Bp Edward J. Slattery, ordynariusz Diecezji Tulsa w północnoamerykańskim stanie Oklahoma jest autorem tekstu, który ukazał się we wrześniowym numerze miesięcznika Eastern Oklahoma Catholic. Tytuł artykułu brzmi "Ad orientem".
Przywrócenie starego rytu przynosi rozmaite pożytki — wyjaśnienie pewnych nieporozumień
Ponieważ Msza św. jest niezbędnym i fundamentalnym wymiarem katolickiego życia, liturgia jest nieodłącznym tematem naszych rozmów.
Zatem gdy spotykamy się razem, często zastanawiamy się nad modlitwami i czytaniami, omawiamy kazania oraz — obowiązkowo — debatujemy nad muzyką. Poczesne miejsce w tychże rozmowach zajmuje Msza św. — czyli szczególny sposób modlitwy nas katolików — i to, czym ona jest: Ofiarą Chrystusową, składaną pod sakramentalnymi postaciami chleba i wina.
Jeżeli nasza rozmowa o Mszy św. ma mieć sens musimy wpierw pojąć pewną fundamentalną prawdę: w czasie Mszy św. Nasz Pan Jezus Chrystus łączy nas ze Sobą składając Siebie Samego w ofierze Bogu Ojcu za zbawienie świata. W ten sposób możemy ofiarować siebie samych w Nim, gdyż przez chrzest staliśmy się członkami Jego Ciała.
Pamiętajmy także, że jako członkowie Ciała Chrystusowego, wszyscy wierni składają Eucharystyczną Ofiarę. Błędem jest zatem sądzić, iż jedynie kapłan składa ofiarę Mszy św. Wszyscy wierni mają swój udział w ofierze, choć kapłan odgrywa tu wyjątkową rolę, działa bowiem in persona Christi, jest historyczną Głową Mistycznego Ciała, które w czasie Mszy św. jest całym ciałem Chrystusa — czyli Głową i członkami, składającymi ofiarę.
Zwrócenie się w tym samym kierunku
Od pradawnych czasów zwrócenie się kapłana i wiernych odzwierciedlało powyższe rozumienie Mszy św. Ludzie modlili się stojąc lub klęcząc w miejscu, które wyraźnie odpowiadało Ciału Chrystusowemu, podczas gdy kapłan przy ołtarzu stał u wezgłowia jako Jego Głowa. W ten sposób tworzyliśmy całe Ciało Chrystusa – Głowę i jego członki — zarówno w sposób sakramentalny — przez chrzest — jak i widzialny — przez odpowiednie zwrócenie się i postawę. Co ważniejsze, każdy z obecnych (celebrans i wierni) patrzył w tym samym kierunku, zjednoczony z Chrystusem w składaniu Bogu Ojcu Ofiary Chrystusa — ofiary wyjątkowej, niepowtarzalnej i miłej Bogu. Gdy zagłębimy się w pradawne praktyki liturgiczne Kościoła widzimy kapłana i wiernych zwróconych w tym samym kierunku, zazwyczaj ku wschodowi, w oczekiwaniu powtórnego przyjścia Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przyjdzie on powtórnie „ze wschodu”. W czasie Mszy św. Kościół czuwa, oczekując owego powtórnego przyjścia. Kierunek ten zowie się ad orientem, co po prostu znaczy „ku wschodowi”.
Rozmaite pożytki
Zwrócenie się kapłana i wiernych sprawujących Mszę św. ad orientem było normą liturgiczną przez niemalże 1800 lat. Musiały zatem istnieć konkretne powody trzymania się owej postawy w Kościele przez tak długi czas. I były! Po pierwsze, liturgia katolicka zawsze trzymała się wspaniałej Tradycji Apostolskiej. We Mszy św. rzeczywiście widzimy całą ekspresję liturgiczną życia Kościoła, coś co przekazali nam apostołowie i co my z kolei mamy w sposób nieskażony przekazać następnym pokoleniom. (1 Kor 11:23)
Po wtóre Kościół trzymał się jednolitego kierunku modlitwy ku wschodowi z uwagi na jego wzniosłość, poprzez którą ukazuje on nam naturę Mszy św. Nawet ktoś, komu Msza św. jest zupełnie obca, spoglądając na celebransa i wiernych zwróconych się w tym samym kierunku zauważyłby po chwili zastanowienia, że kapłan jako głowa zgromadzenia przewodzi wiernym, współuczestnicząc w tym samym actio, które jest aktem modlitwy.
Innowacje i ich nieprzewidywalne skutki
Tymczasem na przestrzeni ostatniego 40-lecia wspólne zwrócenie się [ku Bogu –przyp. red. ] uległo zatraceniu; odtąd kapłan i wierni przyzwyczaili się do patrzenia w przeciwnych kierunkach. Kapłan patrzy na ludzi a ludzie na kapłana, nawet jeżeli modlitwa eucharystyczna jest kierowana ku Bogu a nie ku ludziom.
Owa innowacja została wprowadzona po Soborze Watykańskim II, po części po to by ułatwić wiernym zrozumienie akcji liturgicznej Mszy św. poprzez zezwolenie na oglądanie tego, co ma właśnie miejsce, oraz po części w geście przystosowania się do współczesnej kultury, w myśl której oczekuje się, że ludzie sprawujący władzę mają być zwróceni ku ludziom, którym służą, na podobieństwo nauczyciela za biurkiem.
Niestety zmiana ta wywołała wiele nieprzewidywalnych skutków, z których większość jest bardzo bolesna. Po pierwsze, spowodowała poważny rozłam w pradawnej tradycji Kościoła. Po wtóre, może sprawiać wrażenie, że kapłan i wierni rozmawiają o Bogu zamiast się doń modlić. Po trzecie, kładzie nadmierny nacisk na osobowość celebransa, niejako stawiając go na liturgicznej scenie.
Odzyskanie sacrum
Jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową papież Benedykt napominał nas, by czerpać z pradawnej tradycji liturgicznej Kościoła i odzyskać pierwotną formę katolickiego kultu Bożego. Z tejże przyczyny przywróciłem czcigodne zwrócenie się ad orientem w czasie Mszy św., które sprawuję w katedrze.
Zmiany tej nie należy postrzegać jako „odwracanie się tyłem do wiernych” przez biskupa, zakrawające na nietakt i wrogość. Tego typu interpretacja mija się z prawdą — prawdą, w myśl której zwrócenie się w tym samym kierunku przez celebransa oraz wiernych uwydatnia nasze wspólne pielgrzymowanie ku Bogu.
Kapłan i wierni pielgrzymują razem. Nie należy nadto twierdzić, jakoby odzyskiwanie pradawnej tradycji było jedynie „odwracaniem wskazówek zegara”. Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał ważność odprawiania Mszy św. ad orientem, lecz jego intencją nie było zachęcanie celebransów do bycia „liturgicznymi antykwariuszami” Jego Świątobliwość pragnie bowiem, byśmy na nowo odkryli skarb pradawnej tradycji pielęgnowanej przez wieki, mianowicie, to, że dla Kościoła Msza św. jest podstawowym i niezbędnym nabożeństwem, w którym Nasz Pan Jezus Chrystus ofiaruje się Bogu Ojcu.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak
Przywrócenie starego rytu przynosi rozmaite pożytki — wyjaśnienie pewnych nieporozumień
Ponieważ Msza św. jest niezbędnym i fundamentalnym wymiarem katolickiego życia, liturgia jest nieodłącznym tematem naszych rozmów.
Zatem gdy spotykamy się razem, często zastanawiamy się nad modlitwami i czytaniami, omawiamy kazania oraz — obowiązkowo — debatujemy nad muzyką. Poczesne miejsce w tychże rozmowach zajmuje Msza św. — czyli szczególny sposób modlitwy nas katolików — i to, czym ona jest: Ofiarą Chrystusową, składaną pod sakramentalnymi postaciami chleba i wina.
Jeżeli nasza rozmowa o Mszy św. ma mieć sens musimy wpierw pojąć pewną fundamentalną prawdę: w czasie Mszy św. Nasz Pan Jezus Chrystus łączy nas ze Sobą składając Siebie Samego w ofierze Bogu Ojcu za zbawienie świata. W ten sposób możemy ofiarować siebie samych w Nim, gdyż przez chrzest staliśmy się członkami Jego Ciała.
Pamiętajmy także, że jako członkowie Ciała Chrystusowego, wszyscy wierni składają Eucharystyczną Ofiarę. Błędem jest zatem sądzić, iż jedynie kapłan składa ofiarę Mszy św. Wszyscy wierni mają swój udział w ofierze, choć kapłan odgrywa tu wyjątkową rolę, działa bowiem in persona Christi, jest historyczną Głową Mistycznego Ciała, które w czasie Mszy św. jest całym ciałem Chrystusa — czyli Głową i członkami, składającymi ofiarę.
Zwrócenie się w tym samym kierunku
Od pradawnych czasów zwrócenie się kapłana i wiernych odzwierciedlało powyższe rozumienie Mszy św. Ludzie modlili się stojąc lub klęcząc w miejscu, które wyraźnie odpowiadało Ciału Chrystusowemu, podczas gdy kapłan przy ołtarzu stał u wezgłowia jako Jego Głowa. W ten sposób tworzyliśmy całe Ciało Chrystusa – Głowę i jego członki — zarówno w sposób sakramentalny — przez chrzest — jak i widzialny — przez odpowiednie zwrócenie się i postawę. Co ważniejsze, każdy z obecnych (celebrans i wierni) patrzył w tym samym kierunku, zjednoczony z Chrystusem w składaniu Bogu Ojcu Ofiary Chrystusa — ofiary wyjątkowej, niepowtarzalnej i miłej Bogu. Gdy zagłębimy się w pradawne praktyki liturgiczne Kościoła widzimy kapłana i wiernych zwróconych w tym samym kierunku, zazwyczaj ku wschodowi, w oczekiwaniu powtórnego przyjścia Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Przyjdzie on powtórnie „ze wschodu”. W czasie Mszy św. Kościół czuwa, oczekując owego powtórnego przyjścia. Kierunek ten zowie się ad orientem, co po prostu znaczy „ku wschodowi”.
Rozmaite pożytki
Zwrócenie się kapłana i wiernych sprawujących Mszę św. ad orientem było normą liturgiczną przez niemalże 1800 lat. Musiały zatem istnieć konkretne powody trzymania się owej postawy w Kościele przez tak długi czas. I były! Po pierwsze, liturgia katolicka zawsze trzymała się wspaniałej Tradycji Apostolskiej. We Mszy św. rzeczywiście widzimy całą ekspresję liturgiczną życia Kościoła, coś co przekazali nam apostołowie i co my z kolei mamy w sposób nieskażony przekazać następnym pokoleniom. (1 Kor 11:23)
Po wtóre Kościół trzymał się jednolitego kierunku modlitwy ku wschodowi z uwagi na jego wzniosłość, poprzez którą ukazuje on nam naturę Mszy św. Nawet ktoś, komu Msza św. jest zupełnie obca, spoglądając na celebransa i wiernych zwróconych się w tym samym kierunku zauważyłby po chwili zastanowienia, że kapłan jako głowa zgromadzenia przewodzi wiernym, współuczestnicząc w tym samym actio, które jest aktem modlitwy.
Innowacje i ich nieprzewidywalne skutki
Tymczasem na przestrzeni ostatniego 40-lecia wspólne zwrócenie się [ku Bogu –przyp. red. ] uległo zatraceniu; odtąd kapłan i wierni przyzwyczaili się do patrzenia w przeciwnych kierunkach. Kapłan patrzy na ludzi a ludzie na kapłana, nawet jeżeli modlitwa eucharystyczna jest kierowana ku Bogu a nie ku ludziom.
Owa innowacja została wprowadzona po Soborze Watykańskim II, po części po to by ułatwić wiernym zrozumienie akcji liturgicznej Mszy św. poprzez zezwolenie na oglądanie tego, co ma właśnie miejsce, oraz po części w geście przystosowania się do współczesnej kultury, w myśl której oczekuje się, że ludzie sprawujący władzę mają być zwróceni ku ludziom, którym służą, na podobieństwo nauczyciela za biurkiem.
Niestety zmiana ta wywołała wiele nieprzewidywalnych skutków, z których większość jest bardzo bolesna. Po pierwsze, spowodowała poważny rozłam w pradawnej tradycji Kościoła. Po wtóre, może sprawiać wrażenie, że kapłan i wierni rozmawiają o Bogu zamiast się doń modlić. Po trzecie, kładzie nadmierny nacisk na osobowość celebransa, niejako stawiając go na liturgicznej scenie.
Odzyskanie sacrum
Jeszcze przed wyborem na Stolicę Piotrową papież Benedykt napominał nas, by czerpać z pradawnej tradycji liturgicznej Kościoła i odzyskać pierwotną formę katolickiego kultu Bożego. Z tejże przyczyny przywróciłem czcigodne zwrócenie się ad orientem w czasie Mszy św., które sprawuję w katedrze.
Zmiany tej nie należy postrzegać jako „odwracanie się tyłem do wiernych” przez biskupa, zakrawające na nietakt i wrogość. Tego typu interpretacja mija się z prawdą — prawdą, w myśl której zwrócenie się w tym samym kierunku przez celebransa oraz wiernych uwydatnia nasze wspólne pielgrzymowanie ku Bogu.
Kapłan i wierni pielgrzymują razem. Nie należy nadto twierdzić, jakoby odzyskiwanie pradawnej tradycji było jedynie „odwracaniem wskazówek zegara”. Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał ważność odprawiania Mszy św. ad orientem, lecz jego intencją nie było zachęcanie celebransów do bycia „liturgicznymi antykwariuszami” Jego Świątobliwość pragnie bowiem, byśmy na nowo odkryli skarb pradawnej tradycji pielęgnowanej przez wieki, mianowicie, to, że dla Kościoła Msza św. jest podstawowym i niezbędnym nabożeństwem, w którym Nasz Pan Jezus Chrystus ofiaruje się Bogu Ojcu.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak