Styczniowy numer miesięcznika katolickiego LIST poświęcony został tematyce tradycyjnej liturgii. Na stronie internetowej czasopisma zamieszczono kilka fragmentów artykułów wydrukowanych w jego papierowym wydaniu. Temat przewodni pisma brzmi "Trydent czy Watykan?", co niestety w domyśle wyraża pewną, niedającą się pogodzić alternatywę. Klimat zdaje się być świadomie wywołany przez redakcję pisma, bowiem już we wstępniaku, redaktor naczelna Listu, ze swojego rodzaju ulgą wyraża podziękowanie "za tę „watykańską" liturgię, dzięki której nigdy nie miała „trydenckich pokus".
Generalnie tematyka liturgii tradycyjnej omawiana jest w piśmie z trzech różnych punktów widzenia, którym odpowiadają trzy różne artykuły. Pierwszy z nich, ma formę wywiadu przeprowadzonego z o. Pawłem Krupą OP - nieskrywanym przeciwnikiem nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Drugi artykuł - to wywiad z o. Tomaszem Kwietniem OP - który sam o sobie mówi, że jest zwolennikiem trzeciej drogi w liturgii. Interpretuje ją jako swego rodzaju "reformę reformy", w wydaniu bardzo umiarkowanym. Trzeci artykuł, to z kolei mój tekst na temat "Dlaczego chodzę na Mszę trydencką?", który został opatrzony przez redakcję podtytułem - świadectwo tradycjonalisty. Swoistym spoiwem, próbującym ukazać w równorzędny sposób obie formy liturgiczne jest artykuł o. Tomasza Grabowskiego OP, pt. "Liturgia jest dramatem", w którym autor omawia ich bogate treści teologiczne.
Dwa słowa chciałem poświęcić, bardzo symptomatycznej dla przeciwników tradycyjnej liturgii, treści wywiadu z o. Pawłem Krupą OP, który zapytany o to, jak odbiera decyzję Papieża zawartą w Summorum Pontificum stwierdza, że nie jest dla niego właściwie jasne, co dokument papieski wyraża. Mimo to wydaje się mieć bardzo dużo do powiedzenia. Z wypowiedzi o. Krupy możemy dowiedzieć się, że tradycyjna liturgia nie posiada pełnoprawnego statusu w Kościele lecz jest jakimś "rytem trwających w jedności z Rzymem tradycjonalistów". Msza sprawowana według tego rytu nie może być znakiem jedności Kościoła, gdyż ten znak zarezerwowany jest dla Mszy Pawła VI. O. Krupa do tego stopnia wierzy w swoją interpretację Summorum Pontificum, że zakłada, iż "w przeciwnym wypadku mielibyśmy jeden rzymski Kościół i dwa znaki jedności, co moim zdaniem sprzeciwiałoby się intencjom ojców soborowych zarówno Trydentu, jak i Vaticanum II. "
Najsmutniejsze jest to, że o. Krupa nie chce w ogóle wczytać się w słowa Benedykta XVI zapisane w Summorum Pontificum, lecz powtarza ugruntowaną od kilkudziesięciu lat teorię: "Nie łudźmy się, spór nie idzie ani o łacinę, ani o to, w którą stronę ma się obracać kapłan, sprawujący Najświętszą Ofiarę, ale o teologiczną i ideologiczną wizję Kościoła... Msza Piusa V to nie tylko mówienie po łacinie i celebrowanie przodem do ołtarza, a tyłem do wiernych. Za nią stoi cała duchowa i teologiczna tradycja, z której znaczenia my sobie dzisiaj nie zdajemy sprawy, i myślę, że nie zdają sobie z niej sprawy nawet ci, którzy o tę liturgię walczą." Brakuje tylko stwierdzenia, że sprawy nie zdaje sobie przede wszystkim Papież. Tradycja katolicka przedstawiona jako coś obcego dla katolików - stanowiącego wręcz zagrożenie - oto prawdziwy paradoks głoszony przez niektórych dzisiejszych teologów, orędowników "hermeneutyki zerwania".
Liturgia Kościoła traktowana jest przez o. Krupę w kategoriach postępu i cofania się. Przy czym z założenia ten pierwszy jest dobry, a ten drugi zły, przez co liturgia określona takim mianem zasługuje nawet na zaprawienie odrobiną kpiny. O. Krupa pisze: "Chyba nie chcemy wrócić do czasów, tak uroczo przedstawionych w kultowym filmie „Sami swoi", gdzie bohaterzy o chrzcie świętym mówią jako o „posoleniu dzieciaka"?" Dalej o. Krupa pisze: "nasze poznanie Boga i Kościoła, rozwijają się. Skoro doszliśmy do przekonania, że jesteśmy wspólnotą, i we Mszy jako wspólnota uczestniczymy, to dlaczego mamy się teraz cofać?"
Wypadałoby tutaj zamieścić jakieś cytaty na poparcie kontrargumentów. Zaniecham jednak cytowania obszerniejszych fragmentów Summorum Pontificum, a zwłaszcza Listu do biskupów, gdyż każdy, kto chociaż raz czytał motu proprio z łatwością dostrzeże intencje Papieża, który mówi, że "nie ma żadnej sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego"; który pisze o tradycyjnej liturgii jako o bogactwie, które "również dla nas pozostaje święte i wielkie"; który tłumaczy, że celem motu proprio było "osiągnięcie wewnętrznego pojednania w łonie Kościoła"; a także który stwierdza, że "w dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania".
Generalnie tematyka liturgii tradycyjnej omawiana jest w piśmie z trzech różnych punktów widzenia, którym odpowiadają trzy różne artykuły. Pierwszy z nich, ma formę wywiadu przeprowadzonego z o. Pawłem Krupą OP - nieskrywanym przeciwnikiem nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego. Drugi artykuł - to wywiad z o. Tomaszem Kwietniem OP - który sam o sobie mówi, że jest zwolennikiem trzeciej drogi w liturgii. Interpretuje ją jako swego rodzaju "reformę reformy", w wydaniu bardzo umiarkowanym. Trzeci artykuł, to z kolei mój tekst na temat "Dlaczego chodzę na Mszę trydencką?", który został opatrzony przez redakcję podtytułem - świadectwo tradycjonalisty. Swoistym spoiwem, próbującym ukazać w równorzędny sposób obie formy liturgiczne jest artykuł o. Tomasza Grabowskiego OP, pt. "Liturgia jest dramatem", w którym autor omawia ich bogate treści teologiczne.
Dwa słowa chciałem poświęcić, bardzo symptomatycznej dla przeciwników tradycyjnej liturgii, treści wywiadu z o. Pawłem Krupą OP, który zapytany o to, jak odbiera decyzję Papieża zawartą w Summorum Pontificum stwierdza, że nie jest dla niego właściwie jasne, co dokument papieski wyraża. Mimo to wydaje się mieć bardzo dużo do powiedzenia. Z wypowiedzi o. Krupy możemy dowiedzieć się, że tradycyjna liturgia nie posiada pełnoprawnego statusu w Kościele lecz jest jakimś "rytem trwających w jedności z Rzymem tradycjonalistów". Msza sprawowana według tego rytu nie może być znakiem jedności Kościoła, gdyż ten znak zarezerwowany jest dla Mszy Pawła VI. O. Krupa do tego stopnia wierzy w swoją interpretację Summorum Pontificum, że zakłada, iż "w przeciwnym wypadku mielibyśmy jeden rzymski Kościół i dwa znaki jedności, co moim zdaniem sprzeciwiałoby się intencjom ojców soborowych zarówno Trydentu, jak i Vaticanum II. "
Najsmutniejsze jest to, że o. Krupa nie chce w ogóle wczytać się w słowa Benedykta XVI zapisane w Summorum Pontificum, lecz powtarza ugruntowaną od kilkudziesięciu lat teorię: "Nie łudźmy się, spór nie idzie ani o łacinę, ani o to, w którą stronę ma się obracać kapłan, sprawujący Najświętszą Ofiarę, ale o teologiczną i ideologiczną wizję Kościoła... Msza Piusa V to nie tylko mówienie po łacinie i celebrowanie przodem do ołtarza, a tyłem do wiernych. Za nią stoi cała duchowa i teologiczna tradycja, z której znaczenia my sobie dzisiaj nie zdajemy sprawy, i myślę, że nie zdają sobie z niej sprawy nawet ci, którzy o tę liturgię walczą." Brakuje tylko stwierdzenia, że sprawy nie zdaje sobie przede wszystkim Papież. Tradycja katolicka przedstawiona jako coś obcego dla katolików - stanowiącego wręcz zagrożenie - oto prawdziwy paradoks głoszony przez niektórych dzisiejszych teologów, orędowników "hermeneutyki zerwania".
Liturgia Kościoła traktowana jest przez o. Krupę w kategoriach postępu i cofania się. Przy czym z założenia ten pierwszy jest dobry, a ten drugi zły, przez co liturgia określona takim mianem zasługuje nawet na zaprawienie odrobiną kpiny. O. Krupa pisze: "Chyba nie chcemy wrócić do czasów, tak uroczo przedstawionych w kultowym filmie „Sami swoi", gdzie bohaterzy o chrzcie świętym mówią jako o „posoleniu dzieciaka"?" Dalej o. Krupa pisze: "nasze poznanie Boga i Kościoła, rozwijają się. Skoro doszliśmy do przekonania, że jesteśmy wspólnotą, i we Mszy jako wspólnota uczestniczymy, to dlaczego mamy się teraz cofać?"
Wypadałoby tutaj zamieścić jakieś cytaty na poparcie kontrargumentów. Zaniecham jednak cytowania obszerniejszych fragmentów Summorum Pontificum, a zwłaszcza Listu do biskupów, gdyż każdy, kto chociaż raz czytał motu proprio z łatwością dostrzeże intencje Papieża, który mówi, że "nie ma żadnej sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego"; który pisze o tradycyjnej liturgii jako o bogactwie, które "również dla nas pozostaje święte i wielkie"; który tłumaczy, że celem motu proprio było "osiągnięcie wewnętrznego pojednania w łonie Kościoła"; a także który stwierdza, że "w dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania".