środa, 31 grudnia 2008

Przegląd wydarzeń w grudniu

Śląskie Środowisko Wiernych Tradycji Łacińskiej poinformowało, że począwszy od nowego roku kościelnego w bytomskim kościele pw. Św. Ducha Msze św. trydenckie są odprawiane codziennie.

3 grudnia (środa) zainaugurowana została w Sanoku regularna, comiesięczna celebracja Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Będzie się ona odbywała w każdą pierwszą środę miesiąca w kościele pw. Przemienienia Pańskiego o godzinie 19.00.

W dniach 6-8 grudnia (sobota-poniedziałek) odbyły się w rzeszowskim kościele Św. Krzyża Rekolekcje Adwentowe organizowane przez Duszpasterstwo Tradycji Łacińskiej. Nauki głosił ks. neoprezbiter Tomasz Gałuszka, wikary z parafii św. Barbary w Ropczycach.

7 grudnia (niedziela) o godz. 15.30 w II niedzielę Adwentu ks. Grzegorz Śniadoch IBP odprawił Mszę świętą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w kościele NMP Wspomożycielki Wiernych w Zalesiu Dolnym (Piaseczno), przy ul. Modrzewiowej 2.

8 grudnia br. w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny Mszę św. prymicyjną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego odprawił w kościele Św. Krzyża w Rzeszowie ks. neoprezbiter Tomasz Wajdzik, wikary z parafii św. Rocha i św. Marcina w Rzeszowie-Słocinie.

W Święto Niepokalanego Poczęcia NMP (8 grudnia), 4 dziewczynki z rodzin związanych z bytomskim kościołem Św. Ducha i Mszą św. trydencką (Alicja, Dominika, Natalia i Ola), złożyły ślubowanie i przyjęły od kapłana cudowne medaliki, tworząc pierwszą w Polsce tradycyjną wspólnotę Dzieci Maryi. Po raz pierwszy, dziewczynki mogły wziąć udział we Mszy św. dzierżąc w rękach swój feretron z ozdobnymi tasiemkami, oddając w ten sposób należny hołd Panu Bogu i okazując miłość do Pana Jezusa i NMP.

W dniach 12-14 grudnia (piątek-niedziela) odbyły się w Krakowie Rekolekcje Adwentowe. Nauki rekolekcyjne podczas Mszy św. trydenckiej głosił o. Nikodem, karmelita z Wrocławia.

14 grudnia (niedziela) w III niedzielę Adwentu ks. Łukasz Kadziński odprawił Mszę świętą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w kościele parafialnym w Brwinowie. Następna Msza w zwyczaju "gregoriańskim" zostanie odprawiona w Brwinowie w niedzielę 11 stycznia 2009 r. o godzinie 15:30.

W dniach 14-17 grudnia (niedziela-środa) w Wałbrzychu odbyły się Rekolekcje Adwentowe z Mszą trydencką. Poprowadził je ks. Zbigniew Chromy. Niedzielna Msza św. z nauką rekolekcyjną została odprawiona, jak w każdą II niedzielę miesiąca, w Sanktuarium MB Bolesnej, natomiast od poniedziałku do środy (15-17 grudnia), tradycyjna Msza łacińska była odprawiana w kościele pw. Niepokalanego Poczęcia NMP po Koronce do Bożego Miłosierdzia.

W dniach 18-20 grudnia (czwartek-sobota) w Suche Dni Adwentowe w kościele Niepokalanego Poczęcia NMP w Lublinie odbyły się Rekolekcje Adwentowe.

28 grudnia (niedziela) o godz. 18 w kościele NMP na Piasku we Wrocławiu uroczystą Mszę św. odprawił ks. Philippe Laguerie - Przełożony Generalny Instytutu Dobrego Pasterza, proboszcz parafii personalnej św. Eligiusza w Bordeaux. Asystowali mu jako diakon ks. Leszek Królikowski IBP oraz jako subdiakon ks. Grzegorz Śniadoch IBP. Po Mszy św. odbyło się spotkanie z księdzem Laguerie w kaplicy zimowej. W poniedziałek 29 grudnia Przełożony Instytutu odwiedził Sanktuarium Matki Bożej na Jasnej Górze.

Zapowiedzi:

Z racji wizyty ks. Leszka Królikowskiego IBP w Gdańsku i Gdyni, jednorazowo odprawiona zostanie przez tego kapłana Msza w rycie klasycznym. Będzie to miało miejsce w dniu 4 stycznia (niedziela) w kościele pw św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie ul. Cieszyńskiego 1 o godzinie 15.15 w kościele dolnym. Kazanie wygłosi ks. Piotr Baranowski wikary tamtejszej parafii. Po Mszy ks. Leszek powie kilka słów na temat działalności Instytutu Dobrego Pasterza w świecie i Polsce.

wtorek, 30 grudnia 2008

ABC Summorum Pontificum w parafii (cz. 1) - Tytułem wstępu

Rozpoczynamy publikację tłumaczenia przemówienia ks. Tima Finigana, redaktora blogu www.the-hermeneutic-of-continuity.blogspot.com, które wygłosił on podczas konferencji w Merton College w Oksfordzie, (28 lipca - 1 sierpnia 2008 r.). Aby ułatwić czytanie, całość podzieliliśmy na pięć części.
Ks. T. Finigan przedstawił ABC wprowadzania Summorum Pontificum w zwyczajnej parafii. Każdy ksiądz, który pragnie wprowadzić tradycyjną Mszę do swojej parafii z pewnością skorzysta z tych doświadczeń. Oryginał artykułu można znaleźć na stronach Latin Mass Society.

Jako że pierwszy rok mej posługi kapłańskiej spędziłem na parafii kończąc naukę, a idąc za głosem swego powołania posługuję w wielu parafiach w południowo-wschodniej części Londynu już od 23 lat, stąd wiem, co czeka księży pragnących wdrożyć przepisy Motu Proprio Summorum Pontificum i wprowadzić na nowo starszą formę rytu rzymskiego „u siebie”. Rzekłbym wręcz „Nolite timere” (czegóż tu się bać?) lecz stoję twardo na ziemi i zdaję sobie sprawę z problemów i trudności, które „rycerze” Kościoła muszą mężnie zwalczać.

Analizując Summorum Pontificum w świetle parafii należy stwierdzić, że parafia, będąc częścią składową diecezji, rządzi się własnymi prawami. To ordynariusz zleca więc poselstwo kanoniczne proboszczowi. Bez względu na poglądy w temacie soborowego nacisku na wyrażenie „pełni sakramentu kapłaństwa” w Sakrze Biskupiej (o której mowa w Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen Gentium KK 21) bez wątpienia to właśnie kapłan (z mocy prawa) współpracuje z ordynariuszem miejsca a Summorum Pontificum uznaje ten fakt (art.5.1).

W ten sam sposób diecezja podlega wyższym władzom kościelnym. W niektórych miejscach wymiar eklezjastyczny diecezji może być zaniedbany. Wszyscy mieliśmy sposobność przeczytania sprawozdań biskupów, którzy zupełnie zignorowali Summorum Pontificum, usiłując wmówić nam, że nie ma zapotrzebowania na Usus Antiquior. Inni zaś usiłowali zastrzec sobie prawo do wydania (lub nie) zezwolenia na odprawianie Mszy św. wg Usus Antiquior przez danego księdza. Zwykły kapłan winien więc być odpowiednim kandydatem do odprawiania Mszy św. w klasycznym rycie (Summorum Pontificum art.5.4) i umieć poprawnie wymawiać słowa po łacinie oraz odprawiać ceremonie w sposób kompetentny.

Coż, jedno co Summorum Pontificum potwierdza jednoznacznie to fakt, że kapłan nie potrzebuje już zezwolenia na sprawowanie starej Mszy św. od swego ordynariusza. Ojciec Święty wyraził się jasno w tej kwestii w Motu Proprio, orzekając że ta forma rytu rzymskiego nigdy nie została zakazana (Summorum Pontificum art.1).

Odprawianie Mszy św. i szkolenie, które ma obecnie miejsce tu w Merton College jest możliwe do opanowania przez każdego kapłana. Niektórzy księża mogą potrzebować nieco więcej ćwiczenia i praktyki, niektórzy zaś mniej. Nie trzeba się zrażać ani obawiać „pięknych rytuałów” które będą sprawowane podczas konferencji. Nie zostały one stworzone dla celów „kreatywnej” liturgii: W każdym miejscu na ziemi Msza uroczysta z asystą diakona i subdiakona będzie wyglądała dokładnie tak samo jak ta sprawowana tutaj. Do nauki rytuałów trzeba czasu, ale z chwilą opanowania rytu nie pozostaje nic szczególnego do nauczenia. To czego naprawdę potrzeba to zanurzenie się w bogactwie rytu rzymskiego i dar świętości od Pana, który przekazuje go nam za pośrednictwem świętych ceremonii. Aby wypełnić obietnicę posłuszeństwa i poszanowania władzy ordynariusza, idąc za głosem św. Tomasza (św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologica, 2a 2ae q.104 art.5), ksiądz musi wywiązać się z danych przezeń obietnic, w zakresie których ordynariusz ma nadeń władzę. Ordynariusz zaś nie ma władzy żądania od księdza wniosku o zezwolenie na sprawowanie Mszy św. w rycie gregoriańskim.

Zobowiązanie do poszanowania władzy ordynariusza przez księdza to okresowy rachunek sumienia. Nie należy przy tym zapominać, że sformułowanie Kan. 273 Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r., kładące nacisk na posłuszeństwo wobec Ojca św. stoi na pierwszym miejscu. Winniśmy zatem przyjąć dar uwolnienia Mszy św. w starszej formie rytu rzymskiego dany nam przez Ojca Świętego.

Nasze stosunki z ordynariuszami i diecezją reguluje też obowiązek nabywania i praktykowania cnoty roztropności. Rozważając jedną z dwóch skrajności, sądzę że jest raczej mało prawdopodobne, aby księża dobrowolnie i niepoważnie szukali okazji do scysji. Druga skrajność polegająca na zbytniej płochliwości może być większą pokusą. Ojciec Święty dał na dobry przykład: Motu Proprio było rzecz jasna wysoce kontrowersyjne. Wielu biskupów w Europie sprzeciwiło się woli Papieża, a jednak ów się nie ugiął i poszedł dalej.

To właśnie przykład odważnej roztropności dostrzeżenia potrzeby określonego działania, wyrażenia i podjęcia działań nie zważając na sprzeciw ze strony nieprzychylnych osób.

c.d.n

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Filipińska telewizja publiczna transmituje tradycyjną Mszę św.

W Wigilię 24 grudnia 2008 r. Państwowa telewizja filipińska, National Broadcasting Network 4, przeprowadziła po raz pierwszy w swojej historii bezpośrednią transmisję z uroczystej Mszy św. odprawianej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Transmisja z liturgii, która została zorganizowana przez Wspólnotę Św. Jerome Emiliani działającą w Diecezji Paranaque, Metro Manila, rozpoczęła się o godz. 11 miejscowego czasu. Poprzedził ją 30 minutowy wstęp skierowany do widzów, w którym wyjaśniono podłoże i znaczenie tradycyjnej liturgii rzymskiej dla Kościoła. Mszę celebrował włoski kapłan Grato Germanetto.

National Broadcasting Network 4 jest państwową stacją telewizyjną, którą można odbierać na terenie całego kraju. Tradycyjni katolicy mieszkający na Filipinach mają nadzieję, że telewizyjna transmisja doprowadzi do tego, iż liczniejsi wierni poznają piękno tradycyjnego rytu rzymskiego. Transmisja Mszy św. trydenckiej zastąpiła coroczną transmisję Mszy wg Mszału Pawła VI, która miała miejsce w tym czasie.

Republika Filipin uzyskała w dniu 4 lipca 1946 r. oficjalną niezależność od USA. Żyje w niej ok. 88 milionów ludzi, z których ok. 89% stanowią chrześcijanie. 81% ludności to rzymscy katolicy. Filipiny to największy chrześcijański kraj w Południowej Azji.

niedziela, 28 grudnia 2008

Przełożony Generalny IDP w Polsce

W dzisiejszą niedzielę o godz. 18 w kościele NMP na Piasku we Wrocławiu uroczystą Mszę św. odprawił ks. Philippe Laguerie - Przełożony Generalny Instytutu Dobrego Pasterza, proboszcz parafii personalnej św. Eligiusza w Bordeaux. Asystowali mu jako diakon ks. Leszek Królikowski IBP oraz jako subdiakon ks. Grzegorz Śniadoch IBP. Po Mszy św. odbyło się spotkanie z księdzem Laguerie w kaplicy zimowej. W poniedziałek 29 grudnia Przełożony Instytutu odwiedzi Sanktuarium Matki Bożej na Jasnej Górze.

piątek, 26 grudnia 2008

Bł. kard. Schuster: Liturgia a pobożność prywatna (cz. 3)

Poniżej zamieszczamy trzeci fragment dziewięciotomowego dzieła pt. Liber sacramentorum. Note storiche liturgiche sul messale romano. (Pierwsza i druga część ukazała się wcześniej). Jego autorem jest bł. kard. Alfred Ildefons Schuster OSB (1880–1954), opat benedyktynów przy bazylice św. Pawła za murami w Rzymie, a od 1929 r. arcybiskup Mediolanu, beatyfikowany 12 maja 1996 r. przez Jana Pawła II.
Tekst w tłumaczeniu ks. Jana Korzonkiewicza ukazał się w 1931 r. w piśmie Mysterium Christi.


Dotąd mówiliśmy o zwartej jednolitości liturgii i o wspaniałym cyklu chrystologicznym w roku kościelnym, w którym streszcza się cała nasza kultura chrześcijańska. Ale obok wielkiego cyklu rocznego o 52 tygodniach, tego żywego wykładu katechizmu, jest jeszcze drugi, krótszy cykl, czyli: tydzień. Jest to sześciodniowy obchód mistrzowskiego dzieła Boga-Stworzyciela, które to dzieło liturgia w ciągu tygodnia wiąże z odkupieniem świata przez krew Baranka. Św. Ambroży wiedzę swoją teologiczną oddał na usługi hymnodii chrześcijańskiej i w hymnach nieszpornych opiewał poszczególne dni stworzenia. Pieśni te są tak piękne, że takiemu św. Augustynowi w pierwszych dniach nawrócenia wyciskały łzy z oczu, gdy słyszał lud, śpiewający je w Mediolanie.
Cały rok kościelny tworzy zwarty mocno cykl, w którym przed oczyma naszymi przesuwa się boskie dzieło odkupienia w pełni czasu. Każdy tydzień w tym cyklu poświęcony jest rozpamiętywaniu stworzenia świata. Jest jednak jeszcze jeden ściślejszy cykl, czyli cykl dzienny, w którym siedem razy, czyli w siedmiu horach, to jest godzinach kanonicznych obchodzimy i przypominamy sobie tajemnicę męki i śmierci Chrystusowej. Ten ostatni cykl, będący podstawą tamtych dwóch, stanowi znowu ramy dla Ofiary eucharystycznej, którą ludzkość odkupiona składa codziennie Trójcy Przenajświętszej, jako akt doskonałego uwielbienia i chwały w duchu i prawdzie.
Taki jest w krótkich słowach główny zarys starej modlitwy Kościoła. Dzięki temu, że pojedyncze jej części są ze sobą ściśle powiązane, modlitwa ta stanowi jednolitą całość, a celem jej było wychowywanie prawdziwych chrześcijan, a nie tylko głoszenia w jakiejkolwiek formie chwały Bożej, jak to się dzieje często w czasach dzisiejszych. To gruntowne wykształcenie religijne leżało w zamiarach świętych Ojców Kościoła, i temu wykształceniu służyły też obrzędy liturgiczne. Ozdoba świątyni wewnątrz i zewnątrz miała ten sam cel przed oczyma, i dlatego dawniej sztuka, wymowa, obrzędy, modlitwy i sakramenty tworzyły nie tylko poszczególne części kultu, lecz służyły także do nauczania ludu chrześcijańskiego.
Dzisiaj gdy czytamy w brewiarzu homilie świętych Ojców Kościoła, którzy je wygłaszali do wiernych w kościele, ogarnia nas zdumienie nad wysokim poziomem religijnego wykształcenia tego ludu, który potrafił słuchać takich kazań; dzisiaj są one dość trudne do zrozumienia nawet dla niejednego księdza To obniżenie się poziomu oświaty religijne, nie sięga jednak tak daleko wstecz, jakby niejeden gotów myśleć! Jeszcze bowiem w w. XV i XVI cechy artystów i rękodzielników w Toskanii i Umbrii w swoich statutach, w ozdobach swoich oratoriów, chorągwi i. t. d. wykazują taką znajomość katechizmu i Pisma św., że nas, ludzi XX wieku, aż podziw bierze. Dzisiaj niejeden uważa się za Bóg wie jak dobrego katolika, dlatego, że czytuje „14 niedziel” albo „Iskry eucharystyczne”, a przy tym wszystkim nie umie on nawet wzbudzić aktu żalu. Nasi przodkowie czerpali pobożność z liturgii, którą krzewiły i uprawiały wielkie zakony żebracze, dla których znowu liturgiczna modlitwa chórowa była podporą życia duchownego. Przodkowie nasi rozkoszowali się małym officjum do Matki Boskiej, wigiliami za zmarłych, psalmami pokutnymi i t. d., szli za modlitwą Kościoła i dlatego utrzymywali ścisły kontakt z duchem Kościoła. Dzisiaj niestety duch ten zanika — z pewnością nie z winy Kościoła — tak, że mogło się utworzyć mniemanie, jakoby istniała podwójna pobożność, jedna liturgiczna, dla księży, którzy odprawiają Mszy św., a druga prywatna dla wiernych, którzy modlą się po cichu dla siebie. Skutkiem tego, praktycznie przestała istnieć cudowna jedność między wiarą a modlitwą, katechizmem a sztuką chrześcijańską, wiarą a życiem społecznym. Wielu chrześcijan odprawia tylko mnóstwo aktów religijnych, którym jednak brakuje pełnego siły i mocy związku z resztą wiary i życia. Z pożałowania godnej nieznajomości nauki chrześcijańskiej powstają potem kompromisy i sprzeczności także w życiu tych, którzy się mają za dobrych katolików, w rzeczywistości są jednak pietystami.
Przyczyna zanikania zmysłu dla spraw boskich według mojego zdania leży u wielu w sposobie nauczania religii. Dzisiaj nauka religii jest przedmiotem, jednym z pośród wielu innych, i nie wiele ma do czynienia z sztuką religijną i z liturgią. Przodkowie nasi natomiast wzrastali razem z liturgią; swego katechizmu uczyli się oni od dziecka z ust matki Kościoła, tak, jak się człowiek uczy mowy ojczystej, całkiem bez nauczyciela, bo się po prostu w domu nie słyszy nic innego Jeżeli zaś człowiek — jak św. Augustyn — musi się uczyć greki lub innego języka z książek, to sprawa idzie o wiele trudniej, i nigdy się takiego języka nie opanuje zupełnie, bo to jednak nie jest język ojczysty.
Dlatego też duszpasterze, przede wszystkim Papieże, za dni naszych wyrazili życzenie, żeby wierni znowu zwrócili się do dawnej tradycji, i znowu trzymali się więcej pobożności kościelnej, zwłaszcza przez żywe uczestniczenie w służbie Bożej i w modlitwach Kościoła. Skoro zaś miarodajna władza raz wypowiedziała się, to żadnemu synowi Kościoła nie wolno się wahać i wątpić, czy ma spełniać to życzenie Kościoła, a już zgoła nie wolno mu tego życzenia krytykować. Ruch liturgiczny, który dzisiaj za błogosławieństwem Papieży i biskupów kwitnie w wielu diecezjach Italii i zagranicą, nie chce wcale jednego rodzaju pobożności wygrywać przeciwko drugiemu, albo zgoła ganić naszej pobożności ludowej. Chce on tylko pogłębić istniejącą pobożność i uzgodnić ją z pobożnością Kościoła, to jest z liturgią Kościoła-matki.
Karol Wielki, gdy zauważył, że śpiew kościelny w państwie Franków wszedł na osobliwe tory, tak się miał odezwać do mistrzów swej kapeli pałacowej: „Wróćcie do św. Grzegorza"! Podobnie możemy i my także mówić dzisiaj: Słuchajmy znowu świętych Ojców Kościoła i wiary naszej, i wróćmy znowu do onego sposobu nauczania i wychowania religijnego, dzięki któremu w przeciągu trzech wieków świat pogański przemienił się na chrześcijański, a na ruinach cywilizacji grecko-rzymskiej powstała wspaniała kultura katolicka. Nie rozdrabniajmy życia religijnego — które powinno być jednolite, święte i katolickie — na mnóstwo nabożeństw, lecz ujmijmy je w jeden zwarty system, z którego bije światło doskonałej jedności, wzniosłej świętości i katolickiej miłości.
W pracy nad wychowaniem do pobożności nie przywiązujmy zbyt wiele wagi do niepewnego serca ludzkiego Uczucie jest ślepe i zmienne; więc nie ufajmy mu zanadto. Taką przestrogę dają nam liczne przejawy pobożności ludu, szczególnie w niektórych okolicach Italii. Z powodu niedostatecznej nauki religii odnosi się tam niejednokrotnie wrażenie, jakoby tam już niewiele pozostało z chrześcijaństwa, prócz niektórych form zewnętrznych: procesji i religijnych okrzyków radości. Chciałoby się nawet wierzyć, że miejsce żywej prawdy Ewangelii zajęły tam niektóre obrzędy.
Podnośmy całego człowieka do Boga: zmysły, serce, wyobraźnię i rozum. Przede wszystkim jednak wychowujmy kapitana okrętu, to jest rozum. Władze duszy ludzkiej mają różne cele: przedmiotem zmysłów jest piękno, przedmiotem serca dobro, a celem rozumu jest poznanie prawdy. Każda z tych władz ma właściwy sobie cel, a jednak wszystkie one jednoczą się w jednym człowieku. Jeden Bóg, jeden Kościół, jedna pobożność katolicka, jedna całość z różnymi połączeniami, na kształt skomplikowanego, ale jednolitego organizmu, albo na kształt harmonii, która się składa z mnóstwa dźwięków. Jedna tylko pobożność mieści to wszystko w sobie i jednoczy harmonijnie teologię ze sztuką, architekturą i muzyką, tylko jedna pobożność zamyka w sobie wszystko, co jest rzeczywiście dobre, piękne i prawdziwe, a tą pobożnością tu na ziemi jest liturgia katolicka w najszerszym tego słowa znaczeniu.

czwartek, 25 grudnia 2008

Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 3-ost.)

Publikujemy trzecią i ostatnią część tekstu, którego autorem jest ks. Nicola Bux. Jego treść zamieszczona została na stronach Komisji Pontyfikalnej Ecclesia Dei.

Pierwszy fragment tekstu został zamieszczony na stronach NRL w listopadzie, zaś drugi fragment przed paroma dniami.

LITURGIA POMIĘDZY TRADYCJĄ A INNOWACJĄ
MOTU PROPRIO BENEDYKTA XVI
(cz. 3)

x. Nicola Bux

3. Nieprawidłowe interpretacje aktu papieskiego.


Po opublikowaniu Motu proprio dało się usłyszeć nie mało wadliwych interpretacji tego aktu dokonywanych przez niektóre wybitne postacie kościelne, zakonników i świeckich, będących zwolennikami eksperymentów liturgicznych. Ogólne ich założenie polega na przekonaniu, że do Soboru Kościół stał w miejscu a dopiero po Soborze nastąpił początek wędrówki. Właśnie takim sposobem tradycja bywa przeciwstawiana postępowi. Pytam zatem: czy czasownik tradere nie oznacza przekazywać coś jednej generacji drugiej? A w naszym przypadku chodziłoby o zbiór gestów i tekstów liturgicznych? Dlatego możemy powiedzieć, że tradycja jest w pewnym sensie również postępem!

Posoborowa reforma liturgiczna, gdyby zechciała zaproponować kapłanom, aby ci wybrali wewnątrz tradycji co należy pozostawić a co należy odrzucić, dokonałaby aktu herezji. Wydaje się jednak, że tak się nie dzieje, biorąc pod uwagę liczne licet i possit, które są jak interpunkcja rubryk liturgicznych mszału Pawła VI. Motu proprio Benedykta XVI chce dać dodatkową szansę, a nawet potwierdzić, że stara liturgia, jako w pełni katolicka, nigdy nie została zniesiona. Można stwierdzić, że przywrócony mszał papieża Jana z '62 r. nie może być przeciwstawiany mszałowi Pawła VI, który powstał osiem lat później, ale winien on być traktowany jako bogactwo, które przynależy do regula fidei jako forma nadzwyczajna ale nie wyjątkowa i funkcjonuje obok tej, która jest zwyczajna i normalna. Mamy zatem „dwie formy starego rytu rzymskiego”.

Autorytet Soboru nie powinien być podważany a reforma liturgiczna nie powinna być stawiana w wątpliwość zarówno przez tych, którzy są bardziej przywiązani do starej formy skodyfikowanej w mszale z '62 roku, jak i przez tych, którzy wolą formę z 1970 roku. Jest oczywiste, że to, co jest zwyczajne nie jest równe temu co jest nadzwyczajne, ale byłoby dziwne gdybyśmy żyli tylko z pierwszego i nie potrzebowalibyśmy drugiego dokładnie tak, jak zwyczajny jest dzień w stosunku do nadzwyczajności jakiejś uroczystości. Z tego powodu nie jest prawidłowe twierdzenie, że ta nowa dyspozycja została promulgowana dla „tradycjonalistów”, ponieważ celem Motu proprio jest to, aby wszyscy w Kościele spojrzeli na stary ryt, co więcej, aby kapłani mogli go celebrować a wierni w nim uczestniczyć. Wierny obrządku wschodniego, gdy idzie do cerkwi może, w zależności od okresu liturgicznego, uczestniczyć w rycie Chryzostoma lub Bazylego. Analogicznie, diecezje katolickie nie powinny ograniczać się do oczekiwania na propozycję, ale winne same stworzyć ku temu warunki.

Dlaczego uważa się tych, którzy chcą powrócić do starego rytu za ignorantów nieznających Pisma świętego, liturgii i przede wszystkim za osoby karmiące się jakąś dewocją, sugerując, że wierni uczestniczący w nowym rycie są bardziej wykształceni? Wystarczy poczytać sobie eseje i artykuły liturgistów, aby przekonać się o nieskończonych narzekaniach i niezadowoleniu pod adresem tej części ludu Bożego.

Z drugiej strony, nie tylko niektórzy tradycjonaliści uczynili z liturgii sztandar dla afirmacji fundamentalizmu katolickiego, ale także niemała liczba progresistów, którzy domagają się autonomii na wzór protestantyzmu i członków ruchu no-global (proszę spojrzeć na flagi pokoju umieszczone na kościołach i przed ołtarzami). Instrumentalizacja polityczna i kulturowa mszy i jej zredukowanie do folkloru lub spektaklu, jest dziełem zarówno jednych jak i drugich. Nieprzychylność wobec Soboru – mam na myśli autorytet papieża Pawła VI – miała miejsce głównie w okresie posoborowym przede wszystkim ze strony progresistów. Czyż nie było tak, że niektóre nowe wspólnoty monastyczne uprzywilejowały liturgię , w której czas przeznaczony na czytanie słów Pisma świętego przeważa nad celebracją eucharystyczną, przez co podkreślały raczej wymiar wspólnotowy mszy na niekorzyść tego ofiarniczego? Sobór nigdy nie wyobrażał sobie takiego braku równowagi.

Oczywiście niektórzy zadają sobie pytanie jak to się dzieje, że stary ryt jest poszukiwany przez młodzież – tak jak mówi papież w Motu proprio – pomimo tego, że młodzi ludzie nigdy go nie poznali. Czy można to zredukować do jakiś osobistych preferencji? Abstrahując od przypadków ekstremalnych takich jak; 'msze bitowe' podczas których kapłan tańczy, 'msze rewolucyjne' w Kolumbii podczas których kapłan ze stułą trzyma w jednym ręku karabin maszynowy a w drugim mszał, 'msze karnawałowe' w kaplicach salezjańskich gdzie celebrans zakłada maskę klauna, 'msze piknikowe', itd., czy nie zdarza się uczestniczyć we mszach, podczas których kapłan zastępuje czytania innymi nie biblijnymi, zmienia artykuły wyznania wiary, przekształca modlitwę eucharystyczną? Do czego te zmiany mają się odwołać jeżeli nie do własnej woli? Czy jest to subiektywizm i relatywizm, czy może coś więcej - karykatura i profanacja liturgii?

To wszystko sprowadza się do rozumienia Soboru (jako przełomu epok) przez obydwa stronnictwa w taki sam sposób, to znaczy nieprawidłowo. Mówiąc prościej lefebryści uważają „Kościół posoborowy” jako zdradzony przez Sobór, tymczasem adepci szkoły Bolońskiej twierdzą, że właśnie Sobór zdradził „Kościół posoborowy”. Jeden ze zwolenników tego poglądu określił Motu proprio „jako szyderczy chwyt przeciwko Soborowi Watykańskiemu II” ignorując jednocześnie fakt, że wówczas celebrowano w starym rycie i czyniono tak jeszcze później przez kilka lat. To właśnie jest hermeneutyka nieciągłości lub zerwania według Benedykta XVI. Dziwne jest to, że ci, którzy uczynili z papieża Jana XXIII symbol postępu, sprzeciwiają się mszałowi rzymskiemu wydanemu przez niego i wykorzystywanemu teraz do celebracji w starym rycie. Obydwa mszały pokazują, że abstrahując od dwóch form, osobowość Kościoła pozostaje ta sama. Nie można wybierać sobie Kościoła albo mszy ze względu na takie upodobania. Należy za to dążyć do tego, aby wszyscy czuli się członkami jednego Kościoła katolickiego, uczestnicząc w starym i nowym rycie. Motu proprio nie odwołuje się do takiego subiektywnego kryterium.

Ci, którzy uznają się za proroków kościoła nadchodzącego, nie powinni ganić tradycjonalistów z tego powodu , że uważają się za „zbawicieli kościoła rzymskiego”. Nie! Motu Proprio oczekuje pokory zarówno od jednych jak i drugich. Kościół nie rozpoczął się od Soboru Watykańskiego II, ale od Apostołów i trwał przez wieki, abyśmy otrzymali go w całości, w jedności wiary i miłości wraz ze wszystkimi generacjami chrześcijan. Kościół jako hierarchia i lud jest całością, obrazem niebiańskiego zgromadzenia, tak jak to przedstawia liturgia wschodnia kierując się nauczaniem Dionizego Areopagity: liturgia nieba na ziemi.

Gdyby było prawdą, że stary ryt skupia się bardziej na wymiarze osobistej pobożności i estetyce, należałoby wtedy stwierdzić, że nowy ryt kipi komunitaryzmem, partycypacjonizmem bez pobożności i spektakularnością.

Twierdzi się także, że pierwotna forma rytu nie pozwalała na kult duchowy i z tego powodu trzeba było się z niej wycofać, aby wkroczyć na drogę reformy soborowej, co jest samo w sobie sprzeczne, ponieważ dokonuje się wówczas przeciwstawiania okresu przed- i po-soborowego, w założeniach zanegowanego z góry, jako argument stosowany przez tradycjonalistów. Oskarża się liturgię trydencką również o bycie „dionizyjską” (w sensie Dionizego Bacco lub Dionizego Areopagity). Gdyby rzeczywiście tak było, to czym jest liturgia bizantyjska, biorąc pod uwagę wpływ, który na nią miał właśnie tenże tajemniczy autor VI wieku? Studia porównawcze pokazują, że przedsoborowa liturgia rzymska była znacznie bliższa tej wschodniej aniżeli liturgia w dzisiejszej postaci. Należy pomimo wszystko być ostrożnym w wymyślaniu epitetów, albo w aplikowaniu augustyńskiej teologi liturgi zreformowanej, bo jest to niestosowne w kontekście dokonujących się w niej nadużyć.

Jeśli starożytną liturgię potraktujemy jako 'zakryty fresk', to nowa liturgia stanowiła dla niej realne niebezpieczeństwo z powodu agresywnej techniki wykorzystywanej do jej odrestaurowania. Motu proprio przywraca tymczasem statu quo ante w taki sposób, aby na nowy ryt można było spojrzeć obiektywnie, dokonując z cierpliwością jego odnowy począwszy w pierwszym rzędzie od niego samego.

tłumaczenie: kl. Sergiusz Orzeszko IBP

---

Poprzednie części:

- Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 1)
- Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 2)

środa, 24 grudnia 2008

Kwestia związana z pateną

Dlaczego we Mszy uroczystej z asystą od Ofiarowania aż do Pater noster subdiakon trzyma w obu rękach pateną okrytą welonem? Odpowiedź na to pytanie przytaczamy za pismem Mystrium Christi z 1931 r.

Dzisiejsza rubryka mszału odnośnie do powyższej ceremonii brzmi w następujący sposób: (po ofiarowaniu kielicha i postawieniu go na ołtarzu przez celebransa, diakon nakrywa go pałką) „Subdiacono deinde stanti in cornu Epistolae ponit in dextera manu P a t e n a m, quam cooperit extremitate Veli ab eius humero pendentis; qui vadit post Celebrantem ante medium Altaris, et, facta genuf lexione, ibi stat, sustinens eam e l e v a t a m usque" ad finem Orationis Dominicae" (zob. Ritus servandus in celebratione Missae VII, 9), — czyli subdiakon odbiera patenę od diakona po ofiarowaniu kielicha, i nakrytą welonem trzyma w rękach trochę wzniesionych, stojąc za celebransem, na środku przed ołtarzem, i tak stoi trzymając ją aż do końca Pater noster. A przy końcu Pater noster — jak rubryka mszału powiada — „et subdiaconus circa finem Orationis Dominicae, facta itidem genuflexione, revertitur ad Altare, et stans in cornu Epistolae porrigit P a t e n a m diacono" (tamże X, 8) czyli przy końcu Pater noster subdiakon oddaje patenę diakonowi, a ten w odpowiedniej chwili celebransowi, aby nałożyć na nią Hostię św.
We mszach prywatnych (bez asysty) patena leży na ołtarzu pod korporałem po prawej stronie. Tam ją po ofiarowaniu Hostii, kładzie kapłan — et Patenam ad manum dexteram aliquantulum subtus Corporale (deponit) (Ritus serv. VII, 3), a bierze ją stamtąd przy końcu Pater noster (X, 1) [a dokładnie po słowie Amen - przyp. WD].
Jak z tego widać — tak we Mszy z asystą lub bez asysty — patena między ofiarowaniem a końcem Modlitwy Pańskiej — jest zupełnie nie brana w rachubę na ołtarzu, jak gdyby jej nie było albo całkiem była niepotrzebna. Za to przed i w czasie ofiarowania, przed i przy Komunii, jest w użyciu.


Długa jest historia pateny ze stanowiska archeologii i sztuki, ale niewiele krótsza jeżeli chodzi o jej zastosowanie do celów liturgicznych. Dzisiejsze przepisy o patenie trzymanej przez subdiakona tylko na podstawie historii można zrozumieć. Pierwotnie patena miała spoczywać na ołtarzu aż do Komunii św. Od VII-go wieku zaprzestano składać na patenie chleb do konsekracji, zatem była niepotrzebna na ołtarzu; dopiero w chwili łamania chleba przynoszono ją. Ponieważ początkowo była wielka (jak misa zwyczajna), więc przeszkadzała celebransowi na ołtarzu. Dlatego dawano ją okrytą welonem do trzymania akolicie — ministrantowi (zob. Ordo romanus I, PL, 78, 945; Ordo rom. II, tamże 974; Ordo III, tamże, 981. Micrologus, PL, 151, 983, według Hebert'a, Lecons de Liturgie II8, [1924], str. 201). Później tę czynność zlecono subdiakonowi, jako temu, który z urzędu ma opiekę nad świętymi naczyniami. (Por. Ordo romanus XIV, PL, 78, 1164). Obecnie patena tak mała w porównaniu z dawniejszą mogłaby spokojnie leżeć na ołtarzu — jak to jest we Mszy bez asysty — ale przy redagowaniu rubryk postanowiono zatrzymać stary zwyczaj. We Mszy żałobnej opuszcza się tę ceremonię, bo niegdyś zaraz po ofiarowaniu odnoszono patenę do zakrystii, gdyż podczas mszy żałobnych wierni nie komunikowali. To samo było w W. Piątek. Dlaczego dziś, we Mszy zwykłej, bez asysty, kapłan kładzie patenę pod korporał z prawej strony? Pewnie dlatego, bo według dawnej praktyki akolita trzymał ją okrytą welonem (zob. Ferreres, Historia del Misal romano, str. 125, n. 494, uwaga 3).

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Bł. kard. Schuster: Liturgia a pobożność prywatna (cz. 2)

Poniżej zamieszczamy drugi fragment dziewięciotomowego dzieła pt. Liber sacramentorum. Note storiche liturgiche sul messale romano. (Pierwsza część ukazała się kilka dni temu). Jego autorem jest bł. kard. Alfred Ildefons Schuster OSB (1880–1954), opat benedyktynów przy bazylice św. Pawła za murami w Rzymie, a od 1929 r. arcybiskup Mediolanu, beatyfikowany 12 maja 1996 r. przez Jana Pawła II. Tekst w tłumaczeniu ks. Jana Korzonkiewicza ukazał się w 1931 r. w piśmie Mysterium Christi.

Po otwarciu trumny kard. Schustera w 1984 r. okazało się, że jego ciało zachowało się w doskonałym stanie.

Mimo, iż począwszy od późnego średniowiecza we Mszale i w Brewiarzu odróżnia się dwie części, czyli: Proprium de Tempore i Proprium Sanctorum, to podział ten nie powinien jednak rozrywać cudownej jedności w roku kościelnym; w istocie swej jest i pozostaje on chrystocentrycznym: „Koniec Zakonu jest Chrystus” (Filip. 2, 5). Jak w dawnych bazylikach wyobrażenia dziejów ewangelicznych na ścianach bocznych wiodły nam duszę ku triumfującemu Chrystusowi Królowi na złocistym tronie w środku apsydy, tak też i Proprium de Tempore, począwszy od Adwentu i Bożego Narodzenia, przez Epifanię, czas postu i pasji, następnie pięćdziesięciodniowy obchód zmartwychwstania Pańskiego aż do Wniebowstąpienia Pańskiego i Zielone Święta, prowadzi nas przez tajemnice Chrystusowe. Nauczanie to jest gruntowne i naprawdę pedagogiczne, bo nie tylko przybliża nas do Chrystusa, lecz w długich ćwiczeniach duchownych czyni nas podobnymi jemu: „To samo winniście mieć usposobienie, co Chrystus Jezus”.
Rozważanie życia Jezusowego wypełnia cały rok kościelny. Wierni mają nie tylko pobieżne rzucić spojrzenie na tajemnice Boże, lecz winni je brać w siebie przez ustawiczne akty i ćwiczenia pobożności, przekształcić je w sobie i tak żyć życiem Chrystusa.
Żeby zaś liturgia osiągnęła swój wzniosły cel, ma ona według życzenia Kościoła być poniekąd przeszkoleniem całego człowieka, a nie tylko modlitwą. Musi ona człowieka wyuczyć i wychować; dlatego ma swoje przepisy i ćwiczenia jak każda inna szkoła.
Kiedy Pius X na nowo porządkował kalendarz całego Kościoła i przy tym zniósł cały szereg uroczystości ku czci Świętych, to przyświecał mu przy tym ten cel, żeby staremu Proprium de Tempore przywrócić dawne należne mu znaczenie i jedność od Adwentu aż do ostatniej niedzieli po Świątkach. Piękność roku kościelnego leży w nienaruszonej całości i ciągłości jego Proprium de Tempore, to jest w jego poszczególnych okresach świątecznych, których nie powinno się zanadto często przerywać albo zgoła zaduszać przez Proprium Sanctorum, bo ono nie posiada żadnej ciągłości, lecz każde święto jest dla siebie samego i nie pozostaje w żadnym związku z innymi świętami. W ostatnich stuleciach Proprium Sanctorum opanowało rok kościelny, a jego niezliczone święta zamazały klasyczne linie tamtej części, czyli Proprium de Tempore, tego wspaniałego utworu ducha Ojców.
Uroczystości ku czci Świętych istniały od najdawniejszych czasów, ale ponieważ między nimi nie zachodził żaden wewnętrzny związek, przeto Kościół w złotym wieku liturgii używał ich jedynie po to, żeby niemi na kształt klejnotów ozdobić swoje Proprium de Tempore, czynił to jednak dyskretnie i ze smakiem, podobnie jak artyści w starochrześcijańskich bazylikach; dla podkreślenia obrazu Chrystusa w apsydzie lubili oni umieszczać u jego stóp męczenników, którzy Panu Jezusowi podawali swoje palmy i wieńce. Tak się też ma mieć sprawa Proprium Sanctorum w brewiarzu i w mszale. Nie powinno ono ani niweczyć ani osłabiać wrażenia i działania Proprium de Tempore, lecz powinno być jego ozdobą, dodawać mu piękności i urozmaicenia. Od czasu do czasu powinno ono przerywać monotonię i na dobrze wybranych przykładach z życia Świętych wykazywać, jak misterium Chrystusa powinno być przeżywane przez wiernych i urzeczywistniane.
Dni poświęconych Świętym nie powinno być za wiele, a w każdym razie należy je dobrze rozmieścić, żeby Proprium de Tempore pozostało wedle możności nienaruszone i zachowało swoją pierwotną piękność. Przystajmyż i my także na wzniosłą myśl Kościoła, wyrażoną w ostatniej reformie brewiarza. Stolica święta, w myśl zasad Piusa V i Benedykta XIV, z cudownym taktem przystąpiła do tego, żeby rokowi kościelnemu przywrócić znowu piękną pierwotną linię, i tu i ówdzie odrzuciła późniejsze do niej dodatki. Było to dzieło trudne, bo chodziło o świętą budowlę, do której każda epoka dorzuciła to i owo podług własnego gustu. A jednak Pius X przeprowadził tę reformę, według stałych zasad, ale też i z wielką dyskrecją. Dzieło to jeszcze nie jest ukończone, bo to nie łatwa rzecz, usunąć przy starej budowli dobudówki, zasłaniające pierwotne linie. Reforma należy wyłącznie do Kościoła, ale i my możemy się przyczynić do lepszego jej zrozumienia, szerząc wiadomości o zamiarach naczelnej władzy kościelnej. Nie potrzebujemy wcale raczyć wiernych wysokimi naukami o starożytności chrześcijańskiej, ale prowadźmy ich do źródeł pobożności katolickiej, odciągajmy ich od nabożeństw subiektywnych i wychowujmy do wspólnej służby Bożej, do chwalenia Pana Boga razem z całym Kościołem.
Jak mamy być na Mszy św. i przyjmować Komunię św., żeby wynieść jak najwięcej pożytku dla dusz naszych? Nie wiem, czy można na to pytanie dać odpowiedź lepszą nad tę: Idźmy za rokiem kościelnym; on nas prowadzi do Pana Jezusa w Najśw. Sakramencie, bo Pan Jezus w Ofierze ołtarza i krzyża jest spełnieniem naszej wiary, nadziei naszej i naszej miłości.
Ofiara i Komunia w każdym okresie roku kościelnego przybiera swoisty charakter. Dzięki temu wnoszą one do pobożności ludu wielkie urozmaicenie i podsycają wciąż na nowo również i pobożność prywatną. I tak w Adwencie dzięki obietnicom, danym od Boga pierwszym rodzicom, Abrahamowi i Dawidowi, ludzkość czuje się pewną Chrystusa. „Ten był potomkiem Abrahama..., Abraham pochodzi od Adama” (Łuk 3, 38). Radość z obietnicy przyszłego Odkupiciela jeszcze jest przytłumiona przez nawoływanie św. Jana do pokuty, który chce Panu przygotować drogę przez nawrócenie serc. Ale te wydarzenia nie powinny być li tylko wspomnieniami historycznymi. Nie! Przeciwnie: Ten, który przyszedł na ten świat, kiedy Quirinus przeprowadzał spis ludności, musi się na nowo zrodzić w sercach ludu wiernego przez łaskę; musi się jeszcze zjawić przed wielu narodami, które podobnie jak Izrael oczekują jego przyjścia, ale podobnie jak Izrael mają oczy obciążone jeszcze sennością.
Serce chrześcijanina nie powinno być grobem Chrystusowym, w którymby Pan Jezus miał leżeć bez życia i zesztywniały. Jezus chce „przez wiarę mieszkać w sercach naszych” (Ef. 3, 17). Chce on rosnąć, żyć i sprawować „tajemnicę” odkupienia ludzkiego, której szczyt jest na Krzyżu.
Trucizna grzechu w raju pozostawiła w duszy zarzewie grzesznej pożądliwości. Odkupienie rodzaju ludzkiego zaczyna się tedy postem czterdziestodniowym, w którym nieuporządkowane namiętności mają być ujarzmione, a duch przygotowany na słowo żywota wiecznego. Niegdyś słowo to niewiernych synów Abrahama napełniło bojaźnią, tak, że odezwali się do Mojżesza: „Ty mów do nas, a będziemy słuchać, Pan zaś niechaj nie mówi do nas, abyśmy nie poumierali” (Ex. 20, 19).
Czas wielkopostny jest niejako szkołą rekrutów — obraz ten pochodzi z Pisma św. — są to wielkie rekolekcje całego Kościoła, jest to czas drogi oczyszczenia. Post i umartwienie mają nas oczyścić i gwoździami pokuty cielesnej przybić do krzyża Chrystusowego. Nauki, których nam Kościół w poście udziela więcej aniżeli kiedy indziej, mają duszę oswoić z prawdami wiecznymi, i umocnić na nowo ducha, osłabionego przez grzech pierworodny.
Czas wielkiego postu prowadzi nas na Kalwarię. Aby dostąpić zasług odkupienia, musimy się złączyć z Ukrzyżowanym, musimy przeżyć na sobie jego mękę — Kościół śpiewa: fac, ut portem Christi mortem (Sekwencja w święta Siedmiu Boleści Matki Bożej.) — i przez osobiste współdziałanie, jak mówi św. Paweł, dopełnić tego, czego jeszcze nie dostaje męce Chrystusowej (Kol. 1, 24.).
Po poście przychodzi Wielkanoc. Jeżeli umarliśmy grzechowi i uczynkom szatana, wówczas z Chrystusem powstajemy na nowo, do nowego życia, całkowicie boskiego. „Żyjąc, żyje Bogu” (Rzym. 6, 10.). Wielkanoc w życiu chrześcijan już nie ma charakteru wyrzeczenia i pokuty, lecz zawiera pozytywizm bogactwa. „Jeżeliście zmartwychwstali z Chrystusem, tego co wzwyż jest szukajcie, gdzie Chrystus siedzi po prawicy Bożej. Co w górze jest, miłujcie, nie co na ziemi” (Kol. 3, 3). Zrobiliśmy zaiste korzystną zamianę. Dziczek został odcięty od szczepu, co rósł na twardej skale, i wszczepiony do wiecznie zieleniejącego drzewa umierającego Chrystusa, aby „żył jego życiodajną śmiercią”.
Ofiara wielkanocna czyni zadość za przestępstwa ludzi i sprowadza na nowo ich pojednanie z Bogiem. Bóg dla Chrystusa przyjmuje nas znowu za syny i dopuszcza nas do poznawania swoich tajemnic i do dziedzictwa swych skarbów łaski.
Kiedyśmy w czasie wielkanocnym kroczyli przez via illuminativa, to czas Zielonych Świąt podobny jest do via unitiva. „A że jesteśmy synami, posłał Bóg od siebie Ducha Syna swego w serca nasze, który woła: Abba Ojcze”! Ten Duch Pocieszyciel i rzecznik naszej sprawy przed Panem jest owym Duchem, którego nam dał Ojciec jako rękojmię naszego synostwa Bożego i naszego dziedzictwa w niebie. Ponieważ duch ludzki zdoła wniknąć tylko do tajemnic serca ludzkiego, przeto Bóg dał nam jako swoim synom własnego Ducha, aby on nas wprowadził w całą prawdę.
W Zielone Święta dzieło odkupienia rodzaju ludzkiego stanęło u szczytu. Jezus z Duchem Świętym zamieszkał w sercu duszy miłującej Boga, więc też ona teraz zdolna jest chwalić Trójcę Przenajświętszą w duchu i prawdzie tak, jak sobie tego życzy Bóg Ojciec. Takie jest znaczenie uroczystości Trójcy świętej, która zamyka oktawę Zielonych Świąt, a rozpoczyna szereg niedziel po Zielonych Świętach. Jest to szereg długi, wypełniający blisko połowę roku kościelnego, i wyobraża dzieje Kościoła poprzez wieki. Dzieje te wzięły początek w pierwszy dzień Zielonych Świąt we Wieczerniku, a koniec ich będzie wtedy, gdy na końcu świata zjawi się Chrystus po raz drugi. Ten jest powód, dla którego Kościół czyta Ewangelię o końcu świata w pierwsze niedzielę Adwentu i w ostatnią niedzielę po Świątkach.
Budowa tych niedziel po Zielonych Świętych nie jest całkiem jednolita; są one żywym odzwierciedleniem Kościoła. Podobnie jak Kościół ustawicznie jest zwalczany od swoich wrogów, a jednak zawsze jest zwycięski, także liturgia niedziel poświątecznych błaga o ochronę przed wrogami Kościoła, a zarazem nuci pieśń zwycięstwa. Dostosowując się do słabości dzieci Ewinych, liturgia daje wyraz swemu bólowi z powodu grzechów dzieci i córek Kościoła, a równocześnie głosi całemu światu niepokalaną świętość Kościoła, której nie zdoła zaćmić żadna złość ludzka. W sposób iście przepiękny w liturgii, zwłaszcza w liturgii tych niedziel poświątecznych, przejawia się jedność, świętość, katolickość i apostolskość Kościoła. Słuchamy tutaj nauki książąt Kościoła, Piotra i Pawła, że gmach naszej wiary spoczywa na fundamencie proroków o apostołów. Tutaj też doznajemy pouczenia o jedności katolickiej, hierarchii, o obowiązkach, które mają wierni względem istniejących władz, o życiu społecznym wiernych w rodzime i społeczeństwie; tutaj dowiadujemy się o prześladowaniu Kościoła przez Nerona, o klęsce głodu w Palestynie i o składkach, zbieranych wśród Greków na rzecz głodnych braci w Palestynie. Dzieje pierwszych 20 lat tego, złotego okresu Kościoła zawierają obraz życia rodziny Chrystusowej, takiego, jakiem ono powinno było być w przyszłych wiekach.

niedziela, 21 grudnia 2008

Szczegóły papieskich celebracji w okresie Świąt

Włoska gazeta L'Avvenire zamieszcza w dzisiejszym wydaniu wypowiedź ks. Guido Mariniego, który uchyla rąbka tajemnicy na temat zbliżających się obchodów Świąt Narodzenia Pańskiego w Rzymie. W szczególności, ceremoniarz papieski zdradza, że w tym roku podczas błogosławieństwa Urbi et Orbi papież nie będzie ubrany, tak jak to miało miejsce ostatnio w kapę i mitrę lecz w mozzettę i stułę. "Uroczyste błogosławieństwo, nie wiąże się z żadnym szczegółowym obrzędem liturgicznym" - uzasadnia ks. Marini. Portal New Liturgical Movement przypomina, że taki właśnie ubiór miał na sobie papież Pius XII, gdy udzielał błogosławieństwa Urbi et Orbi na Wielkanoc w 1952 r.
Ks. Guido Marini zapewnia, że "wybór szat liturgicznych papieża dokonywany jest zawsze w poczuciu ciągłości i z zachowaniem zdrowej równowagi pomiędzy przeszłością, a współczesnością. Przyjęty styl wyrażać ma szlachetne poczucie piękna celebracji tajemnic Pana".
Podczas Mszy św. w Uroczystość Objawienia Pańskiego 6 stycznia, papież będzie miał na sobie ornat rzymski. Natomiast w Uroczystość Chrztu Pańskiego 11 stycznia - papież będzie celebrował Mszę św. w Kaplicy Sykstyńskiej, zwrócony przodem do krzyża na ołtarzu, który znajduje się przy jej ścianie, co sprawiać będzie wrażenie, że stoi tyłem do wiernych. Ceremoniarz papieski zwraca uwagę, że takie ustawienie jest konieczne, "aby zachować piękno i harmonię architektonicznego klejnotu", jakim jest Kaplica Sykstyńska, a jednocześnie podkreślić prawidłową orientację w celebracji eucharystycznej - w kierunku Krucyfiksu.

sobota, 20 grudnia 2008

Dzień Zaduszny może być obchodzony w niedzielę

Portal Roratae caeli przytacza odpowiedź z Komisji Ecclesia Dei, którą uzyskał pewien Włoch na pytanie w sprawie możliwości celebrowania Mszy św. Requiem z Dnia Zadusznego w niedzielę, jeśli wypada ona 2 listopada. Przypomnijmy, że taki właśnie układ mieliśmy w tym roku. Zgodnie z zasadami panującymi w kalendarzu liturgicznym w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, Dzień Zaduszny powinien zostać wówczas przeniesiony na poniedziałek 3 listopada.

Tymczasem w piśmie z dnia 22 września 2008 r. mons. Camille Perl, Wiceprzewodniczący Papieskiej Komisji Ecclesia Dei stwierdził, że celebracja Mszy św. Requiem może się odbyć w niedzielę. Oznacza to, że można nie przenosić Dnia Zadusznego na poniedziałek 3 listopada, gdy 2 listopada wypada w niedzielę.

czwartek, 18 grudnia 2008

Ku Duszpasterstwu Tradycji Łacińskiej

Poniżej zamieszczam mój artykuł, który ukazał się na wiosnę 2007 r. w kwartalniku Pro Fide Rege et Lege nr 1/2007 (57). Było to jeszcze przed opublikowaniem Summorum Pontificum i przed rozpoczęciem pracy w Polsce pierwszego księdza z Instytutu Dobrego Pasterza. Mimo, że część myśli zawartych w tym artykule z pewnością się zdezaktualizowała, sądzę że wiele nadal zachowuje aktualność. Dotyczy to zwłaszcza szeregu dobrych rad, popartych przykładami, jakimi drogami zmierzać do zorganizowania w swojej miejscowości regularnej celebracji Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.

W ostatnich dniach temat Mszy św. „trydenckiej” niebywale często gościł na łamach różnego rodzaju prasy. Poruszany bywał w związku z przeciekami o przygotowywanym dokumencie papieskim, w którym Ojciec Święty miałby zezwolić na jej szerokie i dowolne celebrowanie. Niezależnie jednak od tego, co w rzeczywistości zmieni ów akt, jedno jest pewne: z dnia na dzień nie wydarzy się nic, jeżeli słowa papieża nie zostaną przekształcone w czyn, przez tych, którym najbardziej zależy na jego treści. Niezależnie też od tego, czy ów dokument rzeczywiście by się ukazał, sam szum jaki wytworzył się wokół Mszy św. spełnił bardzo pozytywną rolę. Dzięki niemu wiele osób pierwszy raz w życiu dowiedziało się, że taka Msza kiedyś w ogóle istniała i ma nadal uprawnione miejsce w liturgii Kościoła. Z pewnością zmusił on też wiele osób do zainteresowania się historią liturgii albo wzbudził potrzebę uczestnictwa w tej jedynej Mszy św., którą Kościół uznawał jako swoją niemalże od czasów apostolskich.
Na fali wytworzonego poruszenia, które trwa od ponad półtora roku, w coraz to nowych miastach uaktywniają się grupy osób, które już wystąpiły lub dopiero zamierzają wystąpić do swojego biskupa ordynariusza o umożliwienie im regularnego uczestnictwa w Mszach św. sprawowanych w klasycznym rycie rzymskim. Trudno już zliczyć te miasta, w których nie żyłoby chociażby kilka osób, powodowanych tą niezrozumiałą w dzisiejszych czasach dla wielu potrzebą. Niestety, mieszkańcy zaledwie tylko kilku z nich mogą cieszyć się możliwością cotygodniowego uczestnictwa we Mszy św. Wszechczasów. Osoby zamieszkałe w pozostałych ośrodkach stale czekają na odmianę swojego losu.
Przykro to stwierdzić, ale pomimo, zdawałoby się jedności celów, miedzy tymi wieloma miastami nie została do tej pory zadzierzgnięta żadna więź. Brakuje jakichkolwiek kontaktów oraz wymiany doświadczeń. W dzisiejszej sytuacji, którą z łatwością można zaobserwować jak Polska długa i szeroka, dążenia wszystkich środowisk tradycyjnych w Polsce wydają się być skierowane jedynie na zapewnienie sobie dostępu do przeżywania Sakramentu Eucharystii w tradycyjnym rycie. Po uzyskaniu możliwości pielęgnowania tego reglamentowanego „towaru” w zaciszu ściśle oznaczonej kaplicy lub kościółka, z reguły inicjatywa takiej grupy zupełnie cichnie. Środowisko zamyka się na cały świat, dąży jedynie do upiększenia oprawy organizowanej przez siebie mszy i stosuje w wysoce ostrożny sposób propagandę szeptaną w celu powiększenia swojego grona. Dzieje się tak może z jednej strony ze strachu przed robieniem zbytniego rozgłosu, a może – i to warto sobie uświadomić – z powodu zupełnego braku wizji długofalowej działalności zmierzającej do odrodzenia i upowszechnienia liturgii klasycznej. Jeżeli jednak sprawa, w którą się wierzy, podbudowana jest jakimś słusznym żądaniem, nieporozumieniem byłoby nie pragnąć, aby z jej ostatecznego triumfu cieszyło się jak najwięcej ludzi.

Kontrrewolucja nie może być odwrotnością rewolucji. Każdy konserwatysta doskonale zna zasadę, którą kiedyś sformułował hrabia De Maistre. To uniwersalne prawo dziejowe powinno znaleźć zastosowanie zarówno w polityce państwowej jak i w obszarze religii. W życiu duchowym, wielcy mistrzowie od zawsze uczyli, że droga do doskonałości wiedzie poprzez powolny i ustawiczny rozwój, a nie nagłe i radykalne działania. Jeśli prawo to zastosujemy na polu pracy o prawdziwą odnowę Kościoła i przywrócenie należnego w nim miejsca liturgii klasycznej, oczom naszym ukaże się właściwa droga, która zaprowadzić nas może do zamierzonego celu.
O należne miejsce rytu rzymskiego w Kościele trzeba upominać się w takim zakresie i w taki sposób, w jaki jest to rzeczywiście możliwe w aktualnych warunkach i o ile pozostaje w zasięgu działania osób podejmujących się tego trudu. Należy tak działać, aby poprzez nierozsądne zachowanie nie zrazić innych osób do inicjatywy, którą firmuje się własną osobą. Przede wszystkim nie można doszukiwać się z góry złych intencji we wszystkich, którzy nie są jawnymi entuzjastami tradycyjnych form liturgicznych. Dla każdego, kto nie jest oderwany od rzeczywistości i chociaż trochę orientuje się w tym, o czym naucza się i rozmawia w seminariach, czym żyją dzisiejsi księża, jasne jest, że większość z nich po prostu nie ma pojęcia o historii katolickiej liturgii. Nie można więc od razu zakładać, że jej propagowanie musi łączyć się z walką z ludźmi celowo uprzedzonymi. Prawdziwe zadanie dla „tradycjonalistów” polega raczej na pracy edukacyjnej, na sumiennym, uczciwym i cierpliwym odkrywaniu Tradycji Kościoła i jego liturgii, w sposób wysoce wrażliwy i przemyślany, aby nikogo do niej nie zrazić. O klastycznym rycie Mszy św. ludzie muszą się przede wszystkim dowiedzieć. Walkę trzeba wydać panującej w tej kwestii niezawinionej powszechnej niewiedzy i fałszywym skojarzeniom, każącym identyfikować go wyłącznie z ruchami uznanymi w powszechnym mniemaniu za schizmatyckie, a tym samym z miejsca wywołującymi negatywne reakcje. Ludzka natura ma to do siebie, że o wartości głoszonych przez kogoś poglądów, decyduje w znacznej mierze sposób życia tego, kto te poglądy głosi. Poglądy nie poparte świadectwem życia są dla większości osób fałszywe, tak jak fałszywe jest życie tych, którzy co innego mówią, a co innego czynią.

Często środowiska walczące o Mszę św., zranione wieloma upokorzeniami, zniechęcone trudnościami i wieloletnią bezowocną walką, nabierają swoistego dystansu do współczesnego Kościoła. Ich walka zmierza tylko do jednego – do indultu. Do jednorazowej zgody biskupa miejsca, zezwalającej na celebrację Mszy. Pewien absurd takiej sytuacji, w której istnieje konieczność otrzymania specjalnego indultu na coś ,co nigdy nie zostało zakazane, wytwarza w tych grupach poczucie swoistego odrzucenia. Osoby dążące do indultu nabywają w czasie swej trudnej pracy przeświadczenia, że są w swoim Kościele członkami drugiej kategorii. Kościół ich nie rozumie, w pewnym sensie ich zdradza, samemu odrzucając swoją liturgiczną tradycję. Przy tym udziela jeszcze specjalnych względów różnym posoborowym wspólnotom, które propagując nową duchowość, dodatkowo wzmacniają wewnątrz niego trend odchodzenia od zwyczajów uświęconych przez setki lat. Indult w takiej sytuacji staje się niejako symbolem walki – nie chcemy być kolejną wspólnotą w szeregu, nie chcemy niczego więcej od Kościoła, który nas nie rozumie, chcemy tylko zezwolenia, aby koczować gdzieś na jego obrzeżach, aby czuwać na tę chwilę, gdy być może przebudzi się i zwróci do nas o przekazanie tego światła Tradycji, które przechowywaliśmy skrupulatnie w czasach, gdy jego owładnęły mroki.
Każdy rozsądnie myślący człowiek musi prędzej czy później stwierdzić, że sytuacja w której środowiska tradycyjne stawiają się niejako w opozycji do Kościoła, występując z niepomiernie mniej znaczącej pozycji, pragnąc dyktować swoje warunki i niemal żądać nawrócenia całego Kościoła, staje się niedorzeczna.
Postawienie sprawy "wszystko albo nic" równa się w efekcie samobójstwu. To nic innego jak skazanie się na wegetację na skraju życia kościelnego. To zgoda, aby tolerowano nas nie próbując zrozumieć, aby tolerowano nas jedynie w celu łatwiejszego wysegregowania i powolnego wyeliminowania. Bardziej logiczną konsekwencją takiego podejścia byłoby raczej jawne opowiedzenie się za sedewakantyzmem. Jeżeli zaś - mimo wszystko – czujemy się członkami Kościoła posoborowego, musimy respektować jego prawa. Dlatego od dawna jestem zwolennikiem obierania przez grupy indultowe takiej taktyki, aby zgodnie z posoborowym prawem, wypracować sobie jak największą wolność w diecezji. Jest w tym być może jakaś specyficzna, konserwatywna, stańczykowska, galicyjska nuta, może nie dla wszystkich zrozumiała. Jeżeli na dzień dzisiejszy nie możemy mieć pełni niepodległości, miejmy chociażby wolność, która umożliwi nam rozwój, aby gdy nadejdzie odpowiedni dzień, nie zastał nas nieprzygotowanych.

Warto zastanowić się więc, jakie są bliższe i dalsze cele, priorytety, kierunki działania środowisk tradycyjnych w Polsce? Gdy obserwuje się dyskusje i poczynania ich członków, daje się zauważyć zupełny brak jakiegokolwiek planu, szerokiej wizji działania, ustalonej taktyki, zwłaszcza na płaszczyźnie ogólnopolskiej. Nie twierdzę, że wszystkie pomyślane zamysły muszą mieć od razu walor wykonalności w danych warunkach. Trzeba mieć jednak zawsze pod ręką gotowy plan, aby - z jednej strony wytrwale do niego dążyć, a z drugiej - gdy nagle pojawią się sprzyjające okoliczności – nie zgłupieć i nie zmarnować szansy.
Od pewnego czasu słychać dyskusję o tym, czy środowiska wiernych pragnących uczestniczyć w Mszach św. w klasycznym rycie rzymskim mogą, bez zatracenia swojej tożsamości, zgodzić się na zalegalizowaną działalność w Kościele na zasadzie wydzielonego i zatwierdzonego ruchu. Nie ulega wątpliwości, że wraz z rozrostem i powstawaniem w wielu miastach nowych grup, trzeba będzie prędzej czy później uświadomić sobie, że nie da się inaczej działać aniżeli w sposób zgodny z prawem kościelnym. Są bowiem tylko dwie opcje - albo nielegalnie (a precyzyjniej: na krawędzi legalności), na zasadzie wyjątku, indultu, wiecznie w walce, nie wiadomo w gruncie rzeczy o co, albo w pełni legalnie - na zasadzie np. duszpasterstwa. Pierwsza opcja zawsze będzie przesądzać o marginalizacji ruchu. Druga jest zarazem pokusą, jak i wyzwaniem.
Wbrew obawom wielu osób i posądzeniom o zaszeregowanie ruchu tradycji wśród innych posoborowych wspólnot, nie można porównywać z nimi statusu prawnego duszpasterstwa. Oaza, odnowa, neokatechumenat są to wspólnoty, które rządzą się całkiem innym prawem. Duszpasterstwo zaś to luźny związek wiernych, połączonych pewnymi wspólnymi dążeniami, charakteryzujący się sporą wolnością działania w swoich ramach. Gdyby nawet w Kościele panował niepodzielnie ryt klasyczny, sądzę, że nie byłoby powodu, aby nie powstało akurat specjalne duszpasterstwo, którego "charyzmatem" byłoby szczególne propagowanie Tradycji, kultury i liturgii katolickiej.
Precedens w tej materii pojawił się z początkiem roku w Diecezji Rzeszowskiej. W dniu 3 stycznia 2007 r. mieliśmy okazję świętować powołanie pierwszego w Polsce, a kto wie czy nie w świecie, oficjalnego Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej. Ordynariusz Rzeszowski ks. biskup Kazimierz Górny, wydając dekret zatwierdzający jego regulamin, wskazał jednocześnie ks. dra Krzysztofa Tyburowskiego na pierwszego duszpasterza. Warto zauważyć, że od 2000 roku środowisko rzeszowskie działało w formie stowarzyszenia Una Voce Resovia, występując oficjalnie pod szyldem tej międzynarodowej organizacji.
Droga do powstania Duszpasterstwa nie była bynajmniej usłana różami. Wiodła przez cierpliwe i wytrwałe zaznaczanie swojej obecności w życiu Diecezji już od 1997 roku. Szczególną zasługę miał tutaj Sławomir Dronka, który jako pierwszy w Rzeszowie podejmował publicznie temat tradycyjnej liturgii, stworzył także jeden z pierwszych w Polsce tradycyjnych portali internetowych „Sal terrae”. Trzeba przyznać, że te działania często kończyły się sporym rozczarowaniem. Tamten okres wymagał podjęcia przez osoby zaangażowane w powstanie Duszpasterstwa wielu wyrzeczeń, a przede wszystkim pozostawienia na boku wygórowanych oczekiwań. Była to swoista „próba czasu”, której sens brzmiał następująco – „jeśli to jest Boże, to przetrwa”. Miesiąc po miesiącu, rok po roku, Rzeszowianie działali więc według wskazówek Ewangelisty "nastawaj w porę, nie w porę" (2 Tm 4,2), mając w pamięci jego naukę: "ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie" (Łk 18,5). Tym, co ugruntowywało ich miejsce w tutejszym Kościele było organizowanie nieregularnych Mszy św., zawsze za zgodą i w porozumieniu z kurią diecezjalną, odprawianych przez przyjeżdżających gościnnie księży z Bractwa Św. Piotra. Wydarzenia te stanowiły pretekst do dyskusji i autoprezentacji, stwarzały także okazje do wypracowania znajomości z miejscowym duchowieństwem, które przekonywało się, że zainteresowanie Mszą św. w rycie klasycznym nie musi łączyć się z odrzucaniem wszystkiego, co związane jest ze współczesnym Kościołem. Takie działanie z jednej strony pozwoliło wzbudzić wśród księży zaufanie do „tradycjonalistów”, a z drugiej pozwoliło im na oswojenie się z Mszą trydencką, która przestała kojarzyć się wyłącznie z oporem i przeszłością bez powrotu. Tak więc droga do powstania Duszpasterstwa w Rzeszowie, wybrukowana była nie groźbami odwołania do Komisji Eccesia Dei, nie nieufnością i roszczeniami domagającymi się uszanowania „słusznych żądań”, ale zaangażowaniem w życie swoich parafii, udziałem w pielgrzymkach (w czasie których zawsze jest dość dużo czasu na luźną dyskusję), obecnością w regionalnych organizacjach i prasie. Jakie efekty przyniosła taka taktyka, miejmy nadziej,ę że będzie nam dane poznać w niedalekiej przyszłości. Mimo obaw i ustawicznych przestróg nie powstał w Diecezji Rzeszowskiej żaden rezerwat, nie wysegregowano elementów wrogich i wichrzycielskich, aby łatwiej było je spacyfikować. Dana zaś została pewnej grupie osób niebywała szansa poparta zachętą i błogosławieństwem Biskupa. Msza św. otrzymała prawo powrotu do miejscowych kościołów; prawo, aby mówiono o niej jawnie na różnych spotkaniach, w seminarium, w szkołach, w salkach parafialnych, wśród młodzieży, osób starszych, księży i sióstr zakonnych. Msza św. w klasycznym rycie rzymskim znowu ma rację bytu! Wierzymy, że zrobiliśmy, co było można, aby przywrócić ją na nowo rzeszowskiemu Kościołowi i od nas zależy w dużym stopniu to, aby ona była regularnie, godnie i należycie celebrowana. Reszta to już sprawa Boża. Wszystko co robimy, nie czynimy przecież dla wrażeń estetycznych czy z przekory, lecz jedynie ad maiorem Dei gloriam. Przez Mszę św. Chrystus wylewa niezliczone zdroje łask, które owocują wśród wiernych przyjmujących je z czystym sercem. Z tej strony oczekujemy największej pomocy w rozszerzaniu i utwierdzeniu podejmowanego przez nas dzieła.
Chciałem zwrócić uwagę na sposób, w jaki nawet najmniejsze grupy działające w miastach, w których do tej pory nie było Mszy św. w klasycznym rycie, mogą zainaugurować lub rozwinąć swoją działalność. Z nieocenioną pomocą przychodzą w tych wypadkach kapłani z Bractwa Św. Piotra, którzy przebywają aktualnie w Krakowie. Jak wszyscy wiemy, nadal nie został oficjalnie zatwierdzony ich pobyt w naszym kraju. Ks. Wojciech Grygiel i ks. Andrzej Komorowski mają status studentów. Jest to oczywiście rozwiązanie czasowe i nie dające pewności na trwały pobyt w Polsce. Jednym z najważniejszych kryteriów, jakie brane są pod uwagę w przeróżnych "za i przeciw" Bractwu Św. Piotra w Polsce jest rzeczywiste zapotrzebowanie na posługę księży w naszej Ojczyźnie. Dlatego bardzo ważne jest dawanie im do zrozumienia, a także pośrednio "wszelkim innym czynnikom", że są potrzebni, że są zapraszani, że są niemalże rozchwytywani, że pracy dla nich jest bardzo dużo... Każde środowisko, któremu na sercu leży troska o powrót tradycyjnej liturgii powinno dążyć do nawiązania silniejszych więzi z księżmi z Bractwa oraz do utrzymywania z nimi stałych kontaktów. W miastach, gdzie nie ma księdza, który potrafiłby odprawiać „starą” Mszę lub w których w ogóle nie wydano zgody na indult, często zaproszenie księdza z Bractwa Św. Piotra, staje się jedynym pretekstem, aby Msza św. w klasycznym rycie mogła zagościć chociaż raz na jakiś czas.

To właśnie dzięki posłudze księży z Bractwa Św. Piotra rozwinął się w Rzeszowie ruch, który doprowadził do powołania Duszpasterstwa. Czy można traktować przykład rzeszowski w charakterze wzoru do naśladowania, ideału ku któremu powinny zmierzać pozostałe środowiska? Z pewnością jest to jedno z najbardziej konkretnych osiągnięć, jakie udało się wypracować przez którąkolwiek grupę działającą w Polsce. Innych przykładów jak na razie nie widać, nie widać też innych konkretnych pomysłów. Warto więc wykorzystać ten swoisty precedens. Być może jest to właśnie ten znak z Nieba, przez który wskazana jest najwłaściwsza droga. Jednak jeszcze raz trzeba zauważyć, że powołanie duszpasterstwa nie może być celem samym w sobie, wraz z którego osiągnięciem można będzie osiąść na laurach. Grupy zmierzające do tego celu powinny mieć świadomość, że jego powstanie będzie stanowiło dopiero początek, który stworzy pole do prowadzenia prawdziwej działalności. Powstanie duszpasterstwa powinno być więc raczej aktem legalizującym dotychczasowe działanie, do tej pory nieformalnie zorganizowanych środowisk.
Marzeniem, które mogę tylko nieśmiało wypowiedzieć, byłoby powstanie w Polsce ogólnokrajowego Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej, z wyznaczonym na jego czele ogólnopolskim duszpasterzem. Po ludzku patrząc, wydaje się że jest to raczej melodia bardzo dalekiej przyszłości. Jednak, kto wie, czy jeśli już teraz zaczniemy do niej dążyć, nie stanie się ona bardziej bliska, niż nasze ustawiczne wyczekiwania na to, że stanie się jakiś cud i ktoś inny, swoją bezpośrednią ingerencją zrobi wszystko za nas.

środa, 17 grudnia 2008

Niech skarby znowu zabłysną!

W niemieckojęzycznym piśmie Vatican-Magazin (12/2008), zamieszczony został artykuł pt. "Niech skarby znowu zabłysną!", którego autorem jest ks. dr Guido Rodheudt, proboszcz parafii św. Gertrudy w Herzogenrath. Dokonuje on analizy znaczenia dla Kościoła papieskiego motu proprio Summorum Pontificum. Poniżej zamieszczamy krótki wyjątek z tej pracy:

"W tym zdumiewającym dokumencie papieża [motu proprio Summorum Pontificum] chodzi o coś zupełnie innego: chodzi o odnowienie chrześcijańskiego misterium kultu, które zostało w międzyczasie utracone. Chodzi o liturgię Kościoła w ogólności, a nie o pewną formę identyfikowaną z jakąś epoką. Chodzi o to, co decyduje o być albo nie być liturgii i o to – co już wyraźnie zostało zagrożone pogrzebaniem pod zwałami współczesnych odpadów XX wieku.
Lecz czy zasługą Drugiego Soboru Watykańskiego nie było przywrócenie wielu starych rzeczy przy jednoczesnym oczyszczeniu liturgii z narosłych bez wątpienia niespójności, zaszłości i naleciałości? Dlaczego więc papież chce teraz cofnąć się „przed Sobór”, co to znaczy?
Odpowiedź jest prosta: Ukazaniu się motu proprio nie są winne ani akademickie dyskusje toczone przez nauczycieli liturgiki, ani nostalgiczne potrzeby estetycznie wrażliwych ludzi. Jest po prostu faktem, że tak zwana posoborowa odnowa liturgiczna w Kościele zużyła się i została zdemaskowana. Jej barwy już dawno wyblakły."

wtorek, 16 grudnia 2008

Odnowa w Duchu Świętym prosi o Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego

Działająca w Rzeszowie, przy parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, wspólnota Odnowy w Duchu Świętym poprosiła ks. Dariusza Mikruta (asystenta moderatora Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej w Diecezji Rzeszowskiej) o odprawienie Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Msza św. została odprawiona 2 grudnia br. (wtorek) w kościele parafialnym przy okazji spotkania formacyjnego wspólnoty. Spotkała się ona z żywym zainteresowaniem jej członków, którzy wyrazili chęć częstszego uczestniczenia w tradycyjnej liturgii.

Liturgia pomiędzy tradycją a innowacją (cz. 2)

Publikujemy drugą część tekstu, którego autorem jest ks. Nicola Bux. Jego treść zamieszczona została na stronach Komisji Pontyfikalnej Ecclesia Dei.

Pierwszą część przedstawiliśmy miesiąc temu na stronach NRL.

LITURGIA POMIĘDZY TRADYCJĄ A INNOWACJĄ
MOTU PROPRIO BENEDYKTA XVI
(cz. 2)

x. Nicola Bux

2. Trochę historii.

To interesujące jak na to, co stare patrzą zarówno czciciele tradycji jak i wielbiciele innowacji. Jedni, aby zachowywać, drudzy, aby odnawiać. Czyż nie jest jednak tak, że ci ostatni twierdzą, iż nowa liturgia zaczerpnęła od już nie stosowanych starszych rytów? Podam tego dwa przykłady: modlitwa wiernych i koncelebracja. Zatem wydaje się słuszne, aby ten tekst nawiązał trochę do historii oraz pomógł wyłuskać syntezę niektórych zasad doktrynalnych katolickiej liturgii.

a) Papieże od początku aż po dzień dzisiejszy dbali o kult, który Kościół winien ofiarować Boskiemu Majestatowi w taki sposób, aby był kultem godnym "uwielbienia i chwały Swojego imienia" i był "na pożytek dla całego Kościoła świętego". Przypominali też, że należy przestrzegać zasady dotyczącej harmonii między doktryną, znakami i działaniem Kościoła partykularnego oraz powszechnego, "ponieważ prawo modlitwy Kościoła odpowiada jego prawu wiary".

b) Najbardziej wyróżniającą się postacią jest święty Grzegorz Wielki, który "rozkazał, aby została zdefiniowana i zachowana forma świętej Liturgii. Miało to dotyczyć zarówno Ofiary Mszy świętej jak i Liturgii godzin zgodnie ze sposobem celebracji Wiecznego Miasta". W pewnym sensie papież, powierzył wówczas Benedyktynom szerzenie Ewangelii i aktualizację Reguły, w której jest zalecane, aby "nic nie było ważniejsze od dzieła Boga" (rozdział 43), co pozwoliło liturgii rzymskiej ubogacić wiarą, pobożnością i kulturą wiele narodów. Po Grzegorzu inni papieże kontynuowali to dzieło. W sposób szczególny św. Pius V, który zgodnie ze stwierdzeniem Soboru Trydenckiego "odnowił cały kult Kościoła, zatroszczył się o wydanie ksiąg liturgicznych, o skorygowanie ich i o 'odnowienie ich zgodnie za założeniem Ojców' dając do użytku Kościołowi łacińskiemu". Wśród nich był również egzemplarz Mszału rzymskiego.

c) Po uaktualnieniu i określeniu rytów i ksiąg liturgicznych ze strony innych papieży, takich jak Klemens VIII i Urban VIII, dochodzimy do generalnej reformy XX wieku wraz z św. Piusem X, Benedyktem XV, Piusem XII i beatyfikowanym Janem XXIII. Na końcu Sobór Watykański II "wyraził pragnienie, aby został ponownie wznowiony należyty szacunek wobec kultu bożego a także, by był dostosowany do naszych czasów". Paweł VI "poruszony tym pragnieniem... w 1970 zaaprobował dla Kościoła łacińskiego zreformowane i po części odnowione księgi liturgiczne". Zostały one dobrze przyjęte przez biskupów, kapłanów i wiernych na całym świecie. Jan Paweł II przejrzał trzecią edycję (editio typica III) Mszału, to znaczy jego uaktualnioną reedycję. Efektem końcowym tej pracy jest blask dla godności i harmonia liturgii jako kult katolicki oddany Bogu w Trójcy Jedynemu.

d) Fakt jednak, że "w niektórych rejonach nie mała grupa wiernych" dalej była przywiązana "do wcześniejszych form liturgicznych", które przeniknęły ich kulturę i ducha - sprawił, że Jan Paweł II w 1984 roku ogłosił za pośrednictwem Kongregacji ds. Kultu Bożego indult, który zezwalał na korzystanie z Mszału z '62 roku. W 1988 wraz z Motu proprio Ecclesia Dei papież poprosił biskupów, aby "powszechnie i hojnie korzystali z tej władzy dla korzyści wszystkich wiernych, którzy o to proszą". Były to kroki, które doprowadziły Benedykta XVI, również na skutek naporu wielu wiernych, po Konsystorzu z 22 marca 2006 oraz "po głębokim namyśle nad każdym aspektem tejże kwestii i po uprzednim wezwaniu Ducha Świętego licząc na pomoc Bożą", do ustanowienia w 12 artykułach norm mających być przestrzeganymi przez biskupów i wiernych.

Podsumowując:

1) Jedno jest lex orandi (prawo modlitwy) Kościoła katolickiego, ale dwa są sposoby jego wyrażania i nie poprowadzi to w żaden sposób do podziałów. To znaczy jeden ryt w dwóch postaciach: zwyczajny i nadzwyczajny. Poprzedni Mszał rzymski nigdy nie został zniesiony.

2) Stara Msza jest w istocie swojej struktury Mszą Grzegorza Wielkiego. W sposób szczególny dotyczy to Kanonu rzymskiego. Skierowana jest do wszystkich i może ją celebrować każdy kapłan w komunii z Kościołem bez jakichkolwiek pozwoleń Stolicy Apostolskiej czy biskupa diecezjalnego. Winna być dostępna dla wszystkich i każdy powinien mieć możliwość uczestniczenia w niej bez jakichkolwiek limitów. To wszystko dotyczy także sakramentu chrztu, małżeństwa, spowiedzi i ostatniego namaszczenia. Stare formuły bierzmowania i sakramentu święceń pozostają ważne. Tak samo jest w sprawie liturgii godzin.

3) Teksty liturgiczne mogą być czytane również w języku narodowym zgodnie z rubrykami Mszału z '62 roku.

4) Wierni, którym proboszcz nie jest w stanie zapewnić tego, o co się ubiegają, winni poinformować biskupa. Jeżeli nawet biskup nie jest w stanie podołać tym wymaganiom, niech wierni zwrócą się do Komisji Ecclesia Dei, która dzierży władzę Stolicy Apostolskiej, czuwając nad przestrzeganiem i aplikacją tychże przepisów.

Zatem Motu proprio zbliża stary ryt do nowego lecz go nie zastępuje. Stary pozostaje fakultatywny i nieobowiązkowy. Nie zabiera ale dodaje, więc wyraża jedność w prawdzie. Jest ubogaceniem które musi zagoić rany spowodowane zerwaniem komunii i doprowadzić do wewnętrznego pojednania w Kościele, wznosząc się ponad interpretacje Soboru, które doprowadziły do "liturgicznych deformacji na granicy wytrzymałości".

Tłumaczenie: kl. Sergiusz Orzeszko IBP

Wydarzenie Roku: Nowy Ruch Liturgiczny

Pan Paweł Milcarek, redaktor naczelny pisma "Christianitas" zaskoczył nas zamieszczonymi na swoim internetowym blogu "CyberSylwa" bardzo ciepłymi słowami pod adresem portalu "Nowy Ruch Liturgiczny". Dziękujemy Panu Pawłowi za te niezasłużone "laudacje", postaramy się chociaż przybliżyć do ideału, który zarysował w swoim tekście:

"Christianitas" nie przyznaje, jak dotąd, swojej dorocznej nagrody, która wskazywałaby wydarzenia, dzieła, osoby szczególnie zasłużone dla łacińskiej tradycji katolickiej w naszym kraju. To trzeba będzie zmienić - tym bardziej że jest coraz więcej inicjatyw godnych wyróżnienia. Jednak zanim taka nagroda "Christianitas" zacznie być rozdzielana, odczuwam już dziś mocną potrzebę sformułowania laudacji dzieła, które zrobiło na mnie już wielkie wrażenie - i które polecam wszystkim swoim czytelnikom jako przykład naprawdę dobrej pracy dla Sprawy.

Tak więc, drodzy Państwo, w kategorii Dzieła Szczególnie Zasłużone dla Tradycji Łacińskiej, moje własne, prywatne, osobiste wyróżnienie najwyższe otrzymuje w Roku Pańskim 2008

serwis internetowy Nowy Ruch Liturgiczny.

Serwis NRL, tworzony pod patronatem Duszpasterstwa Tradycji Łacińskiej w Diecezji Rzeszowskiej, jest nie tylko czymś w rodzaju polskiej mutacji anglojęzycznego The New Liturgical Movement, lecz redagowanym samodzielnie instrumentem kompetentnej formacji liturgicznej i informacji o postępach ruchu odbudowy liturgii w Kościele. Myślę, że twórcy serwisu idą tą drogą, która wynika z dobrze nam znanych prac kard. Ratzingera i z nauczania Benedykta XVI. Samo określenie "nowy ruch liturgiczny" ma właśnie takie pochodzenie.

Mam poczucie, że zgrzeszyłbym zaniedbaniem, gdybym nie napisał tej noty. Co prawda od dobrych paru lat w przestrzeni realnej i wirtualnej nie brak różnych cennych inicjatyw (wspomnijmy choćby fidelitas.pl, Forum Krzyż czy katolicy.net, nie zapominając o weterance christianitas.pl), a niektóre zupełnie nowe (jak wszechstronny sanctus.pl czy serwis Instytutu Dobrego Pasterza) dają jak najlepsze nadzieje na przyszłość - to przecież przyznajmy, że właśnie młodziutki NRL staje się dla wszystkich źródłem bieżących informacji, podanych aktualnie, kompetentnie i estetycznie. Jako jeden z - za przeproszeniem - indultowych żubrów oraz redaktor "Christianitas", która postawiła w swojej agendzie właśnie "nowy ruch liturgiczny", mogę rzec, że o takich właśnie formach oddziaływania marzyło się, gdy w latach 90. startowała w Polsce "sprawa tradycji łacińskiej". Miło oglądać dzisiaj taki rozkwit!

Oczywiście takie efekty nie biorą się znikąd - potrzebują dużo solidnej pracy. Twórcom serwisu Nowy Ruch Liturgiczny należy się nasza wdzięczność, nasza modlitwa, nasze słowa otuchy w pracy - a więc ten ziemski, ludzki odblask tej prawdziwej nagrody, której w Polsce życzymy słowami "Bóg zapłać!"

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Homilia kard. Hoyosa z Tulonu


W II niedzielę Adwentu, 7 grudnia br. kard. Dario Castrillon Hoyos przybył do Tulonu we Francji na specjalne zaproszenie ordynariusza Diecezji Fréjus-Tulon, bpa Dominique Rey'a. Przewodniczący Papieskiej Komisji Ecclesia Dei celebrował Mszę św. pontyfikalną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w tradycyjnej parafii personalnej Saint-François de Paule. Następnie poprowadził ulicami miast procesję z okazji Uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP. Poniżej zamieszczamy treść homilii, którą wygłosił do zgromadzonych w kościele wiernych.


Drodzy bracia i siostry,
Na samym początku chciałbym serdecznie pozdrowić księdza biskupa Frejus-Toulon, Dominique’a Reya. Dziękuję mu za jego zaproszenie, aby odprawić tę Mszę świętą w parafii św. Franciszka z Paoli. Jestem szczęśliwy, że mogę to uczynić i dziękuję wam z całego serca.
Liturgia drugiej niedzieli Adwentu zachęca nas do wdzięczności Bogu, który odkupił nas w swoim miłosierdziu, nas, chrześcijan pochodzących z ludów pogańskich, nie należących do narodu wybranego, jak mówi św. Paweł w przeznaczonej na dziś Epistole. Tym miłosierdziem Bóg nie przestaje obdarzać nas, nie mających żadnych przed Nim zasług, za to potrzebujących nieustannie Jego pomocy. Fakt ten uznajemy w pokorze nie tylko na początku każdej mszy, ale w ciągu całego naszego życia. Jednakże nie wiedzie on do zamknięcia się w sobie bez żadnej nadziei, wprost przeciwnie – uświadamiamy sobie, że stale potrzebujemy ożywiającego Bożego Miłosierdzia, że Pan, w którym pokładamy nadzieję przybędzie nim nas obdarzyć.
W tym to duchu wierni przygotowują się przez okres Adwentu na świętowanie narodzenia Pańskiego. I rzeczywiście, to sam Jezus jest tym darem Bożego Miłosierdzia, jak śpiewamy w kantyku Zachariasza: „Dzięki serdecznej litości naszego Boga, z jaką nawiedzi nas z wysoka Wschodzące Słońce.” Narodziny w ludzkim ciele Syna Bożego i Jego przebywanie na tej ziemi – oto prawdziwe nawiedzenie nas przez „z wysoka Wschodzące Słońce”. Od tego momentu, to Miłosierdzie Boże rozlało się na cały świat. I dzisiaj, i wczoraj sprawia, że „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię.” (por. Ewangelia na II niedzielę Adwentu)
To stanowi w szczególności drogę i apostolat Zgromadzenia Bożego Miłosierdzia (La Société de la Divine Misericorde), któremu nieco ponad trzy lata temu powierzono tę parafię. Członków tej wspólnoty, którzy po homilii odnowią swoje przyrzeczenia, przyciągnęło i jednoczy pragnienie wychwalania Bożego Miłosierdzia. Czynią to przede wszystkim przez życie wspólnotowe, przez celebrowanie liturgii, zawsze „ad laudem et gloriam nominis sui”. Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego, do którego Stowarzyszenie i parafia są przywiązane, wspaniale wyraża ową prawdę wiary: nasze zbawienie pochodzi jedynie przez Boskie Miłosierdzie i odnawia się ono za każdym razem poprzez ofiarniczy wymiar mszy świętej, zbyt dzisiaj często zapominany.
Drodzy bracia, próbujecie, i dobrze czynicie, przeżywać liturgię wedle życzenia Jana Pawła II, wyrażonego z okazji dziesiątej rocznicy Motu Proprio „Ecclesia Dei”, 26 października 1998, mianowicie w duchu II Soboru Watykańskiego. Rzeczywiście, przystoi celebrować w formie nadzwyczajnej rytu rzymskiego trzymając się zasad soborowej konstytucji „Sacrosanctum Concilium”, ze „szlachetną prostotą” (KL 34), z prawdziwym aktywnym uczestnictwem wszystkich: „W odprawianiu liturgii każdy spełniający swą funkcję, czy to duchowny, czy świecki, powinien czynić tylko to i wszystko to, co należy do niego z natury rzeczy i na mocy przepisów liturgicznych.” (KL 28) Liturgia to modlitwa Chrystusa do Ojca, uświęca ona lud chrześcijański, jest źródłem i szczytem życia Kościoła, nie może być poddawana ani lekkomyślnej kreatywności ani też ścisłemu rubrycyzmowi. Nasz Ojciec Święty w swoim Motu proprio „Summorum pontificum” zachęca biskupów do wielkoduszności i roztropności w stosunku do wiernych związanych z tradycjami liturgicznymi i dyscyplinarnymi Kościoła łacińskiego. Zachęca nas również do lepszego poznawania formy nadzwyczajnej w diecezjach, w seminariach… Jednakże sami wierni mają znaczną rolę w tym niezbędnym wychodzeniu z zamknięcia tradycyjnej liturgii. Nie chodzi papieżowi o to, byście się izolowali od życia diecezji, ale o to, abyście weń weszli i uczestniczyli pod przewodnictwem waszych duszpasterzy w różnych wielkich wydarzeniach diecezjalnych. Koncelebrowanie z biskupem, którego pierwszymi współpracownikami są właśnie kapłani, stanowi jeden ze znaków jedności. Z pewnością raduje Ojca Świętego, że czynicie to przy różnych okazjach. Zachęcam przeto waszych kapłanów, abyście dalej postępowali w tym duchu prawdziwej kościelnej miłości.
Ojciec Święty dołączył do rozporządzeń odnośnie używania starego mszału wezwanie do jedności. Jedność, rzecz jasna, tworzy się na poziomie całego Kościoła, jednak przede wszystkim na poziomie diecezji i parafii. Parafia św. Franciszka z Paoli na to papieskie wezwanie odpowiedziała pozytywnie, dzięki czemu może służyć za przykład włączenia starej liturgii i przywiązanych do niej wiernych w życie diecezji. Liturgia bowiem nie uwielbia Miłosierdzia Bożego, jeśli nie jest odprawiana w prawdziwej kościelnej jedności. Tylko wówczas liturgia stanowi modlitwę Chrystusa zanoszoną do Ojca, do której możemy się dołączyć z całym naszym jestestwem, tylko wówczas sprawia ona, że niewidomi odzyskują wzrok, chromi chodzą i słyszą głusi.
Na koniec, jak wiecie, liturgia to nie wszystko. Świat, zraniony przez grzech, potrzebuje, by mu głoszono Boskie Miłosierdzie, co jest ostatnim szańcem przeciw postępowi zła (Jan Paweł II, „Pamięć i tożsamość”). Potrzebni są więc pasterze, którzy będą świadkami Bożego Miłosierdzia. To właśnie jest celem kapłańskiego Zgromadzenia Miłosierdzia Bożego. Karmieni przez codzienną adorację eucharystyczną, pracują nad szerzeniem pobożności do Miłosiernego Serca, tej prawdziwej duchowości trzeciego tysiąclecia. Próbują również nadać celebrowanej tutaj liturgii wymiar misjonarski skierowany do każdego, który szuka Boga. Tak więc cała parafia, powierzona temu misjonarskiemu Stowarzyszeniu działa na rzecz nowej ewangelizacji, poprzez odwiedzanie domów, poprzez misje na ulicach, a także poprzez publiczne procesje, takie jak ta, która będzie miała miejsce po Mszy św. Dla każdego bez wyjątku mieszkańca tej dzielnicy, będzie ona znakiem tego, że chcemy im głosić Chrystusa Miłosiernego. Głoszenie jest ostatnim ze znaków, które daje Jezus wysłannikom Jana Chrzciciela w dzisiejszej Ewangelii: „ubogim głosi się Ewangelię”.
Po Mszy św. parafia odnowi swoje poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi. Maryja, tak jak Jan Chrzciciel, towarzyszy naszemu adwentowemu przygotowaniu na święta Bożego Narodzenia. Ona jest Matką miłosierdzia, Mater misericordiae. Jej to powierzamy nasze życie, nasze rodziny, zwłaszcza Misjonarzy Bożego Miłosierdzia, którzy zaraz odnowią swoje przyrzeczenia. Niechże Ona nas wspomaga każdego dnia, abyśmy przygotowali nasze serca na przyjście jedynego Syna Bożego. Amen.

tłumaczenie: W.B.


Szkolenie w Le Barroux

Klasztor w Le Barroux, we współpracy ze Stowarzyszeniem Kapłanów Totus Tuus oraz zgromadzeniem Misjonarzy Miłosierdzia, organizuje w dniach 4 – 8 stycznia 2009 r. szkolenie z nauką celebracji Mszy św. w nadzwyczajne formie rytu rzymskiego.

W planie przewidziano następujące konferencje:

Bp Dominique Rey (ordynariusz diecezji Frejus-Toulon): „Summorum Pontificum: zachęta do lepszego przeżywania liturgii.”

o. Basile (mnich z Le Barroux): „Historia rytu rzymskiego od początku Ruchu liturgicznego” i „Forma nadzwyczajna od ogłoszenia Novus Ordo Missae. Podstawowe kwestie.”

o. Charbel (mnich z Le Barroux): „Symbolizm liturgii.”

o. Fabrice Loiseau (proboszcz parafii personalnej Saint-François de Paule w Tulonie i przełożony Zgromadzenia Misjonarzy Miłosierdzia): „Wymiar misyjny formy nadzwyczajnej”.

o. Christian Gouyaud (proboszcz parafii personalnej La Croix glorieuse w Strasbourgu i moderator Stowarzyszenia Kapłanów Totus Tuus): „Między rubrycyzmem a kreatywnością, rytuał” i „Celebracja nadzwyczajnego rytu z uwzględnieniem podstawowych zasad Sacrosanctum Concilium.”

Szkolenie obejmuje warsztaty chorału gregoriańskiego, trening łacińskiej wymowy oraz ćwiczenia z ceremoniału.

Zapisy na szkolenie prowadzi Klasztor Św. Magdaleny; 84330 Le Barroux. tel: 04 90 62 56 31.

Przewodniczący Episkopatu Francji celebrował tradycyjną Mszę św.

Serwisy internetowe, zamieszczające na bieżąco relację z wydarzeń związanych z realizacją papieskiego motu proprio Summorum Pontificum, z dość dużą rezerwą informowały o zapowiedzi odprawienia przez kard. Vingt-Trois Mszy św w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w III niedzielę Adwentu. Przewodniczący Francuskiego Episkopatu znany był bowiem powszechnie, jako jeden z największych sceptyków w ocenie papieskiej inicjatywy przywrócenia w Kościele należnego miejsca starszej formie rytu rzymskiego. W pamięci pozostała także konkretna obietnica dana swego czasu przez kardynała, że odprawi taką Mszę, która pozostała bez pokrycia.
Tym razem jednak, wierni zgromadzeni dzisiaj w paryskim kościele Saint Germain l'Auxerrois w Paryżu o godz. 9:45, nie doznali zawodu. Arcybiskup Diecezji Paryskiej odprawił swoją prymicyjną Mszę św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, tak jak to było planowane. Tym samym dał on świadectwo temu, że pomimo osobistych wątpliwości co do miejsca tradycyjnej liturgii w Kościele, w pełni respektuje wolę Ojca Świętego, który zagwarantował prawo do czerpania z jej bogactw wszystkim członkom Kościoła. Stanowić to może wzór i przykład do naśladowania dla wszystkich biskupów, którzy nie powinni wyłącznie wyczekiwać na inicjatywę wiernych, proszących o umożliwienie im uczestnictwa w tradycyjnej Mszy św., ale sami powinni odważnie ukazywać ją ludowi Bożemu.


Być może nie należałoby mieć w związku z tym bezprecedensowym wydarzeniem żadnych uwag co do szczegółów celebracji. Wszelkie niedociągnięcia powinno się raczej zrzucić na nawyki wyniesione z powszechnego praktykowania liturgii zreformowanej, która rządzi się pewnymi odmiennymi zasadami. Można je jednak zasygnalizować, aby uświadomić sobie jak istotne są różnice pomiędzy dwoma formami rytu rzymskiego, a także jak trudno jest zaimprowizować uroczystą Mszę św. pontyfikalną w tradycyjnym rycie (o czym przekonali się niedawno organizatorzy Mszy św. bpa Depo w Zamościu).


Na francuskim forum katolickim jeden z uczestników Mszy św. ubolewa z powodu braku uroczystego charakteru Mszy. Wymienia, że arcybiskup nie nosił dalmatyki, manipularza, cingulum, nie miał rękawiczek pontyfikalnych. Ogólnie był ubrany, jak się normalnie odziewają biskupi francuscy do Mszy Pawła VI. Nie śpiewano Ewangelii, pastorał zamiast powierzyć odpowiednim usługującym oparto o filar, mitrę kardynał miał na sobie tylko podczas czytania Epistoły. Ks. Schubert, prezbiter asystent nie miał kapy, wyglądał więc jak zwykły ceremoniarz. Poza tym, forumowicz czyni uwagę nt. używania dostawionego ołtarza zamiast pięknego głównego ołtarza obecnego za nim.


Niewielki, posoborowy ołtarz został ustawiony w kościele Saint Germain l'Auxerrois w samym jego środku - w przecięciu się nawy z transeptem. W absydzie tego kościoła nadal znajduje się wielki ołtarz, który został oddzielony od reszty świątyni.

Zobacz więcej zdjęć z Mszy św. kard. Vingt-Trois.