niedziela, 29 kwietnia 2012

Z redakcyjnej poczty (VII) - Czy katolik może chodzić na Mszę?

Publikujemy treść artykułu, który otrzymaliśmy od naszego czytelnika. Tematem tekstu są refleksje na temat posoborowej reformy liturgicznej, jej skutków i konsekwencji uczestniczenia przez katolików w Mszach sprawowanych w zwyczajnej formie rytu rzymskiego (Novus Ordo Missae).

Czy katolik może chodzić na Mszę?

Tytułowe pytanie wydaje się absurdalne, szczególnie jeśli zasugerowałoby się, iż uczestnictwo w Eucharystii skutkować może nawet grzechem. Ktoś bardziej zorientowany może pomyśleć, że pewnie chodzi o jakieś Msze niekatolickie, np. Kościołów, które po Wielkiej Schizmie stały się, jak to ujął Jan Paweł II, Kościołami „siostrzanymi” (gdzie katolicy udział brać mogą tylko pod pewnymi warunkami). Mogłoby też chodzić, nie daj Boże, o udział w nabożeństwach naszych braci protestantów (które nie są Mszą ze względu na doktrynalne rozmijanie się z katolikami w kwestii Eucharystii oraz brak sukcesji Apostolskiej).

Wreszcie osoba na bieżąco śledząca wszelkie zakątki katolickiego podwórka wpadnie na to, że z takim dylematem, branym często całkiem poważnie, zmaga się wielu katolickich tradycjonalistów, głównie tych związanych z Bractwem św. Piusa X [1] (nie wspominając już wszelkich sedewakantystów i im podobnych). Mianowicie przed tradycjonalistą pojawia się problem, który można ująć np. tak:

Czy grzeszę, jeśli ja – katolik świadomy skandalu jakim jest posoborowa „reforma” liturgiczna, oraz jej owoc w postaci Mszału Pawła VI – biorę udział w nowej Mszy?  

O ile podzielam opinię o skandaliczności posoborowej „reformy” oraz zgorszeniu, jakie może ona wywoływać u badających jej dzieje [2], to przedstawione wyżej obawy – przynajmniej na gruncie polskim [3] – uważam za mocno przesadzone i niepokojące.

To smutne, że reforma liturgiczna nie wyglądała tak, jak myśleli o niej ojcowie soborowi. Jednak sposób jej przeprowadzenia nie jest w historii liturgii precedensem, i może nie ma potrzeby aż tak się nim samym gorszyć. Podobnie wyglądało np. tworzenie rytu dominikańskiego [4].

Jakkolwiek by oceniać sposób powstania oraz samą treść Mszału Pawła VI, nie można powiedzieć, że ta liturgiczna kompozycja, w zdecydowanej mniejszości zawierająca zupełnie nowe teksty, uniemożliwia sprawowanie ważnej i godnej Eucharystii. Mszał został zatwierdzony i uznany przez papieży, oraz funkcjonuje w Kościele jako zwyczajna forma rytu rzymskiego. To nowa nomenklatura, ale jest konieczna i wydaje się, że lepszej nie ma. Oczywiście tradycjonalistom ciężko przechodzi przez usta nazywanie nowej Mszy „rytem rzymskim”, co sugeruje przecież jakąś równość z tradycyjnym rytem rzymskim. I nie rekompensuje tego w żaden sposób nazywanie liturgii organicznie sięgającej do korzeni chrześcijaństwa „nadzwyczajną formą”. Ale po prostu nie zaproponowano póki co niczego adekwatniejszego. Bywało w historii, że w Rzymie było w użytku więcej niż jeden ryt – i który był rzymski? Ten papieski? A który dziś jest papieski?

Jedyne, co mogą robić tradycjonaliści, to cieszyć się tym, że tradycyjny ryt rzymski został przez naszego papieża uwolniony, oraz – jeśli jeszcze Msza Święta według Mszału Piusa V nie jest sprawowana w ich okolicy – poprosić proboszcza, by się o to zatroszczył (i w razie księżowskich oporów, na odpowiednich szczeblach kościelnej hierarchii prosić o rozwiązanie problemu).

Środowiska doszukujące się grzeszności czy jakiejś niegodziwości u wiernych znających problem posoborowych zmian w liturgii i mimo tego uczęszczających na nią, jako najważniejszy argument wysuwają ten, iż uczestnictwo w nowej Mszy grozi zanikiem wiary. Rzeczywiście, nowa Msza jest wybitnie „ekumeniczna”, tak, że z Mszału Pawła VI korzystać mogą niektóre odłamy protestanckie [5]. Kardynałowie Bacci i Ottaviani (ówczesny prefekt Świętego Oficjum) w swojej krytycznej analizie [6] wskazali wiele miejsc w nowym Mszale, na czele z samą definicją Mszy, które, delikatnie mówiąc, nie wyrażają jednoznacznie katolickich doktryn i rozmywa się przez to stara zasada „lex orandi lex credendi”. Na potwierdzenie tych obaw przywołać można również statystyki świadczące o tym, że od wprowadzenia nowego Mszału drastycznie maleje frekwencja na Mszach [7]. 

Z tymi faktami ciężko dyskutować. Jeśli chodzi o statystyki, warto zauważyć, iż dotyczą one Zachodu, gdzie miało miejsce wiele skandalicznych wypaczeń i aberracji liturgicznych [8]. Nie można też pomijać innych czynników kryzysu, takich jak wdrażanie pozaliturgicznych postanowień Soboru (nie zawsze realizowanych zgodnie z zamysłem Vaticanum II), rewolucja seksualna czy inne przemiany społeczno-polityczne. Nikt nie może ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że gdyby nie nowa Msza, frekwencja by się utrzymała. Mszałowi Pawła VI na pewno nie można zarzucać herezji, i poza sedewakantystami raczej nikt tego nie czyni. Pozostaje jedynie ubolewać nad tym, że nie wyraża tak jasno nauczania Kościoła na temat Eucharystii i kapłaństwa, sformułowanego np. na Soborze Trydenckim i powtórzonego na Soborze Watykańskim II, jak tradycyjny ryt rzymski. Warto zauważyć, że gdyby radykalnie traktować wymóg jednoznacznego wyrażania dogmatów przez liturgię, trzeba by odrzucić również tradycyjne ryty wschodnie, takie jak np. ryt św. Jana Chryzostoma, gdzie ciężko doszukać się w treści części stałych jakichś odwołań np. do ofiary przebłagalnej, jaką przecież stanowi Msza Święta [9].

Czy rzeczywiście sama nowa Msza może być dziś źródłem zaniku wiary?
 
Minęły już czasy, kiedy ksiądz zwrócony twarzą do wiernych, mówiący w języku narodowym i nie używający kanonu rzymskiego stanowić może zaskoczenie czy zgorszenie. 

Zarzut, że same nigryki i rubryki Mszału Pawła VI są herezjogenne, wydaje mi się chybiony przede wszystkim dlatego, że jest sprzeczny z doświadczeniem moim i większości dzisiejszych katolików. Moja wiara, obejmująca katolickie nauczanie o Eucharystii i kapłaństwie, zrodziła się i formowała właśnie na nowej liturgii i w jej kontekście. Pamiętam, jak z kościoła parafialnego mojego dzieciństwa wyrzucono wielki, pokryty pięknymi i przyciągającymi dziecięcą uwagę płaskorzeźbami ołtarz, zastępując go obrazkiem i stołem oraz miejscami dla prezbiterów i ministrantów. Komunia była udzielana procesyjnie na stojąco, a starsze panie chcące przyjmować na kolanach odkąd pamiętam proboszcz ganił i wyśmiewał. Wikarzy grywali na gitarze prymitywne w formie i często również w treści piosenki „z pokazywaniem”, etc. Jednak gdyby mnie wtedy (nawet przed Pierwszą Komunią) zapytano o to, jaka jest rola kapłana, oraz co jest we Mszy najważniejsze, odpowiedziałbym równie poprawnie, jak wychowankowie lefebrystycznych szkół. Podobnie rzecz ma się przecież z wiarą wszystkich (rzeczywiście wierzących) katolików, żyjących dziś na świecie, a wychowanych na nowej liturgii. Gdyby tak nie było, krytycy Mszału Pawła VI musieli by konsekwentnie uznać, iż z wiarą katolicką (a więc z Kościołem) mamy do czynienia tylko wśród wiernych skupionych wokół tradycjonalistycznych wspólnot, celebrujących według wielowiekowych, rzymskich reguł.

Innym przykładem, który, jak się zdaje, obala omawiany zarzut stawiany posoborowej liturgii, jest fakt nawróceń na wiarę katolicką wnuków XVI-wiecznej Reformacji. Najgłośniejszym przykładem jest chyba Max Thurian, wybitny protestancki teolog i pastor, współzałożyciel wspólnoty Taizé, przyjmowany na audiencjach przez papieży od świątobliwego Piusa XII, na Janie Pawle II skończywszy. Jan XXIII zaprosił go na Sobór, a Paweł VI do komisji opracowującej nową Mszę, w której to jako jeden z sześciu protestantów aktywnie działał. I ten oto brat odłączony, tak zaangażowany w ekumenizm i „protestantyzowanie” katolickiej liturgii, tak rzetelnie wykształcony w heretyckiej wizji świata, nawrócił się na wiarę katolicką i w 1987 roku przyjął święcenia kapłańskie. Podobnie katolicką wiarę w Eucharystię wyznawał i praktykował słynny brat Roger Schütz, którego Jan Paweł II niestety nie zechciał wpuścić do Arki Zbawienia. 

Kolejnym, istotnym zarzutem stawianym posoborowej liturgii, są wątpliwości w kwestii prawidłowej promulgacji Mszału Pawła VI [10]. Nie będę tu polemizował ze szczegółowymi analizami prawnymi przede wszystkim ze względu na brak odpowiedniej wiedzy w tym zakresie. Dla mnie jednak wystarczające jest to, że kolejny już papież uważa ten Mszał za właściwie promulgowany dla Kościoła rzymskiego, oraz za ryt rzymski. Ciekawostkę stanowi również fakt, iż sam abp Lefebvre, jak się zdaje, nie miał wątpliwości co do ważności promulgacji tego Mszału oraz rytów pozostałych sakramentów [11]. 

Dziś pojawia się coraz więcej głosów w coraz wyższych kościelnych kręgach, przyznającym rację tradycjonalistom krytykującym wiele aspektów posoborowych zmian w liturgii. Napawa nadzieją fakt, że sam papież również dostrzega te istotne problemy. Jeszcze jako kard. Ratzinger głosił potrzebę „reformy reformy”. Co ciekawe, jest to pomysł dość stary, i to proponowany przez abpa Marcela Lefebvre'a, który nie postulował zlikwidowania nowej Mszy, za to proponował w jednym z listów do Jana Pawła II z 1983 roku: 
„Tak więc nie widzę innego rozwiązania tego problemu, jak tylko: (…) zreformować Novus Ordo Missae, mające za cel nadanie mu wszelkich cech zgodności z katolickimi dogmatami o realności Ofiary, o rzeczywistej obecności Chrystusa – poprzez bardziej wyraźną adorację, podkreślenie wyraźniej różnicy pomiędzy kapłaństwem księży a wiernymi, jak też przebłagalnego charakteru Ofiary Mszy św.”  [12]
Jeśli jacyś wierni naprawdę poważnie myślą o tym, że nadejdzie czas, kiedy papież przywróci w pełni co łask tradycyjny ryt rzymski, likwidując Mszał Pawła VI, wydaje się że odznaczają się raczej romantyczną naiwnością. Bardziej prawdopodobne jest, że nastąpi fuzja obu form rytu, wzajemnie się przenikających i uzupełniających (wszak póki co „reforma reformy” sprowadza się do jak największego upodobniania nowej Mszy do tej tradycyjnej). 

Defekty posoborowej liturgii są poważne, jednak nie można zapominać o tym, iż zrealizowała ona w jakimś stopniu również dobre postulaty Ruchu Liturgicznego i konstytucji Sacrosanctum Consilium, oraz że może być sprawowana bardzo przyzwoicie (należy spojrzeć chociażby na wzorcową dla rzymskich katolików liturgię Benedykta XVI, czy na starania wielu środowisk liturgicznych, z dominikańskimi na czele). Liturgia ta ma dużą wartość mistagogiczną, oraz zawiera w sobie wiele uświęconych i starożytnych treści. Nie można negować czy osądzać wiary katolików, którzy się właśnie na niej uświęcają. 

Rozumiem również kapłanów, którzy mimo iż poznali tradycyjną liturgię i zgadzają się z racjami świadczącymi za jej większą wartością niż Mszy Pawła VI, wolą nie rezygnować całkowicie z formy zwyczajnej, chociażby ze względu na Godzinę Czytań w posoborowej Liturgii Godzin i możliwość odmawiania całości w języku poruszającym ich dusze i rzeczywiście uświęcającym ich czas, czemu przecież ta modlitwa ma służyć. 

Jeśli nie miałbym możliwości uczestnictwa w żadnej tradycyjnej katolickiej liturgii, nie miałbym oporów przed uczestnictwem w nowej Mszy, a występowanie ich wśród tradycjonalistów jest dla mnie niepokojące i świadczące o mentalności schizmatyckiej, od której się przecież odżegnują. 

Dawid Gospodarek

===
2. Wspomnijmy chociażby nietradycyjne tworzenie od podstaw nowego Mszału zamiast reformowania istniejącego, czy udział w tym przedsięwzięciu protestantów, który zaowocował możliwością wykorzystywania przez niektórych z nich nowego Mszału do swoich nabożeństw
3. Gdzie chyba nie zdarza się, że używana jest zła materia do Najświętszego Sakramentu, księża obejmują wiarą katolicką sakramentologię, raczej nie spotykamy za ołtarzem clownów, a Mszał jest całkiem przyzwoicie przetłumaczony z oryginału.
4. Oczywiście, celem braci kaznodziejów nie była reforma liturgii i w układaniu Mszału nie pomagali im katarzy czy albigensi.
5. Michael Davies, Liturgiczne bomby zegarowe. Zniszczenie katolickiej wiary przez zmiany w katolickim kulcie, Warszawa 2004, s. 106-123
6. http://swiety.krzyz.org/kak.htm – stan na 22.10.2010
7. Np. Michael Davies, Sobór papieża Jana. Rewolucja liturgiczna, Komorów 2011, s. 355-368
8. W Polsce, mimo zapędów niektórych liturgistów czy pastoralistów chłonących idee zza Odry, wprowadzanie nowego Mszału i zmian przeprowadzano stopniowo i pod czujnym okiem kard. Wyszyńskiego
9. Oraz występują w niej tak dwuznaczne sformułowania, jak np. mowa o grzechu dobrowolnym i niedobrowolnym; w dobie ekumenizmu nie do przyjęcia są przecież także prośby o zbawienie przez modlitwy Bogarodzicy i świętych; użycie filioque w Credo jest opcjonalne.
11. Aby Kościół trwał. Abp Lefebvre w obronie Kościoła i papiestwa. Dokumenty z lat 1971-1990, Warszawa 2011, s. 214 
12. Aby Kościół trwał. Abp Lefebvre w obronie Kościoła i papiestwa. Dokumenty z lat 1971-1990, Warszawa 2011, s. 180