środa, 10 grudnia 2008

Bł. kard. Schuster: Liturgia a pobożność prywatna (cz. 1)

Poniżej zamieszczamy fragment dziewięciotomowego dzieła pt. Liber sacramentorum. Note storiche liturgiche sul messale romano. Jego autorem jest bł. kard. Alfred Ildefons Schuster OSB (1880–1954), opat benedyktynów przy bazylice św. Pawła za murami w Rzymie, a od 1929 r. arcybiskup Mediolanu, beatyfikowany 12 maja 1996 r. przez Jana Pawła II.
Tekst w tłumaczeniu ks. Jana Korzonkiewicza ukazał się w 1931 r. w piśmie Mysterium Christi.


Liturgię bierzemy tu w jej znaczeniu najdalszym i rozumiemy przez nią nie tylko ofiarę, obrzędy i modlitwy, lecz także jej wpływ na twórczość artystyczną malarzy, rzeźbiarzy i budowniczych, żeby przez ducha i modlitwę powstała świątynia katolicka. Krótko mówiąc, przez liturgię rozumiemy całą działalność duszy ludzkiej, skierowaną ku dobru najwyższemu i nieskończonemu, czyli doskonałą cześć Boga w duchu i prawdzie, którą Jezus Chrystus oddaje Ojcu na wieki w Kościele.
Liturgia jest przecudną grą, która zostawia w cieniu największe dzieła wszystkich narodów cywilizowanych; jest to gra, na którą złożyły się największe umysły ludzkości; w grze tej wyraża się nie tyle duch ludzki, co ów Duch Boży, który ożywia i podtrzymuje całą cudowną budowę mistycznego ciała Chrystusowego, czyli Kościoła.
Liturgia, to nie tylko spoglądanie i wznoszenie się chrześcijanina ku Bogu; liturgia także zawiera w sobie i udziela nam boskiego słowa Trójcy Przenajświętszej; liturgia, to nie tylko modlitwa, która wzrusza Serce Boże — wszechmoc na klęczkach — lecz wywiera ona również przepotężny wpływ na duszę ludzką, która z natury jest chrześcijańską, i wychowuje wielką masę ludu. Dlatego to od dawien dawna liturgia jest także prawidłem, regułą wiary: Legem credendi lex statuat supplicandix (św. Celestyn I, list 21. rozdz. 11).
Liturgia nie jest ani nauczaniem ani rozmyślaniem o prawdach oderwanych i metafizycznych, których znaczenia i tak większa część słuchaczów nie rozumie, i nie wie, co się kryje za „zasłoną tajemniczych formułek”. Liturgia , jako prawdziwa tuba Pana Boga, chce być na wskroś popularną; bierze ona człowieka takim, jakim on jest, jako twór złożony z ciała i z duszy, który swoje pojęcia urabia z tego, co podpada pod jego zmysły. Liturgia bierze w swoje władanie serce i zmysły, aby przez nie tym pewniej dotrzeć do ducha; liturgia pokazuje wyobraźni dzieła sztuki malarskiej, rzeźbiarskiej, budowniczej, muzyki, poezji i literatury, i wprzęga je w służbę wiary, tak, że wyobraźnia pośredniczy w sprawie udzielania człowiekowi tego, co mu Bóg ma powiedzieć.
W niniejszej rozprawie zastanowimy się nad liturgią głównie jako środkiem wychowawczym. Posiada ona bowiem głęboko sięgające znaczenie dla religijnego wykształcenia wiernych, jeżeli ją rodzina katolicka należycie pojmie i będzie się do niej odnosić w sposób uduchowiony, jak to bywało za dawnych czasów.
Każde porównanie jest wprawdzie niedoskonałe, ale czasem porównania narzucają się same. Otóż jesteśmy zaskoczeni i zdziwieni faktem, że obecnie mimo tych najrozmaitszych wysiłków, urządzeń, organizacji, obchodów jubileuszowych, zjazdów, konferencji i t. p. znajomość Boga u chrześcijan tylko nieznaczne czyni postępy, a nawet w społeczeństwie dzisiejszym cofa się coraz bardziej. Nawet ci ludzie, którzy się nazywają katolikami i chcą nimi być naprawdę, stosunkowo niewiele posiadają znajomości katolicyzmu. A choć wielu jeszcze umie wzbudzić akty wiary, nadziei i miłości, to Ewangelia już dawno nie jest normą ich życia, choć może ich nazwiska figurują na liście członków nie wiedzieć ilu stowarzyszeń katolickich.
Mała znajomość Boga — prorok żaliłby się dzisiaj znowu: „Niemasz znajomości Boga w kraju” (Ozeasz 4, 1) — wyraża się także w nowej sztuce i w książkach do modlitwy, w słodkawej i ckliwej pobożności, która przenika eleganckie i wymuskane książeczki do modlitwy w stylu „Sera”, ze wszystkimi ich westchnieniami, domyślnikami, kropkami... i z całą sentymentalnością. Takie książki wiodą serce na fałszywe tory, a duchowi nie przynoszą prawdziwego światła. Szkody przez nie wyrządzonej prawie nigdy już nie można naprawić. Kiedy po krótkim okresie religijnego przejęcia bujna wyobraźnia młodości przemija razem z wiosną życia i zaczyna się walka o życie, wówczas młodzieniec i dziewczyna, którzy jeszcze wczoraj w pietyzmie nie szukali solidnego pokarmu dla duszy, lecz tylko uczuć i wzruszeń, uświadamiają sobie, że w duszach mają pustkę, zaczynają wątpić w religię, którą nigdy nie przejęli się całkowicie, i padają ofiarą niedowiarstwa.
Skąd to pochodzi? Z pewnością z fałszywego wychowania, które działało tylko na serce chrześcijanina, a nie osadziło skarbu prawd wiecznych na fundamencie ducha: tylko Chrystus jest światłością, prawdą i życiem. Często też chciałoby się wiernych pozyskać dla takiej czy innej praktyki pobożnej. Starzy Ojcowie znali tylko jedno nabożeństwo, wielkie jak Kościół i święte przez swoją własną świętość, które owe wszystkie małe formy pobożności naszych modlitewników ujmowało w wyższą jedność. Ta bowiem devotio, czyli całkowite i doskonałe oddanie się Bogu, stanowi życie katolickie, czerpane z najczystszego i najjaśniejszego źródła, to jest z sakramentów i z liturgii.
Protestantyzm popełnił najfatalniejszy jaki jeno mógł błąd, gdy religię — na zasadzie wolnego badania — zdał na jednostkę i nie chciał mieć rodziny religijnej, lecz tylko pojedynczych ludzi. Protestanci musieli tedy zaprzeczyć Kościołowi charakteru społeczności i rozerwali mistyczne ciało Chrystusowe na pojedyncze cząstki. W prostym przeciwieństwie do tego stanowiska, liturgia katolicka jest w swej istocie socjalną, podpada pod zmysły, i jest dramatyczną, i w tym tkwi tajemnica jej popularności. Kiedy biskup Fruktuozus wstępował na stos, aby na nim ponieść śmierć męczeńską, pewien chrześcijanin odezwał się do niego: „Módl się za mnie”; wówczas męczennik ten odrzekł: „Godzi się, abym się modlił za wszystek Kościół katolicki, rozprószony po całym świecie”.
Kościół — są słowa św. Ambrożego — jest najdoskonalszą formą społeczności. Jak został odkupiony i założony, jako całość, tak też wierzy on, spodziewa się i miłuje we wszystkich członkach swoich, walczy wspólnie, wspólnie znosi prześladowania, modli się wspólnie i wspólnie święci triumfy. Kościół żyje z Chrystusa, ale nie tylko z Chrystusa-głowy, oddzielonej od ciała mistycznego, lecz z Chrystusa-głowy złączonej z ciałem, którym jest Kościół (Kol. 1, 18 nn.).
Duszą, duchem, uderzeniem serca Kościoła, tej społeczności, obejmującej cały świat, jest liturgia, którą powyżej określiliśmy jako streszczenie i sumę katolickiego życia modlitwy. Gdy się modli Kościół, wówczas modli się Chrystus i Duch święty; modlitwa ta wywiera nieomylny skutek na Serce Pana Boga, a z drugiej strony stanowi ona normę życia wiernych. „Panie, naucz nas modlić się” — tak prosili Apostołowie pokornie Chrystusa Pana. „Tak winniście się modlić”, odpowiedział Chrystus i wprowadził potem Kościół w tajemnice tej modlitwy, która się nazywa „wszechmocą na klęczkach”. Kościół modlitwę uważał zawsze za świętą spuściznę familijną, którą hierarchia przekazuje z pokolenia na pokolenie.
Liturgia jest najpewniejszą ascezą, bo nie tylko oddaje piękne myśli jakiegoś tam pobożnego uczonego, lecz wychodzi z prawdy odwiecznej. Bóg sam przemawia do nas przez usta tych, których uczynił „filarem i utwierdzeniem prawdy” (1 Tym. 3, 15.4). Liturgia najlepiej odpowiada psyche człowieka, zwłaszcza zaś psyche ludu, który pod pewnym względem zawsze jest i będzie dzieckiem; nie jest ona tylko spekulacją rozumu, lecz posługuje się wszystkimi pomocniczymi środkami sztuki, muzyki, rzeźby i literatury, żeby ducha podnosić wzwyż; „świętej służbie” nadaje ona formę dramatyczną i dzięki temu wnika do duszy ludu.
Liturgia w końcu jest dla nas doskonałą szkołą wiary. Nie zatrzymuje się ona przy jakiejś pojedynczej tajemnicy wiary, jak to czynią nabożeństwa prywatne, lecz w ciągu jednego roku w podziwu godnym porządku przesuwa przed oczyma naszymi dogmaty naszego odkupienia. Liturgia, to naprawdę brewiarz, czyli skrót lub wyciąg z Pisma świętego, to popularny wykład objawienia Bożego i nauk zbawienia: legem credendi lex statuat supplicandi.
Ale święte misteria, które się w przeciągu jednego roku przesuwają przed nami, posiadają nie tylko wartość historyczną. Kościół ubiera je w szatę dramatyczną, która najlepiej odpowiada duszy ludu, i sprawia, że my te mister ja przeżywamy. Chrystus nie należy do przeszłości, „Jezus Chrystus jest ten-sam wczoraj i dzisiaj i na wieki” (Żyd 13, 8). Chrystus żyje ustawicznie w swoim Kościele. Wprawdzie raz tylko się urodził, raz tylko nauczał czasu swego bytowania ziemskiego, poniósł mękę i zmartwychwstał pod Tyberiuszem i Ponckim Piłatem. Ale duchowa zawartość tajemnic odkupienia pozostaje żywą, póki Kościół trwać będzie na świecie. W Kościele Chrystus rodzi się wciąż na nowo, naucza i odkupia, zbawia duszę ludzką, przyswajając jej owoce swego odkupienia.

c.d.n.