jednością i ją osiągnie, jednością sięgającą w sferę najgłębszej jego tożsamości, wszystko inne znajdzie swe właściwe miejsce. Liturgia stanie się tak porywającym i budującym doświadczeniem, że jej zewnętrzne aspekty wspomniane powyżej można będzie łatwo opanować. Zniknie wówczas potrzeba wydawania ton dokumentów przez Stolicę Apostolską (zapełniających półki i zalegających w księgarniach) i gwardii szwajcarskiej pilnującej liturgicznej dyscypliny na świecie.
W tej materii rola biskupów staje się niezwykle ważna. Ponieważ, jak stanowi Kodeks Prawa Kanonicznego „Zadanie uświęcania [Kościoła] wykonują najpierw biskupi, którzy są arcykapłanami, głównymi szafarzami Bożych tajemnic oraz moderatorami, promotorami i stróżami życia liturgicznego w powierzonym sobie Kościele” (CIC 835:1).
Stąd właśnie na biskupach spoczywa „wyjątkowe zadanie” — szczególna odpowiedzialność (Sac. Car. 39) za poprawność ars celebrandi; oraz, jak mówi Instrukcja Ogólna do Mszału Rzymskiego: „biskup winien zabiegać o to, aby prezbiterzy, diakoni i wierni świeccy zdobywali coraz pełniejsze zrozumienie głębokiego sensu obrzędów i tekstów liturgicznych i dzięki temu byli prowadzeni do czynnego i owocnego udziału w sprawowaniu Eucharystii” (IOMR 22).
Ponadto, jak wskazuje Sacramentum Caritatis, biskupi nie tylko mają być przewodnikami wspólnoty w tym względzie, lecz mają świecić przykładem „by celebracje liturgiczne sprawowane przez biskupa w kościele katedralnym odbywały się z pełnym uszanowaniem ars celebrandi, tak by mogły być uznane za wzór dla wszystkich kościołów rozsianych na terytorium diecezji” (zob. Sac. Car. 39).
Każdy biskup zatem winien tęsknić za dniem, w którym będzie mógł ujrzeć w swoich kapłanach prawdziwie świętych ludzi, miłujących Boga tak bardzo, że nie mogą się doczekać kolejnego odprawiania Mszy św. ponieważ chcą być alter Christus dla swoich wiernych — ofiarujących siebie za zbawienie ludzi.
Na koniec niniejszej refleksji posłużę się słowami, które święty proboszcz z Ars napisał w swoim małym katechizmie o Mszy św.:
“Wszystkie dobre dzieła razem wzięte nie równają się ofierze Mszy św., ponieważ są dziełami ludzkimi, a Msza św. jest dziełem Boga. W porównaniu z nią męczeństwo jest niczym; jest ofiarą z życia człowieka dla Boga; Msza św. jest zaś Ofiarą z Ciała i Krwi, składaną przez Boga człowiekowi. Jakaż jest wielkość kapłańska! Gdyby ów to rozumiał, niechybnie umarłby … Bóg jest mu posłuszny; wypowiada zaledwie dwa słowa, a już Pan Nasz zstępuje z Nieba na jego głos i skrywa się w małej Hostii. Bóg spogląda na ołtarz. „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Nie może niczego odmówić patrząc na zasługi zdobyte taką Ofiarą. Gdybyśmy mieli wiarę, widzielibyśmy Boga ukrytego w kapłanie na podobieństwo światła za szkłem, wina zmieszanego z wodą”. (Mały Katechizm …, str. 37)
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak