piątek, 21 stycznia 2011

Analiza kwestii związanych z Summorum Pontificum na tle diecezji Chur

Na stronie kathnews.de zamieszczony został wywiad z magistrem teologii Michaelem Gurtnerem na temat pewnych aspektów stosowania przepisów motu proprio Summorum Pontificum, które przedstawione zostały w kontekście wydarzeń w szwajcarskiej archidiecezji Chur.

Benjamin Greschner: Panie magistrze, już wielokrotnie pisał pan dla naszego portalu online różne artukuły na kościelno-liturgiczne tematy, dlatego też wydawało mi się zrozumiałe postawić panu kilka pytań w odniesieniu do zajść, o jakich czyta się obecnie w archidiecezji Chur. Biskup w Chur, J.E. Vitus Huonder chciałby kształcić kleryków, którzy mogliby potem celebrować także w starym rycie. Niektórzy natomiast są zdania, iż taka posługa nie należy do zadań kapłana diecezjalnego i stąd taka formacja nie byłaby konieczna. A co mówi na to prawo kościelne?

Michael Gurtner: Cóż, Summorum Pontificum, owe motu proprio, w którym Ojciec Święty Benedykt XVI stwierdził, że liturgia sprawowana zgodnie z księgami używanymi w roku 1962 w żadnym wypadku nie jest zakazana, nie odnosi się do określonej grupy jak np. tradycjonalistyczne wspólnoty, lecz to prawo kościelne dotyczy całego Kościoła rytu łacińskiego. Każdy wierny ma prawo żądać tego rytu, i temu żądaniu należy zadośćuczynić, co odnosi się wyraźnie także do proboszcza. W art. 5 §1 napisane jest: „W parafiach, w których istnieje stała grupa wiernych, przywiązanych do wcześniejszej tradycji liturgicznej, proboszcz powinien chętnie przystać na ich prośby o celebrację Mszy św. według rytu Mszału Rzymskiego wydanego w 1962 roku. Niech zadba o to, by dobro tych wiernych harmonizowało ze zwykłym duszpasterstwem parafii, pod kierunkiem Biskupa zgodnie z kanonem 392, unikając niezgody i sprzyjając jedności całego Kościoła.“ I dalej w §3, w odniesieniu do innych liturgii jak np. ceremonie pogrzebowe i weselne: „Wiernym i kapłanom, którzy o to poproszą, proboszcz niech zezwoli na celebrację w tej formie także w sytuacjach szczególnych, jak małżeństwo, pogrzeb czy celebracje okazjonalne, na przykład pielgrzymki.”
Z jednej strony mamy więc wiernych, którzy mają prawo domagać się tego rytu, a z drugiej strony mamy kapłanów, szczególnie proboszczów, którzy mają obowiązek ochoczo przyjąć ową prośbę i ostatecznie zobowiązani są spełnić ją, czy sami czy też poprzez odpowiednie środki, np. prosząc o to kapłanów umiejących celebrować w tym rycie.
Ten sam artykuł głosi w §4, że kapłani, którzy używają mszału Jana XXIII (i analogicznie tyczy się to również innych ksiąg liturgicznych): „muszą być zdatni i nie mogą mieć prawnej przeszkody.”
Mamy zatem tutaj z jednej strony prawo wiernych, z drugiej strony zobowiązanie kapłanów spełnienia i zagwarantowania owej prośby – wierni życzący sobie tego rytu są brani pod uwagę. Z trzeciej strony jest wymaganie, że kapłani muszą potrafić celebrować w tym rycie. Toteż sensowne jest, kształcić kapłanów, którzy opanują również tzw. nadzwyczajną formę rytu. Do tego dochodzi jeszcze to, że każdy kapłan ma prawo celebrować nadzwyczajną formę rytu rzymskiego. Jednak tutaj obowiązuje jedno: musi być do tego uprawniony.
Stąd można jednoznacznie stwierdzić, iż jest to także zadaniem księdza diecezjalnego oraz diecezji postarać się, aby było przynajmniej tylu księży diecezjalnych, którzy umieją ten ryt i znają jego wymagania, a wszystko to po prostu ze względu na wiernych. Biskup jest pierwszą osobą, do której odnosi się wspomniane motu proprio, a tym samym również i proboszcz, który reprezentuje biskupa w parafii w niektórych sprawach. Summorum Pontificum wymienia wyraźnie proboszczów, a będąc księdzem trzeba się liczyć z tym, że się zostanie proboszczem. Jeśli nie wszyscy proboszczowie są w stanie spełnić owe prośby wiernych, więc musi być przynajmniej odpowiednia ilość księży diecezjalnych, aby mogli sprostać zapotrzebowaniu na możliwie szeroką skalę.

Benjamin Greschner: To znaczy, że biskup z Chur zagwarantowałby, poprzez decyzję o dodatkowej formacji kleryków w ramach klasycznego rytu, dostateczne wdrażanie tekstu prawnego Summorum Pontificum?

Michael Gurtner: Tak, dokładnie tak jest. Biskup, który ma własnych księży do celebracji nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego, gwarantuje, że również wiernym życzącym sobie tego dana jest do dyspozycji wystarczająca ilość kapłanów. Nie każdy proboszcz będzie gotów spełniać takie życzenia, nie jeden być może będzie uważał, iż nie jest w stanie spełnić takiej prośby, która jest teoretycznie możliwa, ale tylko wtedy gdy istnieje dostateczna ilość innych kapłanów, którzy to potrafią. Jeśli kształci się własnych kapłanów w starym rycie, wówczas nie czyni się nic innego, niż to co winno być oczywiste: troszczyć się o wszystkich i wdrażać ogólnokościelne normy.
Summorum Pontificum wprawdzie nie ustala, jak biskupi muszą dokładnie troszczyć się o intencje tych, którzy preferują starszą formę liturgii, ale dobitnie wyraża, że należy zagwarantować takowe celebracje. To „jak” pozostawia się biskupom; a mi wariant z Chur wydaje mi się być odpowiednim, jeśli mogę sobie pozwolić na taką ocenę.
Nie każdy biskup koniecznie musi zabezpieczać się na przyszłość tak jak ten z Chur, ale każdy musi to uczynić w jakikol wiek sposób. Ustawodawca pozostawia swobodę, ale mi to rozwiązanie wydaje mi się udane i godne naśladowania.
Poza tym jest już wiele diecezji np. w Ameryce czy też we Francji, które kształcą księży diecezjalnych w obydwu formach rytu; niedawno mianowany kardynał Burke przykładowo opowiada się za birytualną formacją kleryków. Ci kandydaci, którzy tego chcą powinni mieć taką możliwość.

Benjamin Greschner: Co niektórzy obawiają się rozłamu na dwa obozy, na jakby dwa ugrupowania księży w diecezji: jedni celebrujący „po staremu“ a drudzy „po nowemu“. To podzieliłoby diecezjalnych duchownych na dwa obozy, niektórzy mówią już dwóch równorzędnych rodzajach księży "parakler". Czy to naprawdę miałoby miejsce?

Michael Gurtner: Nie, jestem pewny, że to na pewno by się nie wydarzyłoby, bardziej prawdopodobny byłby odwrotny przypadek: gdy jedni z trudem muszą wywalczyć sobie własne prawo i prawo innych, to zawsze patrzy się na nich krzywo oraz spotykają się z podejrzliwościami. Gdy kapłani sprawujący Mszę św. według ksiąg z 1962 roku są represjowani, wówczas dojchodzi do zaostrzenia konfliktu i tworzenia obozów. Wtedy to powstają rozłamy, całkiem po prostu, ponieważ ktoś postrzegany jako przeciwnik nie bywa zintegrowany, tylko dlatego, że czyni to co słuszne.
Gdy to, co jest słuszne, staje się oczywistością, wtedy i tylko wtedy nie będzie obozów i żadnego „parakleru“: jeden sprawuje sam wg starej formy, drugi zaś pozwala to czynić innym bez szykan, ale w gruncie rzeczy jest to „normalne” i bez podejrzeń. gdy to osiągniemy, to nastąpi pokojowa koegzystencja między tymi, którzy sami celebrują „po staremu” i tymi, którzy sami tego nie potrafią, ale sprowadzają tych, którzy to umieją.
Idealne dla jedności jednej arcydiecezji byłoby, gdyby wszyscy kapłani sprawowali obydwie formy rytu, czy przynajmniej pozwalaliby na ich celebrację bez problemów. Zaostrzenie i rozłamy występują tylko wtedy, gdy niektórzy pozbawieni są swoich praw.

Benjamin Greschner: Ale czy wtedy „starorytowcy“ byliby naprawdę zintegrowani w arcydiecezji?

Michael Gurtner: Tak, myślę że tak. Nie można bowiem zapomnieć o jednym: gdy posiada się kapłanów, wykształconych specjalnie dla starego rytu, nie oznacza to, że mieliby celebrować wyłącznie w starym rycie. Są wyjątkowo w nim wyszkoleni, jednakże oczywiste jest, że mogą celebrować także w nowym. Ksiądz diecezjalny powinien dziś celebrować obydwie formy i nie wykluczać jednej czy drugiej.
Jest zupełnie dozwolone, gdy pewne wspólnoty zastosowują się to tego, nie można temu niczego zarzucić, byłoby nawet możliwe, że w autentycznych poszczególnych przypadkach byliby księża diecezjalni, którzy byliby wysyłani do zadań w miejscach, gdzie sprawowaliby wyłącznie lub prawie wyłącznie według ksiąg z 1962, ale będąc księdzem diecezjalnym powinno się naprawdę celebrować obydwie formy. Już czysto statystycznie Novus Ordo Missae jest po prostu „zwyczajną” formą, i nie powinno się jej kategorycznie z góry wykluczać. To nie pomagałoby Tradycji, gdyby było zbyt dużo księży diecezjalnych tak postępujących, podczas gdy w innych miejscach brakowałoby ich.
W tym miejscu chciałbym poruszyć jedno zagadnienie: jak już powiedziałem myślę, że również ci kapłani kształceni dla starej formy rytu, powinni celebrować również i nową. Apelowałbym naprawdę o to. Ale z drugiej strony uważam za rzecz osobliwą i dziwną, gdy z jednej strony powołuje się zawsze na brak kapłanów i twierdzi, iż panuje „głód Eucharystii” oraz jest zapotrzebowanie na księży, skutkiem czego domaga się, aby byli także i żonaci kapłani lub świeccy spełniający właściwie kapłańskie zadania jak kazanie, duszpasterstwo, zawsze używając uzasadnienia: jest właśnie tak mało księży, musimy działać, a nie życzą tak bardzo sobie kapłana gotowego do posługiwania właśnie tylko w rycie, znanym Kościołowi od wieków, ale w istocie czyniącego to samo (Przeistoczenie, prowadzenie parafii, nauczanie, kazanie, absolucja, błogosławieństwa, etc), wówczas odrzucają takiego kapłana, mimo że mogliby mieć takiego. To rodzi pytanie, czy brak księży nie jest właśnie argumentem-wymówką…
Jeszcze raz mówię: jeśli nie będzie się wykluczać tego czy innego rytu, możliwa będzie pokojowa atmosfera. Dotyczy to dwóch stron. Jedno musi móc wzrastać, bez równoczesnego eliminowania drugiego.
Obydwie formy są tak samo uprawione, można wprawdzie dyskutować o niektórych brakach i to dzieje się także obecnie, ale nie można sprzeciwiać się zwyczajnej formie rytu rzymskiego. To co należy osiągnąć to to, aby obydwa ryty względnie formy rytu mogły koegzystować jako równouprawnione, także w praktyce. Dlatego też księża diecezjalni winni po prostu sprawować obydwa ryty, według „zapotrzebowania”, że tak powiem. Obydwa ryty mają po prostu takie samo prawo, co nie oznacza, że pod niektórymi względami jeden byłby lepszy od drugiego. Toteż Ojciec Święty mówi o tym, że te obydwie formy powinny się wzajemnie ubogacać. Nad tym powinni teolodzy intensywnie rozmyślać, nie kreując jednakże przy tym „mieszankę rytuałów”

Benjamin Greschner: Panie magistrze, na wstępie mówił pan o prawach i niektórych obowiązkach oraz o tym że w diecezjach powstaje zapotrzebowanie na posługę kapłanów obeznanych z tradycyjną liturgią. Mógłby pan jeszcze raz przybliżyć owe prawa i obowiązki?

Michael Gurtner: Obszerny artykuł o tej tematyce napisałem już dla strony messainlatino.it, tłumaczenie z włoskiego oryginału ukazało się także po niemiecku. Zasadniczo można go streścić następująco: każdy wierny ma prawo żądać starej formy. Ale żaden wierny nie ma takiego obowiązku. Księża, szczególnie proboszczowie jak i biskupi mają obowiązek spełnić takie prośby, przynajmniej przez osoby trzecie. Żaden kapłan i żaden biskup nie ma natomiast obowiązku podejmować takich inicjatyw, mają do tego prawo.

Benjamin Greschner: Czy poza wiernymi życzącymi sobie starej formy rytu, przyklad z Chur przynosi jeszcze dla kogoś jakieś korzyści?

Michael Gurtner: Skoro biskup z Chur kształci teraz księży dla tradycyjnej formy rytu rzymskiego, przynosi to całkiem pozytywne efekty: w swoim duszpasterstwie myśli o wszystkich, gdyż kształci księży zarówno z myślą o tych, którzy pragną nowej liturgii, jak i o tych, którzy przywiązani są do tradycyjnej formy. Tym samym gwarantuje, iż możliwie wszyscy zostaną uwzględnieni w swoich potrzebach.
Ponadto jest w interesie diecezji mieć dostateczną ilość kapłanów, którzy celebrowaliby nadzwyczajną formę rytu, gdyż tak „kontrola“ byłaby w kompetencji diecezji w sposób bardziej bezpośredni. Biskup mógłby łatwiej ingerować, gdyby zaszła taka potrzeba.
Właśnie wówczas, jeśli będą kapłani kształceni dodatkowo dla starego rytu i celebrujący także w nowym rycie, sytuacja między owymi grupami, życzącymi sobie tylko jednej formy, ulegnie średnioterminowemu odprężeniu. Aby to odprężenie mogło szybciej i efektywniej oraz bez zastrzeżeń przebiegać, potrzebne jest, aby obydwie formy de facto stały na tej samej płaszczyźnie: wzajemne zaufanie może tylko tam wzrastać, gdzie oprócz czystej tolerancji jest poczucie życzliwego przyjęcia. Odnosi się to oczywiście zwyczajnej formy, jednakże nadzwyczajna forma musi być teraz także zaakcentowana. Dlatego model J.E. Huondera ma charakter prekursorski: skoro można być wykształconym w sposób „zwyczajny” i celebrować w sposób „nadzwyczajny, dlaczegóż więc i nie na odwrót, skoro obydwie formy są na równi i cieszą się tym samym prawem?
Jak powiedziałem na początku: faktyczne równouprawnienie obydwu form rytu to najlepsza służba jedności, o którą dziś tak muismy walczyć, gdyż ją wyraćnie utraciliśmy. Dlatego inicjatywa z Chur nie dokonuje rozłamu, wręcz przeciwnie: jednoczy i godzi, gdyż nie trzeba już wywalczać prawa i jęśli nie trzeba go wywalczać, można zapobiegać poczuciu, iż drugi człowiek jest „przeciwnikiem”.

Benjamin Greschner: Panie magistrze, dziękuję panu serdecznie za pana udzielenie wywiadu i zadam panu na koniec jeszcze jedno osobiste pytanie: na przykładzie Chur widzimy, że obecnie istnieją podziały na „stare” i „nowe”, więcej czy mniej jak w innych arcydiecezjach. Obojetnie czy trzyma się z tymi, którzy dążą do umocnienia pozycji starej formy rytu, czy z tymi, którzy dążą do jej osłabienia. Skoro tylko czyni się coś w tym czy drugim kierunku, dochodzi do napięć, które nie ukazują jedności, ani między sobą ani z Chrystusem, centrum naszej wiary. Co radziłby pan lub uczynił, by działać na rzecz jedności? Obojętnie którą stronę się obiera, wydaje się, że tworzą się nowe napięcia. Jak z tych dwóch stron można uczynić na nowo jedność? Jak by pan osobiście postąpił?

Michael Gurtner: Cóż, istotna rzecz, którą bym uczynił, została już wspomniana i dzieje się w Chur, o czym można się dowiedzieć z artykułów prasowych: jedność, zaufanie i wzajemne wspieranie zamiast zwalczania są z pewnością tylko wtedy możliwe, jeśli obydwie formy rytu będą miały de facto takie samo prawo. Jestem przekonany, że to jest właśnie klucz większej jedności.
Należy w tym celu poczynić teologiczne rozważania, nie ulega wątpliwości, ale musi to przebiegać na innej płaszczyźnie. Całkiem konkretnie należy sobie w uzmysłowić, że wolno jest ochrzcić swoje dziecko w tym czy drugim rycie, bierzmować się w tym czy drugim rycie, uczestniczyć bez przeszkód we Mszy św. w tym czy drugim rycie. Nadzwyczajna forma rytu musi wyjść w końcu z cienia, z zaścianka, w którym się dziś po części znajduje.
Innego wyjścia niż autentyczne równouprawnienie obydwu form, co jest także życzeniem Stolicy Apostolskiej, obecnie nie widzę. Uważam, że Chur jest tu na najlepszej drodze i za kilka lat jeszcze bardziej wyprzedzi inne archidiecezje.

Benjamin Greschner: Panie magistrze, dziękuje panu serdecznie za rozmowę i gotowość do odpowiedzi na moje kościelno-prawne oraz pozostałe pytania i życzę panu błogosławionego trzeciego tygodnia adwentu.

Michael Gurtner: Dziękuję i łączę się w modlitwie.

Tłumaczenie: Agnieszka Zuba