Poniżej zamieszczamy fragment wywiadu, który udzielił ks. bp Jean-Pierre Batut dla jednej z francuskich gazet. Przypominamy, że bp Batut został mianowany 28 listopada przez papieża Benedykta XVI biskupem pomocniczym Diecezji Lyon, zaś 10 stycznia przyjął sakrę biskupią z rąk kard. Barbarina. Na naszym portalu pisaliśmy o nim w tekście pt. Papież docenił proboszcza.
28 listopada Ojciec Święty mianował Księdza biskupem pomocniczym Lyonu oraz biskupem tytularnym (jak to się kiedyś mówiło in partibus) Ressiany. Jak się Ksiądz dowiedział o tej nominacji i jaka była Jego reakcja?
Byłem zupełnie oszołomiony. Poprosiłem, aby dano mi trochę czasu do namysłu, żebym mógł się pomodlić i poradzić mojego kierownika duchowego. Pomógł mi on rozważyć tę sprawę i odpowiedzieć na nią w moim sumieniu. Od tej pory żyję w pokoju, choć towarzyszą temu pokojowi pewne obawy: w jaki sposób mógłbym nie odczuwać rozdźwięku między ograniczeniami natury ludzkiej a tym, czego żąda ode mnie Kościół? I na odwrót: jakże mógłbym nie zaufać Kościołowi, który obdarowuje mnie pełnią kapłaństwa, abym wypełnił misję, którą mi powierza?
W chwili nominacji był Ksiądz od nieco ponad roku proboszczem parafii św. Eugeniusza i św. Cecylii. Ta paryska parafia wyróżnia się tym, że już dwadzieścia lat odprawia się w niej obydwie formy rytu rzymskiego, co czyni z niej pionierkę w skali całej Francji. Jak podsumowałby Ksiądz biskup ów szczególny apostolat, w którym współistnieją ze sobą, w jednej parafii dwie formy rytu rzymskiego?
Owo współistnienie dwóch form liturgii jest dla mnie kairos (czas albo miejsce odpowiednie na wypowiedzenie albo zrobienie czegoś) obecnego pontyfikatu. Poza tym, jako ważny sprawdzian katolickości, jest wielką szansą dla wspólnoty parafialnej. Nie chodzi o to, żeby zwyczajnie ustępować tym, którzy wolą modlić się inaczej niż ja, chodzi o zainteresowanie się powodami, jakie ku temu mają. Za to jestem szczególnie wdzięczny parafianom od św. Eugeniusza, którzy korzystając z prawa do wyboru pewnej formy liturgicznej, przychodzą również na msze według drugiej formy. Na odwrót, ci, na szczęście bardzo nieliczni, którzy za nic w świecie nie przyszliby na mszę inną niż ta, do której przylgnęli, wyrażają przez to wprost lub pośrednio przekonanie, że ostatni Sobór dokonał zerwania z tradycją. Pogląd taki jest nie do przyjęcia. Myślę sobie, że wynika on z ignorancji co do tego, czym jest Tradycja Kościoła i tego, czym jest sobór powszechny.
Co Księdzu Biskupowi osobiście dało odprawianie wg formy nadzwyczajnej? Przecież nie znał jej Ksiądz zanim się jej nie nauczył, zostawszy proboszczem św. Eugeniusza i św. Cecylii.
Pod każdym względem odkrycie liturgii trydenckiej było pozytywne. Dzięki niej dostrzegłem, że ta liturgia, w której nie brak powtórzeń to sprawa w pierwszym rzędzie miłości, dopiero później rozumowania (co nie przeszkadza w Kanonie prosić Boga, aby ofiara stała się rationabilis). Dalej, dzięki niej zrozumiałem również ducha liturgii wschodnich, których nasz zachodni, racjonalny umysł nie pojmuje, mają one jednak z liturgią trydencką wiele punktów stycznych.
Jednocześnie, bardziej niż poprzednio dziękuję za ten bezcenny dar, jakim jest tzw. Msza Pawła VI. Cztery pierwsze modlitwy eucharystyczne są cudowne, przyznaję, że mam słabość do czwartej, która pośród licznego dziękczynienia Bogu Ojcu, opowiada całą historię zbawienia. Jeśli chodzi o bogactwo lekcjonarza, to ma ono nie tylko charakter ilościowy, ale pozwala nam w trzyletnim cyklu czytań, dzięki ciągłej lekturze Ewangelii podążać tą duchową drogą, którą wyznacza nam ewangelista, abyśmy poszli za Chrystusem.
Jaką dewizę biskupią wybrał Ksiądz i dlaczego?
Wahałem się pomiędzy „Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciwko tym, których Bóg wybrał?” (Rz 8, 33) a „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?” (Rz 8, 31). Wybór padł na tę drugą, bo wydała mi się szersza. Wybrałem ją przede wszystkim dlatego, że ósmy rozdział Listu do Rzymian stanowi dla mnie apogeum św. Pawła, co nie jest przesadą, biorąc pod uwagę ów wyjątkowy obraz życia w Duchu Świętym. Poza tym także dlatego, że pewność, iż Bóg jest zawsze po naszej stronie, że wybrał nas przed założeniem świata, jest stale większa i silniejsza od konieczności walki z przeciwnikiem. To nie my odnosimy zwycięstwo; zwycięża Bóg w swoim Synu. My jesteśmy jedynie poprzez łaskę wezwani do boju, którego kres nastanie dopiero przy końcu czasów, kiedy „jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć” (1 Kor 15, 26), do boju, w którym śmierć zwarła się z Życiem, ale choć poległ Wódz Życia, króluje dziś żywy, jak śpiewamy w przepięknej sekwencji na Wielkanoc.
Tłumaczenie: W.B.