Poniżej artykuł o. Alcuina Reida, który ukazał się 13 lipca 2007 r. w The Catholic Herald, a obecnie jest dostępny w oryginalnej wersji językowej na NLM.
Tak więc papież dopiął swego. Po wielu spekulacjach oraz mimo intensywnych i zorganizowanych nacisków ze strony niektórych biskupów (a także nader częstego potępiania starszych księży i liturgistów) za pomocą swojego motu proprio Summorun Pontificum Ojciec Święty — w zależności od opinii jednostki — albo podważył reformy liturgiczne zapoczątkowane przez Vaticanum II albo przywrócił Kościołowi czcigodną tradycję odrzuconą przez Kościół po soborze.
Druga opinia jest przynajmniej po części prawdziwa, gdyż jak wynika z pism kard. Ratzingera, papież od dawna wierzył, iż zakaz sprawowania starszych obrządków był historyczną anomalią i wielkim zubożeniem katolickiego życia liturgicznego. Nadszedł zatem czas naprawy błędów.
Tymczasem powiedzmy sobie szczerze: Ojciec Święty nie „przywrócił” tak naprawdę niczego, przynajmniej w drodze narzucenia lub nakazu powrotu do starszych obrządków liturgicznych. Najzwyczajniej w świecie zezwolił na ich swobodne sprawowanie. Usunął przeszkody natury prawnej, które — jak wspomina w swoim motu proprio — nigdy przecież nie powinny powstać: Jego Świątobliwość jasno określa, że starsza liturgia faktycznie „nigdy nie została zakazana”.
I tu właśnie widać geniusz i głębię papieskiej pokory. Jest on głęboko zaniepokojony kryzysem liturgii w życiu Kościoła (co mogliśmy zobaczyć w Sacramentum Caritatis) i zarazem przekonany, że zakazanie sprawowania starej Mszy po soborze było błędem. Jako Namiestnikowi Chrystusa przysługuje mu prawo do działania wg własnego rozeznania dla dobra Kościoła powszechnego. Zatem uwalniając Mszę … niczego nie narzuca: po prostu zezwala na jej sprawowanie. Papież ani nie zakazuje sprawowania nowego obrządku ani też nie zaleca „obowiązkowego” co najmniej cotygodniowego odprawienia starej Mszy w każdej parafii bądź diecezji. Dzięki swemu głębokiemu przekonaniu, że starsza forma obrządku ma wiele do zaoferowania Kościołowi teraz i w przyszłości, papież pokornie ufa, że duszpasterska ocena tej materii przez księży tego i przyszłego pokolenia przyzna starszej liturgii jej właściwe miejsce w życiu Kościoła.
Takie zdecentralizowane i niejako „wolnorynkowe” podejście to nowość w najnowszej historii liturgicznej, albowiem powstaje pytanie, czy naprawdę uczyniliśmy wszystko zgodnie z nakazem Kościoła w ciągu ostatnich 40 lat (a nakazano nam dokonanie i zaniechanie wielu rzeczy: słyszeliśmy, że Rzym żądał od nas przyjęcia nowych obrządków i porzucenia starych, że biskupi nakazali nam przeniesienie danego święta bądź uroczystości na niedzielę, że biskup nalega, aby tabernakulum przenieść do bocznej kaplicy, że należy zmienić wystrój świątyni [zwłaszcza prezbiterium – przyp. red.], i tak bez końca).
Tego typu na wskroś pozytywistyczny centralizm prawny nie zawsze miał miejsce. Na przestrzeni wieków do Soboru Watykańskiego II (jeden) obrządek łaciński był bardzo zróżnicowany (mianowicie posiadał wiele rytuałów do sprawowania Mszy św. i udzielania sakramentów) właściwych dla określonych diecezji oraz obrządków własnych zakonów. Zanim nastąpił proces centralizacji w ramach reform Soboru Trydenckiego wielość obrządków liturgicznych była jeszcze bogatsza: np. tu w Anglii w ramach obrządku łacińskiego sprawowano obrządek z Salisbury (Sarum) i inne miejscowe obrządki, które dominowały na wyspach. Za granicą z kolei wiele (jeżeli nie większość diecezji) miało swoje własne mszały lub „uzusy”. Więc tak naprawdę, z punktu widzenia dorobku liturgicznego, w papieskim zezwoleniu na odprawianie różnych form obrządku łacińskiego nie ma nic niezwykłego. Miejmy nadzieję, że zakony będą znowu mogły swobodnie sprawować swoje własne obrządki. Niewykluczone, że nawet Anglia doczeka się powrotu swojego tradycyjnego angielskiego rytu z Salisbury?
Lecz czy wszystko to nie prowadzi do rozbijania jedności i odrzucenia reform Soboru Watykańskiego II? Co się tyczy pierwszego, musimy sobie jasno powiedzieć, że sposób w jaki współczesne obrządki są sprawowane w niektórych — powiem więcej — większości parafii przez ostanie 40 lat stał się ideologicznie tak idiosynkratyczny [pojmowany przez jednostkę na swój szczególny sposób – przyp. red.], że można śmiało rzec, że praktycznie nie ma żadnej jedności kultu Bożego (w pewnych przypadkach, nawet jedności wiary) w ramach samego obrządku łacińskiego. Odkładając nieco na bok tę wielką sprawę, nie zapominajmy że sam Sobór Watykański II mówił o prawowiernej różnorodności w substancjalnej jedności — jedności, nie zaś jednolitości.
Należy zwrócić uwagę na paradoks będący udziałem aktywistów posoborowego obrządku łacińskiego, sprzeciwiających się dostępności starszego obrządku, używających argumentu braku jednolitości liturgicznej – podczas gdy przezwyciężenie jednolitości liturgicznej zostało ogłoszone jednym ze zwycięstw nowoczesnej reformy liturgicznej. Jeżeli jednak obrządki są sprawowane zgodnie z zamierzeniem Kościoła, niezależnie od używanych ksiąg liturgicznych, będzie istniała substancjalna jedność w różnorodności. Takie podejście pozostaje w pełnej zgodności z Soborem Watykańskim II i tradycją liturgiczną Kościoła Zachodniego.
Dokument papieski należy zatem postrzegać jako dokument zawierający pewien dorozumiany krytycyzm, odnoszący się nie tyle do Soboru co do reform liturgicznych poczynionych w jego imieniu: reformy po prostu nie spełniły całkowicie potrzeb duchowych wszystkich wiernych. Jak słusznie zauważył Ojciec Święty, stara liturgia przyciąga wielu młodych ludzi, którzy nigdy nie mieli z nią styczności, bowiem kieruje ich ku Bogu. Innymi słowy, gdyby nie kompletne fiasko posoborowej reformy liturgicznej, która nie była organicznym rozwojem w ciągłości tradycji zgodnie z zamysłem Ojców Soboru, nie byłoby potrzeby wydawania motu proprio. Papież nie podejmuje powyższych kwestii w sposób wyraźny w swoim dokumencie, lecz często podejmował je jako kardynał.
Co zatem z biskupami? Czyż papież nie podważa uprawnień ordynariuszy do regulowania liturgii w podległych im diecezjach? Jeszcze jako kardynał, obecny papież napisał dość śmiały artykuł traktujący o ograniczeniach władzy papieskiej w zakresie liturgii. Wskazał otwarcie, że papież nie jest „monarchą absolutnym” w przedmiocie liturgii lecz „pokornym sługą jej prawowitego rozwoju i niewzruszonej integralności”. Papież Benedykt XVI niejako nauczał tej fundamentalnej zasady siebie samego w homilii na temat objęcia w posiadanie Bazyliki Laterańskiej tuż po wyborze na tron Piotrowy.
To samo należy powiedzieć o ordynariuszach miejsca: ich rola polega na sprawowaniu pieczy nad liturgią w swojej diecezji, oraz upewnieniu się, że jest ona należycie sprawowana, w zgodzie z normami prawa liturgicznego Kościoła. Normy prawa liturgicznego z pewnością przyznają ordynariuszom pewne osobiste prerogatywy (mogą oni udzielić władzy innym do udzielenia sakramentu bierzmowania), lecz nie dają im uprawnień do nakładania ograniczeń na sprawowanie prawowiernych obrządków, przepisanych przez księgi liturgiczne Kościoła. Papieskie motu proprio niewątpliwie poszerza bogactwo obrządków liturgicznych, które ordynariusz ma obowiązek nadzorować. Niewykluczone, że dokument jest też zbawiennym przypomnieniem dla niektórych ordynariuszy, że ich urząd biskupi polega właśnie na nadzorowaniu właściwego sprawowania liturgii i że nie są oni jej twórcami ani właścicielami.
Znaczenie Summorum Pontificum i listu towarzyszącego do biskupów pozostanie niezatarte dla przyszłych pokoleń. W najbliższych miesiącach i latach, wraz z postępem strony praktycznej stopniowego wzrostu liczby celebracji Mszy św. wg usus antiquior obrządku łacińskiego zapewne pojawi się wiele komentarzy i wyjaśnień dotyczących ww. dokumentów. Jeżeli Bóg da, będziemy również świadkami postępu w pojednaniu grup, które odłączyły się od Rzymu na tym i innym tle: ich pozytywny odzew na motu proprio jest zachętą i świadectwem ojcowskiej troski Ojca Świętego.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak
Autor tekstu stoi pierwszy z lewej. Zdjęcie zostało zrobione podczas nieszporów z okazji pielgrzymki Stowarzyszenia Św. Katarzyny ze Sieny do kościoła St. Birinus w Dorchester w 2009 r. (flickr.com) .
Tak więc papież dopiął swego. Po wielu spekulacjach oraz mimo intensywnych i zorganizowanych nacisków ze strony niektórych biskupów (a także nader częstego potępiania starszych księży i liturgistów) za pomocą swojego motu proprio Summorun Pontificum Ojciec Święty — w zależności od opinii jednostki — albo podważył reformy liturgiczne zapoczątkowane przez Vaticanum II albo przywrócił Kościołowi czcigodną tradycję odrzuconą przez Kościół po soborze.
Druga opinia jest przynajmniej po części prawdziwa, gdyż jak wynika z pism kard. Ratzingera, papież od dawna wierzył, iż zakaz sprawowania starszych obrządków był historyczną anomalią i wielkim zubożeniem katolickiego życia liturgicznego. Nadszedł zatem czas naprawy błędów.
Tymczasem powiedzmy sobie szczerze: Ojciec Święty nie „przywrócił” tak naprawdę niczego, przynajmniej w drodze narzucenia lub nakazu powrotu do starszych obrządków liturgicznych. Najzwyczajniej w świecie zezwolił na ich swobodne sprawowanie. Usunął przeszkody natury prawnej, które — jak wspomina w swoim motu proprio — nigdy przecież nie powinny powstać: Jego Świątobliwość jasno określa, że starsza liturgia faktycznie „nigdy nie została zakazana”.
I tu właśnie widać geniusz i głębię papieskiej pokory. Jest on głęboko zaniepokojony kryzysem liturgii w życiu Kościoła (co mogliśmy zobaczyć w Sacramentum Caritatis) i zarazem przekonany, że zakazanie sprawowania starej Mszy po soborze było błędem. Jako Namiestnikowi Chrystusa przysługuje mu prawo do działania wg własnego rozeznania dla dobra Kościoła powszechnego. Zatem uwalniając Mszę … niczego nie narzuca: po prostu zezwala na jej sprawowanie. Papież ani nie zakazuje sprawowania nowego obrządku ani też nie zaleca „obowiązkowego” co najmniej cotygodniowego odprawienia starej Mszy w każdej parafii bądź diecezji. Dzięki swemu głębokiemu przekonaniu, że starsza forma obrządku ma wiele do zaoferowania Kościołowi teraz i w przyszłości, papież pokornie ufa, że duszpasterska ocena tej materii przez księży tego i przyszłego pokolenia przyzna starszej liturgii jej właściwe miejsce w życiu Kościoła.
Takie zdecentralizowane i niejako „wolnorynkowe” podejście to nowość w najnowszej historii liturgicznej, albowiem powstaje pytanie, czy naprawdę uczyniliśmy wszystko zgodnie z nakazem Kościoła w ciągu ostatnich 40 lat (a nakazano nam dokonanie i zaniechanie wielu rzeczy: słyszeliśmy, że Rzym żądał od nas przyjęcia nowych obrządków i porzucenia starych, że biskupi nakazali nam przeniesienie danego święta bądź uroczystości na niedzielę, że biskup nalega, aby tabernakulum przenieść do bocznej kaplicy, że należy zmienić wystrój świątyni [zwłaszcza prezbiterium – przyp. red.], i tak bez końca).
Tego typu na wskroś pozytywistyczny centralizm prawny nie zawsze miał miejsce. Na przestrzeni wieków do Soboru Watykańskiego II (jeden) obrządek łaciński był bardzo zróżnicowany (mianowicie posiadał wiele rytuałów do sprawowania Mszy św. i udzielania sakramentów) właściwych dla określonych diecezji oraz obrządków własnych zakonów. Zanim nastąpił proces centralizacji w ramach reform Soboru Trydenckiego wielość obrządków liturgicznych była jeszcze bogatsza: np. tu w Anglii w ramach obrządku łacińskiego sprawowano obrządek z Salisbury (Sarum) i inne miejscowe obrządki, które dominowały na wyspach. Za granicą z kolei wiele (jeżeli nie większość diecezji) miało swoje własne mszały lub „uzusy”. Więc tak naprawdę, z punktu widzenia dorobku liturgicznego, w papieskim zezwoleniu na odprawianie różnych form obrządku łacińskiego nie ma nic niezwykłego. Miejmy nadzieję, że zakony będą znowu mogły swobodnie sprawować swoje własne obrządki. Niewykluczone, że nawet Anglia doczeka się powrotu swojego tradycyjnego angielskiego rytu z Salisbury?
Lecz czy wszystko to nie prowadzi do rozbijania jedności i odrzucenia reform Soboru Watykańskiego II? Co się tyczy pierwszego, musimy sobie jasno powiedzieć, że sposób w jaki współczesne obrządki są sprawowane w niektórych — powiem więcej — większości parafii przez ostanie 40 lat stał się ideologicznie tak idiosynkratyczny [pojmowany przez jednostkę na swój szczególny sposób – przyp. red.], że można śmiało rzec, że praktycznie nie ma żadnej jedności kultu Bożego (w pewnych przypadkach, nawet jedności wiary) w ramach samego obrządku łacińskiego. Odkładając nieco na bok tę wielką sprawę, nie zapominajmy że sam Sobór Watykański II mówił o prawowiernej różnorodności w substancjalnej jedności — jedności, nie zaś jednolitości.
Należy zwrócić uwagę na paradoks będący udziałem aktywistów posoborowego obrządku łacińskiego, sprzeciwiających się dostępności starszego obrządku, używających argumentu braku jednolitości liturgicznej – podczas gdy przezwyciężenie jednolitości liturgicznej zostało ogłoszone jednym ze zwycięstw nowoczesnej reformy liturgicznej. Jeżeli jednak obrządki są sprawowane zgodnie z zamierzeniem Kościoła, niezależnie od używanych ksiąg liturgicznych, będzie istniała substancjalna jedność w różnorodności. Takie podejście pozostaje w pełnej zgodności z Soborem Watykańskim II i tradycją liturgiczną Kościoła Zachodniego.
Dokument papieski należy zatem postrzegać jako dokument zawierający pewien dorozumiany krytycyzm, odnoszący się nie tyle do Soboru co do reform liturgicznych poczynionych w jego imieniu: reformy po prostu nie spełniły całkowicie potrzeb duchowych wszystkich wiernych. Jak słusznie zauważył Ojciec Święty, stara liturgia przyciąga wielu młodych ludzi, którzy nigdy nie mieli z nią styczności, bowiem kieruje ich ku Bogu. Innymi słowy, gdyby nie kompletne fiasko posoborowej reformy liturgicznej, która nie była organicznym rozwojem w ciągłości tradycji zgodnie z zamysłem Ojców Soboru, nie byłoby potrzeby wydawania motu proprio. Papież nie podejmuje powyższych kwestii w sposób wyraźny w swoim dokumencie, lecz często podejmował je jako kardynał.
Co zatem z biskupami? Czyż papież nie podważa uprawnień ordynariuszy do regulowania liturgii w podległych im diecezjach? Jeszcze jako kardynał, obecny papież napisał dość śmiały artykuł traktujący o ograniczeniach władzy papieskiej w zakresie liturgii. Wskazał otwarcie, że papież nie jest „monarchą absolutnym” w przedmiocie liturgii lecz „pokornym sługą jej prawowitego rozwoju i niewzruszonej integralności”. Papież Benedykt XVI niejako nauczał tej fundamentalnej zasady siebie samego w homilii na temat objęcia w posiadanie Bazyliki Laterańskiej tuż po wyborze na tron Piotrowy.
To samo należy powiedzieć o ordynariuszach miejsca: ich rola polega na sprawowaniu pieczy nad liturgią w swojej diecezji, oraz upewnieniu się, że jest ona należycie sprawowana, w zgodzie z normami prawa liturgicznego Kościoła. Normy prawa liturgicznego z pewnością przyznają ordynariuszom pewne osobiste prerogatywy (mogą oni udzielić władzy innym do udzielenia sakramentu bierzmowania), lecz nie dają im uprawnień do nakładania ograniczeń na sprawowanie prawowiernych obrządków, przepisanych przez księgi liturgiczne Kościoła. Papieskie motu proprio niewątpliwie poszerza bogactwo obrządków liturgicznych, które ordynariusz ma obowiązek nadzorować. Niewykluczone, że dokument jest też zbawiennym przypomnieniem dla niektórych ordynariuszy, że ich urząd biskupi polega właśnie na nadzorowaniu właściwego sprawowania liturgii i że nie są oni jej twórcami ani właścicielami.
Znaczenie Summorum Pontificum i listu towarzyszącego do biskupów pozostanie niezatarte dla przyszłych pokoleń. W najbliższych miesiącach i latach, wraz z postępem strony praktycznej stopniowego wzrostu liczby celebracji Mszy św. wg usus antiquior obrządku łacińskiego zapewne pojawi się wiele komentarzy i wyjaśnień dotyczących ww. dokumentów. Jeżeli Bóg da, będziemy również świadkami postępu w pojednaniu grup, które odłączyły się od Rzymu na tym i innym tle: ich pozytywny odzew na motu proprio jest zachętą i świadectwem ojcowskiej troski Ojca Świętego.
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak