środa, 25 marca 2009

Abp Ranjith: Wprowadzenie do „Prawdziwego rozwoju liturgii”

Korzystając z uprzejmości portalu NLM zamieszczamy w całości wprowadzenie do książki „Prawdziwy rozwój liturgii: Ferdinado kard. Antonelli i reforma liturgiczna w latach 1948 —1970" autorstwa JE Nicola Giampietro, które napisał abp Malcolm Ranjith, sekretarz Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Roman Catholic Books jesienią 2009r. Niedawno pisaliśmy także na ten temat w tekście Abp Ranjith ponawia apel o „reformę reformy”.

Stopień, w jakim posoborowa reforma liturgiczna prawdziwie oddaje treść Konstytucji o liturgii świętej ‘Sacrosanctum Concilium’ to pytanie dyskutowane żywo w kręgach kościelnych od chwili samego zakończenia prac Consilium ad Exsequendam Constitutionem de Sacra Liturgia. Na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia debata zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Podczas gdy niektórzy twierdzili, że wynik prac Consilium pozostawał faktycznie w zgodności z tym znakomitym dokumentem, inni wydawali zupełnie odmienny osąd.

W poszukiwaniu odpowiedzi na powyższe pytanie winniśmy uwzględnić burzliwe nastroje lat 60-tych i 70-tych. Decydując się na zwołanie soboru, bł. Jan XXIII pragnął przygotować Kościół na nadejście nowej ery po tragicznych wydarzeniach II wojny światowej. Patrząc na kierunki poprzedniej epoki napiętnowanej duchem „oświecenia” Ojciec Święty przewidywał proroczo silną materializację i sekularyzację ogółu społeczeństw, w którym tradycyjne wartości „starego świata” zaczęły się chwiać. Rewolucja przemysłowa ze swoim antropocentryzmem i subiektywizmem — wpływami dyktowanymi zwłaszcza przez filozofię Kanta, Hume’a i Hegla — doprowadziła do powstania marksizmu i pozytywizmu. Doprowadziła również do relatywizacji i podważania biblijnego krytycyzmu, oraz w pewnym stopniu wiarygodności Pisma św., co z kolei wywarło negatywny wpływ na teologię, powodując kwestionowanie obiektywizmu powszechnie uznanej Prawdy oraz dobra płynącego z obrony tradycji i instytucji kościelnych. Niektóre kuźnie teologii były na tyle odważne, że ośmieliły się kwestionować fundamentalne doktryny Kościoła. Jak wiemy, modernizm był już wcześniej postrzegany jako źródło zagrożenia wiary. Patrząc na to co się dzieje bł. Jan XXIII czuł potrzebę znalezienia bardziej przekonywających odpowiedzi.

Papieskie wezwanie do aggiornamento przyjęło więc postać poszukiwania twierdzy wiary celem bardziej skutecznej realizacji misji Kościoła i udzielania przekonywających odpowiedzi na wyzwania epoki. Papieskie wołanie nie miało nic wspólnego z pójściem z duchem czasu, pasywnym unoszeniem się na fali epoki, nie było też wezwaniem do zaczynania wszystkiego od nowa w Kościele, lecz potrzebą znalezienia w ewangelicznym przekazie odpowiedzi na trudne pytania, wobec których ludzkość stanęła w dobie postmodernizmu. Papież wyjaśnił etos będący podstawą jego decyzji następująco: „dziś Kościół jest świadkiem kryzysu toczącego społeczeństwa. Podczas gdy ludzkość wchodzi w nową epokę, przed Kościołem stoją zadania niezwykłej wagi i zasięgu, jak miało to miejsce w najtragiczniejszych dziejach historii. Chodzi tu o przybliżenie współczesnemu światu ożywiającego i wiecznego przesłania ewangelicznego … Mając przed oczyma ten podwójny obraz, z jednej strony ludzi cierpiących na wielki brak dóbr duchowych, a z drugiej strony Kościoła Chrystusowego kwitnącego bujnym życiem, już od początku naszego pontyfikatu … uważaliśmy za obowiązek naszego urzędu całą myśl zwrócić ku temu, by przy współpracy wszystkich naszych synów, Kościół coraz bardziej okazywał się zdolny do rozwiązania zagadnień, jakie stają przed współczesnymi ludźmi.” [Konstytucja Apostolska Humanae Salutis z 25 grudnia 1961r.]. Papież kontynuował dalej: “Przyszły Sobór Powszechny odbędzie się więc w momencie, gdy Kościół gorąco pragnie wzmocnić swoją wiarę nowymi siłami i ucieszyć się wspaniałym widokiem swojej jedności. Równocześnie odczuwa on głębiej obowiązek, by nie tylko swej zbawczej sile nadać więcej skuteczności i lepiej sprostać zadaniu uświęcenia swych synów, lecz by również bardziej rozwinąć dzieło szerzenia chrześcijańskiej prawdy i udoskonalać swoje instytucje” [tamże].

Dlatego też Sobór był zasadniczo wezwaniem do budowania przez Kościół twierdzy wewnętrznej, tak by był on przygotowany na realizację swojej misji we współczesnym świecie. Podkreślenie tych słów było także oznaką docenienia przez papieża obecnego stanu faktycznego Kościoła. Słowa „kwitnący bujnym życiem” użyte przez Ojca Świętego do określenia stanu Kościoła w danym momencie z pewnością nie noszą znamion pesymizmu, jak gdyby papież patrzył z góry na przeszłość czy też osiągnięcia Kościoła do tamtego momentu. Stąd nie można niesłusznie oskarżać papieża, że zwołując Sobór wzywał do zaczynania wszystkiego od nowa. Nie było to też wołanie o „odtajnienie” się przez Kościół, zmianę lub zupełne porzucenie dawnych tradycji by dać się wchłonąć rzeczywistości otaczającego świata, jeżeli można tak rzec. W żadnym razie nie może być mowy o zmianach wprowadzanych dla samych zmian, lecz zmianach wprowadzanych wyłącznie po to, by Kościół rósł w siłę i był lepiej przygotowany na nowe wyzwania. Jednym słowem, Sobór nigdy nie miał być bezcelową przygodą. Miał być prawdziwie „zielonoświątkowym” doświadczeniem.

Jednak mimo iż papież przewodniczący całemu wydarzeniu nalegał na potrzebę prawdziwego ducha reformy wiernej fundamentalnej naturze Kościoła i nawet jeżeli sam Sobór stworzył piękne teologiczne i pastoralne dzieła jak np. konstytucja Lumen Gentium, Dei Verbum, Gaudium et Spes czy Sacrosanctum Concilium, bieg spraw jaki miał miejsce poza soborem — zarówno w ogóle społeczeństwa jak i w kręgach jego filozoficznych i kulturalnych elit — zaczął wpływać nań negatywnie, tworząc prądy szkodliwe dla jego życia i misji. Owe prądy, które w pewnych momentach dało się nawet silniej odczuć w określonych kręgach kościelnych, niekoniecznie były związane z kierunkami i zaleceniami dokumentów Vaticanum II. Mimo to były w stanie zaskakująco mocno wstrząsnąć podstawami katolickiego nauczania i wiary. Fascynacja społeczeństw przesadną wolnością jednostki i wrodzona skłonność do odrzucania czegokolwiek noszącego znamiona niezmienności czy absolutu bądź inne „mądrości” tego świata znalazły swoje odbicie w Kościele i były często usprawiedliwiane „Soborem”. Takie podejście również zrelatywizowało tradycję, prawdziwość wykształconej doktryny i zmierzało w kierunku ubóstwiania wszelkich nowinek. Nową erę cechowały silne prądy relatywistyczne i synkretyczne. Dla niej Sobór było swego rodzaju zaraniem nowego początku Kościoła. Przeszłość obrała teraz inny kurs. Koncepcje i pojęcia takie jak ofiara i odkupienie, misja Kościoła, wyznawanie wiary i nawrócenie, adoracja jako nieodłączny element Komunii św. oraz konieczność przynależności do Kościoła aby się zbawić, leżące u podstaw katolickiej wiary — zostały zepchnięte na bok, zaś dialog, inkulturacja, ekumenizm, Eucharystia jako uczta, ewangelizacja poprzez dawanie świadectw, itp. zajęły ich poczesne miejsce. Wartości absolutne zlekceważono.

Joseph kard. Ratzinger poruszył tę kwestię w kontekście coraz bardziej rozprzestrzeniającego się ducha relatywizmu — dla niego prawdziwy Sobór „już w czasie jego trwania i potem coraz bardziej w okresie po nim następującym, został zaatakowany przez przeciwny samozwańczy „Duch Soboru”, będący w rzeczywistości prawdziwym jego „anty-duchem”. Wedle zgubnego anty-ducha Soboru [niem. Konzils–Ungeist], wszystko co „nowe” … jest zawsze i w każdym przypadku lepsze od tego, co działo się wcześniej lub dzieje się teraz. To właśnie anty-duch, w myśl którego historia Kościoła rozpoczęła się wraz z Vaticanum II, postrzegany jako pewien rodzaju punktu zerowego ponosi tu winę” [The Ratzinger Raport, Ignatius Press, San Francisco 1985 str. 34 - 35]. Hierarcha zdyskredytował taki pogląd jako fałszywy ponieważ „Sobór Watykański II z pewnością nie chciał ‘zmieniać’ zasad wiary, lecz je przybliżyć” [tamże]. W rzeczywistości, kard. Ratzinger potwierdził, że faktycznie „Sobór nie obrał kursu oczekiwanego przez Jana XXIII”. Dodał także, iż „Należy również przyznać, że w odniesieniu do całego Kościoła, życzenie papieża Jana, aby Sobór był nowym ogromnym krokiem naprzód dla Kościoła, ku odnowie życia i jedności — jeszcze nie zostało spełnione” [tamże. str. 42]. Są to naprawdę ostre i niestety rzekłbym bardzo prawdziwe słowa, ponieważ duch przesadnej wolności teologicznej porwał sam Sobór w kierunku przeciwnym do głoszonych celów.

Consilium ad Exsequendam Constitutionem de Sacra Liturgia również nie było wolne od wpływów ogromnej fali zwanej pragnieniem „zmian” i „otwarcia” Kościoła. Prawdopodobnie niektóre z powyższych prądów relatywistycznych wycisnęły piętno na liturgii, podważając dyscyplinę, sacrum i zmysł tajemnicy a także wartość tego, co dzięki nieprzerwanemu działaniu Ducha Świętego na przestrzeni dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła umożliwiło życiu liturgicznemu stać się tym czym jest. Przesadny archeologizm, swoisty humanizm, pomieszanie ról kapłańskich i świeckich, bezgraniczna przestrzeń dla eksperymentów oraz tendencja do pogardzania pewnymi aspektami rozwoju liturgii w drugim tysiącleciu stawały się coraz bardziej widoczne w pewnych szkołach liturgii. Liturgiści zdawali się wybierać fragmenty Konstytucji Sacrosanctum Concilium, które miały być bardziej przychylne zmianom bądź nowinkom, pomijając pozostałe. Nadto, panował duch pośpiechu, aby móc wprowadzić i zalegalizować zmiany. Wiele miejsca poświęcano horyzontalnemu postrzeganiu liturgii. Normy Soboru, które ograniczały bezgraniczną inwencję lub były przychylne ‘drogom tradycyjnym’ ignorowano. Co gorsza, niektóre praktyki — które nigdy nie były nawet poruszane przez Konstytucję Sacrosanctum Concilium, takie jak np. msza św. versus populum, komunia św. na rękę, zupełne porzucenie łaciny i chorału gregoriańskiego na rzecz języków narodowych, śpiewanie piosenek i pieśni nie pozostawiających zbytu wiele miejsca Panu Bogu, oraz wykraczanie poza wszelkie dopuszczalne normy koncelebry — weszły do liturgii. Doszło także do błędnej interpretacji zasady „aktywnego uczestnictwa” (actuosa participatio).

Wszystko to znajdowało swe odbicie w pracach Consilium. Inicjatorzy wprowadzania zmian, członkowie Consilium (a następnie Kongregacji Obrzędów) byli oczywiście pod wpływem wszystkich tych nowinek. Nie wszystko, co wprowadzili było złe. Wiele elementów zasługuje na pochwałę. Z drugiej strony zaś pozostawiono wiele miejsca na eksperymenty i dowolność interpretacji. Tego rodzaju „wolność” była przedmiotem nieskończonych nadużyć ze strony niektórych „ekspertów” liturgicznych i doprowadziła do zbytniego zamieszania. Kard. Ratzinger wyjaśnia, jak bardzo „można się wzdrygnąć na widok bezbarwnego oblicza posoborowej liturgii, której jesteśmy świadkami dzisiaj, która nudzi swą banalnością i brakiem artystycznego poziomu ….” [The Feast of Faith, Ignatius Press, San Francisco 1986, str. 100]. Nie chodzi tu o obciążanie odpowiedzialnością za to co się stało wyłącznie członków Consilium. Chodzi o to, że ich zmysł krytycyzmu był zbyt ‘słaby’. Panował faktycznie ogólny duch bezkrytycyzmu „pozostawiający” pewne sprawy duchowi epoki siejącemu zamęt nawet w Kościele, co widać doskonale w niektórych kręgach kościelnych i rejonach geograficznych. Niektórzy pocześniejsi hierarchowie z poziomu Kongregacji ds. Obrzędów także wykazali oznaki słabości w tej materii. „Rozdano” hojnie zbyt wiele indultów zbytnio łagodzących wymagania stawiane przez normy.

Oczywiście ‘duch wolności’ uwolniony ze smyczy w wielu kręgach kościelnych w imię Soboru, który zachwiał nawet umysłami prominentnych decydentów wprowadził ogólny nieporządek i zamieszanie — coś, co nigdy nie było intencją Soboru a tym bardziej Papieży mu przewodzących. Smutny komentarz poczyniony przez Pawła VI czasie burzliwych lat 70-tych o tym ”że dym szatana wdarł się do świątyni Pańskiej [kazanie z dn. 29 czerwca 1972r., Uroczystość śś. Piotra i Pawła] bądź komentarz na temat pretekstów ze strony niektórych osób, by utrudnić ewangelizację „na podstawie takiej a takiej nauki Soboru” [Evangelii Nuntiandi 80], pokazuje jak bardzo anty-duch Soboru utrudnił jego prace.

W świetle wszystkich tych wydarzeń oraz ich burzliwych konsekwencji dla Kościoła dzisiaj, trzeba znaleźć przyczyny, dla których liturgiczna reforma posoborowa powstała i jakie autorytety bądź prądy doprowadziły do obecnej sytuacji. Jest to potrzeba, której nie wolno nam porzucić w imię prawdy. Kard. Ratzinger dokonał następującej analizy sytuacji: „Jestem przekonany, że kryzys w Kościele, którego jesteśmy świadkami, jest w dużej mierze wywołany dezintegracją liturgii …. kiedy w liturgii nie widać już zgromadzenia wiernych złączonych w jednej wierze, powszechnej łączności Kościoła i jego historii oraz tajemnicy żyjącego Chrystusa, to gdzie jest Kościół widziany w swojej duchowej istocie? Zgromadzenie wiernych sprawuje zupełnie bezowocne czynności samo” [J. Ratzinger, Milestones, Ignatius Press, San Francisco 1998 str. 148 - 149]. Jak widzieliśmy powyżej, pewne słabości autorytetów oraz burzliwa atmosfera teologicznego relatywizmu w połączeniu z fascynacją nowinkami, zmianami, antropocentryzmem, przesunięciem akcentu na subiektywizm i moralny relatywizm, a także wolność jednostki cechujące ogół społeczeństwa, podważyły niezmienne podstawy wiary i wywołały liturgiczny bezład, o którym kard. Ratzinger mówi powyżej.

Zapiski kard. Ferdinando Antonelliego nabierają nowego znaczenia. Dzięki kard. Antonelliemu, jednemu z najwybitniejszych oraz głęboko zaangażowanych członków Consilium nadzorującego proces reformy możemy zrozumieć wewnętrzne skrajności, które wpłynęły na różnorakie decyzje reformy. Zapiski kardynała z pewnością dodadzą nam odwagi do korygowania błędnie wprowadzonych elementów, sprzecznych z prawdziwą godnością liturgii. Ks. Antonelli był już członkiem Pontyfikalnej Komisji ds. Reformy Liturgicznej powołanej przez papieża Piusa XII w dn. 28 maja 1948 roku. To właśnie ta komisja pracowała nad reformą liturgii wielkopiątkowej oraz wigilii uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, które to reformy były prowadzone z dużą dozą ostrożności. Ten sam skład komisji został zrekonstruowany przez bł. Jana XXIII w maju 1960 r. Ks. Antonelli był później członkiem wewnętrznej grupy, której powierzono redakcję Sacrosanctum Concilium, Konstytucji soborowej o liturgii świętej. Stąd był on bardzo głęboko zaangażowany w prace nad reformą od samego początku.

Mimo wysokiego stanowiska, rola Antonelliego w procesie reformy pozostała niemal nieznana do momentu natknięcia się na osobiste notatki dot. harmonogramu prac i przedstawienia ich przez Nicola Giampietro, autora książki pt. „Kardynał Ferdinando Antonelli i przebieg reformy liturgicznej w latach 1948 — 1970”. Dzięki tej pracy, będącej także pracą doktorską Giampietro w Pontyfikalnym Instytucie św. Anzelma w Rzymie, możemy zrozumieć skomplikowane wewnętrzne mechanizmy reformy liturgicznej przed Soborem i tuż po nim. Notatki kard. Antonelliego ukazują człowieka wielkiej wiary i Kościół walczący z wewnętrznymi prądami, które wpłynęły na Consilium ad Exsequendam Constitutionem de Sacra Liturgia. Pamiętniki jasno ukazują radości i smutki kardynała a czasem nawet lęki spowodowane kierunkiem jaki obrały obrady komisji, podejściem niektórych jej poczesnych członków oraz ryzykownymi przedsięwzięciami, cechującymi pewne wprowadzane zmiany. Książka jest dobrze napisana. Faktycznie powoływał się na nią sam kard. Józef Ratzinger w artykule, który napisał w dobrze znanym przeglądzie liturgicznym “La Maison-Dieu” pt. “Réponse du Cardinal Ratzinger au Père Gy” (La Maison-Dieu, 230, 2002/2, str. 116). Praca ta to przede wszystkim dogodna sposobność zobaczenia drugiej strony wyidealizowanej prezentacji reformy soborowej przez innych współczesnych pisarzy.

Wydanie tej ciekawej pracy w języku angielskim z pewnością przyczyni się wielce do obecnej debaty nad posoborowymi reformami liturgicznymi. To co rzuca się czytelnikowi w oczy to słowa kard. Ratzingera: „prawdziwy czas Vaticanum II jeszcze nie nadszedł” [The Ratzinger Report, Ignatius Press, San Francisco 1985 str. 40]. Reforma musi trwać. Nagląca potrzeba to reforma zreformowanego Mszału z 1969r., ponieważ spora liczba zmian powstałych na kanwie reformy posoborowej była wprowadzona zbyt szybko i nieprzemyślanie, jak w wielu miejscach podkreśla sam kard. Antonelli. Trzeba nadać zmianom właściwy kierunek, tak aby były one faktycznie zgodne z Sacrosanctum Concilium i należy pójść dalej, trzymając się ducha epoki w której żyjemy. Ogromna potrzeba takich zmian to nie czysta chęć naprawy błędów przeszłości, lecz potrzeba prawdy, mówiącej czym jest rzeczywiście liturgia i co ona oznacza oraz jak Sobór ja zdefiniował. Ponieważ faktycznie, jak powiedział kard. Ratzinger: „pytanie o liturgię nie jest pytaniem drugorzędnym: Sobór sam nam przypomniał, że mamy tu do czynienia z samym sednem wiary chrześcijańskiej” [tamże. str. 120]. Potrzebujemy dziś nie tylko uczciwej oceny tego co się stało, lecz także śmiałych i odważnych decyzji w posuwaniu się do przodu. Musimy znaleźć i skorygować błędne kierunki i decyzje, odważnie przyjąć tradycję liturgiczną przeszłości oraz zapewnić, że zadaniem Kościoła jest odnalezienie prawdziwych korzeni swojego duchowego bogactwa i wielkości na nowo, nawet jeżeli oznacza to reformę samej reformy, w ten sposób upewniając się, że liturgia prawdziwie jest „najwyższym wyrazem chwały Bożej i stanowi, w pewnym sensie, otwarcie się Nieba ku ziemi” [Benedykt XVI, posynodalna adhortacja Sacramentum Caritatis z 22 lutego 2007r., 35]."

abp Malcolm Ranjith
Sekretarz Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów (CCDDS)
8 września 2008r.
Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP

Tłumaczenie: Anna Kaźmierczak