Blog Disputationes Theologicae zamieszcza wywiad z Mons. Domenico Bartoluccim Maestro Perpetuo Kaplicy Sykstyńskiej za panowania pięciu ostatnich papieży. Poniższe tłumaczenie zostało dokonane z języka angielskiego, z wersji opublikowanej na stronie Rorate Caeli.
Reforma liturgiczna lat 70-tych XXw. jest obecnie czołowym przedmiotem teologicznych debat, jako że liturgia i teologia łączą się w – pozwolę sobie rzec – ‘transcendentną relację’. Nie da się debatować nad jedną z pominięciem drugiej, jeżeli nie chce się popaść teologię wodoszczelnych komór z lat 50-tych ubiegłego wieku. Dziś, po szerszej debacie, w którą się angażujemy, istnieje konieczność sformułowania otwartej i bezpośredniej analizy tego, co się stało i zajęcia właściwego stanowiska wobec praktycznych środków zaradczych oraz nade wszystko tych, które są “możliwe do zrealizowania” (realizzabili) jak mawiał św. Pius X. Na prośbę rzesz czytelników nasze wydawnictwo także chciałoby podjąć tę polemikę, w miarę możliwości starając się unikać powtórki błędów metodologicznych przeszłości. Dlatego też naszym pragnieniem jest zainicjowanie prawdziwej transmitancji autentycznej Tradycji .– opierając się na świadectwach tych, którzy znają przeszłość, kierując się ich wiekiem i prestiżem, a nie tylko autorytetem. Ponieważ liturgia to także dziedzina praktyczna, nie chcemy zaczynać od „liturgistów” najwyższego szczebla, którzy przestudiowali całe tomy i kodeksy, lecz zwrócić się ku tym, którzy żyli ową liturgią i dotykali jej jak nikt inny, bowiem przygotowywali, powtarzali, koordynowali i znali ceremonie religijne w swoich toskańskich wioskach, ceremonie które kończyły się „Messa in terza” (Mszą św. odprawianą przez trzech duchownych tj. Mszą uroczystą (Missa Solemnis) — przyp. red. art.) i nieustające procesje z towarzyszeniem zespołów muzycznych, a także świetność „Cappella Papale” – papieskiej kapeli w Kaplicy Sykstyńskiej. Mamy zatem zaszczyt przedstawić Państwu Mons. Domenico Bartolucciego, w wywiadzie, którego niedawno raczył nam udzielić. Ksiądz Domenico przyszedł na świat w 1917 r. w Borgo San Lorenzo we Florencji. Toskańczyk z urodzenia, rzymianin z papieskiego wezwania, w roku 1952 u boku Perosiego został zastępcą dyrektora w Kaplicy Sykstyńskiej, a w roku 1956 został jej Maestro Perpetuo. W dniu 24.IV. 2006r. panujący papież zorganizował specjalną ceremonię na cześć muzyka (zob. zdjęcie powyżej), aby przypieczętować „ad perpetuam rei memoriam” swą bliskość z wielkim mistrzem. W czasie ceremonii papież powiedział tak: „polifonia sakralna, a zwłaszcza polifonia szkoły rzymskiej, jest dziedzictwem które musimy pielęgnować ze szczególną starannością (...); prawdziwe ożywienie muzyki sakralnej może mieć miejsce jedynie w obrębie wielkiej tradycji przeszłości chorału gregoriańskiego i polifonii sakralnej”. S.C.
WYWIAD Z MONS. DOMENICO BARTOLUCCIM
- rozmawiali Pucci Cipriani i Stefano Carusi
Spotkanie z Mons. Domenico Bartoluccim, wybitnym muzykiem z Mugellan, Maestro Emeritus Kapeli Sykstyńskiej, wielbicielem, przyjacielem i współpracownikiem Benedykta XVI.
Słoneczne popołudnie na zielonych wzgórzach Mugellan, dojeżdżamy właśnie do romańskiego kościoła w Montefloscoli, w zabytkowym refektarzu pełnym wspomnień Maestro Perpetuo z Kaplicy Sykstyńskiej zażywa świeżego powietrza, za nim stoi w ramce jego zdjęcie - Mons. Domenico Bartolucciego - następcy Lorenzo Perosiego ze Świętego Pałacu, w objęciach obecnego papieża. Na biurku spoczywa sławna obecnie książka Mons. Brunero Gherardiniego: “Il Concilio Vaticano II- un discorso da fare” („Sobór Watykański II – debata, która się rozpoczyna”) wyd. przez Edizioni Casa Mariana.
Zatem od reformy liturgicznej zaczynamy rozmowę z Maestro, przyjacielem Benedykta XVI, który czuje się jak ryba w wodzie zarówno w arkanach liturgii jak i muzyki, człowiekiem który był doradcą pięciu papieży i który uważa dzieło Benedykta XVI za „niezwykły dar dla Kościoła, jeżeli pozwoli się owemu darowi działać”.
Maestro, niedawne ogłoszenie motu proprio “Summorum Pontificum” wniosło powiew świeżego powietrza w spustoszały krajobraz liturgiczny. Nawet Maestro może teraz odprawiać Mszę Wszechczasów (“messa di sempre”.)
Prawdę mówiąc, zawsze i bez przerwy ją odprawiałem od czasu mych święceń … wręcz przeciwnie, czasem trudno było mi odprawiać Mszę wedle nowego rytuału, nawet jeżeli nigdy o tym nie mówiłem.
Msza, która nigdy nie została zakazana, czyż nie tak?
Są to słowa samego Ojca Świętego, nawet jeżeli niektórzy nawet nie chcą przyjąć ich do wiadomości i nawet jeżeli wielu w przeszłości twierdziło, że jest odwrotnie.
Maestro, musi Ksiądz przyznać rację osobom pomniejszającym wartość starej Mszy, że nie jest ona otwarta na uczestnictwo.
Aby Państwo nie myśleli, że mówię coś po to by coś powiedzieć, wiem jak wyglądało uczestnictwo we Mszy św. za dawnych czasów, czy to w Rzymie w bazylice św. Piotra czy też poza nią, lub na przykład tutaj w Mugello, w tej parafii, w tej pięknej okolicy, niegdyś zamieszkałej przez ludzi wielkiej wiary i głębokiej pobożności. W czasie nieszporów niedzielnych ksiądz mógł zaintonować „Deus in adiutorium meum intende” a potem spokojnie zasnąć na swoim krześle, aby się obudzić jedynie na „czytania”, gdyż wieśniacy ciągnęliby śpiew dalej a głowy rodzin intonowałyby antyfony!
Czy, zatem, w zetknięciu się Księdza z obecnym stylem liturgicznym mamy do czynienia z zawoalowaną polemiką?
Nie wiem czy kiedykolwiek byli Państwo na pogrzebie i byli świadkami wołań „hallelujah”, oklasków, żenująco „zabawnych” sformułowań, itp. Należałoby się naprawdę zapytać samego siebie, czy ludzie ci kiedykolwiek czytali Ewangelię. Sam Nasz Pan opłakiwał Łazarza i jego śmierć. A obecnie, z całym tym tanim sentymentalizmem, nie ma już w ogóle szacunku — nawet dla cierpienia matki. Chciałbym Wam przybliżyć sposób, w jaki ludzie zachowywali się w dawnych czasach na Mszy żałobnej i jak w wielkiej pokorze i pobożności intonowano majestatyczne i potężne „Dies Irae”.
Czyż reformy nie dokonali ludzie świadomi swoich działań, solidnie wykształceni w nauczaniu Kościoła Katolickiego?
Państwo wybaczą, ale pozwolę sobie powiedzieć, że reformy dokonali ludzie jałowi, powtórzę kilkakroć … jałowi, jałowi, i jeszcze raz jałowi. Znałem ich. Jeżeli chodzi o kwestie doktrynalne, to sam kard. Ferdinando Antonelli rzekł kiedyś (dobrze to pamiętam), że: „Jak to możliwe, że robimy liturgistów z ludzi, którzy nie mają pojęcia o teologii?”
Zgadzamy się z Księdzem, lecz czyż to nieprawda, że ludzie nic nie rozumieli ….
Najdrożsi, czyż nigdy nie czytaliście św. Pawła: „Nie trzeba nam wiedzieć wszystkiego, lecz to co konieczne”, “konieczne jest miłowanie wiedzy ad sobrietatem”. W takim tempie, po kliku latach ludzie będą udawali, że rozumieją „przeistoczenie” w ten sam sposób, w jaki wyjaśniają matematyczny teoremat. Lecz pomyślcie tylko, że przecież nawet sam kapłan nie może do końca zgłębić tej tajemnicy!
Dlaczego więc doszło do zniekształcenia liturgii?
Zapanowała pewna moda. Każdy mówił o odnowie, każdy „odnawiał”, każdy próbował robić z siebie papieża (tutti pontificavano) po dobie sentymentalizmu, pałając żądzą reformy. A głosy podniesione w obronie dwóch tysięcy lat Tradycji Kościoła były sprytnie wyciszane. Doszło do stworzenia pewnego rodzaju „ludzkiej liturgii” … gdy usłyszałem te refreny, przyszły mi na myśl słowa, które niegdyś wypowiadał mój profesor w seminarium: „liturgia to coś dane ludziom przez duchowieństwo” (“la liturgia è del clero per il popolo”). Pochodzi ona od Boga i nie pochodzi z dołu. Muszę jednak przyznać, że tego typu niemile widziane wystąpienia stały się rzadkością. Młode pokolenia księży mogą być lepsze niż poprzednie, nie mają one ideologicznej gwałtowności ikonoklastycznej ideologii, są pełne dobrych uczuć, lecz brak im wykształcenia.
Maestro, co ma Ksiądz na myśli, mówiąc że „brak im wykształcenia”?
Oznacza to, że go potrzebują! Mówię o strukturze, którą mądrość Kościoła tak delikatnie ukształtowała na przestrzeni wieków. Nie rozumieją Państwo ważności formacji seminaryjnej: liturgia, którą się żyje całą pełnią, uporządkowane sformułowania różnych okresów roku — a tego wszystkiego doświadczano w społecznej komunii ze współbraćmi... Adwent, Wielki Post, wielkie święta po uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego. Wszystko to kształtuje i kształci człowieka, gdybyście tylko wiedzieli jak bardzo!
Błędna retoryka chce przedstawić seminarium jako coś, co psuje księdza, przedstawić życie kleryków z dala od świata, zamkniętych w sobie i dalekich od ludzi. To czysty wytwór wyobraźni, wymyślony przez ludzi którzy chcą unicestwić stare jak świat bogactwo formacji i zastąpić je pustką.
Ale powróćmy do kryzysu Kościoła i faktu, że zamknięto tak wiele seminariów, czy Ksiądz popiera powrót do kontynuacji Tradycji?
Drodzy Państwo, obrona starego obrządku to nie to samo co bycie katolikiem dawnych czasów; obrona [katolicyzmu – przyp. red. ] to bycie „wiecznym”. Nadawanie tradycyjnej Mszy miana „Mszy św. Piusa V” lub „Mszy Trydenckiej” to błąd, ponieważ implikuje, jakoby Msza przynależała do pewnej epoki. To nasza Msza, Msza Kościoła powszechnego ważna zawsze i wszędzie, jeden język którym mówi się od Oceanii po Arktykę. Jeżeli zaś chodzi o ciągłość w czasie to chciałbym przywołać pewien epizod. Pewnego razu z pewnym biskupem, którego imienia już nie pamiętam, byliśmy w małym kościółku w Mugello, gdy nagle nadeszła wiadomość, że odszedł jeden z naszych braci. Chcieliśmy zaraz odprawić Mszę za jego duszę, lecz nagle zdaliśmy sobie sprawę z tego, że mamy pod ręką tylko stare Mszały. Biskup kategorycznie odmówił odprawienia Mszy. Nigdy tego nie zapomnę i powtarzam, że ciągłość liturgii oznacza, że – z wyjątkiem drobnych szczególików – można ją odprawiać dziś, używając właśnie tego starego zakurzonego mszału stojącego na półce, który przez wieki służył moim poprzednikom.
Wielebny Księże, mówi się wiele o „reformie reformy”, która mogłaby wyprostować zniekształcenia lat 70-tych.
Pytanie jest raczej skomplikowane. To, że nowy obrządek ma wady jest obecnie jasne dla wszystkich, a Ojciec Święty wiele razy mówił i pisał, że musimy „zachować to co pradawne” (guardare all'antico). Jednakowoż musimy baczyć na pokusy wprowadzania hybrydowych rozwiązań. Liturgia przez wielkie „L” to ta, która powraca do nas od wieków, to punkt odniesienia, to nie liturgia pozbawiona korzeni, która godzi się na wiele kompromisów „która zasmuca Boga a weseli wroga” („a Dio spiacenti e a l’inimici sui”).
Co chce Ksiądz przez to powiedzieć?
Spójrzmy choćby na innowacje lat 70-tych. Szpetne piosenki w rytmie beat, które weszły w modę w kościołach w roku 1968, to dziś muzealne eksponaty. Porzucenie nieprzemijalności na rzecz realizowania siebie w czasie powoduje, że jesteśmy skazani na trendy i mody. W tym kontekście przychodzi mi na myśl reforma Wielkiego Tygodnia z lat 50-tych XX w., dokonywana w pośpiechu za panowania Piusa XII, który był już wyczerpany i zmęczony. Dopiero kilka lat później za pontyfikatu Jana XXIII, który w kwestiach liturgicznych był człowiekiem o przekonaniach tradycyjnych (spiritus movens), zadzwonił do mnie Mons. Dante, papieski ceremoniarz, który kazał mi przygotować „Vexilla Regis” na nadchodzące obrzędy wielkopiątkowe. Byłem wielce zaskoczony i odparłem: „Zabroniono mi”. Odpowiedź brzmiała: „Ale papież sobie tego życzy.” W kilka godzin zorganizowałem powtórki i ponownie z radością śpiewaliśmy te same pieśni, które Kościół śpiewał przez wieki w owym dniu. Mówię to po to, aby przekonać Was, że gdy oddalimy się od kontekstu liturgicznego, ową pustkę będzie trudno wypełnić i zapewniam Was, że nie pozostanie niezauważona! Patrząc na dorobek naszej wielowiekowej liturgii winniśmy ją kontemplować i czcić i pamiętać, że w naszej manii „ulepszania” narażamy się tylko na uczynienie wielkiej szkody.
Maestro, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim muzyka?
Muzyka odgrywa niebywałą rolę z wielu powodów. Zmanierowany „cecylianizm”, który z pewnością nie był obcy Perosiemu, ze swoimi tonami które były tak delikatne i uwodzące dla ucha, wprowadził nowy romantyczny sentymentalizm, niemający nic wspólnego z np. elokwentną i solidną fizycznością Palestriny. Pewne ekstrawagancje wprowadzone przez szkołę solesmeńską kultywowały przygaszony gregorianizm, który był także owocem pseudo-restauratorskiego pasjonowania się średniowieczem, a które były tak popularne w XIX wieku.
Idea szansy odzyskania archeologicznego ducha przeszłości, zarówno na płaszczyźnie muzyki jak i liturgii, od której oddzieliły ją tzw. „ośle wieki” (seculi bui) Soboru Trydenckiego ….. w skrócie, archeologia, która nie ma nic wspólnego z Tradycją i która pragnie przywrócenia czegoś, co mogło nigdy nie istnieć, przypomina nieco pewne kościoły odrestaurowane w „pseudo-romantycznym” stylu Viollet-le-Duc.
Dlaczego zatem, Monsignore, atakuje Ksiądz Solesmes na polu muzyki?
Dzieje się tak dlatego, że chorał gregoriański jest modalny, nie tonalny i nie rytmiczny, nie ma nic wspólnego z „raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy”. Nie powinniśmy wzgardzać sposobem, w jaki ludzie śpiewali w naszych katedrach i zastępować ich śpiewu pseudo-monastycznym i zmanierowanym mruczeniem. Pieśń średniowieczna to nie interpretacja wedle dzisiejszych teorii, powinna być więc interpretowana tak jak była wtenczas. Nadto chorał gregoriański innej epoki historycznej mógł być śpiewany przez lud, śpiewany z użyciem siły, poprzez którą wierni wyrażali swą wiarę. Szkoła solesmeńska nigdy tego nie rozumiała, a my winniśmy uznać specjalistyczne i wielkie dzieła filologiczne stworzone na starych manuskryptach.
Maestro, gdzie znajdujemy się obecnie w procesie restauracji muzyki sakralnej i liturgii?
Nie mogę zaprzeczyć, że są pewne oznaki restauracji, aczkolwiek wciąż widzę, że panuje pewne zaślepienie, niemalże samozadowolenie z tego co jest wulgarne, ordynarne, w złym guście i jest zuchwalstwem także pod względem doktrynalnym. Proszę zatem nie prosić mnie o wydanie osądu w sprawie gitarzystów i taranteli śpiewanych na Offertorium... Problem liturgiczny jest poważny, nie słuchajcie więc głosów tych, którzy nie miłują Kościoła i sprzeciwiają się papieżowi, jeżeli chcecie wyleczyć chorego, to pamiętajcie, że miłosierny lekarz najpierw da ranie zaropieć (fa la piaga purulenta).
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak
Reforma liturgiczna lat 70-tych XXw. jest obecnie czołowym przedmiotem teologicznych debat, jako że liturgia i teologia łączą się w – pozwolę sobie rzec – ‘transcendentną relację’. Nie da się debatować nad jedną z pominięciem drugiej, jeżeli nie chce się popaść teologię wodoszczelnych komór z lat 50-tych ubiegłego wieku. Dziś, po szerszej debacie, w którą się angażujemy, istnieje konieczność sformułowania otwartej i bezpośredniej analizy tego, co się stało i zajęcia właściwego stanowiska wobec praktycznych środków zaradczych oraz nade wszystko tych, które są “możliwe do zrealizowania” (realizzabili) jak mawiał św. Pius X. Na prośbę rzesz czytelników nasze wydawnictwo także chciałoby podjąć tę polemikę, w miarę możliwości starając się unikać powtórki błędów metodologicznych przeszłości. Dlatego też naszym pragnieniem jest zainicjowanie prawdziwej transmitancji autentycznej Tradycji .– opierając się na świadectwach tych, którzy znają przeszłość, kierując się ich wiekiem i prestiżem, a nie tylko autorytetem. Ponieważ liturgia to także dziedzina praktyczna, nie chcemy zaczynać od „liturgistów” najwyższego szczebla, którzy przestudiowali całe tomy i kodeksy, lecz zwrócić się ku tym, którzy żyli ową liturgią i dotykali jej jak nikt inny, bowiem przygotowywali, powtarzali, koordynowali i znali ceremonie religijne w swoich toskańskich wioskach, ceremonie które kończyły się „Messa in terza” (Mszą św. odprawianą przez trzech duchownych tj. Mszą uroczystą (Missa Solemnis) — przyp. red. art.) i nieustające procesje z towarzyszeniem zespołów muzycznych, a także świetność „Cappella Papale” – papieskiej kapeli w Kaplicy Sykstyńskiej. Mamy zatem zaszczyt przedstawić Państwu Mons. Domenico Bartolucciego, w wywiadzie, którego niedawno raczył nam udzielić. Ksiądz Domenico przyszedł na świat w 1917 r. w Borgo San Lorenzo we Florencji. Toskańczyk z urodzenia, rzymianin z papieskiego wezwania, w roku 1952 u boku Perosiego został zastępcą dyrektora w Kaplicy Sykstyńskiej, a w roku 1956 został jej Maestro Perpetuo. W dniu 24.IV. 2006r. panujący papież zorganizował specjalną ceremonię na cześć muzyka (zob. zdjęcie powyżej), aby przypieczętować „ad perpetuam rei memoriam” swą bliskość z wielkim mistrzem. W czasie ceremonii papież powiedział tak: „polifonia sakralna, a zwłaszcza polifonia szkoły rzymskiej, jest dziedzictwem które musimy pielęgnować ze szczególną starannością (...); prawdziwe ożywienie muzyki sakralnej może mieć miejsce jedynie w obrębie wielkiej tradycji przeszłości chorału gregoriańskiego i polifonii sakralnej”. S.C.
WYWIAD Z MONS. DOMENICO BARTOLUCCIM
- rozmawiali Pucci Cipriani i Stefano Carusi
Spotkanie z Mons. Domenico Bartoluccim, wybitnym muzykiem z Mugellan, Maestro Emeritus Kapeli Sykstyńskiej, wielbicielem, przyjacielem i współpracownikiem Benedykta XVI.
Słoneczne popołudnie na zielonych wzgórzach Mugellan, dojeżdżamy właśnie do romańskiego kościoła w Montefloscoli, w zabytkowym refektarzu pełnym wspomnień Maestro Perpetuo z Kaplicy Sykstyńskiej zażywa świeżego powietrza, za nim stoi w ramce jego zdjęcie - Mons. Domenico Bartolucciego - następcy Lorenzo Perosiego ze Świętego Pałacu, w objęciach obecnego papieża. Na biurku spoczywa sławna obecnie książka Mons. Brunero Gherardiniego: “Il Concilio Vaticano II- un discorso da fare” („Sobór Watykański II – debata, która się rozpoczyna”) wyd. przez Edizioni Casa Mariana.
Zatem od reformy liturgicznej zaczynamy rozmowę z Maestro, przyjacielem Benedykta XVI, który czuje się jak ryba w wodzie zarówno w arkanach liturgii jak i muzyki, człowiekiem który był doradcą pięciu papieży i który uważa dzieło Benedykta XVI za „niezwykły dar dla Kościoła, jeżeli pozwoli się owemu darowi działać”.
Maestro, niedawne ogłoszenie motu proprio “Summorum Pontificum” wniosło powiew świeżego powietrza w spustoszały krajobraz liturgiczny. Nawet Maestro może teraz odprawiać Mszę Wszechczasów (“messa di sempre”.)
Prawdę mówiąc, zawsze i bez przerwy ją odprawiałem od czasu mych święceń … wręcz przeciwnie, czasem trudno było mi odprawiać Mszę wedle nowego rytuału, nawet jeżeli nigdy o tym nie mówiłem.
Msza, która nigdy nie została zakazana, czyż nie tak?
Są to słowa samego Ojca Świętego, nawet jeżeli niektórzy nawet nie chcą przyjąć ich do wiadomości i nawet jeżeli wielu w przeszłości twierdziło, że jest odwrotnie.
Maestro, musi Ksiądz przyznać rację osobom pomniejszającym wartość starej Mszy, że nie jest ona otwarta na uczestnictwo.
Aby Państwo nie myśleli, że mówię coś po to by coś powiedzieć, wiem jak wyglądało uczestnictwo we Mszy św. za dawnych czasów, czy to w Rzymie w bazylice św. Piotra czy też poza nią, lub na przykład tutaj w Mugello, w tej parafii, w tej pięknej okolicy, niegdyś zamieszkałej przez ludzi wielkiej wiary i głębokiej pobożności. W czasie nieszporów niedzielnych ksiądz mógł zaintonować „Deus in adiutorium meum intende” a potem spokojnie zasnąć na swoim krześle, aby się obudzić jedynie na „czytania”, gdyż wieśniacy ciągnęliby śpiew dalej a głowy rodzin intonowałyby antyfony!
Czy, zatem, w zetknięciu się Księdza z obecnym stylem liturgicznym mamy do czynienia z zawoalowaną polemiką?
Nie wiem czy kiedykolwiek byli Państwo na pogrzebie i byli świadkami wołań „hallelujah”, oklasków, żenująco „zabawnych” sformułowań, itp. Należałoby się naprawdę zapytać samego siebie, czy ludzie ci kiedykolwiek czytali Ewangelię. Sam Nasz Pan opłakiwał Łazarza i jego śmierć. A obecnie, z całym tym tanim sentymentalizmem, nie ma już w ogóle szacunku — nawet dla cierpienia matki. Chciałbym Wam przybliżyć sposób, w jaki ludzie zachowywali się w dawnych czasach na Mszy żałobnej i jak w wielkiej pokorze i pobożności intonowano majestatyczne i potężne „Dies Irae”.
Czyż reformy nie dokonali ludzie świadomi swoich działań, solidnie wykształceni w nauczaniu Kościoła Katolickiego?
Państwo wybaczą, ale pozwolę sobie powiedzieć, że reformy dokonali ludzie jałowi, powtórzę kilkakroć … jałowi, jałowi, i jeszcze raz jałowi. Znałem ich. Jeżeli chodzi o kwestie doktrynalne, to sam kard. Ferdinando Antonelli rzekł kiedyś (dobrze to pamiętam), że: „Jak to możliwe, że robimy liturgistów z ludzi, którzy nie mają pojęcia o teologii?”
Zgadzamy się z Księdzem, lecz czyż to nieprawda, że ludzie nic nie rozumieli ….
Najdrożsi, czyż nigdy nie czytaliście św. Pawła: „Nie trzeba nam wiedzieć wszystkiego, lecz to co konieczne”, “konieczne jest miłowanie wiedzy ad sobrietatem”. W takim tempie, po kliku latach ludzie będą udawali, że rozumieją „przeistoczenie” w ten sam sposób, w jaki wyjaśniają matematyczny teoremat. Lecz pomyślcie tylko, że przecież nawet sam kapłan nie może do końca zgłębić tej tajemnicy!
Dlaczego więc doszło do zniekształcenia liturgii?
Zapanowała pewna moda. Każdy mówił o odnowie, każdy „odnawiał”, każdy próbował robić z siebie papieża (tutti pontificavano) po dobie sentymentalizmu, pałając żądzą reformy. A głosy podniesione w obronie dwóch tysięcy lat Tradycji Kościoła były sprytnie wyciszane. Doszło do stworzenia pewnego rodzaju „ludzkiej liturgii” … gdy usłyszałem te refreny, przyszły mi na myśl słowa, które niegdyś wypowiadał mój profesor w seminarium: „liturgia to coś dane ludziom przez duchowieństwo” (“la liturgia è del clero per il popolo”). Pochodzi ona od Boga i nie pochodzi z dołu. Muszę jednak przyznać, że tego typu niemile widziane wystąpienia stały się rzadkością. Młode pokolenia księży mogą być lepsze niż poprzednie, nie mają one ideologicznej gwałtowności ikonoklastycznej ideologii, są pełne dobrych uczuć, lecz brak im wykształcenia.
Maestro, co ma Ksiądz na myśli, mówiąc że „brak im wykształcenia”?
Oznacza to, że go potrzebują! Mówię o strukturze, którą mądrość Kościoła tak delikatnie ukształtowała na przestrzeni wieków. Nie rozumieją Państwo ważności formacji seminaryjnej: liturgia, którą się żyje całą pełnią, uporządkowane sformułowania różnych okresów roku — a tego wszystkiego doświadczano w społecznej komunii ze współbraćmi... Adwent, Wielki Post, wielkie święta po uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego. Wszystko to kształtuje i kształci człowieka, gdybyście tylko wiedzieli jak bardzo!
Błędna retoryka chce przedstawić seminarium jako coś, co psuje księdza, przedstawić życie kleryków z dala od świata, zamkniętych w sobie i dalekich od ludzi. To czysty wytwór wyobraźni, wymyślony przez ludzi którzy chcą unicestwić stare jak świat bogactwo formacji i zastąpić je pustką.
Ale powróćmy do kryzysu Kościoła i faktu, że zamknięto tak wiele seminariów, czy Ksiądz popiera powrót do kontynuacji Tradycji?
Drodzy Państwo, obrona starego obrządku to nie to samo co bycie katolikiem dawnych czasów; obrona [katolicyzmu – przyp. red. ] to bycie „wiecznym”. Nadawanie tradycyjnej Mszy miana „Mszy św. Piusa V” lub „Mszy Trydenckiej” to błąd, ponieważ implikuje, jakoby Msza przynależała do pewnej epoki. To nasza Msza, Msza Kościoła powszechnego ważna zawsze i wszędzie, jeden język którym mówi się od Oceanii po Arktykę. Jeżeli zaś chodzi o ciągłość w czasie to chciałbym przywołać pewien epizod. Pewnego razu z pewnym biskupem, którego imienia już nie pamiętam, byliśmy w małym kościółku w Mugello, gdy nagle nadeszła wiadomość, że odszedł jeden z naszych braci. Chcieliśmy zaraz odprawić Mszę za jego duszę, lecz nagle zdaliśmy sobie sprawę z tego, że mamy pod ręką tylko stare Mszały. Biskup kategorycznie odmówił odprawienia Mszy. Nigdy tego nie zapomnę i powtarzam, że ciągłość liturgii oznacza, że – z wyjątkiem drobnych szczególików – można ją odprawiać dziś, używając właśnie tego starego zakurzonego mszału stojącego na półce, który przez wieki służył moim poprzednikom.
Wielebny Księże, mówi się wiele o „reformie reformy”, która mogłaby wyprostować zniekształcenia lat 70-tych.
Pytanie jest raczej skomplikowane. To, że nowy obrządek ma wady jest obecnie jasne dla wszystkich, a Ojciec Święty wiele razy mówił i pisał, że musimy „zachować to co pradawne” (guardare all'antico). Jednakowoż musimy baczyć na pokusy wprowadzania hybrydowych rozwiązań. Liturgia przez wielkie „L” to ta, która powraca do nas od wieków, to punkt odniesienia, to nie liturgia pozbawiona korzeni, która godzi się na wiele kompromisów „która zasmuca Boga a weseli wroga” („a Dio spiacenti e a l’inimici sui”).
Co chce Ksiądz przez to powiedzieć?
Spójrzmy choćby na innowacje lat 70-tych. Szpetne piosenki w rytmie beat, które weszły w modę w kościołach w roku 1968, to dziś muzealne eksponaty. Porzucenie nieprzemijalności na rzecz realizowania siebie w czasie powoduje, że jesteśmy skazani na trendy i mody. W tym kontekście przychodzi mi na myśl reforma Wielkiego Tygodnia z lat 50-tych XX w., dokonywana w pośpiechu za panowania Piusa XII, który był już wyczerpany i zmęczony. Dopiero kilka lat później za pontyfikatu Jana XXIII, który w kwestiach liturgicznych był człowiekiem o przekonaniach tradycyjnych (spiritus movens), zadzwonił do mnie Mons. Dante, papieski ceremoniarz, który kazał mi przygotować „Vexilla Regis” na nadchodzące obrzędy wielkopiątkowe. Byłem wielce zaskoczony i odparłem: „Zabroniono mi”. Odpowiedź brzmiała: „Ale papież sobie tego życzy.” W kilka godzin zorganizowałem powtórki i ponownie z radością śpiewaliśmy te same pieśni, które Kościół śpiewał przez wieki w owym dniu. Mówię to po to, aby przekonać Was, że gdy oddalimy się od kontekstu liturgicznego, ową pustkę będzie trudno wypełnić i zapewniam Was, że nie pozostanie niezauważona! Patrząc na dorobek naszej wielowiekowej liturgii winniśmy ją kontemplować i czcić i pamiętać, że w naszej manii „ulepszania” narażamy się tylko na uczynienie wielkiej szkody.
Maestro, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim muzyka?
Muzyka odgrywa niebywałą rolę z wielu powodów. Zmanierowany „cecylianizm”, który z pewnością nie był obcy Perosiemu, ze swoimi tonami które były tak delikatne i uwodzące dla ucha, wprowadził nowy romantyczny sentymentalizm, niemający nic wspólnego z np. elokwentną i solidną fizycznością Palestriny. Pewne ekstrawagancje wprowadzone przez szkołę solesmeńską kultywowały przygaszony gregorianizm, który był także owocem pseudo-restauratorskiego pasjonowania się średniowieczem, a które były tak popularne w XIX wieku.
Idea szansy odzyskania archeologicznego ducha przeszłości, zarówno na płaszczyźnie muzyki jak i liturgii, od której oddzieliły ją tzw. „ośle wieki” (seculi bui) Soboru Trydenckiego ….. w skrócie, archeologia, która nie ma nic wspólnego z Tradycją i która pragnie przywrócenia czegoś, co mogło nigdy nie istnieć, przypomina nieco pewne kościoły odrestaurowane w „pseudo-romantycznym” stylu Viollet-le-Duc.
Dlaczego zatem, Monsignore, atakuje Ksiądz Solesmes na polu muzyki?
Dzieje się tak dlatego, że chorał gregoriański jest modalny, nie tonalny i nie rytmiczny, nie ma nic wspólnego z „raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy”. Nie powinniśmy wzgardzać sposobem, w jaki ludzie śpiewali w naszych katedrach i zastępować ich śpiewu pseudo-monastycznym i zmanierowanym mruczeniem. Pieśń średniowieczna to nie interpretacja wedle dzisiejszych teorii, powinna być więc interpretowana tak jak była wtenczas. Nadto chorał gregoriański innej epoki historycznej mógł być śpiewany przez lud, śpiewany z użyciem siły, poprzez którą wierni wyrażali swą wiarę. Szkoła solesmeńska nigdy tego nie rozumiała, a my winniśmy uznać specjalistyczne i wielkie dzieła filologiczne stworzone na starych manuskryptach.
Maestro, gdzie znajdujemy się obecnie w procesie restauracji muzyki sakralnej i liturgii?
Nie mogę zaprzeczyć, że są pewne oznaki restauracji, aczkolwiek wciąż widzę, że panuje pewne zaślepienie, niemalże samozadowolenie z tego co jest wulgarne, ordynarne, w złym guście i jest zuchwalstwem także pod względem doktrynalnym. Proszę zatem nie prosić mnie o wydanie osądu w sprawie gitarzystów i taranteli śpiewanych na Offertorium... Problem liturgiczny jest poważny, nie słuchajcie więc głosów tych, którzy nie miłują Kościoła i sprzeciwiają się papieżowi, jeżeli chcecie wyleczyć chorego, to pamiętajcie, że miłosierny lekarz najpierw da ranie zaropieć (fa la piaga purulenta).
Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak