piątek, 4 września 2009

Obrzędy dla umierających (cz. II/V) — Różnice w formach

Zacznijmy może od tego, czym różni się obrzęd tradycyjny namaszczenia od obrzędu Pawła VI ogłoszonego w listopadzie 1972r. Otóż, pod wieloma względami. Można by nawet rzec, że spośród wszystkich siedmiu obrzędów sakramentalnych, to właśnie obrzęd Ostatniego Namaszczenia ucierpiał najbardziej z powodu zmian posoborowych. Jest tak dlatego, że pośród siedmiu sakramentów wprowadzone zmiany odnoszą się nie tylko modlitw dotyczących esencji sakramentalnego aktu, lecz także samej formy sakramentalnej oraz materii bliższej. Nim jednak przejdę do sedna sprawy, przyjrzyjmy się ogólnej strukturze każdego z nich.

Nowsza forma namaszczenia jest wyraźnie pojmowana jako celebracja wspólnotowa, na co wskazują poniższe cechy. Po powitalnym pozdrowieniu kapłan ma pouczyć „wszystkich obecnych” o naturze sakramentu. Po powitaniu następuje wspólnotowy ryt penitencjarny, podobny do tego z Mszału Pawła VI, a po nim czytanie, które może przeczytać albo kapłan albo ktoś z obecnych, po czym przechodzi się do odmówienia tzw. litanii za chorego („litanii namaszczenia”), składającej się z krótkich modlitw polecających, które kapłan może dostosować odpowiednio do stanu chorego. Obecni mają zaś odpowiadać na każde wezwanie słowami: Te rogamus audi nos lub w języku narodowym: Panie zmiłuj się. Następnie kapłan nakłada ręce, po czym następuje dziękczynienie nad świętym olejem, zawierające odpowiedź Benedictus Deus, która ma być powtórzona trzy razy przez zgromadzonych w różnych trzech momentach dziękczynienia. Wedle tłumaczenia ICEL (Międzynarodowej Komisji ds. Języka Angielskiego w Liturgii) odpowiedź ma brzmieć: „Niech będzie błogosławiony Bóg, który leczy nas w Chrystusie”.

Potem następuje właściwe namaszczenie z modlitwą na zakończenie, tj. wspólnotową recytacją Ojcze Nasz, zakończone błogosławieństwem wszystkich obecnych.

Intencją twórców nowego obrzędu namaszczenia było możliwie największe „uwspólnotowienie” go, za pomocą włączenia wszystkich obecnych do akcji liturgicznej; mamy do czynienia z tą samą motywacją, co przy opracowywaniu Novus Ordo Missae. Jak wielki w praktyce okazał się odniesiony sukces to kolejna zagadka: szanse na to, że zwykły katolik uczęszczający na Mszę św. będzie znał właściwą odpowiedź na „modlitwę dziękczynną nad olejem” są bardzo niewielkie; do tego wszyscy obecni przy chorym to często niestety katolicy, którzy odeszli od Kościoła lub w ogóle ludzie, którzy nie są katolikami i którzy nie potrafią odmówić Confiteor.


Kolejna cecha nowego obrzędu to dostępność różnych możliwości. Nie tylko dostępne są różne czytania z pisma św. lecz różne modlitwy po namaszczeniu w zależności od tego, czy chory jest niesprawny z racji starczego wieku, choroby czy znajduje się już w obliczu śmierci — in articulo mortis. Jedna spośród ww. wielu modlitw pochodzi z tradycyjnego obrzędu namaszczenia — pozostałe zaś to nowinki. Zatem ponownie mamy do czynienia z różnymi formami pozdrowienia oraz rytu penitencjarnego tak jak ma to miejsce w Novus Ordo Missae oraz różnymi formami błogosławieństwa na zakończenie.

Tak zatem wyglądają powyższe dwie cechy strukturalne współczesnego obrzędu: pierwszy to sakrament jako wspólnotowa celebracja, drugi zaś to dostępność różnych możliwości lub nawet możliwość improwizowania w czasie odmawiania litanii za chorego.

Wszystko to kontrastuje uderzająco z tradycyjnym obrzędem Ostatniego Namaszczenia. Po pierwsze, obrzęd tradycyjny sakramentu ma coś w sobie, co moglibyśmy nazwać wyczuciem wertykalnym vs. horyzontalnego, tj. punkt ciężkości spoczywa na chorym i niebieskim miłosierdziu oraz na relacji pomiędzy tymi dwoma. W starszej formie sakramentu kapłan nie zwraca się do obecnych lecz do chorego lub do Boga.

Po wtóre, obrzęd nie zezwala na różne wersje sakramentu, a cóż dopiero na improwizowanie. Odmawia się te same modlitwy bez względu na to, czy chory jest już w stanie agonalnym czy jeszcze w krytycznym.