czwartek, 7 października 2010

Ks. Claude Barthe na rzecz nowego ruchu liturgicznego

Francuski liturgista ks. Claude Barthe, udzielił niedawno wywiadu francuskiemu pismu "Monde et Vie" n°832, którego tematyka nawiązuje do wydanej początkiem roku książki jego autorstwa o tytule: "La messe à l'endroit - Un nouveau mouvement liturgique" [Msza na swoim miejscu - nowy ruch liturgiczny]. Tytuł tego dzieła nawiązuje do artykułu opublikowanego w 1955 roku w piśmie Le Figaro littéraire przez pisarza Paula Claudela pod tytułem „Msza na odwrót”, w którym autor krytykował ówczesne praktyki liturgiczne. Poniżej zamieszczamy tłumaczenie wspomnianej rozmowy z ks. Barthe.

Ostatnia książka Ojca jest dla nas sporym zaskoczeniem. Znamy Ojca jako wielkiego obrońcę tradycyjnej Mszy, a teraz zajmuje się Ojciec Mszą Pawła VI. Skąd ta zmiana?

Zaangażowanie w obronę tradycyjnej Mszy nigdy nie przeszkadzało mi w zajmowaniu się zagadnieniem reformy Mszy zwanej Mszą Pawła VI. W 1997 roku, 10 lat przed opublikowaniem Motu Proprio, wydałem zbiór wywiadów poświęconych stanowi liturgii w parafiach, zatytułowany Reconstruire la liturgie [Rekonstrukcja liturgii], poruszający dokładnie tę samą tematykę, co Karnet. W oczywisty sposób ogłoszenie papieskiego Motu Proprio ożywiło dyskusję wokół tego tematu. Trzeba podkreślić, że nigdy dwa prądy krytykujące reformę Pawła VI: pierwszy, chcący jak najszerszego powrotu do liturgii św. Piusa V i drugi, nazywany ruchem „reformy reformy”, proponujący reformy wewnątrz liturgii Pawła VI, nie miały ze sobą tak wiele wspólnego. Projekt „reformy reformy” może być realizowany tylko w oparciu o fundament, którym jest coraz powszechniejsze celebrowanie Mszy tradycyjnej. Natomiast „masowy” powrót do Mszy tradycyjnej jest możliwy tylko poprzez wdrażanie założeń„reformy reformy”.

Integryści uważają, że Mszał Pawła VI jest nie do ocalenia i że powinniśmy się go pozbyć, tymczasem Ojciec twierdzi, że reforma tego mszału i jego ubogacenie jest jak najbardziej możliwe. W jaki sposób?

Po pierwsze myślę, że przywrócenie we wszystkich parafiach na świecie jednego sposobu celebrowania „starej” Mszy za pomocą dotknięcia magicznej różdżki jest zupełnie nierealne. Jednocześnie uważam, podobnie jak wielu innych, że mszał Pawła VI daje niemalże nieskończoną liczbę możliwości adaptacji i interpretacji i że progresywny, systematyczny wybór tradycyjnych rozwiązań umożliwia stopniową retradycjonalizację parafii, zgodną z literą prawa i duchem tradycji. Jest wielu księży (przygotowałem już wstępną listę kapłanów francuskich, ale nie jest ona przeznaczona do publikacji, choć robi z pewnością duże wrażenie), którzy wprowadzają w życie ową „reformę reformy”, często etapami i, w większości, celebrują również Mszę tradycyjną. Wracając do pytania: tak, uważam, że liturgia rzymska może być ocalona poprzez konkretne działania na dwóch płaszczyznach: rozprzestrzenianie się rytu św. Piusa V oraz „reformę reformy”, która pozwoli, parafrazując słowa Pawła VI, zmienić wszystko to, co w reformie jest już stare, zdezaktualizowane, ale nie tradycyjne. Zobaczymy, co ocaleje po tej operacji…

Odkrył Ojciec przed nami nieznany fakt z historii liturgii ostatnich czterdziestu lat: zwolennicy „starej” Mszy nie chcieli reformy nowego mszału, tymczasem jego umiarkowani rzecznicy, będący w mniejszości, proponowali wprowadzanie zmian. Może Ojciec krótko opowiedzieć o tej opozycji?

Te dążenia moglibyśmy nazwać próbą reformistycznej krytyki nowego mszału. Aby nie opierać się wyłącznie na przykładzie Francji, możemy przypomnieć postać teologa Louisa Bouyera, który uczestniczył aktywnie w reformie soborowej, ale bardzo szybko stanął w opozycji wobec niektórych jej aspektów (nie zgadzał się na przykład z zmianą kierunku celebracji). W opactwie Solesmes i jego filiach w różnym stopniu zaakceptowano reformę, zachowując łacinę i chorał gregoriański. Wspólnota Saint-Martin, której przewodniczył ks. Guérin, opowiedziała się za mszałem Pawła VI, ale w bardzo tradycyjnej interpretacji. Ks. Maxime Charles, rektor bazyliki Montmartre, a następnie Ojciec Michel Gitton, proboszcz parafii Saint-Germain l’Auxerrois w Paryżu, jego główny duchowy spadkobierca, obrał linię obrony tego, co wydawało się być w ruinie. Przede wszystkim trzeba jednak powiedzieć o fenomenie kard. Ratzingera. Już w 1966 roku Józef Ratzinger bardzo ostro wypowiadał się w Katholikentag Bamberg o wprowadzanej reformie. Walka z tym, co uważał za ‘fałszywego ducha Soboru” stała się również istotą jego pracy jako prefekta Kongregacji do spraw Doktryny Wiary w od 1981 roku i papieża od 2005. Jednak w kwestiach liturgii Ratzinger poszedł dużo dalej niż inni reformatorzy. Dzisiaj wiemy, że 16 listopada 1982 zorganizował w Rzymie spotkanie kardynałów, na którym wszyscy obecni prefekci Kongregacji przyznali, że „stary” mszał rzymski powinien być uznany przez Stolicę Apostolską za pełnoprawną podstawę celebracji Mszy w języku łacińskim w całym Kościele. To było w 1982, dokładnie 25 lat przed opublikowaniem Motu Proprio Summorum Pontificum.

Ojca najnowsze dzieło nosi podtytuł Nowy ruch liturgiczny. Czy istnienie tego ruchu to tylko pobożne życzenie czy fakt? Czy wokół Benedykta XVI, który daje podstawy dla „reformy reformy”, naprawdę tworzy się grupa kapłanów, którzy pragną, jeśli nie doprowadzić reformę do końca, to przynajmniej na dobre zacząć wprowadzać w życie jej założenia?

Dokładnie… Niejako w oparciu o dzieła Józefa Ratzingera (Raport o stanie wiary, Moje życie, Duch Liturgii, Nowa pieśń dla Pana, Święto wiary) wykształciło się nowe pokolenie teologów, historyków kultu bożego, osób często pełniących ważne funkcje. Dzisiaj to oni tworzą środowisko myślicieli „reformy reformy”, ów „nowy ruch liturgiczny”, jak lubi mówić Ojciec Święty, i obrońców Motu Proprio.
Nikt z nich, a zwłaszcza pierwszy pośród nich - papież, nie chce wprowadzać reformy za pomocą tekstów, dekretów, a zwłaszcza publikacji nowego mszału, mszału Benedykta XVI, który dołączyłby do mszałów Piusa V i Pawła VI, ale pragną oni dawać przykład, edukować, a, nade wszystko - tu pozwolę sobie nawiązać do słów z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian - prowokować zdrową „zazdrość” zwolenników formy zwanej dziś „zwyczajną” względem formy „nadzwyczajnej”. Tak zresztą moglibyśmy scharakteryzować odnowę ratzingerowską, wprowadzaną konsekwentnie od 1985 roku: polega ona na oświetlaniu kierunku reform soborowych poprzez dawanie pozytywnego przykładu a nie korektę. „Reforma reformy” istnieje już w wielu parafiach. Trzeba więc wspierać ją i rozszerzać, szczególnie na poziomie diecezjalnym. Jednak nie może ona pozostać sprawą papieża i kapłanów, musi być wprowadzana przez biskupów. Proszę sobie tylko wyobrazić ten cud odnowy nie tylko liturgicznej, ale wszystkiego, co wiąże się z liturgią: powołań, doktryny, katechizacji, praktyk religijnych, jeśli reforma byłaby wprowadzona przez jednego biskupa, potem dwóch, trzech… Odwrócenie ołtarza katedralnego, Komunia Święta na kolanach, przywrócenie łaciny i chorału gregoriańskiego, regularne celebrowanie tradycyjnej Mszy… Podkreślam: ten zamysł może być realizowany tylko przy coraz powszechniejszej celebracji według starego mszału i vice versa: celebracja Mszy trydenckiej musi być wspomagana przez zmiany w parafiach zgodne z duchem „reformy reformy”.
Najbardziej wpływowi zwolennicy reformy podkreślają również wagę zmniejszenia liczby koncelebrantów i Mszy koncelebrowanych, redukcję ilości Modlitw Eucharystycznych, których różnorodność „jest niepokojąca, tym bardziej, że ich jakość i poziom teologiczny są często trudne do zaakceptowania”, powrót do elementów Mszy, które wypełniłyby liczne luki w mszale Pawła VI (przyklęknięcia, całowanie ołtarza, pochodzące z pierwszych wieków chrześcijaństwa znaki krzyża w czasie Kanonu), zastąpienie Mszy gromadzących ogromne rzesze wiernych, w czasie których kult staje się formą manifestacji religijnej, ale nie liturgicznej, przez celebrację Godzinek, adorację Najświętszego Sakramentu; powrót do znaczenia znaku pokoju jako świętej czynności a nie oznaki mieszczańskiej uprzejmości etc.

Wspomniany Karnet spotkał się z wieloma pozytywnymi reakcjami ze strony księży. Wszystkie propozycje reform są dobre, o ile nie pozostają tylko pobożnymi życzeniami, ale są rzeczywiście wprowadzane w życie. Entuzjastyczne głosy pochodzą od kapłanów, którzy na terenie swoich parafii celebrują Msze w obu formach rytu. 40 lat po wprowadzeniu bezprecedensowych zmian w rycie rzymskim w ramach reformy Pawła VI i w samym środku ruin zsekularyzowanego świata katolickiego, którego upadku reforma nie była w stanie powstrzymać, zdumiewa fakt istnienia klimatu „powrotu”, co prawda będącego w mniejszości, ale ciągle rosnącego. Oczywiście kwestia liturgii jest tylko jednym z aspektów przemian, ale przez samą jej naturę, jest to aspekt wysoce znaczący.

Rozmawiał Daniel Hamiche

Tłumaczenie: Katarzyna Szczepańska-Wocial