Z ks. dr. Krzysztofem Tyburowskim – moderatorem Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej w Diecezji Rzeszowskiej, profesorem Wyższego Seminarium Duchownego w Rzeszowie i Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie – rozmawia Marian Salwik. Wywiad ukazał się pierwotnie w tygodniku Niedziela nr 30/2007.
7 lipca 2007 r. Papież Benedykt XVI wydał dokument (tzw. motu proprio) „Summorum pontificum”. Zgodnie z jego treścią, każdy kapłan katolicki może odprawiać Mszę św. według rytu trydenckiego. Na łamach naszego tygodnika chcemy szerzej przybliżyć tę problematykę, publikując wywiad z ks. dr. Krzysztofem Tyburowskim, moderatorem Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej w Diecezji Rzeszowskiej
Marian Salwik: – Skąd Msza trydencka w diecezji rzeszowskiej?
Ks. Krzysztof Tyburowski: – Dzięki naszemu biskupowi ordynariuszowi Kazimierzowi Górnemu, który w styczniu 2007 r. powołał odpowiednim dekretem w diecezji rzeszowskiej Duszpasterstwo Tradycji Łacińskiej. Cele tego duszpasterstwa – to m.in.: odkrywanie bogactwa teologii Kościoła, pielęgnowanie chorału gregoriańskiego oraz możliwość uczestniczenia we Mszy św. w klasycznym rycie rzymskim według Mszału Jana XXIII z 1962 r., jak również w sakramentach sprawowanych według ksiąg liturgicznych wydanych przed reformą posoborową. Zostałem mianowany pierwszym duszpasterzem tegoż duszpasterstwa.
Msza św. trydencka odprawiana jest na razie dwa razy w miesiącu: regularnie w pierwszą niedzielę miesiąca w Rzeszowie w kościele Świętego Krzyża przy ul. 3 Maja o godz. 15.30 i nieregularnie w jeden dzień powszedni miesiąca w kościele bł. Karoliny Kózki, także w Rzeszowie. Jako że pojawiają się liczne prośby wiernych, w najbliższym czasie postaramy się rozszerzyć sprawowanie Mszy św. trydenckiej na celebrację coniedzielną. [od 14 września 2007 r. Msze św. trydenckie odprawiane są w każdą niedzielę i święto o godz. 15:00 w kościele Św. Krzyża w Rzeszowie - NRL]. Na Msze św. w pierwszą niedzielę miesiąca przychodzi ok. 80-100 osób, szczególnie młodych i w średnim wieku. Mamy swojego organistę oraz cały zastęp ministrantów. Bp Górny okazał się pionierem w porównaniu z innymi diecezjami, wyprzedził bowiem w pewnym sensie treści zawarte w motu proprio Benedykta XVI z 7 lipca 2007 r., zaczynającym się od słów „Summorum pontificum”, na mocy którego każdy kapłan w odpowiednich warunkach regulowanych przez ten dokument może odprawiać Mszę św. według formy trydenckiej. Za to bp. Górnemu należy się uznanie i wdzięczność.
– Skąd nazwa: ryt trydencki?
– Trzeba powiedzieć, że w myśl dokumentu „Summorum pontificum” istnieje jeden ryt rzymski, natomiast ma on dwie formy: zwyczajną (ordinaria) i nadzwyczajną (extraordinaria). Ryt, potocznie zwany trydenckim, jest formą nadzwyczajną, to właściwie klasyczny ryt rzymski, natomiast ryt obecnie powszechnie stosowany w Kościele łacińskim, potocznie zwany posoborowym, jest zreformowanym rytem rzymskim. Ryt trydencki paradoksalnie nie jest trydenckim, istniał on na wiele wieków przed soborem, od którego wziął nazwę, jego korzenie sięgają bowiem sakramentarzy z pierwszych wieków Kościoła. Papież św. Pius V w XVI wieku jedynie uporządkował go i niejako skodyfikował w wydanym przez siebie mszale.
– Co skłoniło Księdza do zainteresowania się Mszą św. w rycie trydenckim?
– Jak tylko sięgnę pamięcią, zawsze: jako ministrant, potem kleryk czy w końcu kapłan, miałem – nazwijmy to – szczególną wrażliwość liturgiczną. Dużą wagę przywiązywałem do tego, by Msza św. była celebrowana przeze mnie z wielką uwagą i starannością godną Eucharystii. Zawsze drażniła mnie wszelka niefrasobliwa dowolność i nadużycia liturgiczne, niekiedy poważne, których wielokrotnie byłem świadkiem w czasie mojego stosunkowo długiego pobytu za granicą. Szczególnie bolałem nad brakiem paten komunijnych podczas rozdawania Ciała Pańskiego, niedbałą puryfikacją naczyń liturgicznych gdzieś w przypadkowym miejscu w zakrystii, brakiem szacunku do cząstek eucharystycznych itd. Miałem świadomość, że Msza św. jest czymś najważniejszym w życiu kapłana. Gdy przestudiowałem Konstytucję o liturgii świętej Soboru Watykańskiego II – „Sacrosanctum Concilium” uderzyły mnie w niej słowa, że Liturgia jest źródłem, z którego Kościół czerpie swoje moce, a jednocześnie szczytem, ku któremu zmierzają wszystkie jego działania. Ofiara Mszy św., podczas której uobecnia się misterium paschalne Chrystusa, a więc Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie, czyli sakrament Eucharystii, jest czymś najważniejszym dla Kościoła, a konsekwentnie – dla każdego kapłana. Misją kapłana bowiem jest uświęcanie ludzi, aby pielgrzymując poprzez życie, doszli do Boga, czyli zbawili się. Człowiek najbardziej się uświęca, kiedy godnie przyjmuje Chrystusa Eucharystycznego i pozwala Mu działać w swoim życiu. Wszystkie więc działania duszpasterskie kapłana winny wypływać ze sprawowania Eucharystii i z niej czerpać swoją moc. Ryt trydencki urzekał mnie ogromnym ładunkiem tajemnicy obrzędu, bardzo rozbudowaną symboliką, wielkim szacunkiem wobec Konsekrowanych Postaci, wyrażającym się choćby w dużej liczbie przyklęknięć, zachwycał ciągłością i niezmiennością historyczną, a jednocześnie praktycznie kompletnym brakiem dowolności w sprawowaniu obrzędów. Widziałem, że we Mszy św. sprawowanej w tym rycie kapłan jest bezwzględnym sługą liturgii i misterium wypracowanego przez historię Kościoła, misterium, w które prawie nie ingerowano z zewnątrz. Ryt trydencki nie dopuszcza żadnej kreatywności kapłana, żadnych wtrętów, za każdym bowiem gestem kapłana stoją wieki tradycji i niestosownością byłoby cokolwiek zmieniać wbrew ściśle ustalonym rubrykom. W tym rycie czuję, że jestem sługą wielowiekowej liturgii i tradycji, czuję niezmienność tego, co uświęcało miliony katolików na przestrzeni prawie całej historii Kościoła łacińskiego. Cieszę się, że Ojciec Święty Benedykt XVI umożliwił jej celebrowanie przez każdego kapłana, tym bardziej że zachowanie tego rytu w żaden sposób nie godzi w reformy posoborowe.
– Czy każdą Mszę św. odprawia Ksiądz w tym rycie?
– Oczywiście, że nie odprawiam każdej Mszy św. w rycie klasycznym, czynię to raczej rzadko, dotychczas 2-3 razy w miesiącu, ale odkąd zacząłem w tym obrządku celebrować Eucharystię, już każdą inną celebruję inaczej, powiedziałbym głębiej. Jestem przekonany, że Msza trydencka odnawia w moim kapłaństwie Mszę watykańską...
– Czy w każdej parafii, w każdym kościele i każdy kapłan rzymskokatolicki, znając łacinę, może odprawić Mszę św. przedsoborową?
– Wspomniany dokument Benedykta XVI z 7 lipca 2007 r. umożliwia każdemu kapłanowi odprawianie Mszy św. w tym rycie, jeśli ją sprawuje bez ludu, natomiast każdy proboszcz zawsze może, a nawet powinien ją odprawić lub zezwolić na jej odprawienie, jeśli jest o to poproszony przez wiernych, którzy chcieliby w takiej Mszy św. uczestniczyć.
– Korzyści dla kapłana wydają się ewidentne – stojąc tyłem do ludzi może bardziej skupić się na sacrum, na duchowej łączności z Bogiem. Czy jednak wierni nie siedzą podczas Mszy trydenckiej jak na przysłowiowym tureckim kazaniu, odmawiając co najwyżej, oczywiście, po polsku – Różaniec? Innymi słowy – czy ryt trydencki nie zuboża ich uczestnictwa w nabożeństwie?
– Kapłan, stoi tyłem do ludzi, jak tradycyjnie we wszystkich obrządkach chrześcijańskich, oprócz obrządku zreformowanego po Soborze Watykańskim II. W takim jednak odwróconym, a jednocześnie bardzo tradycyjnym ustawieniu kapłana zawarta jest głęboka symbolika, podkreślająca pewną podstawową prawdę o życiu chrześcijanina. Otóż całe nasze życie jest pielgrzymką wiary w stronę zbawienia, w stronę Pana. Kapłan idzie przed nami, prowadzi nas do Boga, jak ewangeliczny pasterz, który idzie na czele stada; on jest narzędziem, przez które Bóg zsyła nam swoje łaski, swoją pomoc, konieczną w naszej drodze do Niego. Celebrans raz po raz odwraca się w kierunku stojących za nim ludzi z wezwaniem „Dominus vobiscum” (Pan z wami), podtrzymując ich na duchu, przypominając im, aby się nie załamywali, ale szli do przodu, bo „Pan jest z nimi” i daje im swoją moc i łaskę. Argument, że ludzie nic nie rozumieją z łaciny, jest bodaj najczęstszy w naszym „przeinformowanym” świecie. Świadczy jednak o niezrozumieniu problemu. A właśnie w naszej relacji z Bogiem nie chodzi o rozumienie, chodzi o miłość i o jej kontemplację. – Nawet gdyby Msza św. była odprawiona w języku narodowym, to i tak najważniejsza część, czyli Kanon – modlitwa eucharystyczna z konsekracją sprawowana jest szeptem, właśnie paradoksalnie po to, aby nie rozumieć, bo i tak tej Wielkiej Tajemnicy wiary nie da się zrozumieć, nawet gdyby się ją wypowiedziało głośno i po polsku. Ryt trydencki nie zuboża, może i powinien nawet przyczynić się do głębszego odprawiania Mszy św. posoborowej przez wielu kapłanów. Zresztą, gdyby zubożał, Papież, który jest jednocześnie jednym z największych teologów, nigdy nie zdecydowałby się na docenienie tegoż rytu.
– Czy odprawianie Mszy trydenckiej nie pociąga za sobą wśród kapłanów i wiernych jakichś innych konsekwencji nawiązujących do tradycji Kościoła przed Vaticanum II? Czy nie boicie się etykiety „integrystów” lub jeszcze gorzej – „lefebrystów”?
– Kościół jest jeden i ciągły, nie ma czegoś takiego jak Kościół przedsoborowy i posoborowy. Takie powszechne i powierzchowne dzielenie może być słuszne jedynie z chronologicznego punktu widzenia, a taki punkt widzenia nie jest punktem widzenia Kościoła. W rzeczywistości kaleczy świadomość chrześcijańską i wbrew pozorom jest bardzo ciasny. Będąc chrześcijaninem, jestem dzieckiem każdego soboru – począwszy od Nicejskiego w 325 r., a skończywszy na Watykańskim II. Jeśli wierni przywiązani do starej liturgii mieliby być kojarzeni z integrystami i lefebrystami, to w takim kontekście Benedykt XVI byłby największym z nich, a tak nie jest. Integrystą i lefebrystą mógłby być ten, kto neguje wartość Mszy św. zreformowanej i dokumentów Vaticanum II. Osobiście jestem przekonany, że powrót do gałęzi trydenckiej jedynego rytu rzymskiego ubogaci także jego gałąź zreformowaną po Soborze Watykańskim II i pogłębi wrażliwość liturgiczną i eucharystyczną każdego kapłana, który odprawia codzienną Eucharystię w każdym miejscu Kościoła Świętego.