poniedziałek, 9 grudnia 2013

Niektóre elementy treści i symboliki liturgii trydenckiej

Prelekcja wygłoszona przez ks. Krzysztofa Tyburowskiego, dnia 6 listopada 2008 r. na zaproszenie Stowarzyszenia Obrony i Rozwoju Polski w Rzeszowie.


Kilka słów, o wygłoszenie których zostałem zaproszony, dotyczyć będzie mszy św. popularnie i dość powszechnie nazywanej „trydencką”. Od razu przepraszam za dotknięcie zaledwie powierzchowne niezmierzonej głębi liturgii i za potoczny język prelekcji.
Przymiotnik „trydencka” na określenie starszej formy liturgii nie jest precyzyjny, sugeruje bowiem jakoby Sobór Trydencki stał u jej początku. Tak jednak nie jest, forma bowiem liturgii odprawianej powszechnie w zachodnim katolicyzmie aż do reformy po Soborze Watykańskim II, istniała na długo przed Soborem Trydenckim, który odbył się w XVI wieku. Z braku więc nazwy precyzyjnej różnie też się tę liturgię nazywa. Do niedawna, kiedy nie było kontekstu reformy liturgicznej, nie była opatrywana żadnym przymiotnikiem, natomiast w kontekście mszy św. zreformowanej po Soborze, nazywa się ją mszą św. trydencką, gregoriańską, usus antiquior, czy też nadzwyczajną formą rytu rzymskiego.
Tylko człowiek spośród istot żyjących na ziemi tworzy kulturę. Jakość kultury człowieka jest, by tak rzec, jakością jego ducha. To, co człowiek ma w sobie, wyraża na zewnątrz. Jeżeli człowiek jest istotą wewnętrznie bogatą, głęboką, wszechstronnie rozwiniętą z punktu widzenia potrzeb wyższych, to także dzieła przez niego tworzone będą miały odbicie tej właśnie jakości ducha. W tym kontekście możemy dotknąć choćby sprawy sztuki sakralnej, jako szczególnego wyrazu kultury religijnej człowieka. Porównując dzieła ludzkiego ducha, które człowiek w tym względzie tworzy dzisiaj, z dziełami ludzkiego ducha tworzonymi wcześniej, możemy bez większych nawet analiz dojść do wniosku, że dzisiejsza kultura zachodnioeuropejska znajduje się w głębokim kryzysie. Jeżeli popatrzymy w przeszłość na sztukę romańską, gotycką czy barokową, zauważymy, że na przestrzeni wielu setek lat, które mamy za sobą, człowiek umiał wyrażać swojego religijnego ducha w ściśle określony sposób. Później od mniej więcej połowy XIX wieku aż po nasze czasy sztuka religijna wchodzi w pewien kryzys. Jest jakby nie identyfikowalna, nieokreślona w swoim wyrazie, nie potrafiąca odróżnić jasno sacrum od profanum. Co prawda w XIX i w początkach XX wieku w sztuce sakralnej panuje budzący zachwyt neogotyk, ale paradoksalnie jest on znakiem zaczynającego się kryzysu epoki, która nie wytworzyła już swojej własnej sztuki, ale powraca do wcześniejszych form. Jeśli chodzi natomiast o dzisiejszą sztukę sakralną, to trudno powiedzieć, by dzisiejsze świątynie miały jakiś określony styl. Poprzednie style architektury, malarstwa czy rzeźby spontanicznie niejako skupiały człowieka na Bogu i w Jego kierunku popychały ludzką uwagę. Nowoczesne świątynie katolickie, często się zdarza, że zamiast skupiać, rozpraszają człowieka, przypominają bardziej sale konferencyjne, a nie miejsca modlitwy. Nie odróżniają się jakby od świeckich standardów, nie wprowadzają człowieka w świat sacrum. Z pewnością są one znakiem kryzysu sztuki religijnej, a co za tym idzie także kryzysu ludzkiego ducha i religijności katolickiej.
W tym kontekście pojawia się także problem liturgii. Trudno dziś powiedzieć, czy kształt nowej mszy św., mającej prawie czterdzieści lat jest ostateczny. Ostatnie przykładowe niejako, wielkie celebracje papieskie zdają się być przykładem, że reforma liturgiczna wcale nie jest ostatecznie zakończona i domaga się, jeśli niekoniecznie zmian zewnętrznych, to z pewnością pogłębienia duchowości liturgicznej.
Odnieśmy się do czasów, kiedy w kościele zachodnim jedyną prawie liturgią była liturgia trydencka, co do której Ojciec Św. Benedykt XVI wyrażał się kilkakrotnie, że wbrew pozorom, nigdy prawnie nie została zniesiona. Formalnie istniała, praktycznie jednak, wiemy, że mentalność, która wytworzyła się po soborowej reformie liturgicznej, spowodowała myślenie, jakoby msza św. trydencka przeszła do muzeum, ba nawet została zakazana. Do niedawna w kręgach kościelnych niezręcznie było nawet czuć do niej sentyment. Do takiego spojrzenia przyczyniło się w moim głębokim przekonaniu, niestety nieposłuszeństwo arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, który z liturgii trydenckiej uczynił niejako sztandar swego ruchu. Z pewnością, gdyby nie było sprawy Lefebvre’a, inne byłoby dziś spojrzenie na liturgię trydencką.
Starsza forma liturgii funkcjonuje w Kościele przez setki lat w postaci prawie niezmiennej. Wszystkie budowle sakralne, zbudowane w czasie, kiedy msza trydencka była czymś oczywistym, służyły wyakcentowaniu teologii i symboliki tejże mszy. Kiedy wejdziemy do starego kościoła, zauważymy, że bardzo wiele elementów architektonicznych w kontekście liturgii zreformowanej nie ma dzisiaj jakby racji bytu, są niepotrzebne (np. boczne ołtarze, chrzcielnica, ambona). Architektura nowoczesnych świątyń została nieprawdopodobnie uproszczona.
Zatrzymajmy się teraz na pewnych aspektach treści i niektórych elementach symboliki mszy św. trydenckiej. Doskonale wiemy, że pierwsza Eucharystia została sprawowana przez Chrystusa Pana w Wielki Czwartek, kilkanaście godzin przed Jego męką i śmiercią. Jezus spotyka się w Wieczerniku z uczniami, ustanawia Najświętszy Sakrament Eucharystii, i nakazuje im go uobecniać na swoją pamiątkę. Św. Paweł podkreśla, że ilekroć sprawuje się pamiątkę Ostatniej Wieczerzy, głosi się śmierć Pańską, aż przyjdzie. W chrześcijaństwie, od samego początku, istnieje bardzo głębokie przekonanie, że każda msza św. jest uobecnioną ofiarą odkupieńczą Chrystusa Pana. Termin uobecnienie oznacza, że ilekroć kapłan na ołtarzu sprawuje Najświętszą Ofiarę, Ofiara Chrystusa z Golgoty, dzięki której świat został odkupiony, staje się obecna. Z punktu widzenia skutków, nie ma żadnej różnicy jakościowej między tym, co się wydarzyło na Golgocie, a tym, co odbywa się na każdym ołtarzu podczas sprawowania Eucharystii. Punktem centralnym każdej mszy św. jest odkupieńcza Ofiara Chrystusa. W tym kontekście należy sobie zadać pytanie: czym właściwie było odkupienie? Nie wchodząc w szczegóły, możemy powiedzieć, że człowiek nie mógł o własnych siłach dostąpić zbawienia. Przychodzi więc Chrystus, staje się człowiekiem i dokonuje dzieła, dzięki któremu człowiek, zaprzedany grzechowi i szatanowi, może się zbawić. Dzięki Chrystusowi każdy człowiek jest odkupiony. To odkupienie zostaje potwierdzone w sakramencie chrztu. Cel życia człowieka to nic innego jak współdziałanie z łaską odkupienia po to, aby uwielbić Boga i dostąpić zbawienia. Człowiek, poprzez swoje życie, musi tak współdziałać z łaską odkupienia, aby się zbawić. To jest zasadnicza różnica między odkupieniem i zbawieniem. Wszyscy zostaliśmy odkupieni przez Chrystusa, ale nie jest powiedziane, że wszyscy musimy dostąpić zbawienia. Zbawienie jest darem, który człowiek może odrzucić. Życie człowieka jest pewną pielgrzymką, drogą w kierunku Boga. Ta podstawowa katolicka prawda egzystencjalna znajduje swoje odbicie w mszy św. trydenckiej i jej symbolice.
W architekturze i sztuce kościołów, budowanych przede wszystkim przed reformą liturgiczną mamy układ, który niejako zmusza nas do określonego pojmowania życia człowieka. Zasadniczo wcześniejsze kościoły były kościołami z długą nawą centralną, która niejako przypominała człowiekowi, że ma iść w kierunku ołtarza, który znajdował się przy ścianie przeciwnej wejściu. Symbolizowało to człowieka podążającego w kierunku Boga, którego życie zanurzone jest w świecie przez Boga stworzonym. Ofiara Chrystusa uobecnia się na ołtarzu, zatem na ten ołtarz powinna być skierowana cała uwaga stworzenia. Wszystko koncentruje swoją uwagę na tym, co odbywa się na ołtarzu.
Budowla starego kościoła zasadniczo była orientowana, tzn. skierowana na wschód, który to kierunek jest w chrześcijaństwie symbolem wychodzącego nam naprzeciw Chrystusa. Jeżeli mówimy o wschodzie, to kojarzy się nam on z jasnością. Tam wstaje słońce, rodzi się światło. Gdzie pojawia się słońce, tam rodzi się życie, wszystko się odnawia. Stąd wschód to symbol Chrystusa, który poprzez dzieło odkupieńcze odnowił rodzaj ludzki. W symbolice chrześcijańskiej wschód zawsze był znakiem Chrystusa. Pierwotni chrześcijanie, kiedy modlili się, byli zwróceni ku wschodowi. To fizyczne zwrócenie się w tym kierunku było dla nich bardzo istotne. Dla chrześcijan najważniejszym „miejscem” jest Chrystus – nowa jutrzenka, nadzieja człowieka. Zatem tradycyjne budynki kościelne, w których człowiek się modlił skierowane były na wschód. Co za tym idzie, w praktyce miejsce, na którym odbywa się ofiara Chrystusa było zwrócone zasadniczo w kierunku wschodu. W tej optyce znaczenia symbolicznego nabierają także inne kierunki. Zachód występuje w opozycji do wschodu. Tam życie zamiera, tam następuje ciemność. Zachód więc był symbolem szatana. Podczas mszy św. człowiek stał więc tyłem do zachodu, odwracał się od ciemności, szatana, i szedł niejako w kierunku Chrystusa.
Uczestnictwo we mszy św. uwydatniało więc prawdę, że życie jest pielgrzymką, czymś dynamicznym. Na czele ludu idzie więc kapłan, przez którego posługę spływają na człowieka łaski Chrystusa. On idzie jako pierwszy, składa Ofiarę i przez jego posługę owoce tej Ofiary spływają na ludzi. Pielgrzymka oczywiście nie jest łatwa, związana jest z trudem drogi, czasami człowiek może czuć się zniechęcony. Ta psychologia trudu pielgrzymowania da się zauważyć podczas mszy trydenckiej, kiedy to kapłan kilka razy odwraca się do wiernych z wezwaniem: Dominus vobiscum / Pan z wami, po to, aby przypomnieć ludziom, że mimo tego trudu, który podjęli pielgrzymując, nie są opuszczeni, Pan bowiem jest z nimi.
Zwróćmy teraz uwagę na kwestię języka. Najczęściej powtarzany argument przeciwko mszy św. trydenckiej, nawet przez duchownych: dlaczego w liturgii trydenckiej mamy język łaciński? Nie powinno się dziś używać tego języka, bo dla większości uczestników jest on niezrozumiały. Tymczasem i tak duża część tekstów mszy mówiona jest szeptem, a co za tym idzie, uczestniczący w niej katolik słów tych nie słyszy. Uczestnictwo w mszy trydenckiej opiera się na innych trochę akcentach. Liturgia trydencka nie jest nastawiona na to, by jej treść słowna była zrozumiała. Tajemnicy zrozumieć w pełni nie można. Zrozumienie słów może pozornie wprowadzać uczestniczącego w liturgii w błąd, że zrozumiał tajemnicę. Liturgia nie ma celu informacyjnego, tym bardziej szkoleniowego, pouczającego. Chodzi paradoksalnie o to, żeby nawet nie rozumieć słów, ale starać się rozumieć misterium. Słuchanie nie powinno polegać tylko na słuchaniu tego, co się słyszy uszami, lecz tego, co wewnątrz, co Bóg mówi do człowieka w czasie uobecnienia największych tajemnic. Człowiek w tym najbardziej szczególnym momencie, w którym się spotyka z Bogiem na mszy św., ma szczególną potrzebę przeżycia czegoś, co nie jest wyrażane językiem potocznym, codziennym. Dlatego miedzy innymi msza św. trydencka odprawiana jest tradycyjnie w języku łacińskim.
Kolejną bardzo ważną kwestią jest wyjątkowy nacisk na szacunek do postaci konsekrowanych, do Eucharystii. Dzisiaj panuje przekonanie, które często pojawia się w publikacjach, że właściwie nie jest istotne, jak człowiek zachowuje się wobec Boga na zewnątrz, lecz istotne jest, w jaki sposób przyjmuje Boga do swego serca. Tymczasem nie da się uszanować Pana Boga wewnętrznie, jeżeli szacunku tego nie wyrazi się za pomocą odpowiedniej formy zewnętrznej. To prawda, że możemy pokazywać na zewnątrz szacunek, a wewnątrz go nie mieć. Z drugiej strony jednak te odpowiednie znaki zewnętrzne, znaki szacunku przygotowują człowieka, przypominają mu jaki powinien być stan jego ducha.
W dzisiejszym świecie panuje wielki chaos właściwie w większości dziedzin życia, także w religii. Wielu ludzi ma niewłaściwe podejście do religii, teologii, istnieje mnóstwo różnorakich, dziwacznych czasem nawet interpretacji. A tymczasem msza św. trydencka przypomina, że duchowość ludzka jest czymś bardzo określonym, czymś, co w jasny sposób pokazuje o co chodzi w chrześcijaństwie, w życiu ludzkim, w relacji człowieka do Boga. Odkrycie mszy św. trydenckiej jest czymś bardzo ważnym dla chrześciajnina zagubionego w dzisiejszym świecie. Serdecznie zachęcam do odkrycia tej liturgii i uczestnictwa w niej. Odkryjemy w niej ducha, który z pewnością nas wewnętrznie wyciszy i zbliży do Boga, odkryjemy skarb, który nie tylko pogłębi nasze uczestnictwo w liturgii odnowionej, ale i pogłębi nasze chrześcijaństwo.

Ks. Krzysztof Tyburowski

NRL: 12.01.2009

niedziela, 8 grudnia 2013

Nowy ruch liturgiczny

Przypominamy dzisiaj tekst Witolda Dziedzica opublikowany na naszym portalu 5 lat temu. Znajdujemy w nim wyjaśnienie pochodzenia nazwy naszego serwisu. 


Niektóre osoby odwiedzające naszą stronę mają pewne wątpliwości, czy tytuł portalu - "Nowy Ruch Liturgiczny" nie został przyjęty trochę na wyrost. Chodzi po pierwsze o to, czy rzeczywiście w dzisiejszych czasach możemy mówić o czymś takim, jak nowy ruch liturgiczny? Po drugie - czy ten nowy ruch liturgiczny powinien być ukierunkowany właśnie w ten sposób, w jaki prezentuje się to na naszej stronie?
W pewnych kręgach zakorzeniło się przekonanie, że ruchem liturgicznym należy określać wyłącznie szereg inicjatyw podejmowanych na przełomie XIX i XX wieku, odnoszących się do badań nad liturgią, jak też działań zmierzających do jej upowszechnienia i przybliżenia szerokim warstwom wiernych. Ukoronowaniem prac ruchu liturgicznego przyjęło się zaś uznawać reformę liturgiczną przedsięwziętą przez Pawła VI, rozumianą jako realizację soborowej konstytucji Sacrosanctum Concilium. Na tym rola ruchu liturgicznego uznana zostaje za zakończoną. Uznano, że w zreformowanej liturgii ucieleśniły się wszystkie postulaty zgłaszane przez ruch liturgiczny. Reforma stała się uwieńczeniem jego prac i dalsza działalność ruchu liturgicznego stała się bezprzedmiotowa.
Okazuje się jednak, że takie podejście bywa w dzisiejszych czasach poddawane w wątpliwość. Wraz z pontyfikatem Benedykta XVI coraz wyraźniej mówi się o tym, że tak naprawdę reforma liturgiczna nie może zostać uznana za zakończoną. Zwłaszcza we współczesnym, dynamicznie zmieniającym się świecie, wyjątkowo potrzebna jest refleksja, zmierzająca do odczytania na nowo soborowych wskazań odnoszących się do etapów i kierunków rozwoju katolickiego kultu.
Po epoce rewolucyjnych zmian przychodzi czas reakcji. Dopiero z perspektywy dziesięcioleci można obiektywnie ocenić dorobek liturgicznych przeobrażeń w Kościele. Jest to jednak zadanie bardzo trudne, a duża część ludzi podchodzi do niego bardzo emocjonalnie. Emocje wynikają po części z tego, że dla wielu osób wydarzenie takie jakim był Sobór i reforma liturgiczna, stanowiły potężne wyzwanie, któremu poświęcili całe swoje młodzieńcze zaangażowanie. Po części też z tego, że krytyczne spojrzenie na reformę liturgiczną łączone jest z radykalnym kwestionowaniem Soboru i posoborowych zmian w Kościele.
Czy w takim klimacie jest więc miejsce na powrót do klimatu sprzed 50 lat, gdy gorączkowo rozprawiano na temat zmian w liturgii? Czy ogłaszanie powstania nowego ruchu liturgicznego nie będzie traktowane jako swego rodzaju deprecjacja dorobku starego ruchu liturgicznego i zamach na owoce, które wydał?
Być może, że jeszcze do niedawna takie wątpliwości byłby zasadne. Jednak rozwiewają się one zdecydowanie wraz z upływem kolejnych dni pontyfikatu Benedykta XVI. Do takich wniosków upoważnia zwykła obserwacja poczynań papieża. Wypływają one konsekwentnie z jego poglądów, którym jasno dawał wyraz zarówno gdy był jeszcze kardynałem, jak i obecnie, gdy zasiada na Stolicy Piotrowej.
W ustach kard. Ratzingera wielokrotnie pojawiało się pojęcie "nowego ruchu liturgicznego". Co więcej, padało ono zawsze w bardzo konkretnym kontekście. Obecny papież pisał w książce pt. "Moje życie. Wspomnienia z lat 1927-1977":

"Dalsze życie Kościoła dramatycznie wymaga uczynienia liturgicznego rachunku sumienia, liturgicznego pojednania, które przywróci jedność zerwaniu w historii liturgii i potraktuje zalecenia soborowe nie jako rozłam, ale jako czas ewolucyjnych zmian. Kryzys Kościoła, w którym znajdujemy się dzisiaj jest w ogromnej części spowodowany zapaścią liturgiczną, której charakter dobrze określają słowa etsi Deus non daretur (tak, jakby Bóg nie istniał), tak jakby zagadnienie istnienia Boga, to czy mówimy, czy słuchamy - nie miały żadnego znaczenia. Jeśli liturgia nie jest już komunią Wiary, nie jednoczy Kościoła powszechnego z jego historią, nie jest tajemnicą żyjącego Chrystusa, gdzie wtedy można odnaleźć duchową substancję tegoż Kościoła? Nietrwałość wspólnoty, której już nie jednoczy Wiara, nieuchronnie prowadzi do rozpadu Kościoła na koterie różnych rodzajów, do rozdzierania Kościoła na będące w opozycji do siebie liczne formacje. Dlatego właśnie potrzebujemy nowego ruchu liturgicznego, który ożywi prawdziwe dziedzictwo Drugiego Soboru Watykańskiego."

Początkiem XX wieku do wzbudzenia wielkiego ruchu liturgicznego wystarczyła ogólna zachęta sformułowana przez papieży Piusa X i Piusa XI w sławnym motu proprio tego pierwszego o muzyce kościelnej oraz w encyklice Divini cultus tego drugiego. I chociaż papieże ci nie używali wprost wyrażenia "ruch liturgiczny", zrodził się on jako spontaniczny odzew na ich wołania. Dzisiaj, gdy nasze doświadczenia bogatsze są o dorobek wyniesiony z tamtych lat, używając sformułowania "ruch liturgiczny" oczami wyobraźni widzimy cały szereg ludzi i inicjatyw, które w przeszłości działały pod jego szyldem. Toteż dzisiaj o wiele łatwiej odczytać można intencje przyświecające osobom podpisującym się pod tym wyrażeniem. Powinno stanowić to dla nas dodatkowe ośmielenie do wsłuchania się w głos liturgistów, upominających się o ponowny ruch odnowy liturgicznej, zwłaszcza gdy znajdują oni zadeklarowanego protektora w samym Ojcu Świętym.
Swoje spojrzenie na liturgię i kryzys, która ona obecnie przechodzi Benedykt XVI zawarł w słynnej książce "Duch liturgii". W wywiadzie udzielonym dla francuskiego pisma La Croix z 28 grudnia 2001 r. kard. Ratzinger pisał:

"Jeżeli książka ta, w nowy sposób, potrafiłaby zachęcić do czegoś na kształt „ruchu liturgicznego”, ruchu ku liturgii oraz do prawidłowego wewnętrznie i zewnętrznie celebrowania liturgii, wówczas obficie wynagrodzona zostałaby intencja, która skłoniła do jej napisania."

Intencje Benedykta XVI są bardzo czytelne i wydają się nie wywoływać żadnych wątpliwości. Ujawnia je na codzień w celebracji liturgii papieskiej, a także w wypowiedziach odnoszących się do motu proprio Summorum Pontificum. W liście do biskupów, towarzyszącym motu proprio, papież pisał:

"...obie formy używania Rytu Rzymskiego mogą się wzajemnie wzbogacać...
W czasie odprawiania Mszy według Mszału Pawła VI będzie mogła się ujawnić, w silniejszy sposób niż to często było dotychczas, owa sakralność, która przyciąga wielu do dawnego obrządku. Najpewniejsza gwarancja, że Mszał Pawła VI mógłby zjednoczyć wspólnoty parafialne i stać się umiłowanym przez nie, polega na sprawowaniu [Mszy] z wielkim szacunkiem zgodnie z przepisami; uwidacznia to bogactwo duchowe i teologiczną głębię tego Mszału...
Nie ma żadnej sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego. W dziejach Liturgii występują rozwój i postęp, ale nie ma żadnego zerwania. To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie i nie może być nagle całkowicie zakazane lub, tym bardziej, uznane za szkodliwe. Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła i przyznanie im należytego miejsca."

To wyważone spojrzenie Papieża na liturgię Kościoła, podejmowane z doskonałej perspektywy jaką umożliwia zasiadanie na papieskim tronie, powinno przynaglać każdego do podjęcia działań zmierzających do wypełnienia postulatów zawartych w Summorum Pontificum. Jednocześnie powinno onieśmielać tych, którzy do tej pory mieli w tej kwestii wątpliwości. Ich obowiązkiem jest pokorne uderzenie się w pierś i podążenie za głosem papieża, który powinni odtąd uznać za swój własny.
Powracając jeszcze parę lat wstecz do roku 1998, warto przypomnieć, o czym zapewniał kard. Ratzinger wszystkich tych, którzy z zakłopotaniem patrzyli na pewne rozdwojenie rytów Mszy św. Nie wydaje się, aby dzisiaj słowa te straciły cokolwiek na aktualności. Padły one w podczas wykładu wygłoszonego w Rzymie w dniu 24 października 1998 do uczestników pielgrzymki z okazji dziesięciolecia motu proprio Ecclesia Dei:

"W chwili, gdy ta [tradycyjna] liturgia naprawdę dotknie wiernych swoim pięknem i głębią, wtedy zostanie umiłowana, równocześnie nie będąc w opozycji nie do pogodzenia względem nowej liturgii – byleby tylko wspomniane kryteria były stosowane tak jak chciał tego Sobór.
Oczywiście różne akcenty duchowe i teologiczne będą nadal istniały, ale nie będą już dwoma przeciwstawnymi sposobami bycia chrześcijaninem, lecz raczej bogactwem należącym do tej samej i jedynej wiary katolickiej.
Gdy kilka lat temu ktoś zaproponował „nowy ruch liturgiczny”, aby uniknąć sytuacji, w której dwie formy liturgii oddalałyby się zbytnio od siebie, oraz by podkreślić ich głęboką zbieżność – niektórzy miłośnicy dawnej liturgii wyrażali obawę, czy nie jest to podstęp lub zasadzka w celu ostatecznego i całkowitego wyeliminowania dawnej liturgii.
Tego rodzaju niepokoje i lęki powinny nareszcie ustąpić! Skoro jedność wiary i jedność misterium ukazują się jasno w obu formach celebracji, może to być dla wszystkich wyłącznie powodem radości i dziękczynienia Dobremu Bogu. W miarę jak wszyscy wierzymy, żyjemy i działamy z takimi motywami, będziemy również w stanie przekonać biskupów, że obecność dawnej liturgii nie przeszkadza i nie niszczy jedności ich diecezji, ale jest raczej darem przeznaczonym do budowania Ciała Chrystusowego, którego sługami wszyscy jesteśmy.
Chciałbym was zatem zachęcić, drodzy przyjaciele, abyście nie tracili cierpliwości, zachowali ufność i czerpali z liturgii siłę, konieczną do tego, żebyśmy dawali świadectwo Panu w naszych czasach."

Widać wyraźnie, jak na każdym kroku Benedykt XVI, wczoraj i dziś, zachęca do niezaprzestawania podejmowania ciągłych starań o należyty rozwój świętej liturgii. Proces ten nigdy nie może zostać zakończony, gdyż liturgia jest tak samo żywa jak Kościół. Stwierdzenie, że osiągnęła ona już swój szczytowy kształt, byłoby równoznaczne z przyznaniem, że stała się ona tak samo doskonała jak niebieska liturgia sprawowana nieustannie w Niebie przed Tronem Boga. Ponieważ na tym świecie jest to niemożliwe, porzucenie troski o liturgię lub odwrócenie jej rozwoju w kierunku innym niż wskazywany przez Kościół, równałoby się albo z dążeniem do uczynienia jej skostniałym rytuałem muzealnym albo do jej wynaturzenia.

NRL: 20.11.2008

niedziela, 1 grudnia 2013

UnaCum.pl - STARTUJEMY

Od nowego roku liturgicznego uruchamiany serwis internetowy UnaCum.pl. Jest to portal siostrzany dla strony Nowy Ruch Liturgiczny. Przez ponad 5 lat swojego istnienia portal Nowy Ruch Liturgiczny stał się głównym źródłem informacji o polskich inicjatywach związanych z propagowaniem tradycyjnej Mszy zgodnie z papieskimi wytycznymi zawartymi w motu proprio Summorum Pontificum. Jednocześnie stał się miejscem gdzie można było znaleźć szereg wartościowych tekstów na temat skarbów liturgii. Od dzisiaj oddzielamy te dwie misje. Na stronie Nowego Ruchu Liturgicznego nadal będzie można czytać teksty dotyczące liturgiki, podczas gdy funkcję "agencji informacyjnej" przejmuje portal UnaCum.pl.

czwartek, 28 listopada 2013

Warszawa: Nocne czuwanie 7/8 grudnia 2013

Przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP, w nocy z 7 na 8 grudnia 2013 w warszawskim kościele duszpasterstwa tradycji, (pw. św. Klemensa Hofbauera, ul. Karolkowa 49) odbędzie się modlitewne czuwanie. Rozpocznie się w sobotę o godz. 22.00 , a zakończy się w niedzielę nad ranem.

Na progu nowego roku kościelnego, podczas tego czuwania, uczestnicy tej szczególnej modlitwy pragną w intencjach zawierzyć Bożej Opatrzności Kościół, Ojczyznę oraz nasze rodziny.

Kliknij aby powiększyć

RAMOWY PROGRAM CZUWANIA:
  • 22.00 Nieszpory maryjne (wg. dawnego układu z psalmami w przekładzie F. Karpińskiego)
  • 23.00 Różaniec cz. Radosna
  • 00.00 Msza święta tradycyjna z Niepokalanego Poczęcia NMP
  • 01.15 Przy relikwiach Krzyża Św. - Różaniec cz. Bolesna
  • 02.00 Droga Krzyżowa i ucałowanie relikwii Krzyża Świętego
  • 03.00 Przed Najświętszym Sakramentem - Koronka do Miłosierdzia Bożego i suplikacje
  • 03.45 Różaniec cz. Chwalebna
  • 04.30 Litania Loretańska, akt ofiarowania
  • 05.00 Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny
  • 05.30 Błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem i zakończenie modlitewnej nocy czuwania

środa, 27 listopada 2013

Toruń: wykład o tradycyjnej liturgii

W czwartek, 28 listopada 2013 roku o godz. 18.30 w kaplicy przy kościele Miłosierdzia Bożego przy ul. św. Faustyny odbędzie się wykład pt. "Summorum Pontificum jako dokument budujący Kościół". Wykład wygłosi Arkadiusz Robaczewski z Centrum Kultury i Tradycji. Serdecznie zapraszamy!


Dlaczego Papież musiał "przywracać" starą Mszę? Dlaczego została usunięta z życia Kościoła? Czy jest tylko dla "grup tradycjonalistów", czy dla całego Kościoła? Czy tradycyjny katolicyzm ma coś wspólnego z "nową ewangelizacją"? W jaki sposób udział w starej Mszy wpływa na relację z Panem Bogiem? Dlaczego warto zdobyć się na wysiłek uczestniczenia w "starej"Mszy? Czy trzeba znać łacinę, by uczestniczyć w tradycyjnej liturgii? Koronki, falbanko kadzidło...czy to jest najważniejsze? Czy Msza trydencka ma przyszłość w Kościele? Odpowiedzi na te pytania będzie można uzyskać w czwartek, w czasie spotkania w Toruniu!

wtorek, 26 listopada 2013

Fotorelacja z Mszy ks. Tomasza Jochemczyka

Jak informowaliśmy, w ostatnią niedzielę kończącego się roku liturgicznego w Krakowie miała miejsce Msza odprawiana przez ks. Tomasza Jochemczyka, a po niej spotkanie połączone z promocją książki tego polskiego kapłana, posługującego jako proboszcz we Włoszech.

Msza odbyła się w kaplicy-sanktuarium Matki Bożej Piaskowej u krakowskich karmelitów.
Organizatorów i samego księdza bardzo zaskoczyli licznie przybyli wierni. Wszystkie miejsca były zajęte, wielu ludzi podczas Mszy musiało stać. W kazaniu celebrans wspomniał, że w jego włoskich parafialnych kościołach tylu wiernych nie ma nawet w największe święta.

O celebrę zapytałem ceremoniarza, Jarosława Jarczewskiego:

DG: Masz wieloletnie doświadczenie w liturgicznej służbie ołtarza. Jak Ci się współpracowało z ks. Tomaszem?
JJ: Bardzo dobrze, ks. Jochemczyk jest bardzo pobożnym kapłanem, który głęboko umiłował liturgię. Widać u niego wielką troskę o piękno i poprawność obrzędów. Jest jednak przy tym bardzo skromny. Zawsze mi to imponuje u kapłanów, a niestety nie jest aż tak częste jak mogłoby się wydawać.

DG: Ks. Tomasz przywiózł ze sobą szaty liturgiczne. Czy dowiedziałeś się czegoś o nich?
JJ: Tak. Są to stare szaty. Ksiądz Tomasz zwrócił uwagę na to, że w swojej parafii korzysta jedynie ze starych szat, które są piękne, i wykonane z naturalnych materiałów. Dodał przy tym anegdotę, że lewicowa prasa miała pretensje do jego biskupa o używanie bogatych starych szat, na co biskup odrzekł, że po prostu takie szaty dostał od swoich poprzedników, a nie będzie wydawał pieniędzy na nowe, brzydkie. Myślę, że wiele szczęścia mają te parafie, w których stare szaty nie poszły do spalenia. Absurdem jest wydawanie pieniędzy na nowe, często dużo brzydsze szaty, kiedy można przecież oddawać Bogu chwałę w szatach starych. Pieniądze w ten sposób zaoszczędzone można przekazać np. na cele charytatywne.

Niedługo udostępnione będzie nagranie z Mszy oraz spotkania z ks. Tomaszem.

Zdjęciami z liturgii podzielił się brat Onufry, paulin z krakowskiej Skałki.
 
 

Zachęcamy do zapoznania się ze stroną poświęconą ks. Tomaszowi: ks. Tomasz Jochemczyk.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Tradycyjna paczka dla kleryka

W tym roku już po raz trzeci  organizujemy  akcję świąteczną Tradycyjna Paczka dla Kleryka. W ubiegłych latach dzięki Państwa ofiarności i wielkoduszności rozesłaliśmy ponad 250 paczek do kleryków i księży.


Celem naszej akcji jest dostarczenie dobrej literatury, która jest bardzo ważna w formacji, przygotowującej do kapłaństwa. Nierzadko, wiemy to od obdarowanych, literatura stanowiąca zawartość Tradycyjnej Paczki pomagała znajdować racje pogłębiania swej więzi z tradycyjną liturgia i doktryną katolicką.
Dziś niektórzy spośród obdarowanych przez Państwa w pierwszej edycji kleryków są księżmi i w swoich parafiach sprawują Mszę św. w tradycyjnej formie.
Zapewne Państwa ofiarność w ubiegłych latach i dostarczona dzięki temu literatura miała wpływ na taki właśnie kierunek kapłańskiej drogi.

W tym roku również chcemy obdarować kleryków, którzy stale otrzymują od nas Nova et Vetera i są zainteresowani Tradycją katolicką
Biuletyn Nova et Vetera jest rozsyłany do ponad 70 kleryków z polskich seminariów diecezjalnych i zakonnych. Chcielibyśmy, aby wszyscy oni otrzymali kilka ważnych publikacji książkowych. W tym roku do świątecznej paczki chcemy włożyć następujące książki:

x. Grzegorz Śniadoch IBP Msza św. Trydencka. Mity i prawda.
Bp Athanasius Schneider Dominus est!
x. Tomasz Jochemczyk – Pomiędzy modernizmem a Tradycją

Dodatkowo, dla tych spośród kleryków, którzy jeszcze nie otrzymali Wykładu Liturgii Kościoła Katolickiego bł. Antoniego Nowowiejskiego dołączymy i tę pozycję. Dołączymy także edycję ważnej książki Sobór WatykańskiII. Historia dotąd nieopowiedziana.

Ufamy, że tak jak w ubiegłych latach, tak i w tym roku, zechcą Państwo wspomóc naszą akcję. Koszt jednej paczki dla jednego kleryka, wraz z kosztami wysyłki to 150 zł. Zapewne nie wszystkich z nas będzie stać na opłacenie całego pakietu. Na pewno jednak wielu z nas może mieć częściowy choćby udział w jego skompletowaniu i wpłacić dowolną kwotę. Tak naprawdę wystarczy otwarte serce i dobra wola oraz zrozumienie, że Kościołowi potrzeba dziś nade wszystko mądrych, świętych kapłanów. Z pewnością są pośród Państwa, czytających te słowa, osoby, które mają te trzy rzeczy – otwarte serce, dobrą wolę i zrozumienie dla spraw ważnych – to właśnie od Państwa oczekujemy wsparcia.

Akcję zabierania funduszy na pakiet „Tradycyjna paczka dla kleryka” prowadzimy do 16 grudnia br, tak, by zdążyć z wysyłką przed świętami Bożego Narodzenia. Chcemy, by oprócz oczywistego pożytku i pomocy w formacji, był to dla obdarowanych miły prezent świąteczny.
Jeśli nie udałoby się uzbierać całej potrzebnej kwoty, paczki będziemy wysyłać według listy w porządku alfabetycznym. Ufamy jednak, że nie dopuszczą Państwo do tego, by któryś z kleryków został pominięty, że każdy, który stale otrzymuje Nova et Vetera – otrzyma także „Tradycyjną Paczkę”.

Wpłaty na rzecz akcji „Tradycyjna paczka dla kleryka” prosimy kierować na konto:

Centrum Kultury i Tradycji Wiedeń 1683,
05-091 Ząbki, ul. Powstańców 26/20 
Nr konta: 94 2490 0005 0000 4520 5605 1426

jako tytuł wpłaty prosimy wpisać „tradycyjna paczka”.

Jeśli ktoś pragnie, by do naszej listy ponad 70 kleryków dołączyli nowi, prosimy w tytule przelewu oprócz zwrotu „tradycyjna paczka” dopisać imię i nazwisko alumna, do którego ma ona trafić.

Bóg zapłać! Dzięki Państwa wsparciu będzie przybywać młodych księży rozmiłowanych w Tradycji.

Więcej informacji na www.wieden1683.pl

Poznań: Msza w NFRR w ramach kursu chorału gregoriańskiego

Publikujemy zdjęcia z Mszy odprawionej w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego w poznańskiej farze w sobotę, 23 listopada br. Liturgia celebrowana była przez ks. Marcina Węcławskiego w ramach kursu chorału gregoriańskiego. W homilii przedstawona została historia tej formy rytu, jej walory oraz ścisły związek śpiewu gregoriańskiego z liturgią. 





piątek, 22 listopada 2013

Missa Requiem w Gorzowie Wielkopolskim

Msza święta żałobna sprawowana z formularza za wszystkich wiernych zmarłych przez księdza Dawida Pietrasa 26 października 2013 roku w kaplicy św. Weroniki Giuliani w parafii NMP Królowej Polski w Gorzowie Wlkp.

wtorek, 19 listopada 2013

Federacja Una Voce

Początki
W 1964 roku dr Borghild Krane, sławna norweska psycholog, wysłała apel do zatroskanych katolików zachęcając ich do wspólnego działania w obronie dziedzictwa liturgicznego Kościoła. W rezultacie w latach 1964-1965 zostało założonych szereg krajowych stowarzyszeń. Delegaci z sześciu europejskich organizacji spotkali się w Rzymie na początku 1965, a Międzynarodowa Federacja została formalnie ustanowiona w Zurychu 8 stycznia 1967 roku, gdzie delegaci z 20 stowarzyszeń zatwierdzili wstępny statut i wybrali pierwszą Radę Federacji.

Ruch świeckich
Międzynarodowa Federacja Una Voce jest ruchem świeckich. Jej podstawowe cele dotyczą utrzymania w użyciu w Kościele Missale Romanum papieża Jana XXIII (edycja z roku 1962) jako jednej z form celebracji liturgicznej a także ochrony i promocji używania łaciny, chorału gregoriańskiej oraz polifonii sakralnej.
Walne Zgromadzenie odbywa się co dwa lata. Podczas Zgromadzenia wybierana jest Rada oraz Prezydent Federacji. Obecnym prezydentem jest James Bogle ze stowarzyszenia Una Voce Australia rezydujący w Anglii. Wiceprezydenci Federacji pochodzą z Meksyku, Kanady i Polski. Skarbnikiem jest Brytyjczyk, natomiast sekretarzem Irlandczyk.
Federacja jest uznawana przez Stolicę Apostolską, a jej przedstawiciele są przyjmowani z uprzejmością i szacunkiem w rzymskich kongregacjach. Przez lata swego istnienia Federacja wiele razy skutecznie interweniowała w wielu okazjach związanych z ochroną tradycyjnej Mszy oraz starożytnych praktyk liturgicznych.
Pierwszy prezydent Federacji dr Eryk de Saventhem był kluczową osobą w przekonaniu papieża Jana Pawła II do zwołania specjalnej Komisji Kardynałów, która miała zbadać sytuację dotyczącą odprawiania Mszy tradycyjnej.
Federacja nie jest organizacją kierowaną odgórnie przez jakiś centralny komitet. Każde narodowe stowarzyszenie jest autonomiczną organizacją, która jest zachęcana do zrobienia wszystkiego, aby osiągać na poziomie lokalnym cele Federacji. Kierownictwo Międzynarodowej Federacji ma natomiast lepsze możliwości do reprezentowania wspólnych spraw tradycyjnych katolików z całego świata na najwyższych poziomach hierarchii kościelnej. Rozmowy z Rzymem są zazwyczaj przeprowadzane w sposób dyskretny i nie są upublicznianie.

Członkostwo
Międzynarodowa Federacja reprezentuje 43 organizacje członkowskie z: Anglii i Walii, Argentyny, Australii, Austrii, Białorusi, Brazylii, Chile, Chorwacji , Filipin, Francji, Niemiec, Indii, Irlandii, Japonii, Kanady, Malty, Meksyku, Niderlandów, Kolumbii, Kostaryki, Kuby, Łotwy, Norwegii, Nowej Zelandii, Peru, Polski, Portugalii, Peurto Rico, Republiki Południowej Afryki, Rosji, Stanów Zjednoczonych, Szkocji, Hiszpanii, Ukrainy, Włoch.
Od czasu ogłoszenia motu proprio Summorum Pontificum w lipcu 2007 roku przez papieża Benedykta XVI Federacja znacząco się rozwinęła przyjmując 17 nowych organizacji członkowskich. Prośby o informacje i pomoc nadeszły  także z Danii, Hondurasu, Węgier, Indii, Indonezji, Kenii, Litwy, Luxemburgu, Panamy, Borneo i Słowenii. Co może być zaskakujące, większość tych zapytań została przesłana przez ludzi młodych, którzy odkrywają piękno i duchowość tradycyjnej liturgii katolickiej oraz chcieliby z niej czerpać.

Komentarze ze strony kardynałów
·         „Międzynarodowa Federacja Una Voce odegrała istotną rolę wspierając używanie Mszału Rzymskiego z roku 1962 w posłuszeństwie dyrektywom Stolicy Apostolskiej. Za tę cenną służbę wyrażam moją wdzięczność członkom Federacji oraz daje swoje błogosławieństwo” Kardynał Józef Ratzinger, Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, z przemowy do Federacji Una Voce w dniu 25 lipca 1996 roku
·         Kardynał Medina Estevez, emerytowany prefekt Kongregacji Kultu Bożego stwierdził, że użycie mszału z 1962 roku powinno być przyznane wszystkim, którzy o to proszą. Przyznał to na podstawie swoich własnych badań, z których wynika, że ryt Piusa V nigdy nie został zniesiony.
·         Dnia 4 września roku 2000 kardynał Castrillon Hoyos powiedział reprezentantom Una Voce, że uznaje Mszał Piusa V za wspaniały skarb Kościoła. Nie widzi powodu, dla którego nie powinniśmy dostać prawa używania ksiąg liturgicznych, które były w użyciu w roku 1962. W jego opinii motu proprio Ecclesia Dei nałożyło na biskupów poważne odpowiedzialności związane z jego implementacją. Tylko w przypadku poważnych powodów przeciwko jego użyciu prośby wiernych powinny zostać odrzucone.

Papież Benedykt XVI
Dnia 7 lipca 2007 roku, ku olbrzymiej satysfakcji członków Federacji, nasz Ojciec Święty papież Benedykt XVI promulgował swoje motu proprio Summorum Pontificum, które stwierdza jednoznacznie, że Mszał bł. Jana XXIII (1962) nigdy nie był zniesiony „i musi być odpowiednio uznany ze względu na czcigodny i starożytny zwyczaj”.
„Prawdą jest, że liturgia łacińska Kościoła w różnych formach w ciągu wieków chrześcijaństwa napędzała życie duchowe niezliczonej rzeszy świętych oraz że dzięki religii umocniła wiele narodów i ożywiła ich pobożność.” [Summorum Pontificum]

Kontakt
Prezydent: p. James Bogle. Anglia E-mail: president@fiuv.org
Sekretarz: Thomas Murphy. Irlandia. E-mail: thomas.murphy@fiuv.org

Stowarzyszenie Una Voce Polonia. Polska – członek Federacji Una Voce : www.unavocepolonia.pl

źródło: www.fiuv.org

Ks. Tomasz Jochemczyk odprawi Mszę w Krakowie

Ks. Tomasz Jochemczyk, Polak pełniący posługę w Ligurii (Włochy), 24 listopada o 14:30 w kościele oo. karmelitów na Piasku w Krakowie (w kaplicy z cudownym obrazem Matki Bożej) odprawi Mszę świętą w klasycznym rycie rzymskim.

Po Mszy, o 16:00, w siedzibie Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana przy ul. Garbarskiej 9 (na drugim pietrze) odbędzie się spotkanie z kapłanem. Opowie on o Mszy "trydenckiej", modernizmie i tradycji oraz sytuacji we Włoszech. Spotkanie połączone będzie z promocją nowej książki ks. Jochemczyka, "Między modernizmem i Tradycją". Będzie można nabyć ją na miejscu.

Ks. Tomasz Jochemczyk to bardzo barwna postać. Był barmanem w nocnym klubie ze striptizem. 13 maja 1996 r. zwolnił się na pół godziny z pracy, by zobaczyć Figurę Matki Bożej Fatimskiej. Ostateczne modlił się całą noc. Następnego dnia podjął decyzję, że będzie kapłanem. Wkrótce wstąpił do seminarium. Jeden z kleryków pisał pracę magisterską, która w znacznej mierze dotyczyła Mszy Świętej trydenckiej. Zainteresował się Tradycją. Przełożeni, którzy uznali, że jego pobożność jest „kiczowata”, skierowali go na rok do sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni na „przemyślenie sprawy”. Pewnej nocy usłyszał tam kroki na korytarzu. Poszedł za kapłanem, który zmierzał do kaplicy. Okazało się, że co nocy odprawia on w tajemnicy Mszę Świętą trydencką. Został jego ministrantem... Gdy powrócił do seminarium i zaczął opowiadać o swoim umiłowaniu Tradycji powiedziano mu, żeby je opuścił.

Przez wiele lat wędrował po całej Europie od seminarium do seminarium poznając różne postacie modernizmu i zarazem coraz bardziej zagłębiając się w Tradycję i coraz bardziej przywiązując się do niej. Ostatecznie bp. Mario Oliveri, którego papież Jan Paweł II uczynił ordynariuszem diecezji w Ligurii w północnych Włoszech, wyświęcił go na kapłana i natychmiast uczynił proboszczem w czterech parafiach zezwalając, by, tak jak wielu kapłanów w tej diecezji, odprawiał wyłącznie Mszę świętą "trydencką" i sprawował sakramenty w starym rycie.

O prymicjach ks. Tomasza w Polsce i we Włoszech informowaliśmy na naszym portalu. 


niedziela, 17 listopada 2013

Marcel Pérès: Liturgia dominikańska i odradzanie się jej tradycji

Ryt nie jest tylko zestawem gestów, słów, śpiewów. Ryt jest to przede wszystkim wyraz i źródło duchowości, konkretny sposób wchodzenia w relację z Duchem. Sposób ten wpisuje się w długą pamięć, łączącą nas z ogromną liczbą mężczyzn i kobiet, którzy poprzedzili nas na spotkaniu ze Słowem i przy jego kontemplowaniu. Ryt uświęca przestrzeń i czas, by po prostu otworzyć na łaskę i uruchomić jej działanie. W takich właśnie kategoriach musimy umieszczać zagadnienie dominikańskiej tradycji liturgicznej. Co nadawało jej siłę, jaka była natura jej wewnętrznej energii, dzięki której przez niemal osiem wieków stanowiła źródło dominikańskiej duchowości? Pokolenia posoborowe nie zostały wtajemniczone w ten ryt i jest w pełni zasadne, że niektórzy młodzi dominikanie starają się poznać i zrozumieć naturę i formę rytuałów, które przez całą historię ich zakonu budowały jego myśl i duchowość. Ci młodzi ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę, że radykalne nastawienie domagające się, by zapomnieć stare ryty, sprawia, iż odczuwają oni obcość wobec liturgii poprzedników — liturgii, która znajdowała się przecież w centrum ich doświadczenia religijnego. Ryt jest im nieznany i pragnęliby oni się uczyć jego odkrywania konkretnie przez naśladowanie praktyki.

I oto natychmiast pojawia się silny sprzeciw, by skończyć z postępowaniem, które mogłoby grozić zerwaniem jedności wspólnoty. Oczywiste jest, że następuje tutaj pomylenie jedności z jednolitością. Hipoteza, że można pozostawać w jedności duchowej, praktykując różne formy ekspresji liturgicznej, zostaje a priori odrzucona. Różnorodność tę pojmuje się od razu w kategoriach wykluczenia. Sądzi się, że osoby uczące się praktykowania starych rytów pragnęłyby narzucić je innym. Jest to jednak przypisywanie złych intencji, które nie odpowiada rzeczywistości. Nawet jeśli w pewnych środowiskach zwanych „tradycjonalistycznymi” spotyka się czasami postawę nietolerancyjną, większość osób, które zaczynają dzisiaj odczuwać pociąg do tradycyjnych rytów, rozumie doskonale, że inni nie pojmują ich prawdziwej natury. Postępują one w ten sposób z miłości, nie mając zamiaru niczego narzucać, lecz chcąc tylko dać przystęp do doświadczenia starego rytu osobom, które go nie znają. W fobii wobec starych obrządków należy dostrzec konsekwencję sposobu, w jaki po Soborze narzucono nowe liturgie: przez wykluczenie. „Moderniści” zawsze odczuwają lęk, iż powrót do tradycji liturgicznych będzie równie wykluczający, gwałtowny i radykalny, jak reformy posoborowe. Sprawcy tych reform nigdy nie chcieli dostrzec, że stare formy liturgiczne mogłyby wzbogacić powszechne doświadczenie duchowe. Paradoksalnie — pod warunkiem, że śpiewy będą w języku ojczystym — zachęca się do wszelkich innowacji, które niekiedy przekształcają celebrację liturgiczną i powodują, że przekracza ona granice ścisłych ram kanonicznych; każde natomiast odwołanie się do starszych rytów jest systematycznie odrzucane, często nawet, zanim mogłoby wejść w życie.

Od Soboru Watykańskiego II pojęcie dziedzictwa liturgicznego jest praktycznie nieobecne w refleksji o akcji liturgicznej. Niektórzy nawet często kategorycznie je odrzucają. Ci, którzy sami nadają sobie miano nowoczesnych, uznają za zasadę, że stare formy liturgiczne nie tylko nie niosą w sobie nic interesującego dla dzisiejszych ludzi, lecz mogłyby nawet być dla nich szkodliwe. A jednak pojęcie dziedzictwa liturgicznego, nieobecne we współczesnym dyskursie liturgicznym, powinno w nim zajmować miejsce centralne.

Federacja Una Voce w Rzymie

Kardynał Brandmuller przewodniczy nieszporom dla delegatów Federacji Una Voce w Bazylice św. Piotra (8 XI 2013)
Prałat Richard Soseman z North American College odprawia Mszę świętą dla delegatów Federacji Una Voce w Bazylice św. Piotra 
(9 XI 2013)

Arcybiskup Guido Pozzo - sekretarz Komisji Ecclesia Dei odprawia nieszpory dla delegatów Federacji Una Voce w kaplicy klasztoru, w którym odbywały się obrady Walnego Zgromadzenia Federacji 
(9 XI 2013)

Arcybiskup Pozzo na wspólnym zdjęciu z uczestnikami Walnego Zgromadzenia Federacji Una Voce 
(9 XI 2013)

Otwarte Forum obrad Federacji. Od lewej: ks. William Barker FSSP - prokurator Bractwa Kapłańskiego Św. Piotra w Rzymie, Kardynał Dario Hoyos - emerytowany prezydent Komisji Ecclesia Dei, James Bogle - nowy prezydent Federacji Una Voce, O. Cassian Folsom OSB - opat benedyktynów w Nursji (10 XI 2013)

Kardynał Hoyos na wspólnym zdjęciu z uczestnikami Walnego Zgromadzenia Federacji Una Voce 
(10 XI 2013)

Prałat Pablo Colino - dyrektor chóru filharmonii rzymskiej odprawia Mszę świętą dla delegatów Federacji Una Voce w Bazylice św. Piotra (11 XI 2013)

Zdjęcia: Joseph Shaw - prezydent Latin Mass Society of England and Wales

sobota, 16 listopada 2013

Warszawa: wynagradzająca trydencka Msza święta i adoracja relikwii Krzyża świętego

W piątek, 29 listopada 2013, o godz. 19.30 w warszawskim kościele św. Klemensa, ul. Karolkowa 49 (Wola) sprawowana będzie Msza święta, ofiarowana w intencji wynagradzającej za wszelkie profanacje Krzyża świętego w naszej Ojczyźnie. 

Kliknij aby powiększyć
Podczas liturgii Mszy świętej, sprawowanej w rycie trydenckim, Słowo Boże wygłosi o. Gabriel Bartoszewski OFM Cap.
Po Mszy świętej, przed relikwiami świętego Krzyża, odmówiona zostanie koronka do Miłosierdzia Bożego oraz śpiewane będą przebłagalne suplikacje. Po modlitwie uczestnicy tego nabożeństwa, będą mogli adorować i ucałować relikwie świętego Krzyża.

W kończącym się Roku Wiary i w ostatnich dniach roku kościelnego do udziału w modlitwie wynagradzającej za wszelkie grzechy a w szczególności za profanację w naszej Ojczyźnie Krzyża świętego, serdecznie zaprasza warszawskie Duszpasterstwo Wiernych Tradycji Łacińskiej.

wtorek, 12 listopada 2013

Papież Franciszek nie jest przeciwnikiem tradycyjnej rzymskiej liturgii

Jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna, papież Franciszek nie jest przeciwnikiem starszej formy rytu rzymskiego, ani grup czy stowarzyszeń, które ją krzewią. Informacją tą podzielił się emerytowany przewodniczący Papieskiej Komisji "Ecclesia Dei", kard. Dario Castrillon Hoyos.

Papież Franciszek celebruje Mszę versus Deum
Kolumbijski purpurat spotykał się z obradującymi w Rzymie uczestnikami Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowej Federacji Una Voce (FIUV) - organizacji skupiającej stowarzyszenia i związki katolików przywiązanych do tradycyjnego rytu rzymskiego.

Kard. Castrillon Hoyos powołał się na swoją niedawną rozmowę z Ojcem Świętym. Odpowiadając na kwestię związaną z nakazem Stolicy Apostolskiej, aby w Zgromadzeniu Franciszkanów Niepokalanej od tej pory sprawowano liturgię jedynie według formy zwyczajnej obrządku łacińskiego, podkreślił, że nie jest on spowodowany negatywną oceną liturgii tradycyjnej. Chodziło o rozłam wewnętrzny w zgromadzeniu. Można tam zresztą sprawować Mszę św. w nadzwyczajnej formie, po uzyskaniu zgody kompetentnych władz [kardynał i papież widocznie nie widzą tu sprzeczności z Summorum Pontificum, pozwalającemu każdemu kapłanowi na celebrowanie bez specjalnej zgody przełożonych - D.G.].

Podczas Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowej Federacji Una Voce, jej przewodniczącym wybrano Brytyjczyka, Jamesa Bogle'a. Podziękował on za uczestnictwo w obradach kardynałom Dario Castrillon Hoyosowi i Walterowi Brandmüllerowi oraz sekretarzowi Papieskiej Komisji "Ecclesia Dei", abp. Guido Pozzo. Wyraził też wdzięczność papieżowi seniorowi Benedyktowi XVI i papieżowi Franciszkowi za wsparcie udzielane tej organizacji.

Relacja z Mszy Solennej Requiem w Gdańsku

Przedstawiamy relację fotograficzną z Mszy Requiem odprawionej 8 listopada w kościele śś. Piotra i Pawła w Gdańsku.

Więcej zdjęć można obejrzeć w albumie środowiska.

sobota, 9 listopada 2013

Warszawa: Msza trydencka w intencji Ojczyzny

W dni Święta Niepodległości, w poniedziałek 11 listopada, w kościele św. Klemensa na warszawskiej Woli (ul. Karolkowa 49) o godzinie 11.00 zostanie odprawiona Msza święta w klasycznym rycie rzymskim w intencji Ojczyzny i poległych w jej obronie żołnierzy 36 pułku piechoty "Legii Akademickiej".

We Mszy Świętej wezmą udział poczty sztandarowe: SRH „Legia Akademicka” (ze sztandarem Weteranów roku 1920) oraz Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Po Mszy nastąpi złożenie kwiatów przed tablicą upamiętniającą powstanie „Legii Akademickiej” (Uniwersytet Warszawski – Kampus Centralny, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28).

piątek, 8 listopada 2013

Relacja z solennej Mszy w rycie dominikańskim

W tym roku obchodzimy trzechsetną rocznicę beatyfikacji wielkiego polskiego dominikanina, Czesława Odrowąża, kuzyna św. Jacka. Obu obłóczył i posłał w świat sam św. Dominik.

Szczególnie uroczyste obchody odbyły się we Wrocławiu, w mieście, gdzie bł. Czesław był założycielem i wieloletnim przeorem miejscowego klasztoru dominikanów. Według powszechnej tradycji Wrocław ocalał od zdobycia i zniszczenia przez Tatarów dzięki cudownej Bożej interwencji, wyproszonej przez bł. Czesława. W mieście tym zatem kult Czesława kwitnie od chwili jego śmierci i tam też, w dominikańskim kościele św. Wojciecha, w pięknej, barokowej kaplicy znajduje się jego grobowiec.

Do świętujących swoje słowo skierował papież Franciszek. Ojciec Święty doskonale zdaje sobie sprawę, że kult świętych jest idealnym narzędziem katechizacji. Odwołując się do ikonograficznych przedstawień bł. Czesława, Franciszek wskazał na istotę adoracji: „Adorować, to znaczy wyzbyć się naszych bożków, także tych najbardziej ukrytych, i wybrać Pana jako centrum, jako główną drogę naszego życia”.

imgp7235
 Na zakończenie całorocznych uroczystości związanych z jubileuszem, w sobotę 19 października, odprawiono solenną Mszę świętą w rycie dominikańskim. Jest to pierwsza publiczna celebracja, zorganizowana z inicjatywy samych polskich dominikanów, odkąd swoim rytem uczynili zwyczajną formę rytu rzymskiego. Z racji okoliczności i miejsca, była to oczywiście wotywa o bł. Czesławie.
 
Do celebrowania Mszy zaproszono tradycyjnych dominikanów z Bractwa św. Wincentego Ferreriusza z Chémeré-le-Roi we Francji. Mszę celebrował sam przeor wspólnoty, o. Dominique-Marie de Saint Laumer, a posługę diakona i subdiakona pełnili dwaj jego współbracia. Niższą asystę i mszalik dla wiernych zapewniły krakowskie środowisko tradycji dominikańskiej Inicjatywa „Coetus Fidelium” oraz Fundacja św. Grzegorza Wielkiego. Przed Mszą miała miejsce próba z ministrantami. Okazało się, że ceremoniały, z których korzystamy, nie przewidziały pewnych pięknych tradycji, zachowywanych w celebracjach braci ze wspólnoty św. Wincentego Ferreriusza, więc przygotowania były intensywne i zaskakujące.

Śpiew prowadzili kantorzy ze Scholi Cantorum Sancti Joseph i Scholi Gregoriany Silesiensis. Głównym kantorem był nasz przyjaciel, wybitny znawca i praktyk tradycyjnego śpiewu dominikańskiego, Marcin Bornus Szczyciński.

imgp7257
Ojciec Norbert Oczkowski OP — promotor kultu bł. Czesława, główny organizator obchodów jubileuszu, odpowiedzialny także za za proces kanonizacyjny wielkiego patrona Wrocławia — przygotował na celebrację piękne szaty i paramenta. Ornat, w którym odprawiano Mszę, miał 300 lat. Użyto pięknego, barokowego kielicha, który był przykryty welonem z wyhaftowanym psem ze słynnego snu bł. Joanny de Aza, matki św. Dominika.

Organizatorów zaskoczył liczny udział wiernych, którzy nie zmieściwszy się w kaplicy, modlili się w nawie głównej kościoła, także podczas Komunii zaszła potrzeba, by przynieść z tabernakulum jeszcze jedną puszkę z Ciałem Pańskim.

Na zakończenie Mszy zaśpiewano w uroczystym tonie antyfonę maryjną Salve Regina, ukochaną przez dominikanów, a następnie starą, tradycyjną pieśń o bł. Czesławie:

Tobie niech zabrzmi Boże cześć i sława,
przy dniu dorocznym świętego Czesława,
Który Twe Imię rozgłaszał przed światem
z Jackiem, swym bratem.

Sławą ujęty cudów Dominika,
porzuca chętnie godność kanonika,
I z Patryarchy rąk habit odbiera,
światu umiera.

Ogniem miłości boskiej rozpalony,
z Rzymu w północne udaje się strony:
Czechom, Ślązakom słowo Boże głosi,
klasztory wznosi.

Gdy dzicz Tatarska polskie niszczy strony,
i aż w Śląsk swoje zapuszcza zagony,
Jego przyznają modłom Wrocławianie
swe zachowanie.

Coś życie strawił w kaznodziejskiej pracy,
Twojej przyczyny błagają rodacy:
Uproś nam łaskę, byśmy w wierze stali,
do śmierci trwali.

Jak wynika z naszych rozmów z uczestnikami, tradycyjna liturgia jest sama w sobie świetną katechezą mistagogiczną i doskonałym narzędziem ewangelizacji. Gorąco zachęcamy do przeczytania świadectw uczestników. W najbliższym czasie na naszym portalu zamieścimy także wywiad z o. Dominique-Marie.

Dodatkowe informacje i materiały związane z obchodami jubileuszu można znaleźć na stronie http://www.blogoslawionyczeslaw.pl/

Fotorelacja oraz świadectwa uczestników dostępne są na stronie rytdominikanski.pl.

niedziela, 3 listopada 2013

Żegnam cię, mój świecie wesoły

Zaduszki i następujące po nich dni to czas wytężonej modlitwy za wszystkich wiernych zmarłych. Modlitwa ta przez całe wieki podtrzymywana była w masach chrześcijańskich pieśnią nabożną. Pogrzeb, i całe umieranie, wiązało się z bogatą obrzędowością, podobnie jak późniejsze wspominanie zmarłych i modlitwa za dusze czyśćcowe. Kultywujmy te tradycje i dzisiaj; tradycyjny katolicyzm to nie tylko sam ryt Mszy świętej i kalendarz liturgiczny, ale trwanie także przy całym skarbcu tradycyjnych wyrazów pobożności, które przekazali nam nasi dziadowie i ojcowie.

Posłuchajmy starej pieśni pogrzebowej Żegnam cię, mój świecie wesoły w wykonaniu Adama Struga (śpiew) i Bartosza Izbickiego (organy).




Przypominamy także wywiad z Adamem nt. związku trwałej wiary z tradycyjną liturgią i pobożnością oraz śpiewem nabożnym. Ukazał się on na portalu pch24.pl i publikujemy go za zgodą redakcji.

Niebo jest zaludnione polskimi chłopami


Marcel Pérès powiedział mi, że zniszczenie pobożności ludowej we Francji w ramach zmian okołosoborowych doprowadziło do tego, iż wiara ocalała tylko w dużych miastach, w środowiskach inteligencji i burżuazji, a cała prowincja zamieniła się w pustynię religijną. Jednocześnie jest on zdania, że Polska zachowała pobożność ludową i śpiew tradycyjny, i dzięki temu wiara chrześcijańska ocalała. Tymczasem u nas mówi się, że sytuacja jest bardzo zła. Jaki naprawdę jest, Twoim zdaniem, stan śpiewu tradycyjnego i pobożności ludowej w naszym kraju?

- Stan śpiewu tradycyjnego jest tragiczny, ale nie pokrywa się to ze stanem pobożności ludowej. W Polsce jest wysoki odsetek ludzi pobożnych i należą oni do wszystkich warstw społecznych; nie ma rozwarstwienia wspomnianego przez Marcela Pérèsa. Czyli, jak mawiał jezuita Karol Antoniewicz, autor pieśni Chwalcie łąki umajone, „niebo jest zaludnione polskimi chłopami”. Coś jest na rzeczy. Bez wątpienia pobożność ludowa karmi się pieśnią nabożną. We wstępie do śpiewnika Siedleckiego znajduje się zdanie, że bez szkody dla pobożności nie można ludu polskiego tych pieśni pozbawić. Reformy niewątpliwie zaszkodziły nie tylko rzeczywistości kościelnej, lecz także kulturze katolickich niegdyś narodów. Kościół był miejscem, w którym kształtowały się gusta, z muzyki katolickiej wynikały ryty muzyczne narodów w Kościele katolickim ochrzczonych, a w pewnej chwili nagle okazało się, że do Kościoła nie możemy się odwołać, bo zaszła w nim tragiczna w skutkach zmiana. Widzimy także odwrotną inkulturację: małpujemy wzorce narodów później ochrzczonych, co nie tylko metodologicznie, ale i na poziomie ducha jest bez sensu.

Mówisz, że stan śpiewu jest tragiczny, ale pobożność ocalała. Czy to znaczy, że pobożność może jednak istnieć bez śpiewu?

- Zdecydowanie, mamy nawet reguły zakonne, gdzie śpiew jest zakazany, w każdym razie śpiew wspólny. Mówię na przykład o kamedułach Góry Koronnej, którzy w ogóle nie praktykują śpiewu. W tym jest pewna mądrość, bo jeżeli trafiamy do chóru zakonnego ze współbratem, który straszliwie fałszuje, i mamy go przez 50 lat słuchać, to jesteśmy gotowi go w końcu zamordować. Przez nakaz milczenia i zakaz śpiewu to niebezpieczeństwo zostało wyeliminowane.

Ale to nie dotyczy szerokich mas.

- Nie. Być może to co mówię, nie jest zborne, ale nie potrafię oszacować, jak kształtuje się pobożność ludowa, na ile ona jest żywa. Poza wyrazem indywidualnym ma ona także wybujałe formy życia wspólnego. Niewątpliwie reforma kalendarza liturgicznego, zdewastowanie Mszy i wprowadzenie Novus Ordo Missae nie służą rozwojowi pobożności ludowej. Ale jednocześnie, zważywszy na to, co widziałem na Zachodzie i także na Wschodzie (bo Cerkiew wcale nie jest wypełniona po brzegi), polska religijność rzeczywiście nadal przedstawia się imponująco.

Czy mógłbyś pokusić się o próbę odpowiedzi na pytanie, na czym polega związek między śpiewem a pobożnością? Dlaczego śpiew ma dla niej istotne znaczenie?

- Śpiew jest cechą gatunkową, tzn. ptaki, owady, wreszcie stada ludzkie śpiewają. To jest jedno. Ale jest też taki poziom, że śpiew jest uroczystą formą mowy. Więc śpiew łączy w sobie te dwie cechy. Są one wyrazem pobożności, a jednocześnie ją karmią. Zauważyłem, że wśród starych śpiewaków był ogromny sentyment do nabożeństw dzisiaj już zaniechanych, przede wszystkim nieszporów. Nie dotyczy to zresztą tylko polskiego ethnosu ludowego, lecz obejmuje także inteligencję. Ludzie nawet nie przyzwyczajeni do pobożności, cytując Pismo, cytowali Wujka, ewentualnie Kochanowskiego przerobionego przez Karpińskiego. Te tropy znajdujemy wszędzie; nieszpory cytują ludzie dalecy od Kościoła, tacy jak Miłosz, podobne informacje znalazłem u Mirona Białoszewskiego, a także innych współczesnych pisarzy polskich; dlatego wnoszę, że śpiew nabożny jest bardzo ważny nie tylko dla wiary, lecz i dla kultury. Zmiany soborowe były źle przyjmowane także przez ludzi spoza Kościoła; przypomnijmy sławny list, który podpisali m.in. Agatha Christie i Yehudi Menuhin.

Każdy, kto zaczyna poznawać pieśni tradycyjne, zauważa przede wszystkim ich cudowną staropolszczyznę. Pozwalają one nawiązać kontakt z naszymi przodkami, z pewnymi obszarami naszej kultury. Co przechowuje repertuar dawnych pieśni kościelnych, w jaki sposób się on tworzył?

- Jeśli zajrzą Państwo do antologii polskiego renesansu i baroku, to okaże się, że w przypadku polskich pieśni nabożnych, tzw. tradycyjnych, mamy do czynienia z kwiatem literatury tamtych epok. Głównie baroku, ale nie tylko. To po pierwsze. Po drugie, w „słodkie jarzmo pieśni nabożnej” owi twórcy sami się wprzęgali, to leżało po prostu w konwencji. Niezależnie od tego, jaki kto prowadził żywot, jednocześnie tworzył, a to kolędy, a to pieśni postne. Mamy więc do czynienia z pieśniami pochodzenia chorałowego w warstwie muzycznej, w warstwie literackiej — z najważniejszymi poetami polskiego renesansu i baroku, i wreszcie między nimi odnajdujemy rzeczy ludowe, które bardzo łatwo rozpoznać. Ich muzyczny kształt jest niejako „plemienny” i to słychać: są to rzeczy niewyrafinowane kompozytorsko, ale bardzo ciekawe harmonicznie. Można to także stwierdzić na podstawie tekstu, jako że autor jest niezbyt uczony, a kwestie teologiczne traktuje może nie z przymrużeniem oka, ale nie w teologii mieści się ciężar gatunkowy tego gatunku. Czyli ten zbiór współtworzą rzeczy pochodzenia dworskiego, kościelnego i ludowego, i żeby prawdę o tych rzeczach rozwikłać, nie ma innego wyjścia niż praktykować. Kiedy się je przez wiele lat śpiewa, nagle otwierają nam się drzwiczki i jesteśmy w stanie z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, z jakiego okresu dana pieśń pochodzi i czy jest to rzecz gminna czy szlachecka.

Czy prawdziwa jest opinia, że dużą rolę w przekazywaniu śpiewu tradycyjnego odgrywały kobiety?

- Tak, odgrywały one bardzo dużą rolę w przekazywaniu śpiewu tradycyjnego i zresztą nie tylko śpiewu. Jeśli tzw. nuta skrzypcowa polska, ta najpiękniejsza polska muzyka skrzypcowa, pochodzi z głosu, to jest to właśnie głos niewieści, śpiewy niewieście. We wspólnotach dawniejszego typu, gdzie jeszcze nikt nie dyrygował, śpiew religijny prowadzili mężczyźni. Było to zastrzeżone dla mężczyzn i najprawdopodobniej jest to refleks nie tylko patriarchalnego świata, ale w ogóle przekazu, powiedzmy, „kapłańskiego”. Rzeczywiście, jeśli obserwuje się śpiewacze grupy na wsi, to widać, w jakiej kolejności następuje degradacja: najpierw przestają śpiewać mężczyźni i prowadzą same kobiety. Potem przychodzi etap, gdy różaniec jedynie się odmawia. Mimo to znaczenie kobiet w tym całym zjawisku jest absolutnie fundamentalne. Na przykład w moim rodzinnym domu babka śpiewała właściwie non stop pieśni nabożne podczas prac domowych. A była pracowitą mrówką. Dziadek w tym czasie czytał gazety i miał do tych rzeczy podejście, powiedzmy, lekkie. Obserwowałem rówieśnice babci; pokoje tych staruszek stanowiły małe sanktuaria, gdzie była moc świętych obrazów i obrazeczków, ustawianych ze specyficzną elegancją, symetrycznie, figurki były podmalowywane i tak dalej. Tymi rzeczami zajmowały się kobiety. Wszystko, co było związane z obrzędowością ludową w formie śpiewów przy kapliczkach, dni krzyżowych, czyli śpiewów na polach, wreszcie procesji, w dużej mierze współtworzyły kobiety. Bo owszem, mężczyzna niósł chorągiew, jej drzewiec; ale przecież trzeba ją było uszyć, cerować i tak dalej. Tak więc nie tylko w śpiewie, lecz także w całej obrzędowości kościelnej i okołokościelnej kobiety wykonywały większość roboty.

Część teologów zauważa, że faktycznie nie było wcale tak, iż szczytowym okresem klerykalizmu i integryzmu w Kościele był wiek XIX i początek XX, a ostatni Sobór naprawił sytuację, lecz odwrotnie: szczytem tym były reformy okołosoborowe oraz opracowanie i wprowadzenie mszału Pawła VI. Pobożność ludowa to zjawisko silnie angażujące świeckich, oddolne, nieuzależnione od księdza, bo ludzie sami śpiewają godzinki, nieszpory itd. Czy zatem walka z nią nie jest de facto walką ze świeckimi zaangażowanymi w Kościół, mimo odmiennej retoryki ostatnich dziesięcioleci?

- Niewątpliwie. W dobre intencje reformatorów już dzisiaj nie wierzę po tym, co sam zobaczyłem i co przeczytałem. Twierdzę, że intencją było odejście od katolickiego oryginału. Nie ma innego powodu, by majstrować przy świętych obrzędach, które swój początek biorą w Wieczerniku, i bezkarnie dewastować skarbiec liturgiczny, muzyczny itd. Nie wiem, w jakim stopniu była to próba zawładnięcia duszami wiernych; bez wątpienia obserwuję natomiast, że reformy przeprowadzili chłopscy rewolucjoniści w czerwonych sutannach. W Kościele doszło do przewrotu chłopskiego, a chłopi, wyrwawszy się z okowów swej biedy i gminnej kultury, zrobią wszystko, by o tym zapomnieć. Myślę, że dużą rolę odgrywają kwestie psychologiczne. Ci, którzy przez całe życie te reformy wprowadzali, a dziś są kościelnymi gerontami, nigdy nie przyznają się do porażki, bo musieliby podważyć całą swą drogę życiową. A szkoda, bo Kościół jest właśnie takim miejscem, gdzie nawet pod koniec życia można się przyznać do porażki; jesteśmy bowiem zgromadzeniem ludzi ułomnych.

Pewien znajomy powiedział mi, że wzruszył go wyjątkowo Twój koncert na festiwalu w Jarosławiu, gdzie śpiewałeś nieszpory Karpińskiego, ponieważ gdy był dzieckiem, babcie w kościele parafialnym śpiewały jeszcze nieszpory właśnie na tę melodię. Po czym w pewnym momencie przyszedł nowy proboszcz i nowy organista, i zlikwidowali to. Chodzi mi nie o Rzym, lecz o ten poziom lokalny.

- No tak, ale w instytucji tak zhierarchizowanej jak Kościół to zaczęło się tam, w kurii rzymskiej, w otoczeniu papieża. Nagle ktoś przychodzi i zakłada sobie: a my sobie teraz zrobimy nową mszę albo nowy śpiew. Jest to inżynieria społeczna: skojarzenie, jakie mam, to retoryka i działanie Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Zaryzykowałbym twierdzenie, że teologiczny modernizm jest równie niszczący jak komunizm polityczny. Oba poważnie nadwyrężyły więzi społeczne i kulturowe.

W ostatnich latach papieże Benedykt XVI i Franciszek wzięli w obronę tradycyjną pobożność. Czy w świetle ich apeli o jej pielęgnowanie można mieć nadzieję, że tendencja niszczenia pobożności ludowej i tradycyjnego śpiewu kościelnego zostanie przełamana?

- W mojej opinii nie zmieniło się nic.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Dominika Krupińska

Adam Strug jest śpiewakiem, instrumentalistą i kompozytorem, założycielem zespołu śpiewaczego Monodia Polska. Od kilkudziesięciu lat ocala, bada i wykonuje dawne polskie pieśni, przechowywane w tradycji ustnej.