czwartek, 21 stycznia 2010

Bp André–Mutien Léonard: Biskup w służbie liturgii

18 stycznia 2010 r. Konferencja Episkopatu Belgii ogłosiła, że biskup Namur, Andre-Mutien Léonard, został nowym prymasem Belgii, obejmując archidiecezję Bruksela-Mechelen. Jak podała w swoim komunikacie KAI - "nowy prymas Belgii nie ukrywa, że bardzo lubi sprawować Mszę św. tradycyjnie, po łacinie".

W 2007 r. bp Léonard wyświęcił w bawarskim Wigratzbad księży z Bractwa Kapłańskiego św. Piotra. Natomiast w 2001 r. wziął udział w "Dniach liturgicznych" w benedyktyńskim klasztorze w Fontgombault. Specjalnym gościem sympozjum był wówczas kard. Joseph Ratzinger, natomiast obecny Prymas Belgii, wygłosił następujący referat:


Poproszono mnie, abym wypowiedział się zaraz po Jego Eminencji Kardynale Josephie Ratzingerze, aby na podstawie jego wykładu dokonać krótkiego wprowadzenia do dyskusji, która ma nastąpić. W jaki wiec sposób podjąć wszystkie zagadnienia przywołane przez naszego wykładowcę? W jaki sposób ująć rozziew miedzy tym, czym powinna być liturgia, i tym, czym ona jest konkretnie? Jak znaleźć właściwą równowagę miedzy cennymi nabytkami soborowej Konstytucji Sacrosanctum Concilium i nadużyciami pewnych ich interpretacji?
Zakładam, że jeżeli poproszono biskupa, aby wypowiedział się zaraz po Prefekcie Kongregacji Nauki Wiary, uczyniono to, aby biskup dał wyraz bardziej pastoralnemu punktowi widzenia. Zadanie jest trudne, gdyż nie wiedziałem z góry, co powie kard. Ratzinger; przeczytałem natomiast w trakcie wakacji prace Księdza Kardynała, opublikowaną w ubiegłym roku pod tytułem Der Geist der Liturgie (która ma się niedługo ukazać po francusku, prawdopodobnie pod tytułem L’esprit de la liturgie [w Polsce książka nosi tytuł Duch liturgii]), mówiąc sobie, że autor nie powie tutaj nic sprzecznego z tym, co tam napisał… Ta fundamentalna praca rozpatruje wiele zasadniczych aspektów liturgii: jej wymiar zarazem kosmiczny i historyczny, ofiarną naturę Mszy, wagę jej „orientacji”, autentyczne znaczenie „akcji liturgicznej”, zagrożenia celebracji eucharystycznej przez klerykalizacje itp.
Na pierwszych stronach autor używa pewnego wyobrażenia, o którym sam mówi, że nie jest ono w pełni adekwatne. Porównuje liturgię do wspaniałego fresku, który w ciągu wieków był retuszowany, pokrywany nowymi warstwami farb, a nawet podmalowywany. Po wiekach przybywa kompetentna ekipa artystów. Dokonuje odnowy fresku, uwalniając go od dodatków zgromadzonych z biegiem czasu, aby odzyskać jego pierwotną czystość i piękno. Jednak teraz fresk zostaje wystawiony na warunki odmienne od tych, które towarzyszyły jego początkom. Oczywiście warstwy pokrywające fresk zasłaniały go, ale także chroniły przed niszczącym oddziaływaniem powietrza zanieczyszczonego składnikami nieznanymi w czasach jego wytworzenia. Zaatakowany przez tysiące negatywnych czynników fresk może wiec szybko ulec zniszczeniu zaraz po swej restauracji. Podobnie jest z liturgią. W ciągu swych dziejów została ona przeciążona dodatkami i powtórzeniami. Przychodzi Sobór Watykański II i Konstytucja Sacrosanctum Concilium. Uwolniona od dodatkowych elementów, odrestaurowana w swej pierwotnej prostocie, lecz wprowadzona do nowego, nieraz chorobliwego środowiska kulturowego — liturgia staje przed niebezpieczeństwem szybkiego zepsucia, tak że jej odnowa mogłaby się zbiec w czasie z jej upadkiem.
W tym kontekście i z duszpasterskiego punktu widzenia — który mam tutaj przyjąć — pojawiają się dwie kwestie, które chciałbym wam przedstawić jako echo wystąpienia kard. Ratzingera, tytułem wprowadzenia do naszej debaty.


1) Co biskup może zrobić od razu na rzecz liturgii
Przez sposób, w jaki sam celebruje, biskup może pociągać za sobą swój lud, przyzwyczajać kapłanów i wiernych do celebracji zrównoważonej, zarazem wyrażającej misterium i przemawiającej do serc ludzi obecnych czasów. Może to robić zarówno przy wszystkich wielkich okazjach (Msza krzyżma, świecenia kapłańskie, pielgrzymki, wielkie zgromadzenia, bierzmowania z udziałem wielu wiernych), jak również w czasie swych częstych celebracji w parafiach diecezji.
Korzystając z niektórych takich okazji (jak np. wizytacja duszpasterska), biskup może podawać naukę na temat pewnych aspektów liturgii. Np. może przypominać od czasu do czasu znaczenie postaw cielesnych w liturgii: na stojąco, na siedząco, na kolanach. W niektórych krajach północnoeuropejskich ustalił się zwyczaj, że w czasie liturgii prawie cały czas się siedzi, jakby Paweł napisał: „Padam na siedzenie przed Ojcem naszego Pana Jezusa Chrystusa”! Trzeba na to reagować i wyjaśniać. Podobnie w związku ze sposobem przyjmowania Komunii. Komunia na rękę — szeroko rozpowszechniona we wspomnianych krajach — może być praktykowana z godnością i szacunkiem. Ale daleko do tego. Czasami, jeśli nie często, użyty gest jest pospieszny, nieuważny, na granicy przyzwoitości, trywialny. Przy okazji każdego sprawowania bierzmowania można np. przypominać o dwóch sposobach przyjmowania Komunii i je objaśnić. Po dziesięciu latach takich starań stwierdzam, że nastąpił pewien postęp. Inne nauki dawane przez biskupa, jego wystąpienia w mediach oraz oparcie w diecezjalnej komisji liturgicznej — mogą być wartościowym środkiem oświecania wiernych i powodowania pozytywnej ewolucji w praktyce.
Pozostaje jednak faktem, że sam biskup ma tylko ograniczoną możność działania, gdyż zmysł liturgii jest bardzo uwarunkowany ogólną atmosferą, rozmaitymi tendencjami, związanymi ściśle z aktualną kulturą. Potrzeba zatem możliwości działania na innej płaszczyźnie, szerszej i głębszej.

2) Pilna konieczność szerszej akcji
Tym, czego najbardziej potrzebujemy na dłuższą metę z punktu widzenia teologii i duszpasterstwa, jest nowy międzynarodowy ruch liturgiczny, zabiegający o wdrożenie lepszej równowagi przez sięgniecie w głąb do źródła. Stanowiąc przez swój tytuł aluzję do klasycznej książki Guardiniego Vom Geist der Liturgie, wspomniana wyżej praca kard. Ratzingera mogłaby dostarczyć — wraz z innymi — idei przewodniej. Działanie podobnego ruchu liturgicznego może potrzebować czasu (dziesięć, dwadzieścia lub trzydzieści lat). W pewnym sensie Kościół ma czas na to, aby koncepcja liturgii upowszechniana przez ruch tego rodzaju była nośnikiem autentycznej przyszłości. (Można postawić temu punktowi widzenia zarzut, że o ile Kościół ma w pewnym sensie czas, rodziny go nie mają, musząc bezzwłocznie szukać lepszego środowiska liturgicznego dla swoich dzieci. Jest to w pełni prawdą. Kościół potrzebuje czasu, aby wytworzyć wartościowy ruch liturgiczny. Rodziny mają zaś prawo niezwłocznie szukać miejsc najbardziej sprzyjających właściwemu pojmowaniu liturgii przez ich dzieci. Jeśli na nieszczęście nie mogą go znaleźć w swej własnej parafii, mają prawo, a nawet obowiązek szukać gdzie indziej celebracji na odpowiednim poziomie doktrynalnym i liturgicznym. Nie chodzi o to, aby biegać za celebracjami wyszukanymi pod względem estetycznym, lecz aby znaleźć prawdę o liturgii. Istnieje ona zarówno w miasteczkach o ograniczonych możliwościach, jak w wielkich i zasobnych ośrodkach miejskich.)
Innym pozytywnym wkładem byłoby sporządzenie rejestru największych aktualnych sukcesów zarówno w zrównoważonym wdrażaniu posoborowej reformy liturgicznej, jak w uprawnionej kontynuacji starego rytu — a potem upowszechnienie ich i propagowanie.
Jeszcze ważniejsze byłoby to, aby każda konferencja episkopatu czuwała z bliska nad jakością wykładowców liturgii w seminariach (a zatem — w szerszym ujęciu — nad poziomem instytutów liturgicznych, gdzie są kształceni przyszli wykładowcy seminaryjni) i dawała pierwszeństwo tym o wysokich walorach.
Wreszcie, klasztory, opactwa i nowe wspólnoty mają na dłuższą metę swoją ważną rolę do odegrania. Wierni, którzy do nich uczęszczają, nie są bowiem do tego przymuszeni przez konieczności geograficzne, lecz są tam z wyboru. Daje to owym ośrodkom kościelnym większą swobodę działania. Przypuśćmy np., że jakiś proboszcz chce w swej parafii wprowadzić chorał gregoriański lub odprawiać według „orientacji”, ku wschodzącemu Słońcu — napotkałby on opory i krytyki. Natomiast we wspólnocie nie–parafialnej można ewentualnie sprawować liturgię właściwą, ale idącą trochę pod prąd dominującej opinii — bez obawy szokowania, gdyż chodzi o wspólnotę z wyboru. Uczestnicząc regularnie lub okazjonalnie w takich liturgiach, wierni mogą zostać wprowadzeni stopniowo i bez potknięć w nową, bardziej zrównoważoną praktykę liturgii. Może to być cennym wkładem dla jej upowszechnienia.

źródło: Christianitas, nr 35/2008

Zdjęcia ze święceń kapłańskich w Bractwie Kapłańskim Św. Piotra w Wigratzbad, udzielonych przez bp. Léonarda w dniu 30 czerwca 2007 r.; za fssp.org

Polecamy tekst o bp. Léonardzie na portalu fronda.pl