Najnowszy numer pisma Liturgia Sacra, półrocznika wydziału teologicznego Uniwersytetu Opolskiego, rok 14/2008, nr 2(32), poświęcony został w części motu proprio Summorum Pontificum z 7 lipca 2007 r. Na łamach periodyku zamieszczono tekst dokumentu Benedykta XVI, papieski List do biskupów oraz Wskazania Episkopatu Polski. Te trzy akty uzupełnia komentarz, autorstwa redaktora naczelnego pisma, ks. Helmuta Jana Sobeczki, opublikowany pod tytułem „Ciągłość tradycji w Mszałach rzymskich z 1570 i 1970 roku. Na marginesie motu proprio Benedykta XVI Summorum Pontificum”. Jest to jedyny głos kapłana-liturgisty, który został zamieszczony do tej pory na łamach wspomnianego pisma, poruszający tematykę dokumentu uważanego przez wielu za jeden z najważniejszych w pontyfikacie obecnego papieża. Przyczyna tego osamotnienia oraz fakt, że ukazał się on niemal po 2 latach od ogłoszenia motu proprio stają się zrozumiałe wraz z lekturą artykułu. Klimat, który w nim przeważa pozwala odczuć, jak papieskie rozporządzenie zostało przyjęte w pewnych kręgach katolickich liturgistów i jakie mechanizmy obronne zostały następnie uruchomione.
Myliłby się ten, kto rozpocznie lekturę artykułu ks. Sobeczki z nadzieją na odnalezienie w nim merytorycznego rozwinięcia postawionego w tytule problemu. Mówiąc kolokwialnie jedyny cel, jaki przyświecał autorowi określić można jako „bezpardonowe zdyskredytowanie liturgii tradycyjnej”. Pomimo powoływania się przez niego w pierwszym rozdziale na słowa Summorum Pontificum i dowodzenia, że „oba mszały wyrażają tą samą duchowość i wizję Kościoła”, cel ten stara się on osiągnąć poprzez deprecjonowanie Mszału św. Piusa V, który rzekomo „nie zawiera całej tradycji liturgicznej”. Kilkakrotnie ks. Sobeczko przeciwstawia mu nowy Mszał, który jego zdaniem z kolei pogłębia dotychczasową naukę Kościoła i uzupełnia ją o nowe akcenty.
Mszał z 1570 r. przedstawiany jest przez autora omawianego tekstu, jako owoc badań prowadzonych nad liturgią w szesnastym stuleciu. Tak powstały produkt odniesiony został do Mszału Pawła VI, ogłoszonego z kolei po zakończeniu badań dwudziestowiecznych. Przewaga tego ostatniego jest oczywista i wynika z wykorzystania w tych badaniach zupełnie nowej i nieznanej dotychczas wiedzy na temat liturgii. Takie założenie upoważnia autora do stawiania dwóch Mszałów na jednakowej płaszczyźnie, jako zbioru pewnych skodyfikowanych przepisów, oderwanych zupełnie od realnego życia, mówiących jedynie, w jaki sposób należy akurat odprawiać Mszę św. Tymczasem Mszał św. Piusa V nie jest efektem pracy komisji ekspertów, w przeciwieństwie do Mszału Pawła VI. Zwrócił na to uwagę kard. Ratzinger w książce Moje Życie. Wspomnienia z lat 1927-1977 pisząc, że nowy Mszał, był „produktem specjalistycznej erudycji i jurysdykcyjnej kompetencji”. Natomiast: „Mszał Piusa V jako stworzony przez niego, w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje jedynie przeróbka nakazana przez Piusa V jako jedna z faz długiego procesu rozwoju historycznego”. Obecny papież pisze dalej: „ogłoszenie o zakazaniu mszału, który był wypracowywany przez wieki, poczynając od czasów sakramentarzy Kościoła starożytnego, spowodowało wyłom w historii liturgii, a jego następstwa mogły być tylko tragiczne”. Autor dokonuje więc fałszywego zabiegu pytając retorycznie: „w jakim stopniu z tradycji Ojców Kościoła skorzystano czterysta lat temu, a w jakim po II Soborze Watykańskim?” i odpowiadając „trydencki Mszał nie uwzględnił całej tradycji”, gdyż św. Pius V reformując Mszał nie miał na celu kreowania rytu Mszy św. Mszał z 1570 r., korygując rzeczy drugorzędne, zachował w całości strukturę Mszy św. nadaną jej przez św. Grzegorza Wielkiego (590-604), kiedy to w późnej starożytności zaczęto w ogóle kodyfikować księgi liturgiczne.
Z błędnym założeniem, o którym mowa wyżej, wiąże się zupełnie błędne rozumienie przez ks. Sobeczkę pojęcia tradycji liturgicznej. Nie traktuje on jej bowiem dynamicznie, jako trwałego procesu wzrostu, gdzie jedna forma wypływa z innej, zwyczaje rodzą się stopniowo i zanikają powoli, będąc zawsze zakorzenione w źródle sięgającym czasów, w których ginie ludzka pamięć, a z którym dzisiejsze formy powiązane są wyraźnymi i konsekwentnymi ogniwami. Autor wydaje się rozumieć pojęcie tradycji statycznie. Tradycja dla niego to coś, co było praktykowane przez pierwszych chrześcijan. Bardziej tradycyjne będzie więc to, co zbliża się do ideału wyjętego żywcem z czasów apostolskich, a mniej tradycyjne, co od tego wzorca odbiega. Z tego punktu widzenia nowy Mszał wydaje się w rzeczywistości być bliższy tak pojętej „tradycji”. Ks. Sobeczko wymienia w swoim artykule znamiona tej „tradycyjności”, do których zalicza: języki narodowe, dowartościowanie słowa Bożego, przywrócenie modlitwy powszechnej, wprowadzenie nowych modlitw eucharystycznych, Komunia pod dwiema postaciami i na rękę. Brakuje jeszcze tutaj takich elementów tradycyjnych, praktykowanych przez pierwszych chrześcijan, jak: wyeliminowanie podniesienia i pozycji klęczącej, stosowanie szat liturgicznych nieróżniących się od zwykłych szat świeckich, a nawet zaprzestanie używania symbolu krzyża, itp. Przed takim pojęciem „tradycji liturgicznej” przestrzegał już Pius XII w encyklice Mediator Dei, nazywając ją mianem „archeologizmu”. Polegać on miał wg niego na „nadmiernym zapale wskrzeszania starożytności w zakresie liturgii”. O takich "profesorach-archeologistach" mówił także kard. Ratzinger w wywiadzie pt. "Raport o stanie wiary": "Uważają oni, że wszystko co stało się w Kościele po Grzegorzu I Wielkim, jest do wyeliminowania jako niepotrzebny ozdobnik, znak dekadencji. Jako kryterium odnowy liturgicznej przyjęli oni to, ‘jak było kiedyś’, zamiast tego, ‘jak powinno być dziś’. Zapomina się, że Kościół jest żywy i nie może ograniczać swej liturgii tylko do form, które powstały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W rzeczywistości Kościół średniowiecza (a także w pewnych wypadkach Kościół w czasach baroku) pogłębiał swą świadomość liturgiczną, zachowując to, co dobre. Powinniśmy teraz i my, katolicy, głębiej uświadomić sobie, na czym polega wartość dziedzictwa jedynie nam powierzonego. Sama archaizacja niczemu w Kościele nie służy, jak również nie służy niczemu w Kościele sama modernizacja".
Tymczasem podległość tradycji liturgicznej, tak jak ją zawsze rozumiano w Kościele, wzorcowo wyraża Mszał św. Piusa V. Wraz ze swoją promulgacją przekazał on tę tradycję w sposób nieprzerwany od czasów apostolskich, nie odrzucił niczego, co miało w tej tradycji ugruntowaną pozycję, potwierdził wszelkie stare i znane obrządki liturgiczne, ujednolicił jedynie to co było od zawsze powszechnie praktykowane, przy wyeliminowaniu wkradających się tu i ówdzie nadużyć.
Wskazane wyżej cechy nowego Mszału nie są jedynymi, które wzbudzają kontrowersje dotyczące jego zakorzenienia w tradycji liturgicznej Kościoła. Pius XII w encyklice Mediator Dei pisze, że „liturgia dawnych wieków jest niewątpliwie godna szacunku. Nie należy jednak mniemać, iż dawny zwyczaj, dlatego tylko że tchnie starożytnością, jest przydatniejszy i lepszy, czy to sam przez się, czy to w odniesieniu do późniejszych czasów i nowych warunków. Także nowe obrzędy liturgiczne są godne szacunku i zachowania, gdyż powstały pod natchnieniem Ducha Świętego, który w każdym czasie aż do końca świata jest obecny w Kościele; są one w równym stopniu środkami, którymi przeczysta Oblubienica Jezusa Chrystusa posługuje się dla ożywienia i zapewnienia świętości ludzi”. Papież pisał te słowa, gdy pewien źle pojęty nurt ruchu liturgicznego dążył do podważenia ortodoksyjności ówczesnej liturgii katolickiej, oprawianej właśnie według Mszału trydenckiego. Do jego dorobku wydaje się dokładnie odwoływać tym razem ks. Sobeczko, ustawicznie wskazując, że tradycyjna liturgia wykazywała podczas swojego istnienia na przestrzeni wieków liczne braki, była niepełna, niezgodna z tradycją Ojców, itp. Tak jakby właśnie owo natchnienie Ducha Świętego nie było w każdym czasie obecne w Kościele i pozwał On na posługiwanie się w Kościele jakąś wadliwą liturgią. Można zadać przewrotne pytanie, czy świętość tak ogromnych rzesz chrześcijan, ukształtowana przez setki lat właśnie poprzez liturgię trydencką, też posiadała pewne braki?
Odmienną cechą antytradycyjności Mszału Pawła VI był sam sposób jego wprowadzenia w życie. Mszał św. Piusa V został zastąpiony Mszałem Pawła VI praktycznie z dnia na dzień, zaczął po prostu obowiązywać od pierwszej niedzieli Adwentu 1969 r. Kard. Ratzinger tak opisuje ten moment: „Drugim wielkim wydarzeniem z początkowych lat mojego pobytu w Ratyzbonie było opublikowanie mszału Pawła VI. Wiązało się to z prawie całkowitym zakazem używania dotychczasowego mszału, po sześciomiesięcznym okresie przejściowym [...] Byłem zaniepokojony zakazem używania starego mszału, ponieważ nic takiego nie wydarzyło się nigdy w całej historii liturgii.” Warto przypomnieć, że św. Pius V ogłaszając bullę promulgującą Mszał trydencki dopuścił dalsze stosowanie w Kościele wszystkich Mszałów, używanych dłużej jak 200 lat.
Nie przeczę, że nowy Mszał zawiera pewne elementy, które wzbogacają katolicką liturgię, ale ich ocena i sposób zastosowania wymaga sprawiedliwej i rzeczowej analizy. Oprócz bogactw nowy Mszał ma też liczne wady, do których można zaliczyć brak Offertorium, praktyczne wyeliminowanie Kanonu, zupełny zanik chorału gregoriańskiego i łaciny, nacisk na nadmierną kreatywność kapłana, problem z ukierunkowaniem modlitwy, itd.
Mimo, iż ks. Sobeczko na wstępie deklaruje się bronić w swoim artykule tezy o równorzędności dwóch Mszałów rzymskich, to jego artykuł zawiera otwartą krytykę Mszału tradycyjnego i apologię Mszału zreformowanego. Brak jest w nim obiektywnej analizy bogactwa obu Mszałów. Wydaje się, że ks. Sobeczko przeoczył fragmenty Listu Benedykta XVI wystosowanego do biskupów z okazji opublikowania Summorum Pontificum: „to, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe” i dalej: „obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać”. Zamiast profesjonalnego komentarza do papieskiego motu proprio otrzymaliśmy więc powtórzenie jednostronnych poglądów, w najgorszym stylu pierwszych lat gorączkowego wprowadzania reformy liturgicznej i brutalnego zakazywania posługiwania się starym Mszałem. Ks. Sobeczko nie stara się nawet zrozumieć intencji Ojca Świętego Benedykta XVI, które przyświecały mu przy publikowaniu dokumentu. Niestety takie podejście wpisuje się w tło publicznej debaty na temat Summorum Pontificum toczącej się w kręgach polskich liturgistów, którą można raczej nazwać precyzyjniej – zmową milczenia. Ks. Sobeczko kończy artykuł słowami: „Potrzeba zatem nam wszystkim więcej dobrej woli i lepszej znajomości rzeczy”. Proponujemy zacząć od wprowadzenia w opolskim Seminarium Duchownym obowiązkowej nauki celebracji Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, zgodnie z życzeniem Ojca Świętego, który pragnie, aby każdy kapłan miał możliwość jej odprawiania.
Myliłby się ten, kto rozpocznie lekturę artykułu ks. Sobeczki z nadzieją na odnalezienie w nim merytorycznego rozwinięcia postawionego w tytule problemu. Mówiąc kolokwialnie jedyny cel, jaki przyświecał autorowi określić można jako „bezpardonowe zdyskredytowanie liturgii tradycyjnej”. Pomimo powoływania się przez niego w pierwszym rozdziale na słowa Summorum Pontificum i dowodzenia, że „oba mszały wyrażają tą samą duchowość i wizję Kościoła”, cel ten stara się on osiągnąć poprzez deprecjonowanie Mszału św. Piusa V, który rzekomo „nie zawiera całej tradycji liturgicznej”. Kilkakrotnie ks. Sobeczko przeciwstawia mu nowy Mszał, który jego zdaniem z kolei pogłębia dotychczasową naukę Kościoła i uzupełnia ją o nowe akcenty.
Mszał z 1570 r. przedstawiany jest przez autora omawianego tekstu, jako owoc badań prowadzonych nad liturgią w szesnastym stuleciu. Tak powstały produkt odniesiony został do Mszału Pawła VI, ogłoszonego z kolei po zakończeniu badań dwudziestowiecznych. Przewaga tego ostatniego jest oczywista i wynika z wykorzystania w tych badaniach zupełnie nowej i nieznanej dotychczas wiedzy na temat liturgii. Takie założenie upoważnia autora do stawiania dwóch Mszałów na jednakowej płaszczyźnie, jako zbioru pewnych skodyfikowanych przepisów, oderwanych zupełnie od realnego życia, mówiących jedynie, w jaki sposób należy akurat odprawiać Mszę św. Tymczasem Mszał św. Piusa V nie jest efektem pracy komisji ekspertów, w przeciwieństwie do Mszału Pawła VI. Zwrócił na to uwagę kard. Ratzinger w książce Moje Życie. Wspomnienia z lat 1927-1977 pisząc, że nowy Mszał, był „produktem specjalistycznej erudycji i jurysdykcyjnej kompetencji”. Natomiast: „Mszał Piusa V jako stworzony przez niego, w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje jedynie przeróbka nakazana przez Piusa V jako jedna z faz długiego procesu rozwoju historycznego”. Obecny papież pisze dalej: „ogłoszenie o zakazaniu mszału, który był wypracowywany przez wieki, poczynając od czasów sakramentarzy Kościoła starożytnego, spowodowało wyłom w historii liturgii, a jego następstwa mogły być tylko tragiczne”. Autor dokonuje więc fałszywego zabiegu pytając retorycznie: „w jakim stopniu z tradycji Ojców Kościoła skorzystano czterysta lat temu, a w jakim po II Soborze Watykańskim?” i odpowiadając „trydencki Mszał nie uwzględnił całej tradycji”, gdyż św. Pius V reformując Mszał nie miał na celu kreowania rytu Mszy św. Mszał z 1570 r., korygując rzeczy drugorzędne, zachował w całości strukturę Mszy św. nadaną jej przez św. Grzegorza Wielkiego (590-604), kiedy to w późnej starożytności zaczęto w ogóle kodyfikować księgi liturgiczne.
Z błędnym założeniem, o którym mowa wyżej, wiąże się zupełnie błędne rozumienie przez ks. Sobeczkę pojęcia tradycji liturgicznej. Nie traktuje on jej bowiem dynamicznie, jako trwałego procesu wzrostu, gdzie jedna forma wypływa z innej, zwyczaje rodzą się stopniowo i zanikają powoli, będąc zawsze zakorzenione w źródle sięgającym czasów, w których ginie ludzka pamięć, a z którym dzisiejsze formy powiązane są wyraźnymi i konsekwentnymi ogniwami. Autor wydaje się rozumieć pojęcie tradycji statycznie. Tradycja dla niego to coś, co było praktykowane przez pierwszych chrześcijan. Bardziej tradycyjne będzie więc to, co zbliża się do ideału wyjętego żywcem z czasów apostolskich, a mniej tradycyjne, co od tego wzorca odbiega. Z tego punktu widzenia nowy Mszał wydaje się w rzeczywistości być bliższy tak pojętej „tradycji”. Ks. Sobeczko wymienia w swoim artykule znamiona tej „tradycyjności”, do których zalicza: języki narodowe, dowartościowanie słowa Bożego, przywrócenie modlitwy powszechnej, wprowadzenie nowych modlitw eucharystycznych, Komunia pod dwiema postaciami i na rękę. Brakuje jeszcze tutaj takich elementów tradycyjnych, praktykowanych przez pierwszych chrześcijan, jak: wyeliminowanie podniesienia i pozycji klęczącej, stosowanie szat liturgicznych nieróżniących się od zwykłych szat świeckich, a nawet zaprzestanie używania symbolu krzyża, itp. Przed takim pojęciem „tradycji liturgicznej” przestrzegał już Pius XII w encyklice Mediator Dei, nazywając ją mianem „archeologizmu”. Polegać on miał wg niego na „nadmiernym zapale wskrzeszania starożytności w zakresie liturgii”. O takich "profesorach-archeologistach" mówił także kard. Ratzinger w wywiadzie pt. "Raport o stanie wiary": "Uważają oni, że wszystko co stało się w Kościele po Grzegorzu I Wielkim, jest do wyeliminowania jako niepotrzebny ozdobnik, znak dekadencji. Jako kryterium odnowy liturgicznej przyjęli oni to, ‘jak było kiedyś’, zamiast tego, ‘jak powinno być dziś’. Zapomina się, że Kościół jest żywy i nie może ograniczać swej liturgii tylko do form, które powstały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. W rzeczywistości Kościół średniowiecza (a także w pewnych wypadkach Kościół w czasach baroku) pogłębiał swą świadomość liturgiczną, zachowując to, co dobre. Powinniśmy teraz i my, katolicy, głębiej uświadomić sobie, na czym polega wartość dziedzictwa jedynie nam powierzonego. Sama archaizacja niczemu w Kościele nie służy, jak również nie służy niczemu w Kościele sama modernizacja".
Tymczasem podległość tradycji liturgicznej, tak jak ją zawsze rozumiano w Kościele, wzorcowo wyraża Mszał św. Piusa V. Wraz ze swoją promulgacją przekazał on tę tradycję w sposób nieprzerwany od czasów apostolskich, nie odrzucił niczego, co miało w tej tradycji ugruntowaną pozycję, potwierdził wszelkie stare i znane obrządki liturgiczne, ujednolicił jedynie to co było od zawsze powszechnie praktykowane, przy wyeliminowaniu wkradających się tu i ówdzie nadużyć.
Wskazane wyżej cechy nowego Mszału nie są jedynymi, które wzbudzają kontrowersje dotyczące jego zakorzenienia w tradycji liturgicznej Kościoła. Pius XII w encyklice Mediator Dei pisze, że „liturgia dawnych wieków jest niewątpliwie godna szacunku. Nie należy jednak mniemać, iż dawny zwyczaj, dlatego tylko że tchnie starożytnością, jest przydatniejszy i lepszy, czy to sam przez się, czy to w odniesieniu do późniejszych czasów i nowych warunków. Także nowe obrzędy liturgiczne są godne szacunku i zachowania, gdyż powstały pod natchnieniem Ducha Świętego, który w każdym czasie aż do końca świata jest obecny w Kościele; są one w równym stopniu środkami, którymi przeczysta Oblubienica Jezusa Chrystusa posługuje się dla ożywienia i zapewnienia świętości ludzi”. Papież pisał te słowa, gdy pewien źle pojęty nurt ruchu liturgicznego dążył do podważenia ortodoksyjności ówczesnej liturgii katolickiej, oprawianej właśnie według Mszału trydenckiego. Do jego dorobku wydaje się dokładnie odwoływać tym razem ks. Sobeczko, ustawicznie wskazując, że tradycyjna liturgia wykazywała podczas swojego istnienia na przestrzeni wieków liczne braki, była niepełna, niezgodna z tradycją Ojców, itp. Tak jakby właśnie owo natchnienie Ducha Świętego nie było w każdym czasie obecne w Kościele i pozwał On na posługiwanie się w Kościele jakąś wadliwą liturgią. Można zadać przewrotne pytanie, czy świętość tak ogromnych rzesz chrześcijan, ukształtowana przez setki lat właśnie poprzez liturgię trydencką, też posiadała pewne braki?
Odmienną cechą antytradycyjności Mszału Pawła VI był sam sposób jego wprowadzenia w życie. Mszał św. Piusa V został zastąpiony Mszałem Pawła VI praktycznie z dnia na dzień, zaczął po prostu obowiązywać od pierwszej niedzieli Adwentu 1969 r. Kard. Ratzinger tak opisuje ten moment: „Drugim wielkim wydarzeniem z początkowych lat mojego pobytu w Ratyzbonie było opublikowanie mszału Pawła VI. Wiązało się to z prawie całkowitym zakazem używania dotychczasowego mszału, po sześciomiesięcznym okresie przejściowym [...] Byłem zaniepokojony zakazem używania starego mszału, ponieważ nic takiego nie wydarzyło się nigdy w całej historii liturgii.” Warto przypomnieć, że św. Pius V ogłaszając bullę promulgującą Mszał trydencki dopuścił dalsze stosowanie w Kościele wszystkich Mszałów, używanych dłużej jak 200 lat.
Nie przeczę, że nowy Mszał zawiera pewne elementy, które wzbogacają katolicką liturgię, ale ich ocena i sposób zastosowania wymaga sprawiedliwej i rzeczowej analizy. Oprócz bogactw nowy Mszał ma też liczne wady, do których można zaliczyć brak Offertorium, praktyczne wyeliminowanie Kanonu, zupełny zanik chorału gregoriańskiego i łaciny, nacisk na nadmierną kreatywność kapłana, problem z ukierunkowaniem modlitwy, itd.
Mimo, iż ks. Sobeczko na wstępie deklaruje się bronić w swoim artykule tezy o równorzędności dwóch Mszałów rzymskich, to jego artykuł zawiera otwartą krytykę Mszału tradycyjnego i apologię Mszału zreformowanego. Brak jest w nim obiektywnej analizy bogactwa obu Mszałów. Wydaje się, że ks. Sobeczko przeoczył fragmenty Listu Benedykta XVI wystosowanego do biskupów z okazji opublikowania Summorum Pontificum: „to, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe” i dalej: „obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać”. Zamiast profesjonalnego komentarza do papieskiego motu proprio otrzymaliśmy więc powtórzenie jednostronnych poglądów, w najgorszym stylu pierwszych lat gorączkowego wprowadzania reformy liturgicznej i brutalnego zakazywania posługiwania się starym Mszałem. Ks. Sobeczko nie stara się nawet zrozumieć intencji Ojca Świętego Benedykta XVI, które przyświecały mu przy publikowaniu dokumentu. Niestety takie podejście wpisuje się w tło publicznej debaty na temat Summorum Pontificum toczącej się w kręgach polskich liturgistów, którą można raczej nazwać precyzyjniej – zmową milczenia. Ks. Sobeczko kończy artykuł słowami: „Potrzeba zatem nam wszystkim więcej dobrej woli i lepszej znajomości rzeczy”. Proponujemy zacząć od wprowadzenia w opolskim Seminarium Duchownym obowiązkowej nauki celebracji Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, zgodnie z życzeniem Ojca Świętego, który pragnie, aby każdy kapłan miał możliwość jej odprawiania.