sobota, 2 maja 2009

Papież Benedykt XVI i liturgia (cz. 2)

Publikujemy II część referatu profesora Davida Ventury na temat: "Papież Benedykt XVI i liturgia – Znaczenie i rola liturgii". Został on wygłoszony 22 lutego 2009 r. w Bolonii w kościele Matki Bożej Łaskawej (S. Maria della Pietà). Tekst pierwotnie opublikowano na stronach Agencji Zenit.


Aplikacja reformy liturgicznej

W wielu swoich dokumentach Sobór wskazał na konieczność odnowy liturgii w oparciu o najlepsze osiągnięcia ruchu liturgicznego, który mógł poszczycić się znacznym dorobkiem w badaniach nad bogactwem historii Kościoła, tak aby przywrócić pierwotny splendor formom rytualnym, przykrytym w ostatnich czasach warstwą kurzu. Jeżeli później, jak obserwuje Papież właśnie to, że osoby o „ znaczącej formacji liturgicznej” podjęły decyzję, aby nie iść drogą reform liturgicznych powstałych w toku przewidywanej odnowy liturgicznej, jest znakiem, iż coś poszło nie tak. Spójrzmy jeszcze raz, co pisze Ojciec Święty w swoim liście, uzupełniającym motu proprio: “było to przede wszystkim spowodowane tym, że w wielu miejscach nie stosowano się wiernie do przepisów nowego Mszału, ale wręcz rozumiano je jako zgodę, a nawet zobowiązanie do twórczości, która często prowadziła do zniekształcenia Liturgii poza dopuszczalne granice. Mówię o tym z doświadczenia, gdyż ja również żyłem w tym okresie ze wszystkimi jego oczekiwaniami i zamieszaniem. I widziałem, jak głęboko zraniły te samowolne wypaczenia Liturgii osoby, całkowicie zakorzenione w wierze Kościoła”.
Papież mówi zatem o „samowolnych wypaczeniach”. Według przedstawionej analizy dotyczy to błędów, które wystąpiły później, a nie wynikały z samego Mszału Pawła VI. W wielu zresztą pismach Papież upomina tych, którzy tenże Mszał uważają za niezgodny z tradycją kościelną i za niewyrażający w pełni teologii heterodoksyjnej. Nie jest przypadkiem, że Ojciec Święty woli mówić nie o dwóch rytach, ale o „dwóch formach tego samego rytu”. Forma nadzwyczajna to stary Mszał; forma zwyczajna - nowy; tym co jest charakterystyczne to “brak sprzeczności miedzy jednym a drugim wydaniem Mszału Rzymskiego”. Będąc jeszcze kardynałem Joseph Ratzinger mówił o tym szerzej podczas przemówienia 24 października 1998 roku z okazji 10-lecia motu proprio Ecclesia Dei: “Poza tym należy powiedzieć rzecz następującą: wolna przestrzeń, którą nowy Ordo Missae pozostawił samodzielnej twórczości, rozszerzyła się przesadnie; różnica między dokonywanymi w różnych miejscach celebracjami liturgii według nowych ksiąg, tak jak jest ona faktycznie praktykowana, jest często większa niż różnica między liturgią dawną i liturgią nową, gdy celebruje się według przepisanych ksiąg liturgicznych. Przeciętny chrześcijanin, nie mający szczególnej formacji liturgicznej, ma trudność z odróżnieniem mszy śpiewanej po łacinie według dawnego Mszału od mszy śpiewanej po łacinie według nowego Mszału; w odwrotności do tego, różnica między liturgią sprawowaną dokładnie według Mszału Pawła VI i formami oraz konkretnymi celebracjami w języku narodowym (z wykorzystaniem całej możliwej swobody i twórczości), jest ogromna!”.
Twierdzenie, jasno i wielokrotnie powtarzane, że różnica między starym a nowym ordo missae nie jest istotna i że wręcz chodzi o dwie formy tego samego rytu, może się podobać lub nie – ale taki jest właśnie pogląd Papieża i jego nauka, wyrażona w formalny sposób w dokumentach wysokiej rangi. Okażmy zatem wobec tej opinii naszą pobożną aprobatę, której się ona domaga i przejdźmy do przeanalizowania, jakie deformacje „na pograniczu akceptowalności”, miał na myśli Papież, wyraźnie do nich nawiązując: “… należy sprawdzić, do jakiego stopnia poszczególne etapy reformy liturgicznej, wprowadzonej po Soborze Watykańskim II, stały się prawdziwymi ulepszeniami, a kiedy tylko fałszywymi uproszczeniami. Kiedy były wyrazem mądrości duszpasterskiej, a kiedy po prostu nierozwagą” (J. Ratzinger, "Raport o stanie wiary").


Liturgia nie jest produktem ludzkim

Na „celowniku" Papieża, zarówno przed jak i po jego wyborze, na pierwszym miejscu znajduje się pojęcie „twórczości liturgicznej”. Zdarzyło się bowiem często w ostatnich dziesięcioleciach, że każda wspólnota, każdy kapłan z osobna czuli się niejako powołani do „wymyślania” form kultu wedle swoich własnych upodobań. W wywiadzie z 5 września 2003 r. ówczesny kardynał mówił: „Ogólnie rzecz biorąc, rzekłbym, że reforma liturgiczna nie była należycie wprowadzona, ponieważ słowo „reforma” było jedynie ogólnym zamysłem. Obecnie liturgia stała się sprawą społeczności wiernych. Społeczność stanowi o sobie samej i „dzięki” inwencji duchownego lub innych wiernych tworzy swoje własne liturgie. Zatem osobiste przeżycia i pomysły wspólnoty wiernych są na pierwszym miejscu, a nie prawdziwe spotkanie ze Stwórcą obecnym w kościele. W ślad za takim postępowaniem zanika zupełnie istota liturgii ... Myślę więc, że musimy przywrócić nie tyle pewne ceremonie, ile podstawowy sens liturgii i zrozumieć, że w liturgii nie realizujemy samych siebie, lecz poddajemy się działaniu łaski dzięki obecności Boga w Kościele ziemskim i niebiańskim. Moim zdaniem uniwersalność liturgii to podstawa”.
Ostatnie wersy są fundamentalne. W myśli papieża liturgia jest nam dana z góry. Potem oczywiście dar ten przechodzi przez pośrednictwo ludzkie (Kościół jako wspólnotę proroczą), ale pozostaje czymś absolutnie innym, aniżeli tylko produktem ludzkim i musi pozostać czymś uniwersalnym ze względu na swój charakter kultu publicznego.
W książce „Duch liturgii” możemy odnaleźć tę samą koncepcję wyrażoną bardzo wyraźnie. Mówiąc o narodzinach kultu Ludu Bożego na Synaju, ale mając na myśli teraźniejszość, kardynał Ratzinger napisał: “Człowiek nie może “zrobić” kultu sam; jeśli nie ukaże mu się Bóg, będzie działał w próżni. Gdy Mojżesz mówi do faraona: „nie wiemy, z czego złożyć ofiarę Panu, Bogu naszemu” (Wj 10,26), wyraża podstawową zasadę wszelkiej liturgii. […] Rzeczywista liturgia zakłada jednak, iż Bóg odpowiada i objawia, jak mamy Go czcić. Dla liturgii rzeczą zasadniczą jest “ustanowienie”. Liturgia nie może wypływać z naszej fantazji bądź kreatywności, gdyż wówczas pozostawałaby wołaniem pozbawionym odzewu lub też byłaby jedynie samopotwierdzaniem”. Charakter kultu, nie dopuszczający żadnej samowoli, dramatycznie kontrastuje z biblijnym opisem złotego cielca. “Rzecz w tym, iż sprawowany przez arcykapłana Aarona kult wcale nie był kultem pogańskich bożków. Tutaj apostazja jest o wiele subtelniejsza. […] ludzie nie są w stanie wytrwać przy niewidzialnym, dalekim i tajemniczym Bogu. Zatem zostaje On sprowadzony na dół, do ludzi, do tego co własne, widzialne i zrozumiałe. […] Człowiek używa Boga i w rzeczywistości stawia się ponad Nim […] wówczas lud sprowadza Boga do siebie. Kult staje się świętem, które wspólnota wyprawia dla samej siebie i w którym szuka samopotwierdzenia. Uwielbienie Boga przeradza się w zaspokajanie własnych potrzeb. […] Przeto opowieść o złotym cielcu jest ostrzeżeniem przed samowolnym i samolubnym kultem […]. Również i tutaj skutkiem będzie frustracja, doznanie pustki. Nie pojawi się także owo doświadczenie wyzwolenia, obecne wszędzie tam, gdzie następuje prawdziwe spotkanie z Bogiem żywym”.
Można sprzeciwiać się tym niezwykłym twierdzeniom (z czym spotykamy się rzeczywiście z wielu stron), ale czy zrozumienie liturgii nie jest wartością pozytywną? Jeżeli ona jest „znakiem”, czy znak ten nie powinien być zrozumiany dla odbierającego go człowieka? W książce „Sól ziemi” kardynał Ratzinger odpowiada: “Nasza reforma liturgii wykazuje błędną, w moim przekonaniu, tendencję, by totalnie „inkulturować” liturgię w nowoczesny świat. Liturgia ma stać się jeszcze krótsza, wszystko, co rzekomo jest w niej niezrozumiałe, należy usunąć – przetransponować na jeszcze bardziej „płaski” język. Pomysły takie świadczą o zupełnym niezrozumieniu istoty liturgii i uroczystości liturgicznej. Działania liturgiczne należy bowiem pojmować nie na czysto racjonalny sposób, tak jak pojmujemy prelekcję czy odczyt, lecz na różnorakie sposoby – pojmować wszystkimi zmysłami i dzięki zaangażowaniu się w uroczystość, która nie została wymyślona przez żadną komisję, lecz przychodzi do mnie jakby z głębin tysiącleci, a w ostatecznym rozrachunku z samej wieczności”. Tekst ten stanowi potępienie racjonalizmu liturgicznego - w istocie jest to to samo potępienie, które wypowiedział Kościół w XVI wieku wobec nauki Lutra. Bóg jest rozumem absolutnym i jest ponad naszym ograniczonym umysłem, liturgia zaś wraz ze swoimi subtelnymi symbolami jest właśnie jednym ze ponadracjonalnych sposobów, poprzez które Bóg komunikuję się z człowiekiem. Ciągłe nadużywanie „twórczości” w liturgii powoduje, że „zatraca się jej istotę, która nie zależy od tego, co my możemy zrobić, lecz jest to coś niezależnego od nas wszystkich. W liturgii działa siła i moc niezależna od Kościoła, manifestuje się w niej absolutnie coś innego, co poprzez wspólnotę wiernych (będącą jej sługą i instrumentem, a nie panią) wnika w nas wszystkich." (z książki „Raport o stanie wiary”). W tym samym tekście kard. Ratzinger pisze dalej: "Dla katolika liturgia to wspólna ojczyzna, samo źródło jego tożsamości. Dlatego też powinna być ‘ponadczasowa’, ‘nienaruszalna’, ponieważ w obrządku objawia się Świętość Boga. Burzenie się przeciw temu i nazywanie tego ‘przestarzałym, usztywnionym schematem’ spowodowało, że liturgia straciła inspirujące twórczo możliwości, popadając w niebezpieczeństwo samowoli, a przez to została strywializowana”.

...wkrótce 3 część...

Tłumaczenie: kl. Sergiusz Orzeszko IBP