Zamieszczamy treść korespondencji, która została nadesłana do Redakcji miesięcznika katolickiego List przez dr. Adama Matyszewskiego. Stanowi ona odpowiedź na tekst pt. "Trydent czy Watykan? Dwa dopowiedzenia" autorstwa o. dr Marka Pieńkowskiego OP z nr 4/2009 miesięcznika List. Korespondencja dr. Matyszewskiego została opublikowana w zmodyfikowanej formie w nr 7.8/2009 pisma w formie artykułu pt. "Świadectwo młodego liturgisty".
Drogi Ojcze Marku,
Myślę, że nie powinniśmy winić dawnej mszy za opieszałość celebrujących ją kapłanów, czy ministrantów wypowiadających regułki – „jak najprędzej”. Pewnie ani jednym ani drugim nie wpojono zbyt mocno prawdy o świętości, z jaką obcują podczas liturgii. Mimo to obawiam się, że obecny nowy porządek mszy sprzyja jeszcze większemu galopowi, bezmyślnemu odklepywaniu i trudnej do okiełznania kreatywności celebransów połączonej z szeregiem przemycanych nadużyć, będących wykroczeniem nawet wobec norm posoborowych.
Cisza – błogosławieństwem dla liturgii i człowieka
Tajemnica Mszy świętej musi pozostać tajemnicą, tak jak dawniej błogosławiona cisza Kanonu i słów konsekracji. Dlaczego milczano podczas Kanonu? Alegorycy odpowiadają: a. rozum ludzki nie jest w stanie zrozumieć tajemnicy eucharystycznej, b. dla uszanowania dla świętych słów, c. tajemnica ołtarza dopełnia się poprzez kapłana, a nie przez wiernych, d. Duch Świętych działa na ołtarzach Pańskich sposobem tajemnym, e. cicha modlitwa uprzytomnia głębię, niepojętość tajemnic odbywanych na ołtarzu oraz wielkość i podniosłość tajemnic ofiarnych.
Odmawianie wielu modlitw przez celebransa po cichu właściwe jest liturgii całego Kościoła – od Zachodu po Wschód. W każdej z nich jest miejsce na milczenie. Co do liturgii rzymskiej – zarówno przedsoborowe jak i posoborowe prawodawstwo liturgiczne rezerwuje dla ciszy poczesne miejsce. Czy obecnie na liturgii umiemy jeszcze przed Bogiem milczeć? „Gdyby mnie ktoś zapytał, pisał Romano Guardini, od czego zaczyna się życie liturgiczne, odpowiedziałbym wówczas: od tego, że człowiek uczy się ciszy”.
Odnowa czy rewolucja liturgiczna?
„Ta Msza, pisał przed laty jeden z liturgistów, przez księcia apostołów, niby młoda roślina do ogrodu Kościoła rzymskiego przyniesiona, za jego i jego następców staraniem, przy pomocy Ducha Przenajświętszego w wielkie drzewo się rozrosła; i chociaż jest w pniu zupełnie silna, przez wszystkie stulecia coraz nowsze gałęzie i kwiaty wypuszczała”.
Szkoda, że posoborowi reformatorzy postanowili przyciąć piękno drzewo zwane organicznym i wielowiekowym rozwojem liturgii do gołego pnia. Porównanie tekstów liturgii starożytnych pozwala wysunąć następujący wniosek: architekci nowej mszy nie dość, że w sposób dowolny czerpali z różnych źródeł to jeszcze ociosywali prastare teksty z ich duchowego piękna i wzniosłości. Wymownym tego dowodem jest okrojona w 1968 r. wersja kanonu św. Hipolita, obecna w novus ordo missae pod nazwą II Modlitwy Eucharystycznej. Historycznym nadwyrężeniem jest zatem twierdzenie „odnowa soborowa”. Żaden dokument soboru nie uzasadnia rewolucyjnych zmian w rycie rzymskim, które nastąpiły po Vaticanum II.
Nie zastanawiał się Ojciec nigdy, dlaczego Mszał Rzymski opublikowany przez Jana XXIII w przeddzień obrad soborowych (1962 r.) eksperci i protestanccy obserwatorzy wchodzący w skład tzw. Consilium uznali kilka lat później za niestosowny i postanowili go odłożyć ad calendas graecas? Czy tego chcieli i spodziewali się ojcowie soborowi, którzy przywitali obrady i pożegnali je mszą trydencką? Czy pragnęli wbrew Konstytucji o liturgii celebracji w języku pospolitym, a nie w znanej Kościołowi i będącej w użyciu od IV w. łacinie? Czy choćby jeden akapit Sacrosanctum Concilium sugeruje odejście kapłana od celebracji versus Deum na rzecz zwrócenia się do ludu a tyłem do Najświętszego Sakramentu?
Liturgia bliższa człowiekowi?
Cóż zyskaliśmy przez literalne zrozumienie słów wypowiadanych przez celebransa i wprowadzenie niezliczonej liczby aklamacji? Ilu wiernych ma świadomość, co dokonuje się na ołtarzu? Dla ilu z nich spotkanie z Chrystusem Eucharystycznym jest przemieniające? Czy po soborze i wielu eksperymentach liturgicznych widoczny jest wśród katolików postęp w wierze, nadziei i miłości? Czy widoczna jest odnowa serc i pogłębienie wiary w objawienie Chrystusowe, zapisane w depositum catholicae fidei, bardziej aktywne życie w Chrystusie, żywsze naśladowanie Go?
Jeśli będziemy patrzeć na mszę przez pryzmat własnych doświadczeń i subiektywnie uzasadnianych „potrzeb” pozostanie ona przedmiotem niekończącego się majsterkowania, jak to określił Benedykt XVI – ciągłym warsztatem. Takie myślenie i krótkowzroczne postrzeganie liturgii („po duszpastersku”) doprowadziło przez ostatnie 40 lat nie tylko do jej dezintegracji, ale również do jej niewłaściwego pojmowania poprzez przeakcentowanie pierwiastka ludzkiego ze stratą dla prawdziwie pokornej relacji z Przedwiecznym. A przecież jak się modlimy, tak wierzymy i tak żyjemy (lex orandi – lex credendi – lex vivendi).
Przejmująco brzmi apel Jana Pawła II, który prosił, „ażeby podczas sprawowania Ofiary eucharystycznej normy liturgiczne były zachowywane z wielką wiernością. Są one konkretnym wyrazem autentycznej eklezjalności Eucharystii; takie jest ich najgłębsze znaczenie. Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica. (…) Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła” (Ecclesia de Eucharistia V, 52).
Po jednym zdaniu
Jeśli dawniej wśród wiernych trudno było o literalną znajomość języka liturgii, co stało się przyczynkiem do powstania nie jednej pieśni kościelnej, litanii, nabożeństwa, czy mamy z tego powodu załamywać ręce? O ile ubożsi bylibyśmy bez np. „Gorzkich Żali”?
Nieprawdą jest, że w dawnej liturgii wierni byli karmieni Słowem Bożym w stopniu skromnym. Wystarczy wziąć do ręki Mszalik z lat 1962-1965, aby się o tym przekonać. Zapraszam Ojca na mszę w klasycznym rycie rzymskim odprawianą cyklicznie w jednym z kilkunastu miast Polski. Zapewne wszędzie tam słyszy się diakona śpiewającego lekcję i kapłana śpiewającego Ewangelię. Tuż przed kazaniem oba teksty odczytywane są po polsku. Dodając do tego śpiew Graduału i Alleluja mamy całkiem pokaźną strawę biblijną.
Ciekaw jestem na podstawie jakich badań twierdzi Ojciec, że łacina w sensie kulturowym „skończyła się” 200 lat po Trydencie? Czy współczesne dokumenty Kościoła sporządzane najpierw po łacinie również pozbawione są wartościowego przekazu? Czy Msza bł. Jana XXIII przywracana do łask przez Namiestnika Chrystusowego nie jest jednym z najpiękniejszych nośników chrześcijańskiej kultury? Jeśli nie, to wszystkich kompozytorów XVIII/XIX-wiecznych mszy łacińskich aż do czasów współczesnych, którzy „na siłę” odtwarzają relikty przeszłości, zamiast iść z duchem czasów, należałoby odłożyć do lamusa.
Msza święta z wystawionym Najświętszym Sakramentem to ewenement i, poza szczególnymi wypadkami, była zabroniona. Potwierdzały to wytyczne Świętej Kongregacji Obrzędów już z r. 1670, następnie z 1753. Wydaje się, że obecna swawola wielu celebransów odnośnie Świętych Postaci, zwłaszcza na Zachodzie, graniczy z bluźnierstwem albo już nim jest. Jako mieszkaniec Stanów Zjednoczonych myślę, że dostrzega Ojciec postępującą w tamtejszej ceremoniach dezintegrację.
Z tego co wiem słowa „hokus-pokus” w odniesieniu do Hoc est enim Corpus meum wymyślili protestanci, aby naśmiewać się z niby magicznych słów wypowiadanych podczas konsekracji. A przecież dla nas te słowa są święte, bo należą do naszego Pana i dotyczą najważniejszego momentu Ofiary eucharystycznej. W dawnych mszałach niektórzy kopiści nie umieszczali ich z obawy przed ich głośnym powtarzaniem przez pogan poza świątynią, a kapłani często musieli znać je na pamięć.
Polecam Ojcu śledzenie pisemnych i ustnych wypowiedzi Benedykta XVI poświęconych liturgii oraz wypowiedzi Jego najbliższych współpracowników: przewodniczących i członków Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Komisji „Ecclesia Dei”. Łódź Piotrowa nie zboczy z drogi, jeśli członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa będą z miłością i wiarą powierzać się Jej Sternikowi. Gdy będziemy posłuszni dobrym radom Ojca Świętego i Kościoła, któremu przewodzi, wówczas liturgia nie zginie. A zatem: Sentire cum Papa – sentire cum Ecclesia!
dr Adam Matyszewski – liturgista, katecheta, muzyk kościelny, członek Komisji ds. Muzyki Kościelnej Diecezji Płockiej i Towarzystwa Naukowego Płockiego, kierownik Płockiego Oddziału Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli Siedleckiego Centrum Edukacyjnego.
Drogi Ojcze Marku,
Myślę, że nie powinniśmy winić dawnej mszy za opieszałość celebrujących ją kapłanów, czy ministrantów wypowiadających regułki – „jak najprędzej”. Pewnie ani jednym ani drugim nie wpojono zbyt mocno prawdy o świętości, z jaką obcują podczas liturgii. Mimo to obawiam się, że obecny nowy porządek mszy sprzyja jeszcze większemu galopowi, bezmyślnemu odklepywaniu i trudnej do okiełznania kreatywności celebransów połączonej z szeregiem przemycanych nadużyć, będących wykroczeniem nawet wobec norm posoborowych.
Cisza – błogosławieństwem dla liturgii i człowieka
Tajemnica Mszy świętej musi pozostać tajemnicą, tak jak dawniej błogosławiona cisza Kanonu i słów konsekracji. Dlaczego milczano podczas Kanonu? Alegorycy odpowiadają: a. rozum ludzki nie jest w stanie zrozumieć tajemnicy eucharystycznej, b. dla uszanowania dla świętych słów, c. tajemnica ołtarza dopełnia się poprzez kapłana, a nie przez wiernych, d. Duch Świętych działa na ołtarzach Pańskich sposobem tajemnym, e. cicha modlitwa uprzytomnia głębię, niepojętość tajemnic odbywanych na ołtarzu oraz wielkość i podniosłość tajemnic ofiarnych.
Odmawianie wielu modlitw przez celebransa po cichu właściwe jest liturgii całego Kościoła – od Zachodu po Wschód. W każdej z nich jest miejsce na milczenie. Co do liturgii rzymskiej – zarówno przedsoborowe jak i posoborowe prawodawstwo liturgiczne rezerwuje dla ciszy poczesne miejsce. Czy obecnie na liturgii umiemy jeszcze przed Bogiem milczeć? „Gdyby mnie ktoś zapytał, pisał Romano Guardini, od czego zaczyna się życie liturgiczne, odpowiedziałbym wówczas: od tego, że człowiek uczy się ciszy”.
Odnowa czy rewolucja liturgiczna?
„Ta Msza, pisał przed laty jeden z liturgistów, przez księcia apostołów, niby młoda roślina do ogrodu Kościoła rzymskiego przyniesiona, za jego i jego następców staraniem, przy pomocy Ducha Przenajświętszego w wielkie drzewo się rozrosła; i chociaż jest w pniu zupełnie silna, przez wszystkie stulecia coraz nowsze gałęzie i kwiaty wypuszczała”.
Szkoda, że posoborowi reformatorzy postanowili przyciąć piękno drzewo zwane organicznym i wielowiekowym rozwojem liturgii do gołego pnia. Porównanie tekstów liturgii starożytnych pozwala wysunąć następujący wniosek: architekci nowej mszy nie dość, że w sposób dowolny czerpali z różnych źródeł to jeszcze ociosywali prastare teksty z ich duchowego piękna i wzniosłości. Wymownym tego dowodem jest okrojona w 1968 r. wersja kanonu św. Hipolita, obecna w novus ordo missae pod nazwą II Modlitwy Eucharystycznej. Historycznym nadwyrężeniem jest zatem twierdzenie „odnowa soborowa”. Żaden dokument soboru nie uzasadnia rewolucyjnych zmian w rycie rzymskim, które nastąpiły po Vaticanum II.
Nie zastanawiał się Ojciec nigdy, dlaczego Mszał Rzymski opublikowany przez Jana XXIII w przeddzień obrad soborowych (1962 r.) eksperci i protestanccy obserwatorzy wchodzący w skład tzw. Consilium uznali kilka lat później za niestosowny i postanowili go odłożyć ad calendas graecas? Czy tego chcieli i spodziewali się ojcowie soborowi, którzy przywitali obrady i pożegnali je mszą trydencką? Czy pragnęli wbrew Konstytucji o liturgii celebracji w języku pospolitym, a nie w znanej Kościołowi i będącej w użyciu od IV w. łacinie? Czy choćby jeden akapit Sacrosanctum Concilium sugeruje odejście kapłana od celebracji versus Deum na rzecz zwrócenia się do ludu a tyłem do Najświętszego Sakramentu?
Liturgia bliższa człowiekowi?
Cóż zyskaliśmy przez literalne zrozumienie słów wypowiadanych przez celebransa i wprowadzenie niezliczonej liczby aklamacji? Ilu wiernych ma świadomość, co dokonuje się na ołtarzu? Dla ilu z nich spotkanie z Chrystusem Eucharystycznym jest przemieniające? Czy po soborze i wielu eksperymentach liturgicznych widoczny jest wśród katolików postęp w wierze, nadziei i miłości? Czy widoczna jest odnowa serc i pogłębienie wiary w objawienie Chrystusowe, zapisane w depositum catholicae fidei, bardziej aktywne życie w Chrystusie, żywsze naśladowanie Go?
Jeśli będziemy patrzeć na mszę przez pryzmat własnych doświadczeń i subiektywnie uzasadnianych „potrzeb” pozostanie ona przedmiotem niekończącego się majsterkowania, jak to określił Benedykt XVI – ciągłym warsztatem. Takie myślenie i krótkowzroczne postrzeganie liturgii („po duszpastersku”) doprowadziło przez ostatnie 40 lat nie tylko do jej dezintegracji, ale również do jej niewłaściwego pojmowania poprzez przeakcentowanie pierwiastka ludzkiego ze stratą dla prawdziwie pokornej relacji z Przedwiecznym. A przecież jak się modlimy, tak wierzymy i tak żyjemy (lex orandi – lex credendi – lex vivendi).
Przejmująco brzmi apel Jana Pawła II, który prosił, „ażeby podczas sprawowania Ofiary eucharystycznej normy liturgiczne były zachowywane z wielką wiernością. Są one konkretnym wyrazem autentycznej eklezjalności Eucharystii; takie jest ich najgłębsze znaczenie. Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica. (…) Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła” (Ecclesia de Eucharistia V, 52).
Po jednym zdaniu
Jeśli dawniej wśród wiernych trudno było o literalną znajomość języka liturgii, co stało się przyczynkiem do powstania nie jednej pieśni kościelnej, litanii, nabożeństwa, czy mamy z tego powodu załamywać ręce? O ile ubożsi bylibyśmy bez np. „Gorzkich Żali”?
Nieprawdą jest, że w dawnej liturgii wierni byli karmieni Słowem Bożym w stopniu skromnym. Wystarczy wziąć do ręki Mszalik z lat 1962-1965, aby się o tym przekonać. Zapraszam Ojca na mszę w klasycznym rycie rzymskim odprawianą cyklicznie w jednym z kilkunastu miast Polski. Zapewne wszędzie tam słyszy się diakona śpiewającego lekcję i kapłana śpiewającego Ewangelię. Tuż przed kazaniem oba teksty odczytywane są po polsku. Dodając do tego śpiew Graduału i Alleluja mamy całkiem pokaźną strawę biblijną.
Ciekaw jestem na podstawie jakich badań twierdzi Ojciec, że łacina w sensie kulturowym „skończyła się” 200 lat po Trydencie? Czy współczesne dokumenty Kościoła sporządzane najpierw po łacinie również pozbawione są wartościowego przekazu? Czy Msza bł. Jana XXIII przywracana do łask przez Namiestnika Chrystusowego nie jest jednym z najpiękniejszych nośników chrześcijańskiej kultury? Jeśli nie, to wszystkich kompozytorów XVIII/XIX-wiecznych mszy łacińskich aż do czasów współczesnych, którzy „na siłę” odtwarzają relikty przeszłości, zamiast iść z duchem czasów, należałoby odłożyć do lamusa.
Msza święta z wystawionym Najświętszym Sakramentem to ewenement i, poza szczególnymi wypadkami, była zabroniona. Potwierdzały to wytyczne Świętej Kongregacji Obrzędów już z r. 1670, następnie z 1753. Wydaje się, że obecna swawola wielu celebransów odnośnie Świętych Postaci, zwłaszcza na Zachodzie, graniczy z bluźnierstwem albo już nim jest. Jako mieszkaniec Stanów Zjednoczonych myślę, że dostrzega Ojciec postępującą w tamtejszej ceremoniach dezintegrację.
Z tego co wiem słowa „hokus-pokus” w odniesieniu do Hoc est enim Corpus meum wymyślili protestanci, aby naśmiewać się z niby magicznych słów wypowiadanych podczas konsekracji. A przecież dla nas te słowa są święte, bo należą do naszego Pana i dotyczą najważniejszego momentu Ofiary eucharystycznej. W dawnych mszałach niektórzy kopiści nie umieszczali ich z obawy przed ich głośnym powtarzaniem przez pogan poza świątynią, a kapłani często musieli znać je na pamięć.
Polecam Ojcu śledzenie pisemnych i ustnych wypowiedzi Benedykta XVI poświęconych liturgii oraz wypowiedzi Jego najbliższych współpracowników: przewodniczących i członków Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Komisji „Ecclesia Dei”. Łódź Piotrowa nie zboczy z drogi, jeśli członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa będą z miłością i wiarą powierzać się Jej Sternikowi. Gdy będziemy posłuszni dobrym radom Ojca Świętego i Kościoła, któremu przewodzi, wówczas liturgia nie zginie. A zatem: Sentire cum Papa – sentire cum Ecclesia!
dr Adam Matyszewski – liturgista, katecheta, muzyk kościelny, członek Komisji ds. Muzyki Kościelnej Diecezji Płockiej i Towarzystwa Naukowego Płockiego, kierownik Płockiego Oddziału Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli Siedleckiego Centrum Edukacyjnego.