czwartek, 20 maja 2010

O. Manelli: Znaczenie motu proprio Summorum Pontificum dla rozwoju życia zakonnego (cz.1/2)

Dzięki uprzejmości Sióstr Franciszkanek Niepokalanej z Warszawy publikujemy pierwszą część tłumaczenia referatu wygłoszonego przez założyciela tego zgromadzenia o. Stefano Manelli podczas konferencji, która odbyła się w Rzymie w dniach 16-18 października 2009 r., organizowanej przez stowarzyszenia "Amicizia Sacerdotale Summorum Pontificum" oraz "Giovani e Tradizione".
Tekst referatu został opublikowany w języku włoskim w wydawnictwie "Fides Catholica è una rivista semestrale di apologetica teologica", anno 2009 n. 2, a cura dei Francescani dell-Immacolata.



Dla poznania Bożego Objawienia mamy najczystsze wody jedynego „źródła” – Pismo Święte – które w ciągu wieków i tysiącleci życia Kościoła tworzą wielką „rzekę” pielgrzymującej wiecznej Tradycji wyrażonej w sposób szczególny przez Ojców Kościoła.
Między nimi mamy świętego Ambrożego, który w swoim Esamerone tak pisze: „Kościół jest jak księżyc, ma czas zaćmienia i czas blasku, ale to właśnie na mocy tych zaćmień rósł i rozprzestrzeniał się.... Kościół jaśnieje nie swoim światłem, ale światłem Chrystusa i bierze swój blask od Światła sprawiedliwości” (IV, 32).
Odniesienie obrazu i rzeczywistości „księżyca” do Kościoła na pewno jest nowością dla modernistycznego chrześcijaństwa, a dla tych, którzy patrzą na Kościół jak na największe światło oświecające świat, może to wydawać się nawet brakiem szacunku. Ale święty biskup z Mediolanu swoimi przenikliwymi i zadziwiającymi słowami pomaga dogłębniej poznać eklezjalną tajemnicę.
Z ambrozjańskiej myśli winniśmy wyciągnąć dwa wnioski. Kościół, tak jak księżyc, nie błyszczy swoim światłem, ale promieniuje blaskiem ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana. Kościół, który nie propagowałby światła swojego Założyciela, nie byłby już „jego” Kościołem, ale czymś innym. „Zmienność” Kościoła – wyrażenie, którego użył kardynał Biffi, nie powinno nas zadziwiać. Sam Ambroży z Mediolanu pisze jeszcze, że Kościół jest „ex maculatis immaculata”, jest bez grzechu, ale złożony z grzeszników: ten, który nigdy bez nich nie istniał, sam w sobie jest zawsze bez grzechów. A zatem, w swojej ludzkiej części jest „zmienny”, ponieważ odbija słabość i kruchość upadłej ludzkości pielgrzymującej ku Królestwu Bożemu.
'„Zmienność” Kościoła, pisze kardynał Jakub Biffi, ukazuje się przede wszystkim w ciągłych zmianach jego blasku, jakie zachodzą na naszych oczach. Jak księżyc, tak i on, jest sam w sobie zawsze na taki sam sposób „odziany w słońce”, ale nie w taki sam sposób ukazuje się nam. Są chwile, kiedy blask jest cienki jak ostrze miecza i ledwie możemy zauważyć jego obecność, i chwile, kiedy zdaje się, że noc pochłonęła jakiekolwiek światło: jest tylko ciemność, chociaż nie ma jej definitywnego zwycięstwa'[1].
Nie zapominając słów i myśli świętego Biskupa z Mediolanu, zwróćmy teraz nasze spojrzenie na rzeczywistość eklezjalną, w której żyjemy: przyznajmy się szczerze, iż w dzisiejszych czasach blask Oblubienicy Chrystusa przechodzi przez „zaćmienie” o rozmiarach, być może, wyjątkowych w Jej dwutysięcznej historii.
Kryzys, który obejmuje całość życia Oblubienicy Chrystusa, według Papieża Benedykta XVI, „w większej mierze zależy od upadku Liturgii”[2] co zaszło nie podczas Soboru, ale po soborze. Słowa te, powtórzone także w innym jego tekście, rozchodzą się nawet poza granice Kościoła, dotykając całości życia i społeczeństwa ludzkiego. ”Prawo i etos nie są jednością - pisze Papież - gdy nie są zakorzenione w liturgicznym centrum i nie są przez nie inspirowane. (...) Tylko wówczas, gdy relacja z Bogiem jest prawdziwa wszelkie pozostałe relacje – relacje ludzi pomiędzy sobą i wobec reszty stworzenia – mogą być niezakłócone”[3]. Ale gdzie jest podstawa tego wpływu kultu liturgicznego na życie ludzkie? W dalszym ciągu wyżej wymienionego tekstu, kardynał Ratzinger odpowiada światłymi słowami: „Adoracja, prawidłowy sposób kultu, odnoszenia się do Boga, jest konstytutywna dla prawej ludzkiej egzystencji w świecie; jest tak właśnie, dlatego, że poprzez codzienne życie daje nam udział w istnieniu „Nieba” – świata Bożego – i pozwalając, aby światłość tego boskiego świata przenikała do samego środka naszego świata”. (...) Kult antycypuje życie bardziej ostateczne i w ten właśnie sposób obdarza obecne życie jego miarą. Życie pozbawione takiej antycypacji, w którym niebiosa nie zostałyby otwarte, byłoby przytłaczające i puste”[4]. Dla papieża, więc, Liturgia Kościoła staje się uprzywilejowanym drogą zarządzania Bożego na ziemi i posiada w sobie potęgę stwórczą, która formuje na swoim wzorcu ziemskie wydarzenia, stając się „miarą” dla „teraźniejszego życia”[5].
Jeśli Liturgia ma życiodajny wpływ na całe eklezjalne życie, łatwo można sobie wyobrazić pierwszorzędny wpływ, jaki ma w sposób szczególny na życie zakonne. Posoborowe zamieszanie liturgiczna, bowiem, „odbiła się” na życiu zakonnym z taką niszczącą silą, że nie o „wzroście życia zakonnego” (według tytułu tego sprawozdania), ale należałoby raczej mówić o „odnowie”, a jeszcze bardziej o „ratowaniu” czy „odzyskiwaniu” życia zakonnego. Bez zbędnych słów, niech o tej przygnębiającej sytuacji mówią za nas statystyki, bo – jak mówił Aquinate – „contra factum non valet argumentum”.
Klaretianin, Angelo Pardilla, profesor na Claretianum, w bardzo precyzyjnym studium pod tytułem "Zakonnicy wczoraj, dzisiaj i jutro" (Wydawnictwo Włoskie Rogate, Rzym 2007) w sposób wyczerpujący przedstawił sytuację pierwszych 40 lat posoborowych, czyli lata 1965–2005, co do całkowitych i procentowych strat, jakie poniosły męskie Instytuty na prawach papieskich, koncentrując swoją uwagę przede wszystkim na kanonikach regularnych, mnichach, tak zwanych zakonach żebraczych, zgromadzeniach zakonnych kleryckich i świeckich oraz instytutach życia apostolskiego. Każda z tych sześciu form życia zakonnego, bez żadnego wyjątku, odczuwała dramatyczny - o 50% lub więcej - spadek ilości wstępujących kandydatów. Liczba wystąpień była mniej więcej równa liczbie kandydatów, a czasami większa!
Przedstawmy tylko kilka bardziej znaczących przykładów. 6 zakonów męskich najbardziej liczebnych w roku 2005 (i na pewno jeszcze dzisiaj) to Jezuici (19850 członków), Salezjanie (16645 członków), Bracia Mniejsi (15794 członków), kapucyni (11.229), Benedyktyni (7.798), Dominikanie (6109). Ale te same Zakony w 1965 roku miały całkiem inne liczby: 36038, 22042, 27009, 15838, 12070, 10091.
Jeśli ogółem liczba zakonników (tych zakonów) w 1965 wynosiła 329.799, 40 lat po zakończeniu Soboru Watykańskiego II zostało ich tylko 214.903. W tych 40 latach posoborowych ubyło prawie 115.000, czyli ponad jedną trzecią z wszystkich zakonników: żeby zdobyć 115.000 zakonników straconych zaledwie w 40 latach, potrzeba będzie może i wieków!
Dodajmy jeszcze na koniec, że kierunek tego „wstecznego biegu”, tragicznego w skutkach, trwa nadal. Wiemy na przykład, że co roku ubywa o 400-500 Braci Mniejszych, 400-500 Jezuitów rocznie... I nic nie wskazuje na zwrot biegu wydarzeń.
Otóż, przed takimi hekatombami życia zakonnego – które miały miejsce i dalej trwają – Motu Proprio Summorum Pontificum wydaje się być naprawdę kotwicą zbawienia, aby uratować cenny dobytek liturgiczny i duchowy, który tradycja Instytutów zakonnych ochraniała przez wieki, ukazując jednocześnie wieczną żywotność i owocność Vetus Ordo poprzez wysoką ilość powołań zakonnych jak i wielką liczbę Świętych podarowanych Kościołowi, czy rozwojem sztuki świętej (malarstwo, rzeźbiarstwo, architektura), wielkiej muzyki, poezji i literatury: wszystko na większą chwałę Bożą i dla budowania Ciała Chrystusowego.
Bez wątpienia, musimy zatem przyznać, że istnieje bardzo ścisły związek, między życiem zakonnym i Liturgią, dlatego też życie zakonne każdego zgromadzenia jest radykalnie uzależnione od Liturgii, tak w swoim rozwoju jak i regresie. I jeśli w minionym czterdziestoleciu posoborowym życie zakonne uległo i dalej ulega degradacji – aby nie powiedzieć samozniszczeniu – przyczyną tego jest brak Liturgii, w tym, co jest jej naturalnym zadaniem umacniania i podtrzymywania życia zakonnego.

Rozważmy to pokrótce.


CZĘŚĆ I

1. Życie zakonne a Liturgia.

Życie zakonne jest poświęceniem Bogu całej osoby i ukazuje w Kościele przedziwną instytucję chcianą przez Boga, jako eschatologiczny znak przyszłego życia. Każda osoba zakonna realizuje swoje całkowite oddanie jako ofiarę złożoną Bogu, i dlatego całe jej istnienie, jako daru ofiarnego, staje się nieprzerwanym kultem Boga w miłości.
Ten nieprzerwany „kult oddawany Bogu” w sposób pełny i kompletny ukazuje się w Świętej Liturgii, która przez celebrację Mszy Świętej i modlitwy brewiarzowej (Boskiego Oficjum) reguluje i ożywia każdy dzień Wspólnoty zakonnej, skandując jego godziny.
Bowiem w każdym instytucie zakonnym modlitwa w kluczowych momentach dnia musi zawsze zajmować pierwsze miejsce i winna być zawsze wzorowa i żarliwa w każdym jej wyrażeniu. Kochać modlitwę, żyć modlitwą, starać się ciągle modlić, jak tego nakazuje Pan: „Należy się ciągle modlić” (Lc 18,1), jak uczy św. Benedykt: „Ora et labora”, jak zaleca Seraficki Ojciec św. Franciszek: „Zawsze się modlić z czystym sercem...” (Reguła X), jest fundamentalnym i życiowym obowiązkiem. Ale bardzo ważnym jest mieć na uwadze, że najdoskonalszą modlitwą Kościoła i modlitwą przypisaną w sposób szczególny osobom zakonnym jest Najświętsza Liturgia.
Spośród wielu autorów wystarczy tutaj przypomnieć błogosławionego Don Columba Marmion, słynnego Opata Maredsous (Belgia), autora cennych dzieł duchowych i liturgicznych, który w swojej książce poświęconej życiu zakonnemu „Chrystus ideałem mnicha” kładzie nacisk na ważność życia modlitwy w życiu monastycznym a w sposób szczególny Modlitwy Liturgicznej, podkreślając jak wielką wagę ma nie tylko Msza Święta, ale także modlitwa brewiarzowa. Mówi on, że: „odmawianie Brewiarza, przez św. Benedykta nazywane „opus Dei”, jest najwspanialszą modlitwą Kościoła, i ma przywilej niezbywalny, nie dający się wyrazić, bo jest dziełem Boga, dokonana wraz z Jezusem Chrystusem i w Jego imię przez Kościół, Jego Oblubienicę. Dla tej chwały (...) Kościół nie zadowala się kultem powszechnym dla wszystkich jego dzieci, ale, jak wybiera niektórych, aby je włączyć w sposób szczególny w wieczne Kapłaństwo swojego Oblubieńca, tak samo powierza części wybranej najważniejszy i najcenniejszy kult: to kapłani i osoby zakonne, którzy spełniają funkcje chóralne (modlitwy chóralne). Kościół czyni z nich swoich ambasadorów przed tronem Bożym; wybiera ich, aby byli delegatami przed Ojcem w jego imieniu i Oblubieńca”[6].
Modlitwa liturgiczna jest zatem modlitwą charakterystyczną dla osób zakonnych i to do tego stopnia, że można spokojnie powiedzieć, każda godzina dnia życia monastycznego, albo wspólnoty zakonnej, jest przez nią regulowana. Bowiem w instytutach zakonnych to, co rozumie się zwykle przez „życie wspólnotowe” zawiera jako pierwszą i szczególną formę właśnie „wspólnotową modlitwę”, czyli modlitwę liturgiczną, która staje się duszą wspólnoty zakonnej. Osoby zakonne zebrane i zjednoczone w chórze jednym głosem oddają Bogu należną cześć i uwielbienie za całą ludzkość.


2. Życie zakonne i Msza Święta.

Na pewno jeszcze ważniejszym motywem duchowym, który wiąże Życie Zakonne z Liturgią, jest najwznioślejsza Modlitwa liturgiczna, czyli Msza Święta. Stan zakonny – idąc za myślą najważniejszych autorów duchowych jak ojciec Ludwik Colin i błogosławiony Kolumba Marmion – ma bowiem szczególne powiązanie z Świętą Ofiarą ołtarza. „Czym jest osoba zakonna?” – pyta o. Ludwik Colin – I sam odpowiada: Hostią. A życie zakonne? Mistyczną Mszą Świętą”[7]. Bowiem dla każdej osoby zakonnej, bowiem złożyć trzy śluby znaczy wejść na Kalwarię, być współukrzyżowanym z Jezusem! Musi tam wzejść, aby się stać jedno z Ukrzyżowanym Panem, i za każdym razem, kiedy ofiara krzyża odnawia się na Ołtarzu, także i ona odnawia swoją ofiarę, składając siebie wraz z Boską Ofiarą.
Osoba konsekrowana jest poświęcona całkowicie Bogu. Umiera dla świata, aby żyć w Bogu, realizuje ofiarę, prawdziwe całopalenie. I ta ofiara, po Mszy Świętej i męczeństwie, jest najdoskonalsza, najbardziej miła Bogu i najbardziej owocna w życiu i w wieczności. W stanie zakonnym możemy znaleźć wszystkie istotne elementy ofiary Ołtarza, czyli: dar (w Ofiarowaniu), żertwa (w Przeistoczeniu), spożycie ofiary (w Komunii).
Osoba zakonna, która składa ślub ubóstwa, czystości i posłuszeństwa nie tylko ofiaruje Bogu siebie samą, ale jednocześnie formuła ofiary, jaką wypowiada, jest także aktem przeistoczenia, przez który zachodzi, można powiedzieć, przemiana chrześcijanina w osobę zakonną, aby być duchową żertwą i świętą hostią. Osoba zakonna, przez profesję, sama się oddaje na służbą Bożą. Pan Bóg ze swojej strony zatwierdza na całą wieczność tę konsekrację. Jak już to było powiedziane, profesja zakonna jest jednocześnie dziełem człowieka i dziełem Boga. Pan Bóg, bierze w swoje ręce duszę, która Mu się oddaje i ją błogosławi: accepit in manus suas et benedixit. To błogosławieństwo to nie tylko słowa, ale akt, dzieło uświęcenia i konsekracji.
A konsekracja wymaga wyniszczenia i całkowitej konsumpcji ofiary. Jest to najbardziej surowy, ale i wspaniały, aspekt stanu zakonnego, bo przez powołanie osoba zakonna jest w rzeczywistości istotą poświęconą, hostią żywą, która całkowicie wyniszcza się w miłosnej ofierze dla chwały Bożej i dla zbawienia dusz.
„Nie chodzi tu o wyniszczenie w sposób krwawy: tutaj krew duszy zajmuje miejsce krwi ciała; dla ofiary duchowej wystarczy śmierć mistyczna. Tak pisze święty Franciszek Salezy do jednej z córek duchowych: Oto, moja droga córko, duchem znajdujesz się na ołtarzu, aby być na nim ofiarowana, wyniszczona i skonsumowana w ofierze przed majestatem Boga żywego”[8].
Ojciec Święty Benedykt XVI podczas tego Roku Kapłańskiego, chcąc przyłączyć do Świętego Proboszcza z Ars, który jest wzorem dla kapłanów diecezjalnych, także wzór świętego kapłana dla zakonników, wybrał świętego naszych czasów, św. Pio z Pietrelciny, kapucyna, stygmatyka krwawiącego przez długich 50 lat, przez papieża Pawła VI nazwanego „Widocznym przedstawicielem stygmat naszego Pana Jezusa Chrystusa”, niesamowitego kapłana, który przede wszystkim w celebracji Mszy Świętej wydawał się być jak św. Franciszek z Asyżu, prawdziwym „obrazem Jezusa Ukrzyżowanego”.


3. Życie zakonne i Boskie Oficjum.

Modlitwy liturgiczne przewyższają wartością i skutecznością jakikolwiek inny kult, modlitwę czy dobre dzieło. To niepodważalna prawda i Święci bardzo dobrze ją rozumieli. Święta Magdalena de Pazzi, na przykład, doceniała modlitwę Godzin kanonicznych bardziej od jakiegokolwiek innego prywatnego nabożeństwa. Kiedy któraś z zakonnic prosiła o dyspensę, aby poświęcić się własnym modlitwom, odpowiadała: „Nie, córko; pozwalając ci, oszukałabym cię; bo mogłabyś sądzić, że twoja osobista modlitwa bardziej uczci Boga i uczyni cię milszą Jemu; tymczasem jest niczym w porównaniu z Liturgią godzin, którą odmawiasz razem z siostrami”.
Tak myślą Święci, tak mówi wiara: modlitwa brewiarzowa jest cenniejsza od jakiegokolwiek innego dzieła; to naprawdę znakomite dzieło Boże; wszystko inne to „opera hominum”, podczas gdy modlitwa brewiarzowa jest od Boga, jako dar czci, który od Boga pochodzi przez Słowo Wcielone, ofiarowane przez Kościół w imię Chrystusa.
Ponadto modlitwa brewiarzowa może być, i jest dla niektórych, prawdziwym umartwieniem; i wtedy można ją nazwać w całkowitym tego słowa znaczeniu: „sacrificium laudis” (Ps 49,23). Może to być z różnych powodów: przede wszystkim modlitwa brewiarzowa (a w szczególności Brewiarza antycznego) ma bardzo precyzyjne normy i ceremonie, które trzeba wiernie respektować. I to stanowi pewien aspekt pokutny Chwały Bożej. Ponadto, niezbędne jest podporządkowanie intelektu poprzez skupienie się z miłością na boskiej Psalmodii. W związku z czym – są niezbędne ciągłe starania, aby odeprzeć bierność i naturalną powierzchowność. Są to wszystkie ofiary bardzo miłe Bogu.
Do tego wszystkiego, zwykle, dołączają się jeszcze cierpienia sprowokowane przez życie wspólnotowe. Jeśli bardzo budującym jest widzieć osoby zakonne zjednoczone na modlitwie chóralnej, to jednocześnie należy pamiętać, że jest to owocem także wielu ofiar, może nieprzewidzianych i często nawet niechcąco powtarzanych: „Sumus homines fragiles ... qui faciunt invicem angustias”.
Za przykładem Boskiego Mistrza, który modlił się podczas strasznej męki ukrzyżowania, osoba zakonna winna umieć chwalić Boga nie tylko, kiedy jest pełen duchowej radości, ale także, i przede wszystkim, kiedy cierpi. Dusze kochające podążają za Jezusem wszędzie i bardziej ochoczo idą za nim na Golgotę niż na górę Przemienienia. Kto został przy Jezusie u stóp Krzyża? Matka Najświętsza, która kochała Go bezinteresowną miłością; Magdalena, grzesznica, której Jezus przebaczył „wiele”, bo wiele ukochała; i św. Jan, który posiadał mądrość Boskiego Serca. Wszyscy troje tam byli, kiedy dusza najwyższego kapłana, Chrystusa, ofiarowała za zbawienie świata swój bolesny kantyk. Pozostali uczniowie tymczasem, a nawet św. Piotr, który tyle mówił, że kocha Jezusa, byli dalecy od Kalwarii, myśląc może o górze Tabor, gdzie czuliby się dobrze; „Bonum est nos hic essere; faciamus tria tabernacula” (Mt 17,4).
Msza Święta i Boskie Oficjum są, więc, w istocie duszą życia zakonnego, boskim źródłem, z którego codziennie osoba zakonna pije i dzięki któremu się umacnia, aby w swoim życiu wzrastać w jedności z Jezusem Ukrzyżowanym, aż do doskonałego upodobnienia (por. Rz 8,29). Jasne jest, zatem, jaką wielką wagę mają, ogólnie w życiu zakonnym i w życiu każdej osoby zakonnej, Msza Święta i Boskie Oficjum.


4. Co się stało po 1960 roku?

Do lat sześćdziesiątych dziedzictwo liturgiczne, które charakteryzowało każdy Zakon pozostało prawie bez zmian, oprócz mało znaczących i niezbędnych poprawek – odnoszących się np. do Kalendarza liturgicznego – które, pod czujną kontrolą Kościoła, od samego początku ubogacały święte Rytuały. W tamtych latach Kościół cieszył się jeszcze niezwykłą owocnością powołań zakonnych, rozwojem misji „Ad gentes”, solidnością i dojrzałością chrześcijańskiego życia narodu Bożego.
Tymczasem, co się stało, poczynając od lat sześćdziesiątych? Po celebracji Soboru Watykańskiego II – który był wielkim zjazdem, jakiego Kościół nigdy nie miał – oczekiwana reforma liturgiczna posoborowa, zamiast realizować upragnione umocnienie i wzrost życia chrześcijańskiego, była punktem zwrotnym i negatywnie wpłynęła na cały Kościół oraz naród Boży[9], a tym bardziej na życie zakonne (szczególnie na Zachodzie).
I jak już wspomniałem wyżej, jeszcze bardziej niszczący wpływ na życie zakonne miał sam Novus Ordo (co do strat prawie we wszystkich Zakonach i Instytutach). Tu ze smutkiem musimy powiedzieć o zamykaniu się tylu Klasztorów, Domów zakonnych, czy Seminariów oraz związanym z tym starzeniem się kleru, upadkiem Misji bez możliwości wymiany misjonarzy. Ponadto wzrost ilości miejscowości, które nawet we Włoszech pozostają bez proboszcza i bez powołań męskich czy żeńskich....
A jeśli zapytamy, dlaczego Novus Ordo miał tak wielki negatywny wpływ na Kościół i jeszcze bardziej na życie zakonne, odpowiedź jest bardo prosta, ponieważ, jak nauczał sam Sobór Watykański II, cały Kościół żyje Liturgią. Potwierdził to Papież Jan Paweł II w swoim liście do biskupów Dominicae coenae z 24.02.1980 roku, kiedy mówił o „bardzo silnym i organicznym powiązaniu między odnowieniem Liturgii i odnowieniem życia całego Kościoła. Kościół nie tylko działa w Liturgii, ale wyraża się także przez nią; on żyje Liturgią i bierze z Liturgii swoją żywotną siłę”[10].
A życie zakonne tym bardziej odczuło negatywny wpływ Novus Ordo, bo jest ono przede wszystkim życiem „liturgicznym”, w związku, z czym w swojej żywotnej jakości, nie mogło i nie może nie być uzależnione od Liturgii. To z Liturgią życie zakonne współdziała i jest w symbiozie tak w swojej płodności jak i bezowocności. Można także powiedzieć, że Liturgia i życie zakonne stoją lub się przewracają zawsze razem. Taki jest wieczny nadprzyrodzony dynamizm życia zakonnego wszczepionego w Liturgię i Liturgii wszczepionej w życie zakonne. (...)

Przypisy:
________________________

[1] G. Biffi, Quando ridono i cherubini. Meditazioni sulla vita della Chiesa, Bologna 2006, p.114
[2] J. Ratzinger, Moje życie, Edycja Świętego Pawła 2005, str. 133
[3] J. Ratzinger, Duch liturgii, Edycja Christianitas 2002, str. 21
[4] Ibidem
[5] D. Ventura, Papa Benedetto XVI e la Liturgia. Conferenza tenuta a Bologna, presso la chiesa di S. Maria della Pietà, il 22.02.2009, in occasione del III anniversario dell’appertura della causa di beatificazione del Servo di Dio Tomas Josef M. Tyn, O.P.
[6] C. Marmion, Cristo ideale del monaco, Padova 1961, p. 319
[7] L. Colin, Il Culto dei voti, Torino-Roma 1952, p.15
[8] Ivi, p. 23
[9] Łatwo tutaj możemy usłyszeć sprzeciw, że to nie wina Liturgii, jeśli społeczeństwo staje się coraz gorsze. Mówiąc tak znaczy jednak nie przyznawać się jak wielką misję zbawczą ma Liturgia w świecie. Nie możemy zapominać, że prawdziwe życie chrześcijańskie składa się z potrójnego „Lex”: Lex orandi, Lex credendi, Lex vivendi. Powiązanie między tymi trzema Prawami jest „ab intus”, dlatego jedno nie może się utrzymać bez drugiego. W związku z czym:- zdrowa Lex orandi (czyli: codzienna modlitwa; liturgiczna, eucharystyczna, maryjna; ustna, myślna, kontemplatywna) jest formą solidnej lex credendi;
- solidna Lex credendi (czyli: wierzyć we wszystkie prawdy wiary których uczy nas Kościół; przyjmować Sakramenty; podporządkowywać się nauczaniu Magisterium Kościoła, w posłuszeństwie Papieżowi) jest formą solidnej Lex vivendi;
- solidna lex vivendi (czyli: życie w łasce Bożej, unikanie grzechu, walczenie z wadami, praktykowanie cnót chrześcijańskich w życiu rodzinnych i w kontaktach z innymi), jest formą świętego i uświęcającego życia chrześcijańskiego!
A skąd wiadomo, że Lex orandi nie jest solidna? Widzi się to po owocach jakie daje, według ewangelicznego nauczania Pana Jezusa: „Dobre drzewo nie może dać złych owoców” (Mt 7,18). To znaczy:
1. widzi się w trujących owocach słabej i pełnej konfuzji wiary, wiary zniekształconej, która dochodzi aż po negację prawd Wiary o Trójcy Przenajświętszej, o Wcieleniu Słowa, o Matce Najświętszej, o piekle (jakoby zamkniętym albo nieistniejącym...) o Eucharystii, o Spowiedzi św. itp.;
2. widzi się w trujących owocach jakie daje życie chrześcijańskie które jest wytrącone z właściwej drogi przez namiętności i świat, a które akceptuje pewne zniekształcenia moralne (rozwód, aborcja, eutanazja, środki antykoncepcyjne, konkubinat, homoseksualizm, nieprzyzwoite mody, pornografia itp.);
3. jeszcze bardziej widzi się to w profanacji Niedzieli (przeciw 3 Przykazaniu), w niesamowitym zmniejszeniu uczestnictwa we Mszy św. świątecznej i przyjmowaniu Sakramentów (Spowiedzi św. i Komunii św., a także Chrztu św. dla noworodków) podczas gdy szerzą się narkomania, dyskoteki i kręgi homoseksualne, tłumy ludzi obecnych na stadionach, na festiwalach, w kinach, niewolników TV, chorych na hedonizm... Biedne społeczeństwo, biedna ludzkość!
[10] Jan Paweł II, „Dominicae coenae” 1980.


Tłumaczyła s.Maria Assunta Wąchała F.I.